SCI Mystery - tom 1 [PL] - Obóz treningowy zabójców / Rozdział 35: Czyściec

 



        Zhao Hu, który chwilę temu poszedł do wydziału kryminalnego, żeby zdobyć informację o sprawie, wrócił z pustymi rękoma.

       - Szefie! Szefie! - Wpadł do biura, jakby uciekał przed duchem. – To…to straszne!

       - Co jest straszne? - Zapytał Bai Yutang mierząc go wzrokiem. - Co się stało?

       - Afera na Nishang! - Wykrzyczał Zhao Hu. - Właśnie wysłali tam antyterrorystów. Podobno jakiś szaleniec rzucał koktajlami Mołotowa i pociął ludzi nożem. To chyba ten sam typ, który zaatakował Qi Le.

      Ta informacja zaskoczyła dowódcę, ale szybko wziął się w garść, złapał swoją kurtkę i krzyknął do swoich ludzi:

       - Zbierajcie się, jedziemy tam!

       Gdy dojechali na ulicę Nishang, usłyszeli dźwięki syren, a w oddali zobaczyli szalejący ogień i kłęby dymu. I właśnie w tym momencie zadzwonił telefon dowódcy. Bai Yutang odebrał natychmiast, gdyż był to Bao Zheng.

      - Zbierz zespół i jedź na ulicę Nishang. - Komendant od razu przeszedł do rzeczy.

      - Już tu jesteśmy. - Odpowiedział Bai Yutang, po czym się rozłączył.

      Zhan Zhao, Zhao Hu i Bai Chi poszli za dowódcą do strefy ogrodzonej przez antyterrorystów. Na jednym z balkonów stał młody mężczyzna cały pokryty krwią, a wokół niego leżały przerażone i ranne kobiety. W jednej ręce trzymał zapaloną zapalniczkę, w drugiej butelkę z benzyną. Nawet z dużej odległości dało się wyczuć jej intensywny zapach. A co gorsze, wnętrze budynku już płonęło.

      - Kapitan Bai! - Powiedział dowódca antyterrorystów, który podbiegł do nich razem z Ai Hu.

      - Co się dzieje? - Zapytał Bai Yutang, wskazując na mężczyznę na balkonie, który wyglądał, jakby postradał zmysły.

      - Bar „Czyściec” dzisiaj świętuje rocznicę otwarcia, dlatego na balkonie urządzili scenę widoczną także dla osób z ulicy. Ten koleś wpadł tam z dwoma kanistrami benzyny. Pociął kilka tancerek, które akurat miały występ. Wrzucił też do środka kilka koktajli Mołotowa.

      - Oblał tancerki benzyną? - Zapytał Zhan Zhao.

      - Tak. - Odpowiedział Xu Kai. - Nic nie mówi, tylko krąży po scenie wymachując zapalniczką.

      - Nie stawiał żadnych żądań? - Zapytał dowódca.

      - Nie. - Potrząsnął głową Ai Hu. - Słowem się nie odezwał. Tylko nas obserwuje.

      - Nie możemy go zdjąć. - Dodał Xu Kai. - To zbyt niebezpieczne, bo jeśli wypuści z ręki zapalniczkę, tych dziesięć dziewczyn spłonie żywcem.

      Po wysłuchaniu wyjaśnień Zhan Zhao i Bai Yutang unieśli głowy i z ponurymi minami oceniali sytuację, próbując znaleźć rozwiązanie.

      Przyjrzeli się ustawionej na balkonie scenie, która miała około dwóch metrów wysokości, na niej leżały tancerki ubrane w kuse i seksowne kostiumy, większość z nich krwawiła od zadanych ran. Były też całe oblane benzyną. Ze sceny spływały strużki krwi zmieszanej z benzyną, a całość oświetlały kolorowe reflektory, sprawiając, że dramat rozgrywający się na scenie był widoczny dla obserwatorów z ulicy i sprawiał wrażenie mrocznej, sennej iluzji.

      Młody mężczyzna znajdował się na samym środku sceny, w czarnej bluzie, jego kaptur opadł odsłaniając twarz, która była trochę niewyraźna. Pokrywały ją zgrubienia i krwawe blizny. Był wysoki i szczupły, chodził tam i z powrotem po scenie z dumnie uniesioną głową. Czasem zerknął na policję stojącą przed budynkiem, ale nie przejmował się nimi kompletnie. Jego nienaturalne podniecenie było wręcz wyczuwalne, krążył niczym kat patrząc z pogardą na swe ofiary leżące na scenie.

