SCI Mystery - tom 1 [PL] - Obóz treningowy zabójców / Rozdział 33: Obóz treningowy

        Qi Le przyniosła komputer, ale nie znała do niego hasła. Bai Yutang i Zhan Zhao postanowili zabrać laptop do biura i przekazać go Jiang Pingowi.

       Po przesłuchaniu pozostałych członków zespołu, nie dowiedzieli się niczego nowego. Jednak upewnili się, że ta grupka nastolatków naprawdę była ze sobą blisko, a ich żal po stracie przyjaciela był szczery.

       Bai Yutang zostawił im swój numer telefonu, aby mogli się z nim skontaktować, jeśli przypomni im się jakiś ważny szczegół. Następnie razem z doktorem opuścili Uniwersytet M i pojechali z powrotem na komisariat policji.

      - Te dzieciaki są w kiepskim stanie psychicznym. - Powiedział Zhan Zhao wsiadając do auta.

      - Wszyscy ćpają, to niby jak się mają czuć? - Odpowiedział dowódca włączając się do ruchu.

      - To dwudziestokilkuletni studenci, skąd wzięliby narkotyki? - Zapytał zdziwiony doktor.

      - Ech... nie sądzę, żeby brali heroinę* czy lód*. Prawdopodobnie kupują jakieś tanie gówno, jak ecstasy* lub inne dopalacze, które można dostać wszędzie. - Powiedział Bai Yutang kręcąc głową. - Żeby tak marnować sobie życie.

      - Przecież osoby, które mają pasje i są wykształcone, rzadziej sięgają po narkotyki... - Powiedział Zhan Zhao pełen wątpliwości. - Jeśli Qi Lei brał narkotyki z powodu swojej choroby, to co z pozostałymi członkami zespołu?

       - Może czują wewnętrzną pustkę... - Zasugerował Bai Yutang po chwili namysłu. - W sumie możemy się temu bliżej przyjrzeć. Możliwe, że odkrycie źródła, skąd kupują prochy, do czegoś nas doprowadzi.

       - Może poprosimy o pomoc Wydział do spraw narkotyków?

       Bai Yutang energicznie potrząsnął głową.

       - Najpierw ich poobserwujmy, a jak już coś odkryjemy, to podejmiemy odpowiednie kroki.

       I tak, rozmawiając całą drogę, w końcu dojechali pod budynek Komendy Policji. W biurze SCI byli wszyscy członkowie zespołu, którzy już wrócili z terenu. Byli też bliźniacy Ding. W chwili, gdy Bai Yutang wszedł przez drzwi, jeden z bliźniaków powiedział:

       - To jest Złota Karta VIP na wszystkie dania i napoje serwowane przez Grupę Baishi. Nie będziecie musieli płacić za posiłek w żadnej z restauracji należących do naszej Grupy.

       - Co tu się dzieje? - Zapytał wściekły dowódca.

       - Pomagamy szefowi wkraść się w ich łaski. - Bracia odpowiedzieli jednocześnie.

       - Próbujecie dać łapówkę na komisariacie policji?! Życie wam niemiłe?! - Bai Yutang zmarszczył brwi i wskazał im drzwi. - Wynocha!

       - Oj, to tylko prezenty w imię przyjaźni, nie łamiemy prawa! - Odpowiedzieli bliźniacy i poklepali po ramieniu nieco zaskoczonego całą sytuacją Zhao Hu, zachodząc go z obu stron jednocześnie.

       - Prawda, bracie?

       - Uch... - Zhao Hu powstrzymał się od odpowiedzi, najpierw spojrzał w lewo, potem w prawo, a na koniec na Bai Yutanga z przerażeniem w oczach. W odpowiedzi dowódca zmierzył go ostrym spojrzeniem. - Uch... no nie wiem... - Zhao Hu powiedział drżącym głosem.

       - Ach? Czy nie jesteśmy dobrymi kumplami? - Zapytali bliźniacy trzymając dłonie na piersi, a w ich oczach malowało się cierpienie. - Te słowa zraniły nas do żywego...

       - Uch... w takim razie... tak... - Zhao Hu pośpiesznie przytaknął.

       - Co?! – Słysząc to dowódca posłał mu wyjątkowo lodowate spojrzenie.

