Gdy policja spisała gości obecnych na bankiecie, wszyscy mogli już wrócić do domów. Gongsun pomasował skronie i ruszył w stronę windy.
Wzdrygnął się, gdy zobaczył, ilu ludzi do niej czeka. Gdy winda przyjechała, ci, którym udało się wejść do środka, byli ściśnięci jak sardynki w puszce. Widząc to Gongsun poczuł mdłości i zdecydował się zejść po schodach.
Gdy tylko otworzył drzwi na klatkę schodową, ktoś nagle z ogromną siłą odciągnął go w tył. Został wciągnięty w róg pustego korytarza tak szybko, że nawet nie zdążył krzyknąć. Kiedy podniósł głowę, zobaczył Bai Jintanga uśmiechającego się promiennie.
- Ty... Mmm...
Bai Jintang nie powiedział słowa, tylko przycisnął go do ściany, pochylił głowę i pocałował go namiętnie. Gongsun próbował się opierać i odepchnąć go od siebie, ale bezskutecznie. Mógł jedynie mocno przygryźć jego dolną wargę.
Uczucie nagłego bólu zaskoczyło Bai Jintanga, podniósł głowę i uwolnił usta Gongsuna, sam oblizując krwawiącą wargę.
Bai Jintang uśmiechnął się szelmowsko i spojrzał na doktora, który oddychał ciężko po tym jakże wyczerpującym pocałunku. Gongsun również na niego spojrzał i powiedział.
- Czego do diabła chcesz?!
Bai Jintang wzruszył ramionami.
- Och, bardzo mi pomogłeś i zastanawiałem się, jak powinienem ci podziękować. A może... - Przerwał na chwilę i przysunął się do niego, by seksownym głosem szepnąć mu na ucho. - Zaoferuję ci siebie?
Gongsun odwrócił głowę i spojrzał mu prosto w oczy.
- Dobrze.
Bai Jintang był lekko zaskoczony tą odpowiedzią. Gdy już miał go jeszcze raz pocałować, kątem oka zobaczył dziwny błysk. Instynktownie chwycił zbliżającą się w jego kierunku dłoń Gongsuna, która zaciśnięta była na wypolerowanym skalpelu.
- Hej, hej, hej! - Bai Jintang błyskawicznie się cofnął, nie puszczając jego dłoni. - A ty gdzie z tym skalpelem?
- Przecież sam się zaoferowałeś? - Odpowiedział Gongsun z nutką sarkazmu w głosie. - Od dawna chciałem zrobić sekcję na żywca.
- Och. - Bai Jintang parsknął śmiechem. - I właśnie to w tobie lubię.
Następnie pochylił się i ponownie go pocałował.
- Ty draniu! Zabiję cię!
- Jasne, jeśli tylko chcesz, oddam ci moje życie.
- Kto by je chciał. Puść mnie!
Na klatce schodowej Ding Zhaohui podał Ding Zhaolanowi chusteczkę.
- Masz! Wytrzyj ślinę.
Ding Zhaolan wziął chusteczkę i otarł usta, po czym zwrócił ją bratu.
- Zabieraj ją z powrotem! I zatamuj krwotok z nosa.
- Co by nie mówić, szef jest naprawdę...
- Draniu!
- Podwiozę cię do domu. - Bai Jintang wyszeptał Gongsunowi do ucha, bo nadal trzymał go w swoich ramionach.
- Wcale cię o to nie prosiłem. - Powiedział ze złością Gongsun, próbując wyrównać oddech. Popchnął Bai Jintanga i odwrócił się do wyjścia.
- Przecież mam po drodze. - Powiedział Bai Jintang i złapał Gongsuna pod rękę, ciągnąc go w głąb korytarza.
- Tam jest winda.