      Z wnętrza klubu wydobywał się dym, a neonowy napis „Czyściec” był już ledwie widoczny. Zhan Zhao i Bai Yutang przyglądali się temu uważnie, w ich głowach szalały myśli, a tańczące płomienie ognia odbijały się w ich oczach. Po chwili obaj wymienili się spojrzeniami.

      - Szefie, to on! - Powiedział Zhao Hu podchodząc do dowódcy. - Nie mam żadnych wątpliwości.

      Bai Yutang skinął głową i odwrócił się do doktora.

      - Kotek, masz jakiś plan?

      Zhan Zhao spojrzał ponownie na scenę, po czym odpowiedział.

      - Jedynym wyjściem jest zmuszenie go, żeby sam oddał nam zapalniczkę. A ty? - Dodał. - Co wymyśliłeś?

      Dowódca spojrzał na dym buchający z klubu.

      - Będziemy mogli go zneutralizować skacząc z drugiego piętra, ale najpierw musi...

      Doktor kiwnął głową i dokończył zdanie.

      - Oddać zapalniczkę.

      - Chcesz wejść na drugie piętro? - Krzyknął Xu Kai. - To zbyt niebezpieczne! Cały budynek stoi w płomieniach!

      Bai Yutang zignorował jego pytanie i spojrzał na Zhan Zhao.

      - Kocie, na ile oceniasz swoje szanse?

      - Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. - Odpowiedział doktor i zdjął marynarkę, zostając jedynie w białej koszuli.

      - Poczekajcie! - Krzyknął Xu Kai. - Jeśli zmusimy go do oddania zapalniczki, wtedy mój oddział dostanie się na scenę, żeby go zneutralizować!

      Bai Yutang uśmiechnął się do niego i wręczył mu swoją kurtkę.

       - A jaką masz gwarancję, że nie ma drugiej zapalniczki?

      - Hę? - Xu Kai nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.

      - Zhao Hu, idziesz ze mną. - Powiedział dowódca, po czym razem z Zhao Hu wbiegli w tłum.

       Zhan Zhao patrząc, jak się oddalają, poprosił Xu Kaia.

       - Pomóż mi się przygotować.
 
       - Jasne, co mam robić? - Powiedział Xu Kai z błyskiem podniecenia w oku. Ten młody mężczyzna stojący przed nim, to wybitny intelektualista i genialny psycholog. Był ciekaw, jakiej magicznej sztuczki użyje, by uratować tę beznadziejną sytuację.

       Zhan Zhao uśmiechnął się i powiedział.

       - Będę potrzebował głośnika i wysokiego samochodu.

       - To wszystko? - Zapytał zdziwiony funkcjonariusz.

       - Jest jeszcze coś. - Powiedział Zhan Zhao. - Niezależnie od tego, co tu się będzie działo, wszyscy muszą mnie słuchać.

       Chwilę później podjechał wóz strażacki wysoki na trzy metry. Ai Hu podał doktorowi głośnik, który Zhan Zhao chwycił. Przypiął mikrofon do guzika, a głośnik schował do kieszeni, po czym ruszył w stronę strażaków. Nagle zadzwonił jego telefon, a gdy odebrał, usłyszał głos Bai Yutanga:

       - Kotek, przygotuj się, masz pięć minut.

       - Okej. - Odpowiedział doktor i schował telefon do kieszeni, po czym wdrapał się na dach wozu strażackiego i włączył głośnik.

       Otaczający ich tłum natychmiast ucichł. Wszyscy skupili się na młodym mężczyźnie, który stał na wozie strażackim. Nawet mężczyzna stojący na scenie z odpaloną zapalniczką w dłoni patrzył na Zhan Zhao.

       Doktor również bacznie się mu przyglądał i zauważył, że był czymś zirytowany. Zhan Zhao uniósł kącik ust w szyderczym uśmiechu. Nic nie powiedział, po prostu patrzył na niego wzrokiem pełnym pogardy. Prowokacja najwyraźniej zadziałała, bo mężczyzna wbił wzrok w Zhan Zhao i zapytał:

       - Z czego się śmiejesz?