       - Uch... nie... ech... to znaczy... - Zhao Hu próbował sklecić zdanie prowadząc ze sobą wewnętrzną walkę i łypiąc to na bliźniaków, to na Bai Yutanga.

       - Aaa! - w końcu wrzasnął i odwrócił się do stojącego za nim Wang Chao. - Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego zawsze trafia na mnie?!

       Nie było łatwo wyprosić bliźniaków z biura, ale w końcu się udało. Zhan Zhao i Bai Yutang nie tracąc czasu, od razu wezwali zespół do sali konferencyjnej.

       - Jiang Ping, to jest komputer Qi Leia. Jest zabezpieczony hasłem, zobacz, co da się zrobić, żeby go odpalić.

       - Już się robi! - Jiang Ping przejął laptopa i od razu go otworzył. - Och, to zwykłe hasło użytkownika. Przejdę w tryb awaryjny i w dziesięć minut uzyskam dostęp. - Po tych słowach zabrał się do pracy.

       - A jak u was? Dowiedzieliście się czegoś? - Zapytał Bai Yutang.

       - To ja zacznę. - Powiedział Ma Han, podnosząc rękę. - Razem z zespołem techników zbadaliśmy wszystkie cztery miejsca zbrodni i coś odkryłem. – Mówiąc to, wyjął kilka zdjęć, po czym rozłożył je na stole. - Załóżmy, że za wszystkimi czterema morderstwami stoi ta sama osoba, czyli Qi Lei.

       - Powiedzmy, że tak jest.

       Wszyscy zebrali się wokół niego, aby obejrzeć zdjęcia.

       - Odległość, z jakiej strzela morderca, jest w każdym przypadku podobna, to jest około 50 metrów. - Kontynuował Ma Han. - A to dystans, z którego strzelają świeżaki!

        - Świeżaki? - Wszyscy byli zdziwieni, a Ma Han mówił dalej.

        - Szefie, tamtego wieczoru sam zastrzeliłeś Qi Leia z odległości 50 metrów, prawda?

       Bai Yutang przytaknął.

       - Bo taki jest zasięg broni krótkiej, dokładnie 50-100 metrów, dlatego żaden zawodowy snajper nie będzie strzelał z odległości 100 metrów. Zasięg karabinu snajperskiego to 800-1000 metrów. Jeśli strzelasz z tak bliska, istnieje duża szansa, że kula przebije się przez cel i zrani innych.

       - Co to oznacza? - Zapytał Zhan Zhao i poczuł pełne zrozumienie dla dowódcy, który zawsze go prosi, by mówił po ludzku, kiedy przeprowadza analizę psychologiczną.

       - Ten student miał dość wszechstronną wiedzę i niezły zmysł snajperski. Dokonał dokładnych obliczeń, uwzględniając kąt oddania strzału i kierunek wiatru. A to oznacza, że ktoś nauczył go teorii i też sporo ćwiczył. Jednak... - Ma Han przerwał na chwilę. - Nie miał szans postrzelać z dużego dystansu.

      - Och... - Bai Yutang przytaknął ze zrozumieniem. - Chcesz powiedzieć, że podczas ćwiczeń oddawał strzał z małych odległości?

      Ma Han skinął głową.

       - Czyli ćwiczył na ograniczonej przestrzeni.

       - Też tak pomyślałem! - Powiedział Ma Han - Większość strzelnic ma długość około 50-100 metrów, dlatego poszedłem do wszystkich klubów strzeleckich w mieście, żeby je sprawdzić i odkryłem, że Qi Lei jest członkiem klubu „Guangdong".

       - Guangdong? - Dowódca zmarszczył brwi. - Brzmi jakoś znajomo.

      - Szefie, jak udało ci się zbudować taką muskulaturę, skoro nie odwiedziłeś ani jednej siłki w mieście? - odezwał się Wang Chao, chichocząc pod nosem. - Większość siłowni i klubów sportowych jest pod szyldem „Guangdong".

        - Acha... - Bai Yutangowi zaczęło już coś świtać. - Gunagdong należy do Pang Group! Jej szefem jest Pang Wei.