Ostatecznie zaciągnął go do swojego auta i wepchnął do środka, a Gongsun przez cały czas zastanawiał się, co miał na myśli mówiąc „po drodze". Dopiero gdy zobaczył, jak Bai Jintang otwiera kluczem mieszkanie tuż obok swojego, szczęka mu opadła, a oczy niemalże wyszły z orbit. Był w szoku i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zobaczył bliźniaków, którzy cały czas za nimi podążali. Oni z kolei otworzyli drzwi mieszkania znajdującego się nieco dalej. Gongsun wrzał z wściekłości otwierając drzwi.
- Wy-wy jesteście...
Bai Jintang nie czekał, aż dokończy zdanie, wepchnął oszołomionego Gongsuna do jego mieszkania i zamknął drzwi.
Gdy doktor podniósł głowę, powitał go widok dużych okien sięgających od podłogi do sufitu, które z przyzwyczajenia całkowicie zasłonił zasłonami.
- Wygląda na to, że ostatnich kilka dni spędzałeś na komisariacie, prawda? - Zauważył Bai Jintang, prowadząc Gongsuna do okna. Odsunął zasłony i ich oczom ukazała się olśniewająca panorama nocnego miasta. Gongsun wpatrywał się tępo w coś, co kiedyś było ciemnym, ponurym i niszczejącym budynkiem. Aktualnie był w remoncie i z racji prowadzonych tam prac był cały oświetlony.
- Ta dzielnica ma ogromny potencjał gospodarczy, dlatego kupiłem ten budynek. A tam... - Bai Jintang wyciągnął palec, by pokazać mu okno, przez które nie tak dawno krew krzepła mu w żyłach. - będzie biuro Prezesa Grupy Bai!
Gongsun poczuł się trochę nieswojo.
- Nie musiałeś...
- Hej. - Bai Jintang wyciągnął palec i wskazał nim tamto okno. - Pod tym kątem będziesz mógł mnie zobaczyć, a ja będę widział ciebie. Od teraz możesz spać spokojnie.
Gongsun odwrócił się i spojrzał na niego dość poważnie. Po chwili Bai Jintang ponownie się odezwał.
- Przy okazji, zrobiłem dziurę w ścianie!
I nagle Gongsun zauważył, że w ścianie faktycznie znajduje się ogromna dziura, której wcześniej nie było. Dzięki niej oba mieszkania były połączone.
- Bai Jintang, wynoś się stąd do diabła! Ty psychopato!
- Pierwszy raz wołasz mnie po imieniu!
- Ty... Ach! Co robisz? Postaw mnie!
- Chodźmy do sypialni omówić warunki ofiarowania ci mojego ciała.
- Natychmiast wynoś się z mojego mieszkania!
Był środek nocy, a Bai Jintang leżał na swoim łóżku, nie mogąc zasnąć. Gongsun go wyrzucił i od razu zastawił dziurę meblami.
- Ech... - Westchnął po raz setny. - Dlaczego on jest taki drażliwy?
Następnego ranka, jak tylko Bai Yutang i Zhan Zhao pojawili się w biurze SCI, natychmiast zostali wezwani do gabinetu komendanta.
- I co wy na to? - Zapytał Bao Zheng, rzucając w nich aktami. Kiedy je otworzyli, zgodnie z przewidywaniami, zobaczyli dokumenty dotyczące wczorajszej sprawy. Były tam też inne akta spraw o morderstwo, których narzędziem zbrodni był karabin.
- To nie wygląda na robotę profesjonalnego zabójcy. - Odpowiedział Bai Yutang po przejrzeniu dokumentów. - Sposób, w jaki dokonano tych zbrodni, jest dość chaotyczny.
Bao Zheng przytaknął.
- I właśnie to jest najbardziej niepokojące!
Zhan Zhao zasępił się, gdy czytał akta.
- Zabójca z zeszłej nocy był studentem Uniwersytetu M? Qi Lei. Ledwie skończył 20 lat?
Bao Zheng kolejny raz przytaknął.
- Ta sprawa jest trochę dziwna. Zarówno dr Wilson, jak i Jon King to znani zagraniczni celebryci, dlatego wczorajsze wydarzenia przyciągnęły sporo uwagi. Macie dwa tygodnie, żeby rozwiązać sprawę!
Bai Yutang podrapał się po głowie.