      Kapitan antyterrorystów i Ai Hu, którzy byli tuż przy samochodzie, wymienili się spojrzeniami, w których można było wyczytać jedno słowo: To imponujące. Negocjator, pomimo starań, nie był w stanie zwrócić na siebie jego uwagi, a Zhan Zhao zrobił to ot tak, bez wysiłku.

      Doktor, nie spuszczając go z oczu, wzruszył ramionami.

      - Zdaje się, że gdzieś już cię widziałem.

      - Co? - Mężczyzna był zaskoczony.

      - Tylko nie mogę sobie przypomnieć, jak się nazywasz. - Kontynuował Zhan Zhao, po raz kolejny z nonszalancją wzruszając ramionami. - To dlatego, że jesteś zbyt zwyczajny.

      - Co powiedziałeś?! Spróbuj to powtórzyć! - Wrzasnął mężczyzna i zaczął wymachiwać zapalniczką tuż przed twarzą kobiety leżącej najbliżej niego, która zaczęła krzyczeć z przerażenia.

      - Hehehe. - Śmiał się Zhan Zhao. - Jaki masz problem z tymi kobietami? Czemu ich nienawidzisz? Może za bardzo przypominają ci twoją matkę?

      - Ty… skąd o tym wiesz? - Zapytał zszokowany mężczyzna. - Znamy się?

     Doktor potrząsnął obojętnie głową.

     - Będę z tobą szczery. Mam przyjaciół, którzy chodzą na Uniwersytet M i wszyscy mówią, że jesteś tam pośmiewiskiem.

     - Zamknij się! Zamknij się! - W jednej chwili stan emocjonalny mężczyzny zmienił się diametralnie. Tym razem skierował zapalniczkę w kierunku Zhan Zhao.

      Doktor uśmiechnął się i pomachał do niego, jakby uważał jego gest za wyjątkowo zabawny.

      - Lepiej uważaj, żebyś nie zgubił tej małej rzeczy, którą trzymasz w dłoni. W końcu warta jest tyle, co twoje życie.

      - Co?! - Mężczyzna rzucił się do przodu krzycząc ze złości. - Jakim prawem patrzysz na mnie z góry?! Jestem wyjątkowy!

      - Że co? Nie wydaje mi się. - Zhan Zhao potrząsnął głową zniesmaczony i wskazał palcem na jego rękę, w której ściskał zapalniczkę. - Nie wydaje ci się, że twoja ręka jest tak ciężka, że nie jesteś w stanie jej podnieść? ​

      - Co takiego? - Zapytał mężczyzna patrząc na swoją rękę, w której trzymał zapalniczkę. Jego dłoń nagle zaczęła drżeć. - Jak to możliwe...?

      Zhan Zhao odpowiedział lodowatym tonem.

      - Ponieważ jesteś bezużyteczny!

      - Co?

      - To żałosne, nie móc utrzymać w dłoni tak lekkiego przedmiotu.

      - Kto… Kto tak twierdzi…? - Z wielkim wysiłkiem uniósł rękę nad głowę i powiedział dumnie. - K-kto powiedział, że nie dam rady, co?

      - Twoja ręka drży! - Oznajmił Zhan Zhao z uśmieszkiem na ustach. - A może jesteś na głodzie?

      - Nie! - Krzyknął mężczyzna starając się opanować drżenie ręki. - N-nie biorę narkotyków! Nigdy nie brałem!

      - Jasne! Jedyne, co zostawiła ci twoja matka, to uzależnienie od prochów. - Tym razem Zhan Zhao westchnął z nieukrywanym współczuciem.

      - Zamknij się! Nie chcę tego słuchać! Ani słowa więcej!

      - Nie chcesz się dowiedzieć, kto dawał prochy twojej matce? - Ton głosu doktora nagle stał się poważny. - Ja to robiłem.

      - Co? - Mężczyzna podniósł głowę, był przerażony.

      - Wiedziałem, że narkotyki ją zniszczą, tak jak ciebie, a dodatkowo rozbiją waszą rodzinę. Dlatego dałem jej prochy! - Zadrwił Zhan Zhao. - A ty nic nie możesz z tym zrobić.

      - To… to ty! To ty! Zabiję cię! - Mężczyzna zaczął histerycznie krzyczeć.