       - Pang Wei? - Zhan Zhao się wzdrygnął i próbował sobie przypomnieć, gdzie słyszał to nazwisko.

       - Kotek, znasz go? - Zapytał dowódca, patrząc na niego ze zdziwieniem.

       - Nie, ale gdzieś już słyszałem to nazwisko. - Doktor zamyślił się, przeszukując zakamarki swej pamięci. Zdaje się, że mężczyzna, który podszedł do niego po wykładzie dr Wilsona, nazywał się „Pang Wei".

       - Masz jakieś jego zdjęcie? - Zapytał Zhan Zhao.

       - Tak. - Odpowiedział Ma Han i pokazał zdjęcie doktorowi.

       Na zdjęciu był mężczyzna o chłodnych rysach, które dodawały jego twarzy surowości.

        - Widziałem go! - Powiedział Zhan Zhao. - Był na wykładzie z psychologii dr Wilsona!

        - Facet, który rozmawiał z tobą przy wejściu do audytorium? - Najwyraźniej Bai Yutang również go zapamiętał. - Co on ci wtedy powiedział?

        Zhan Zhao przytaknął.

       - Nic specjalnego, mówił, że był na kilku moich wykładach.

       - Chodzi na wykłady? - Zapytał nieco skonsternowany Zhao Hu. - Przecież jest biznesmenem. Po co mu wykłady z psychologii?

       - Mam coś jeszcze! - Powiedział Ma Han. - Spójrzcie, kogo znalazłem na liście członków tego klubu. - Mówiąc to położył na stole kolejne zdjęcie. - Pamiętacie go?

       Wszyscy spojrzeli na zdjęcie i na moment się zawiesili.

       - Li Feifan?

       - Student, który śledził Kota! - Nagle twarz Bai Yutanga spochmurniała. - Wygląda na to, że to grubszy temat.

        Wszyscy przytaknęli.

        - Ma Han, przyjrzyj się dokładnie temu klubowi strzeleckiemu!

        - Tak jest, szefie! - Ma Han wyciągnął coś z kieszeni i powiedział. - Mam już nawet kartę członkowską!

        Bai Yutang roześmiał się.

         - Ty draniu, bądź ostrożny!

         - A co z pozostałymi ofiarami? - Zapytał doktor Wang Chao i Zhang Longa. - Czy coś ich łączy?

         Obaj głęboko westchnęli.

         - Jedyne, co ich łączy, to fakt, że byli dobrymi ludźmi.

         - Dobrzy ludzie?

        Zhang Long przytaknął i sięgnął po trzy teczki z danymi ofiar.

        - Mamy tu wykładowcę uniwersyteckiego, biznesmena oraz weterynarza filantropa.

        - Dodatkowo są jeszcze dwie niedoszłe ofiary, czyli dr Wilson, psycholog i Jon King, aktor.

        - I kompletnie nic ich ze sobą nie łączy. - Zhao Hu podrapał się po głowie.

        - Gdzie jest teraz dr Wilson i ten cały Jon? - Zapytał dowódca.

        - Doktor Wilson miał zawał serca i jeszcze przez jakiś czas zostanie w szpitalu.

        - A Jon niedługo zaczyna zdjęcia do filmu.

        - Musimy zadbać o ich bezpieczeństwo. - Rozkazał Bai Yutang.

        - Nie martw się, szefie. Ai Hu i jego ludzie zajęli się ich ochroną. A co ważniejsze, obaj są chętni do współpracy. - Poinformował Wang Chao. - W najbliższym czasie zamierzamy ich przesłuchać.

        - Jeśli chodzi o karabin, to Xu Qing wciąż bada sprawę. Najprawdopodobniej pochodzi z nielegalnego źródła. - Dodał Zhao Hu.

        Bai Yutang kiwnął głową i powiedział.

        - W takim razie idźmy za ciosem. Zhao Hu, jedź na Uniwersytet M i miej na oku członków zespołu „Boiling Point", zwłaszcza Qi Le.

        - Tak jest!

        - Mam już gotowy raport z autopsji. - Powiedział Gongsun, przekazując wyniki sekcji Qi Leia. - Na jego ciele są rany po samookaleczeniu i w momencie śmierci był pod wpływem narkotyków.