- Komendancie Bao, znowu wyznaczasz nam limit czasowy?!
Zhan Zhao również się wtrącił.
- No właśnie.
Bao Zheng spojrzał na nich z rozbawieniem i powiedział.
- No proszę, teraz obaj uderzacie w te same tony. Dam wam dwa tygodnie i jedną noc, jak wam się nie uda, przez rok będziecie czyścić kible!
Chwilę później Bai Yutang i Zhan Zhao postawili wszystkich w biurze SCI do pionu, gdy wpadli jak burza do biura.
- Ma Han!
- Tak, szefie? - Widząc, że dowódca jest w kiepskim humorze, Ma Han szybko podbiegł, by odebrać rozkazy.
- Zabierz zespół techników na wszystkie cztery miejsca zbrodni i dokładnie je zbadajcie!
- Tak jest!
- Wang Chao, Zhang Long, dowiedzcie się wszystkiego o ofiarach, a także o profesorze i tej gwieździe kina.
- Tak jest!
- Xu Qing, ustal skąd pochodzi broń!
- Tak jest!
- Macie dwa tygodnie na rozwiązanie sprawy!
- Że co?!
Widząc przerażenie w oczach swoich ludzi, Bai Yutang zachichotał.
- Dzień spóźnienia i przez rok będziecie czyścić kible!
Wszyscy w panice zabrali się za swoje zadania, a Zhan Zhao obserwował pewną Mysz, która właśnie wyładowała całą swoją złość na podwładnych. Podszedł do niej i mruknął jej do ucha.
- Tak to jest, gdy władza jest w rękach łotra!
Bai Yutang zmrużył groźnie oczy.
- Głupi Kocie, co tam mruczysz?
- Co robimy? - Zapytał poważnie Zhan Zhao.
- Hmm... - Dowódca westchnął i podniósł akta. - Chodźmy na Uniwersytet M i sprawdźmy informacje o Qi Leiu.
Uniwersytet M to prywatna uczelnia, której poziom był raczej średni. Kultura studencka i obowiązujący tu dress code były zupełnie inne niż na Uniwersytecie C. Bai Yutang i Zhan Zhao udali się do Dziekanatu Wydziału Prawa, ponieważ Qi Lei studiował właśnie prawo.
Jia Zhengyan był młodym wykładowcą, miał około trzydziestu lat i był opiekunem studentów czwartego roku Wydziału Prawa, w tym również Qi Leia.
Bardzo ciepło przyjął Zhan Zhao i Bai Yutanga i zgodził się odpowiedzieć na ich pytania. Według niego Qi Lei był nietowarzyskim studentem, który nie mógł się odnaleźć wśród kolegów. Pół roku mieszkał w akademiku, a potem wyprowadził się i wynajął własne mieszkanie.
- Dlaczego? Nie układało mu się ze współlokatorami? - Zapytał Bai Yutang.
- Hm... - Jia Zhengyan zawahał się przez chwilę. - Qi Lei jest chory, dlatego nie może z nikim mieszkać.
- Co mu dolega?
- Lunatykuje...
- Lunatykuje?
- Mógłby pan powiedzieć coś więcej? - Zapytał Zhan Zhao z wielkim zainteresowaniem.
- Oczywiście. - Przytaknął nauczyciel. - W nocy Qi Lei dość często atakował swoich współlokatorów. Próbował ich podpalić, kilku pobił, a jednego prawie udusił.
- Skąd pewność, że lunatykował? - Zapytał Zhan Zhao, marszcząc brwi.
Jia Zhengyan westchnął.
- Mimo, że Qi Lei nie udziela się towarzysko, wszyscy wiedzą, że z natury jest bardzo łagodny. Jednak według jego współlokatorów w nocy stawał się agresywny, jakby był zupełnie inną osobą, a rano nie pamiętał, co się stało.
Zhan Zhao opuścił nieco głowę i nic już nie powiedział, tylko zatopił się w myślach, a jego brwi były coraz bardziej zmarszczone. Bai Yutang zadał jeszcze kilka pytań, na które wykładowca chętnie odpowiedział. Doktor odezwał się dopiero na sam koniec przesłuchania.