      - Nie dasz rady mnie skrzywdzić! Włos mi z głowy nie spadnie! Spróbuj, jeśli mi nie wierzysz! - Powiedział doktor podniesionym głosem. - Jesteś ćpunem i zaraz będziesz błagać na kolanach o działkę. Cóż to będzie za żałosny widok. Bez prochów nie masz siły, by rzucić we mnie choćby kamieniem, to niby jak chcesz mnie zabić, co?

      - To kłamstwo! Zabiję cię! Zabiję cię!

      - Śmiało! Bądź mężczyzną, nie chowaj się za plecami kobiet! - Słowa Zhan Zhao były ostre jak brzytwa. - Zobacz, trzymasz w dłoni kamień! No dalej, rzuć nim we mnie! Będę stał w miejscu, no, spróbuj mnie uderzyć! Chyba, że nie jesteś w stanie, co?

      - Kurwa! Zabiję cię! Zabiję! Ty…!

      Mężczyzna stracił kontrolę nad emocjami, zaczął się miotać, po czym zrobił zamach i paląca się zapalniczka znajdująca się w jego dłoni poszybowała prosto w kierunku Zhan Zhao. Doktor zrobił lekki unik, by ją złapać. Ponieważ zapalniczka paliła się przez dłuższą chwilę, jej metalowa obudowa była tak gorąca, że poparzyła mu dłoń.

      Czekający tuż przy wozie strażackim Ai Hu i kilku funkcjonariuszy, gdy zobaczyli szybującą zapalniczkę, prawie krzyknęli z podekscytowania. Jednak gdy spojrzeli na twarz Zhan Zhao, który stał na dachu wozu strażackiego, wszelkie słowa uwięzły im w gardle. Doktor nie był ani podekscytowany, ani poruszony obrotem wydarzeń, na jego twarzy malowała się gorycz i głębokie współczucie.

      I właśnie w tej chwili okno na drugim piętrze rozbiło się z trzaskiem, a po chwili przeleciał przez nie biały cień, który wylądował na scenie. Bai Yutang przeturlał się, żeby zamortyzować upadek, ale zanim się podniósł, zobaczył, że mężczyzna przed nim również upadł i właśnie sięga do kieszeni.

      Nie czekając na to, co z niej wyciągnie, dowódca kopnął go na tyle mocno, że ten zleciał ze sceny. Bai Yutang ruszył za nim, zeskoczył z podwyższenia i chwycił go za kołnierz, mocno przyciskając do podłogi. Byli tuż przy ścianie, dlatego Bai Yutang uderzył nim o nią, a dźwięk, jaki temu towarzyszył, sprawił, że nawet policjanci stojący na dole zrobili krok w tył.

      Dowódca był wściekły, gdy raz za razem uderzał nim o ścianę.

      - Draniu, wiesz, ile osób zginęło tam w budynku?!

      - Yutang! - Zhan Zhao, który zszedł z wozu strażackiego, cofnął się, by mieć lepszy widok na balkon i zaczął wołać Bai Yutanga.

      W jednej chwili dowódca się uspokoił, zwolnił uścisk i cofnął się o krok, pozwalając mężczyźnie zsunąć się bezwładnie po ścianie. Policjanci, którzy stali już obok niego, ocknęli się z szoku i ruszyli, żeby go skuć, po czym zabrali go do radiowozu.

      Zhao Hu, który wyskoczył przez okno razem z Bai Yutangiem, wezwał sanitariuszy i razem z nimi udzielał pomocy ledwie żywym kobietom leżącym na scenie.

      Bai Yutang wziął głęboki oddech, po czym odwrócił się i podszedł do Zhan Zhao. Przybili sobie ledwie widoczną piątkę w tej krótkiej chwili, gdy ich dłonie otarły się o siebie, po czym doktor ruszył za dowódcą.

      Stojący z boku Bai Chi obserwował całą akcję. Czuł, jak w jego ciele buzuje krew, a każda komórka drży z podniecenia. Ten widok krwi rozmazanej na scenie, płonący budynek, tłoczący się spanikowani ludzie, to scena niczym z czyśćca. Z drugiej strony dwóch mężczyzn, którzy zapanowali nad tym chaosem, szło spokojnie przed siebie, opuszczając mroczną scenerię czyśćca. Wśród trzaskających płomieni te dwie postaci były dobrze widoczne na tle nocnego nieba.