        Zhan Zhao i Bai Yutang wymienili spojrzenia. Było tak, jak podejrzewali...

        - Szefie! Patrz na to! - Krzyknął Jiang Ping, który cały czas majstrował przy laptopie. Wszyscy podbiegli do niego.

        - 27 listopada dostał bardzo dziwnego maila, dokładnie w dniu zdarzenia.

        Następnie Jiang Ping otworzył wiadomość: Nadszedł czas, obudź demona! Odtąd nie jesteś już sobą!

        Wszyscy patrzyli na te słowa z zaciekawieniem.

        - Jest tego więcej. - Jiang Ping otworzył kilka innych maili. - W sumie cztery wiadomości o tej samej treści. Poprzednie trzy zostały wysłane w datach pozostałych morderstw.

        - Kto je wysłał? - Zapytał Bai Yutang.

        - Podpisano jako „Obóz treningowy zabójców". - Powiedział Jiang Ping, klikając nazwę nadawcy, aby wszyscy mogli ją zobaczyć: Obóz treningowy zabójców.

        - Czyli to był wyszkolony morderca? - Doktor był naprawdę zdziwiony.

        - Szefie, spójrz na pulpit komputera. - Powiedział Jiang Ping i otworzył widok pulpitu. Czarne tło, z którego wyłaniał się demon z kosą.

        - Kocie, co to znaczy? - Zapytał dowódca. Zhan Zhao milczał przez dłuższy czas, zanim w końcu odpowiedział.

        - Ktoś kontrolował Qi Leia i w ten sposób zabijał ludzi. Ten obóz treningowy to jakaś organizacja zrzeszająca morderców.

        - Ech... - Westchnął Bai Yutang. - Ta sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, niż nam się wydawało. Jiang Ping, namierz nadawcę!

        - Tak jest! Ale łatwo nie będzie. To konto jest fałszywe.

        Zhan Zhao przerwał mu i powiedział.

        - Musimy się pospieszyć! Mogą być kolejne ofiary.

        Wszyscy funkcjonariusze momentalnie spoważnieli, a doktor poszedł za Bai Yutangiem do jego gabinetu i powiedział.

       - Yutang, martwię się.

       - Co się dzieje? - Spytał dowódca, widząc niepokój na twarzy Zhan Zhao.

        - Z tego, co powiedziała Qi Le i inni, ostatnio stan Qi Leia znacznie się pogorszył.

        - I co z tego? - Zapytał nieco zaskoczony dowódca.

        - Myślę, że jego zły stan zdrowia spowodowany był indukcją psychologiczną, a także specyfiką prowadzonej terapii. - Odpowiedział Zhan Zhao. - Z punktu widzenia psychologii to niezwykle trudna i niebezpieczna sytuacja.

        Bai Yutang milczał.

        - Nie wiem, kiedy to się zaczęło, ale psychologia stała się narzędziem zbrodni. - Zhan Zhao czuł się bezradny, gdy wypowiadał te słowa. - Czasem jest bardziej zabójcza, niż pistolet.

       Bai Yutang poklepał go po ramieniu i już miał powiedzieć kilka słów pocieszenia, gdy zadzwonił jego telefon. Gdy dowódca zerknął na wyświetlacz, jego twarz zrobiła się biała jak prześcieradło.

        - Kotek! - Krzyknął i rzucił telefon do Zhan Zhao. - Alarm pierwszego stopnia!

        Doktor złapał telefon i kiedy spojrzał na ekran, zobaczył, że to połączenie od „Mamy". Momentalnie odrzucił telefon z powrotem do dowódcy.

        - Odbierz!

        - Odbierz za mnie! I powiedz, że mnie nie ma! - Poprosił Bai Yutang i rzucił telefon doktorowi.

        - Nie chcę! Nie będę kłamał! Czemu zawsze się tak zachowujesz!? - Telefon ponownie został wyrzucony w powietrze. Dowódca go złapał, odebrał i odrzucił do Zhan Zhao.

        - A niech cię! - Doktor już chciał odrzucić telefon, ale osoba po drugiej stronie linii usłyszała jego głos.

        - Halo? Halo? To ty, Xiao Zhao? - Nie mając innego wyjścia, posłał Bai Yutangowi mordercze spojrzenie i przyłożył telefon do ucha.