- Wie pan, gdzie on mieszka?
- Adres jest w karcie studenta. Zapiszę go dla was. - Jia Zhengyan wyjął kartkę, aby zapisać adres i dodał. - Możecie też porozmawiać z ludźmi z zespołu, w którym gra. Na pewno wiedzą o nim dużo więcej.
- Gra w zespole?
- Qi Lei jest bardzo utalentowany muzycznie i jest niezłym basistą. Razem z kolegami założyli studencki zespół o nazwie „Boiling Point". Nawet jedna wytwórnia płytowa chce z nimi podpisać kontrakt.
- Gdzie znajdziemy pozostałych członków zespołu?
- Och, w auli, w trzypiętrowym ceglanym budynku. - Powiedział Jia Zhengyan, po czym spojrzał na zegarek i dodał. - Codziennie po południu mają tam próbę. Jak wejdziecie do budynku, na pewno ich usłyszycie.
Gdy opuścili Dziekanat Wydziału Prawa, Zhan Zhao, który nie miał za grosz orientacji w terenie, zaczął się kręcić i rozglądać, szukając kierunku, w którym powinni się udać.
Bai Yutang spojrzał na zegarek i powiedział.
- Kotek, jest dwunasta.
Gdy tylko te słowa wyszły z ust dowódcy, jak na zawołanie kiszki doktora zagrały marsza.
- Zjedzmy coś. - Powiedział Bai Yutang patrząc na kręcącego się w kółko Kota. Zatrzymał go i pociągnął w stronę bramy wejściowej.
- Dokąd idziemy?
- Jak tędy szliśmy, widziałem japońską restaurację. Była niedaleko uczelni.
- Japońska kuchnia? - Zhan Zhao był podekscytowany na samą myśl. - Chcę sushi! Chcę kalmary! O tak, sushi z łososiem!
- Kalmarów będzie pod dostatkiem, a może też sushi z sardynkami.
- Hmm, sushi z sardynkami?!
- I z łososiem.
- Tak i z łososiem! I jeszcze sashimi z różnymi rybami!
- Same ryby? Naprawdę zmieniłeś się w Kota.
- A do tego wasabi!
- Żadnego wasabi.
- Dlaczego?
- Masz problemy z żołądkiem, nie możesz tego jeść.
- Ech!
Po chwili weszli do japońskiej restauracji znajdującej się tuż przy bramie.
- Kotek, tak przy okazji. - Bai Yutang znalazł stolik w ustronnym miejscu i usiadł przy nim. - Byłeś trochę rozkojarzony, wpadłeś na coś?
Zhan Zhao usiadł naprzeciwko niego i podniósł menu, by je przejrzeć, po czym szybko złożył zamówienie.
- Nie jestem pewien, tak się tylko zastanawiam.
- Nad czym?
- Hmm...
- Cholerny Kot, powiedz i nie trzymaj mnie w niepewności!
- Po tym, co usłyszałem, nie sądzę, żeby Qi Lei lunatykował. - Powiedział Zhan Zhao, nabierając pałeczkami ryż z kalmarami.
- Co masz na myśli?
- Bo wiesz, szansa, że osoba dorosła będzie lunatykować, jest bardzo mała. A jeśli już to się zdarza, to nie ma w tym określonego celu. Rozumiesz, lunatycy zwykle błąkają się półprzytomni.
Zhan Zhao ponownie się zamyślił, po czym zjadł kolejną porcję kalmarów.
- Opiekun roku powiedział, że zachowywał się agresywnie, a po tym, jak się obudził, niczego nie pamiętał. - Dodał Bai Yutang, wpatrując się w miskę ryżu z kalmarami.