      Bai Chi miał teraz w głowie słowa, które powiedział mu Zhan Zhao. „Żeby być dobrym policjantem, nie trzeba umieć walczyć i używać broni palnej. Dostałeś od niebios najlepszą broń na świecie.”

      Teraz do akcji wkroczyli strażacy i zaczęli gasić pożar. Ai Hu korzystając z okazji, że przekazał teren odpowiednim służbom, podszedł do doktora i zapytał z zaciekawieniem.

      - Doktorze Zhan, znasz tego przestępcę?

      Zhan Zhao pokręcił głową.

      - Nie.

      - W takim razie, skąd wiedziałeś, że studiuje na Uniwersytecie M i że jego matka jest narkomanką? - Kontynuował Ai Hu.

     - Ja… ja też chciałem, o to zapytać. - Bai Chi podszedł do nich i włączył się do rozmowy, patrząc na doktora wielkimi, błyszczącymi oczami, w których malował się podziw.

      Zhan Zhao wzruszył ramionami i odpowiedział im z nonszalancją.

      - W większości to spekulacje.

      Widząc, że jego rozmówcy nadal są zaciekawieni, doktor poczuł, że musi im to wyjaśnić nieco obszerniej.

      - Właściwie Bai Chi udowodnił, stosując zasadę prawdopodobieństwa, że osoba, która zaatakowała Qi Le, nie była przypadkowym nieznajomym. A on wyglądał na tyle młodo, że pewnie był kolegą ze studiów Qi Le. Jeśli chodzi o jego uzależnioną od narkotyków matkę, wywnioskowałem to z jego zachowania. Atakował jedynie narkomanki i prostytutki, a na zakładników wziął kobiety. To oczywiste, że nienawidzi kobiet. I w większości przypadków to matka jest przyczyną tak głębokiej urazy wobec kobiet. To tak zwany mizoginizm*, możliwe, że połączony z kompleksem Edypa*.

      Najwyraźniej Ai Hu i pozostali funkcjonariusze nie do końca zrozumieli wyjaśnienia, sądząc po ich wyczekujących spojrzeniach. Za to Bai Chi patrzył na doktora wzrokiem pełnym nieukrywanego zachwytu. Zhan Zhao odchrząknął, bo poczuł się niezręcznie, po czym pociągnął Bai Yutanga za rękaw mówiąc.

      - Odkryłem coś bardzo interesującego!

      To stwierdzenie zaintrygowało dowódcę, dlatego skupił całą swoją uwagę na doktorze, który wyciągnął jakiś przedmiot z kieszeni i mu go wręczył. Była to zapalniczka, którą złapał Zhan Zhao. Na metalowej obudowie był wygrawerowany napis w języku angielskim: „Killer Training Camp”.

      - Znowu Obóz Treningowy Zabójców? - Zhao Hu aż podskoczył na widok napisu.

      Bai Yutang zmarszczył brwi i po chwili zadumy zwrócił się do Ai Hu.

      - Przekaż jutro do biura SCI wszelkie dokumenty w tej sprawie. Wspólnie się nią zajmiemy.

       - Tak jest. - Zgodził się Ai Hu.

       - Teraz wszyscy jesteśmy wykończeni. Porozmawiamy jutro na komisariacie. - Powiedział dowódca, po czym spojrzał na Zhan Zhao. - Musimy jeszcze raz przyjrzeć się tej sprawie.

       Doktor skinął głową, po czym wszyscy się rozeszli.

       Gdy odwieźli Bai Chi’ego do domu, Bai Yutang i Zhan Zhao wrócili do mieszkania. Bai Yutang mieszkał u Zhan Zhao od czasu poprzedniej sprawy. Po jej zakończeniu doktor go nie wyrzucił, ponieważ było mu z nim wygodnie. Dowódca gotował i przejął na siebie wszelkie prace domowe.

       Bai Yutang poszedł pod prysznic, by zmyć z siebie zapach krwi i benzyny. Gdy wyszedł z łazienki wycierając ręcznikiem włosy zobaczył, że Zhan Zhao jak zwykle zasnął na kanapie z książką w ręku. Dowódca był jednocześnie zły i rozbawiony. Westchnął głęboko, bo najwyraźniej ten Kot nigdy się nie zmieni. Podszedł do niego powoli i przyjrzał się jego śpiącej, otulonej miękkim światłem twarzy, na której malował się błogi spokój. Usta doktora były rozchylone, brwi rozluźnione i wyglądał jak niewinny dzieciak.