        - Cześć, ciociu.

        - Och, Xiao Zhao, czy Yutang jest z tobą? - Zapytała pani Bai delikatnym i pełnym miłości głosem.

        - Ach, Yutang... - Zhan Zhao spojrzał na dowódcę, który błagalnie wymachiwał rękoma. - Och... Nie ma go tutaj.

        - Naprawdę? Cóż, w sumie mogę powiedzieć to tobie. Pamiętaj, że dziś wieczorem macie przyjść na kolację.

        - Kolacja? - Zhan Zhao ponownie spojrzał na Bai Yutanga, który pokazał mu, że nie zamierza iść na żadną kolację. - Ciociu, mamy coś dzisiaj... - Gdy zaczął mówić, kobieta szybko mu przerwała.

        - Cóż... - Zamilkła na chwilę, po czym powiedziała. - Xiao Zhao, przełącz telefon na tryb głośnomówiący, żeby osoba dająca ci znaki też mogła mnie usłyszeć.

        Zhan Zhao nie miał wyjścia, przełączył telefon na tryb głośnomówiący i skierował go w stronę dowódcy. Najpierw usłyszeli delikatne odchrząknięcie, a potem po delikatnym, subtelnym i pełnym miłości głosie nie zostało śladu. Zamiast niego usłyszeli dziki i wściekły ryk.

        - Bai Yutang! Zepnijcie poślady i grzecznie przyjdźcie dzisiaj wieczorem na kolację! Chyba, że chcecie, żebym wydrukowała wasze zdjęcia z dzieciństwa w dziewczęcych sukienkach, zrobiła z nich plakaty i obkleiła nimi komisariat!? - Po tych słowach kobieta się rozłączyła, a im jeszcze przez chwilę dzwoniło w uszach, dodatkowo nie mogli się otrząsnąć z wrażenia, jakie zrobiło na nich to zaproszenie.

        Przy drzwiach tłoczyła się grupka rozbawionych scenką gapiów, którzy ledwo tłumili wybuch śmiechu.

        - Na co się gapicie?! Nie macie co robić? Zajmijcie się sprawą! - Krzyknął dowódca, a jego podwładni, jeszcze bardziej rozbawieni, rozeszli się do swoich biurek.

        Wieczorem Zhan Zhao i Bai Yutang posłusznie przyjechali do rezydencji państwa Bai znajdującej się w centrum miasta. Podczas, gdy pani Zhan pomagała pani Bai w kuchni, w salonie Bai Yunwen i Zhan Qitian rozmawiali przy herbacie. Towarzyszył im korpulentny mężczyzna w średnim wieku.

        - Tato, wujku. - Doktor i dowódca przywitali się, jak na grzeczne dzieci przystało.

        Mężczyzna w średnim wieku odezwał się do nich z uśmiechem.

        - Czyli to są Yutang i Xiao Zhao, te znane osobistości? Elita policji! Hahaha! - Zaśmiał się serdecznie.

        - To jest twój trzeci wujek. - Powiedział Bai Yunwen, po czym dodał z uśmiechem. - Mój młodszy kuzyn, Bai Feng. Często nas odwiedzał, kiedy byłeś dzieckiem.

        - Wujek Feng. - Powtórzył dowódca, przypominając go sobie z dzieciństwa.

        - Yutang, wiesz, że syn wujka Fenga, czyli twój kuzyn, w tym roku ukończył akademię policyjną. Tak się składa, że został przydzielony do Miasta S, więc musisz się nim zaopiekować! - Oznajmił Bai Yunwen tonem nieznoszącym sprzeciwu.

        - Bai Chi, twój kuzyn także dzisiaj przyszedł. Synu, chodź się przywitać! - Zawołał Bai Feng w stronę kuchni. Zarówno Zhan Zhao, jak i Bai Yutang byli nieco oszołomieni, gdy usłyszeli to imię i nazwisko.

        I nagle pojawił się on, młody i bardzo zdenerwowany chłopak, który szedł za panią Bai. Bez munduru, w zwykłych ciuchach wydawał się być jeszcze młodszy. Można by go spokojnie wziąć za studenta. To był nie kto inny, jak mały policjant, którego spotkali na dachu w dniu strzelaniny na bankiecie.