- I właśnie to jest dziwne. - Odezwał się Zhan Zhao. - Aktywność podczas snu jest wynikiem pobudzenia kory mózgowej, w której zachodzą dwa procesy „podniecenia" i „tłumienia". Zwykle, gdy śpimy, nasze komórki mózgowe są w fazie stłumionej. Jeśli istnieje grupa lub kilka grup komórek nerwowych odpowiedzialnych za ruch, które są w fazie pobudzenia, osoba zaczyna lunatykować. Zakres ruchu lunatyka ogranicza się do obszarów znanych i powtarzalnych czynności, zwykle takich, które się często wykonuje.
- Kotek. - Bai Yutang postukał pałeczką w jego miskę i powiedział. - Znowu mówisz w obcym języku.
Zhan Zhao przewrócił oczami i spojrzał z pogardą na dowódcę, po czym wsadził do ust sporą rolkę sushi.
- Mówiąc najprościej, lunatycy raczej nie przechodzą zmiany osobowości podczas lunatykowania. Co więcej, robią we śnie to, co zwykli robić na co dzień.
Doktor otworzył szeroko usta i pochłonął kolejną rolkę sushi, a Bai Yutang odezwał się po chwili namysłu.
- Czyli uważasz, że on robił to celowo?
Zhan Zhao pokręcił głową z buzią wypchaną sushi.
- Hmm... Mało prawdopodobne.
- Więc o co chodzi?
- Aby potwierdzić moje przypuszczenia, muszę sprawdzić jego środowisko życia. - Odpowiedział Zhan Zhao, próbując jednocześnie połknąć jedzenie, które nadal miał w ustach.
- Czyli to kolejny świr, tak? – Westchnął bezradnie Bai Yutang. - Dlaczego w dzisiejszych czasach jest tak wielu wariatów?
Zhan Zhao wskazał na niego smażoną krewetkę i powiedział.
- Myszo! Nigdy więcej nie używaj określenia „wariat"!
Doktor chciał jeszcze coś dodać, ale rozległ się huk i trzask, a stolik znajdujący się niedaleko ich stolika został przewrócony. Po chwili usłyszeli głosy kłócących się osób.
- Powtórz to, jeśli masz odwagę!
Obaj odwrócili się w kierunku hałasu i zobaczyli dwie osoby kłócące się przy przewróconym stoliku. Jedna z nich chwyciła drugą za kołnierz i pchnęła z całej siły, po czym zaserwowała kilka ciosów i kopniaków.
Ku przerażeniu Bai Yutanga i Zhana Zhao, osobą, która atakowała, była kobieta, a osobą pobitą i całkowicie niezdolną do walki, był mężczyzna. Kobieta ubrana była w punkowym, zadziornym stylu. Gdy już wymierzyła swej ofierze wystarczającą liczbę ciosów, splunęła, po czym odwróciła się do wyjścia.
- Spadam...
Pobity mężczyzna z posiniaczoną twarzą wstał z podłogi i przeklął.
- Kurwa, to tylko gówniany zespół studencki, za kogo oni się mają...
Rzucił trochę gotówki na ladę i również wyszedł.
Po obiedzie Zhan Zhao i Bai Yutang poszli do mieszkania Qi Leia, które znajdowało się całkiem blisko uczelni. Był to dość zaniedbany budynek i zapewne czynsz był niski. Weszli na górę i zapukali do drzwi. Nikt im nie odpowiedział.
- Wygląda na to, że mieszkał sam. - Powiedział Zhan Zhao i rozejrzał się dookoła. - Może poprośmy administratora o klucz?
Bai Yutang machnął ręką i powiedział.
- Gdzie tu znajdziesz jakiegoś administratora? Za dużo kłopotów.
Następnie podniósł nogę i kopnął w sam środek drzwi, a one otworzyły się z hukiem. Zapach, jaki wydobył się z mieszkania, sprawił, że obaj się skrzywili. Gdy już mieli wejść do środka, usłyszeli, że ktoś do nich krzyczy.
- Stać! Kim jesteście?!
Kiedy się odwrócili, zobaczyli, że wpatruje się w nich ta sama punkówa, która właśnie rozprawiła się z jednym z klientów w restauracji.
Komentarze
Prześlij komentarz