      Kiedy Bai Yutang pochylił się nad nim, mógł poczuć jego stabilny, równy oddech. Dowódca przez chwilę patrzył na śpiącego mężczyznę, bo ten widok w jakiś sposób go wzruszał. Wyciągnął rękę i delikatnie pogładził kosmyk włosów na jego czole. Wiedział, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by Zhan Zhao zawsze mógł spać tak spokojnie. Opuścił głowę i delikatnie pocałował go w czoło.

       Długie rzęsy Zhan Zhao lekko zadrżały. Bai Yutang uśmiechnął się i szepnął mu do ucha.

       - Kotku, nie zmieniaj się. Bądź taki zawsze, a wszystko się ułoży, zadbam o to.

       Po tych słowach, które sprawiły, że policzki Zhan Zhao się zarumieniły, Bai Yutang podniósł go i zaniósł do sypialni.

      Tej nocy nie powiedzieli do siebie ani jednego słowa więcej, a mimo tego czuli wyraźnie swoją bliskość.




Słowem wyjaśnienia:


*Mizoginizm to chorobliwa niechęć do kobiet. Przyczyny tej niechęci do kobiet mogą być różne. Często mężczyźni odczuwają po prostu strach, zwłaszcza przed silnymi i niezależnymi przedstawicielkami płci przeciwnej. Wolą więc unikać kontaktu z nimi, a jako tarczę obronną stosują taktykę krytyki i obrażania. Z drugiej trony mizogin może zazdrościć kobietom tego, że rodzą dzieci, że są uważane za płeć piękną, że mogą się realizować zawodowo itp. Jego zdaniem rolą partnerki jest usługiwanie mężowi i dzieciom. W ten sposób tłumaczy i usprawiedliwia swoje niższe poczucie wartości. Mizoginizm może mieć także podłoże w:

- złych doświadczeniach z dzieciństwa w relacji z matką, siostrą lub inną kobietą, która była despotyczna;

- przemocy w rodzinie, gdzie ojciec okazywał brak szacunku i znęcał się nad matką;

- złych doświadczeniach w poprzednich związkach, zwłaszcza z poczuciem odrzucenia nieszczęśliwej miłości lub porzucenia przez kobietę, którą darzył uczuciem;

- zaburzeniach psychicznych lub zaburzeniach osobowości.


*Kompleks Edypa obecnie jest to lęk przed utratą miłości matki. W większości przypadków kompleks Edypa zostaje rozwiązany naturalnie. Dziecko otrzymuje miłość od obojga rodziców i zaczyna rozumieć, że oddzielenie od matki jest stanem naturalnym i nie musi oznaczać braku miłości. Zdarza się jednak, że rodziny nie potrafią poradzić sobie z tym momentem w swoim życiu i kompleks Edypa u dziecka ma wpływ na jego dalsze życie, a przede wszystkim na relacje w życiu dorosłym, szczególnie na relacje z matką oraz z innymi kobietami, zwłaszcza partnerkami. Dorosły mężczyzna, który w tej dziecięcej fazie swojego rozwoju nie zrozumiał potrzeby oddzielenia od matki, może mieć skłonności narcystyczne, a jego rozdzielenie z matką w życiu dorosłym może stać się bardzo problematyczne, a czasem wydawać się wręcz niemożliwe. Aby dziecko rozwijało się w sposób prawidłowy, należy pamiętać o tym, by w okresie przeżywania przez nie kompleksu Edypa wyznaczać granice i zdecydowanie ich bronić. Ważne jest jednak, by jednocześnie dawać dziecku poczucie bezpieczeństwa, kochać je i nie wywoływać w nim poczucia winy, nawet jeśli jego zachowanie nam się nie podoba. Pamiętajmy, że to ważny etap w rozwoju, dlatego, jeśli ustalenie z dzieckiem jakichś reguł i zasad wspólnego życia sprawia nam problem, zawsze możemy sięgnąć po poradę psychologa dziecięcego, który wskaże właściwy sposób postępowania.

***


Uroczo się zrobiło na koniec... Kot z rumianym policzkiem wróży dobrze... 



Poprzedni 👈             👉 Następny 








Komentarze

Prześlij komentarz