        Bai Chi uśmiechnął się nieśmiało do Zhan Zhao i Bai Yutanga.

        - Kapitanie Bai...

        Doktor i dowódca spojrzeli na siebie zaskoczeni, a jednocześnie rozbawieni całą sytuacją.

        - Hahaha! - Bai Yunwen zaśmiał się i powiedział. - Żaden Kapitan Bai. Jesteśmy w domu. Możesz mówić do niego „bracie"! Zresztą ich obu możesz tak nazywać.

        Bai Chi opuścił głowę, a jego twarz pokryła się pąsem. Jego usta otwierały się i zamykały, jakby był rybą, ale nie zdołał nazwać ich „braćmi".

       Zhan Zhao mrugnął znacząco do Bai Yutanga, jakby chciał mu powiedzieć: No proszę, jednak rodzina Bai jest dość różnorodna.

        Z kolei Bai Yutang posłał mu spojrzenie, które aż krzyczało: Uważasz, że on jest członkiem rodziny Bai? Na pewno został adoptowany.

        Zhan Zhao spojrzał na niego gniewnie: Co za wredna Mysz!

        Bai Yutang wzruszył bezradnie ramionami: Mam przerąbane.

        Bai Chi patrzył, jak jego dwaj bracia komunikują się ze sobą wzrokiem, a jego twarz zrobiła się purpurowa. Co ja mam teraz zrobić? Ostatnio, jak się spotkaliśmy, zrobiłem z siebie kompletnego idiotę, to było takie żenujące... Na pewno patrzą na mnie z góry. Gdy tylko o tym pomyślał, jego głowa opadła jeszcze niżej.


Deszcz jak z upustów spadał otworzonych

Ciężki i chłodny; śnieg zmieszany z gradem

W ciemnym powietrzu szumiał wodospadem,

Ziemia deszcz chłonąc, oddychała czadem.

Cerber tam szczekał swą paszczą troistą

Na duchy, które w ziemię ugrzęzły bagnistą,

A oczy jego świeciły czerwono;

Wełna nań czarna, sam szerokobrzuchy,

Łapy niejedną uzbrojone szponą,

Nimi darł w pasy potępione duchy.

Jak psy pod deszczem potępieńcy wyją,

Zmokłą za siebie obracając szyją,

Kręcą się ciągle w tę i ową stronę,

Tworząc nawzajem z swych boków zasłonę.

„Boska Komedia" Dante Alighieri - Pieśń VI (Krąg III. Żarłocy. Cerber. Ciacco. Tłumaczenie: Julian Korsak)

       Na ekranie pojawiła się informacja o nowym mailu. Tylko ty możesz nas uratować! Trzask! Monitor roztrzaskał się w drobny mak, gdy uderzył w niego drewniany stołek. W kącie ktoś siedział i trzymał się za głowę, wydając z siebie przeraźliwe i ochrypłe krzyki, które wypełniły cały pokój.

Z poradnika młodego chemika:

*Heroina (diacetylomorfina, diamorfina) - jak sama nazwa wskazuje, jest to pochodna morfiny. W cholerę uzależniająca. Na szczęście równie droga i lepiej trzymać się od niej z daleka.

*Lód (metamfetamina) - pochodna amfetaminy. Występuje w formie krystalicznej, jest bardzo toksyczna i działa pobudzająco. Ale żadne pobudzenie nie jest warte zniszczeń, jakie lód powoduje w organizmie. Kawa jest zdecydowanie lepszą opcją.

*Ecstasy (MDMA) - proszek, pochodna amfetaminy. Działa na układ nerwowy, dając złudne poczucie szczęścia, co może szybko zmienić się w stan lękowy. Lepiej nie eksperymentować i znaleźć mniej chemiczną drogę do szczęścia.

*Dopalacze - to przeróżnej maści substancje psychoaktywne. Łatwo się nimi zatruć, dlatego lepiej w ogóle ich nie brać. Bo wiecie, w przypadku dopalaczy objawem zatrucia nie są wymioty, nudności i dolegliwości kacowe. Tu lecimy po bandzie: udar mózgu, śpiączka, zawał serca.

                             


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze