SCI Mystery - tom 1 [PL] - Obóz treningowy zabójców / Rozdział 41: Wskazówka

 


    - Kotek!
    Doktorowi zdawało się, że ktoś go woła, więc zmarszczył lekko brwi, odwrócił się w przeciwną stronę, niż dochodzące go wołanie i nakrył głowę kocem.
    - Kotek.
    Jednak ktoś nadal go wołał tym łagodnym głosem.
    - Kotek, obudź się.
    - No co…? - Zhan Zhao wymamrotał zaspany i owinął się kocem tak szczelnie, że wyglądał jak naleśnik. - Cholerna Mysz.
    - Jeśli się nie obudzisz, to cię pocałuję.
    Po chwili doktor poczuł wilgotny pocałunek na swoim karku, na szyi i tuż przy uchu.
    - Ach! - Zhan Zhao zerwał się i usiadł, całkowicie obudzony. Pocierał ucho, a jego twarz była purpurowa i piorunował wzrokiem uśmiechniętą od ucha do ucha Mysz.
    Bai Yutang oczywiście się tym nie przejął, przysunął się go niego i pocałował go w usta.
    - Dzień dobry.
    I tym zaskoczył doktora, który pacnął go ręką i wycedził przez zaciśnięte zęby.
    - Szalona Mysz! Jesteśmy w biurze.
    Bai Yutang wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niego.
    - I co z tego, przecież drzwi są zamknięte.
    Zhan Zhao zaczął sobie masować nieco zdrętwiały kark.
    - Jak się tu znalazłem?
    - Zasnąłeś siedząc przy Gongsunie, dlatego przeniosłem cię do mojego gabinetu.
    - Skoro ja spałem na twojej sofie, to gdzie ty spałeś? - Wciąż nieco zaspany doktor wziął kubek z kawą, którą podał mu Bai Yutang.
    - Tutaj, razem z tobą. Było trochę ciasno, ale się zmieściliśmy. - odpowiedział dowódca jak gdyby nigdy nic.
    - Pfff… - Kawa wytrysnęła z ust Zhan Zhao prosto na podłogę.
    - Cholerny Kot! Zapłacisz za pranie wykładziny!
    - Głupia Mysz! Nic dziwnego, że jestem cały obolały, skoro spałem w takich warunkach!
    - Użyczyłem ci sofy, a ty tylko narzekasz.
    - Mogłeś spać na podłodze.
    - Nie chciałem się przeziębić.
    - Należysz do gatunku, który się nie przeziębia.
    - Co masz na myśli?
    - Słyszałeś, żeby jakiś pierwotniak dostał gorączki?
    - Znowu mnie zdegradowałeś?
    - Phi… stawiasz mi śniadanie, chcę omlet.
    - Wredny Kocur! Chyba w poprzednim życiu musiałem być ci coś winien.
    - Z sosem chili.
    Piętnaście minut później Zhan Zhao siedział już przy swoim biurku, sączył mleko i zajadał się omletem.
    - Gdzie jest Gongsun? - zapytał dowódcy, wskazując palcem na pustą sofę.
    - Kiedy już wczoraj zasnął, przyjechał mój brat i zabrał go do domu.
    - I on zgodził się z nim pojechać? - zapytał niepewnie Zhan Zhao.
    - Był oszołomiony i pewnie nie do końca wiedział, co się dzieje. W każdym razie nie protestował. - odpowiedział Bai Yutang popijając kawę, którą Kot zostawił w jego gabinecie.
    - Hmm… - mruknął doktor przewracając oczami, po czym zamyślił się nie przestając jeść.
    - Cholerny Kot, o czym tak myślisz? - zapytał Bai Yutang nieco rozbawiony jego reakcją.
    - Hmm… - Westchnął Zhan Zhao i spojrzał na Mysz. - Tak tylko się zastanawiałem…, bo coś jest na rzeczy…
    Powoli pozostali członkowie zespołu pojawiali się w biurze, gdy nagle rozległ się krzyk.
    - Szefie! - Xu Qing wbiegł na salę i czekał na pojawienie się dowódcy. - Zdobyłem ważną informację!
    - W takim razie spotykamy się za minutę w sali narad. - rozkazał Bai Yutang.
    Po chwili wszyscy obecni w biurze członkowie SCI zebrali się razem i wysłuchali tego, czego dowiedział się Xu Qing.
    - Jon King? - Wszyscy spojrzeli na niego z niedowierzaniem. - Jesteś pewien, że to Jon King kupił broń?
    - Tak. - skinął głową Xu Qing. - Han Zhang przekazał mi te informacje, dlatego myślę, że są wiarygodne.
    - Przecież Qi Lei… próbował zabić Jona Kinga? - Wang Chao nadal miał wątpliwości.
    - Nie. Celem Qi Leia był profesor Wilson. - powiedział Zhan Zhao. - Myślę, że zamach na Jona Kinga był tylko przykrywką.
    - Hmm, w ten sposób nikt by go nie podejrzewał. - mruknął Bai Yutang.
    - Wczoraj dokładnie go sprawdziłem. - dodał Xu Qing. - Studiował medycynę na Uniwersytecie Columbia. Po ukończeniu studiów przez dwa lata pracował jako anestezjolog w jednym ze szpitali. Nagle rzucił pracę i zajął się aktorstwem.
    - Anestezjolog? - zapytał zdziwiony Bai Yutang. - To znaczy, że świetnie się zna na lekach znieczulających i odurzających.
    - Ubiegłej nocy Laura Wilson została przebadana pod kątem substancji toksycznych i wyszło, że była pod silnym wpływem środków halucynogennych. - poinformował Zhang Long, zerkając na raport, jaki przygotował. - Zeznała, że to leki uspokajające, które brała już od dłuższego czasu i dostawała je od Jona Kinga.
    - No to mamy dowód. - powiedział Zhan Zhao nie kryjąc zadowolenia. - Złapmy tego zboczeńca i zmuśmy go do mówienia.
    - Zboczeńca? - Wszyscy funkcjonariusze byli lekko zdezorientowani tym doborem słów.
    Zanim nastała niezręczna cisza, Bai Yutang odchrząknął i powiedział.
    - Zhang Long, Wang Chao, jedźcie do Jona Kinga i poproście go, żeby przyjechał. Mówił, że chętnie pomoże nam w śledztwie.
    - Szefie, nie wystąpimy o nakaz aresztowania? Mamy do tego wystarczające podstawy i mocne dowody. - Zasugerował Wang Chao.
    - Nie, jeszcze na to za wcześnie. - powiedział Zhan Zhao. - Poza tym jest celebrytą. Jego aresztowanie przyciągnęłoby zbyt dużą uwagę mediów, a to mogłoby zaszkodzić naszemu śledztwu.
    - Myślę, że jeśli poprosimy go o pomoc w śledztwie, to na pewno nie przyjedzie. - powiedział nieco zakłopotany Zhang Long.
    - Och… - doktor spojrzał na Bai Yutanga, uśmiechając się zadziornie. - O to się nie martw. Powiedz mu, że kapitan Bai prosi go, żeby przyszedł. Zobaczysz, że przybiegnie tu w podskokach.
Zhang Long i Wang Chao wyszli, a w ich głowach kłębiło się mnóstwo pytań. Tymczasem dowódca zmierzył wzrokiem Zhan Zhao.
    - Kotek, wyczuwam w powietrzu kwaśny zapach zazdrości.
    - Naprawdę? - Zhan Zhao odwrócił się na pięcie i skierował się do drzwi, spoglądając na Bai Yutanga spod byka. - Pójdę się zdrzemnąć, by nabrać sił na przesłuchanie tego złotowłosego zboczeńca.
Bai Yutang potrząsał głową i uśmiechał się pod nosem. Co za pamiętliwy Kocur…
    - Szefie. - Xu Qing, który stał tuż obok niego, najwyraźniej chciał mu jeszcze o czymś powiedzieć.
    - Co jest? Mów, o co chodzi. - Dowódca usiadł przy stole i spojrzał na niego.
    - No bo… ci dwaj podwładni twojego brata…
    - Co z nimi?
    - Hmm… Han Zhang powiedział mi, że to oni odkryli, czyja była broń. Tylko że ich metody były trochę… niekonwencjonalne.
    - Och… - Bai Yutang nie mógł już wytrzymać i zaczął się śmiać, widząc zawstydzonego i jąkającego się Xu Qinga. Poklepał go po ramieniu i powiedział. - Nie martw się, dopóki tu są, nie złamią prawa.
Kiedy skończyli rozmowę, dowódca wstał i ruszył w stronę swojego gabinetu. Bracie, błagam, nie zrób niczego głupiego…


    Gdy Gongsun się obudził, usiadł i zsunął z siebie grubą, ciężką kołdrę, po czym odetchnął z ulgą. Ta kołdra omal mnie nie zmiażdżyła.
    Czuł się o wiele lepiej i nie bolała go już głowa. I chociaż nadal był zmęczony, to jednak jego samopoczucie było o niebo lepsze, niż wczoraj. Wstał z łóżka i zataczając się poszedł do łazienki, żeby wziąć prysznic. Gdy założył świeżą piżamę, wszedł do salonu wycierając włosy. W brzuchu mu burczało, bo ostatnio nie miał apetytu.
    - Jesteś głodny?
    Gdy usłyszał tuż za plecami ten głos, przez całe jego ciało przeszedł zimny dreszcz. Kiedy się odwrócił, zobaczył Bai Jintanga, który stał kilka kroków od niego i bacznie mu się przyglądał. Gongsun nic nie odpowiedział, odwrócił się do niego plecami i dalej wycierał włosy.
    - Powiedziałem, że nie będę cię nachodził, ale martwiłem się o ciebie. Przyszedłem tylko sprawdzić, jak się czujesz. - Mężczyźnie nie przeszkadzało, że został całkowicie zlekceważony. A Gongsun niewzruszenie milczał jak grób. - Chciałbym z tobą porozmawiać. - Bai Jintang nie poddawał się.
    W odpowiedzi doktor podszedł do drzwi, otworzył je i stanął przy nich. Bai Jintang westchnął i nie miał innego wyjścia, jak tylko ruszyć w tamtą stronę. Zanim wyszedł, powiedział ściszonym głosem.
    - Śniadanie masz na stole. Pamiętaj, żeby wziąć lekarstwa i odpocznij po posiłku. - Po czym wyszedł z mieszkania.
    Gongsun zamknął drzwi, ale jeszcze przez chwilę przy nich stał i nasłuchiwał. Kiedy usłyszał dźwięk otwierających, a po chwili zamykających się drzwi windy, otworzył drzwi ponownie i zobaczył, że Bai Jintang wciąż przy nich stoi. Mężczyzna poczuł się nieco zawstydzony i ledwie z siebie wydusił.
    - Powinieneś wysuszyć włosy, zanim…
    Gongsun podniósł głowę, żeby na niego spojrzeć, a Bai Jintang zaczął panikować, ale na szczęście doktor nie odwrócił od niego wzroku i go nie zignorował.
    - Uch… to ja już sobie pójdę. - powiedział i wszedł do windy, jak tylko zamknęły się drzwi do mieszkania.
    Gongsun stał w miejscu jeszcze przez chwilę, lekko zaskoczony całą sytuacją, po czym poszedł do sypialni po suszarkę do włosów. Wrócił do salonu, usiadł na kanapie i zaczął suszyć włosy. Zerknął przez okno i zobaczył, że rolety w biurze prezesa Grupy Bai są odsłonięte. Po chwili wahania zdecydował, że nie zasunie zasłon w oknach.
    Gdy tylko wysuszył włosy, wstał i podszedł do stołu, gdzie czekało na niego lekkie i pożywne chińskie śniadanie, które jeszcze było ciepłe. Mężczyzna zjadł je ze smakiem. Później wrócił na kanapę, żeby chwilę odpocząć i przejrzeć gazetę. Gdy ponownie wstał, poszedł zażyć lekarstwa, potem udał się do sypialni. Tu także zasłony były rozsunięte, ale nie zawracał sobie tym głowy. Wszedł do łóżka, przytulił głowę do poduszki i zasnął.
    Po drugiej stronie, na ostatnim piętrze wieżowca, w gabinecie przy oknie stał Bai Jintang i wpatrywał się tępo w okno pokoju w budynku naprzeciwko. Był jak posąg, jakby zapominał, jak się poruszać. Trzymał w ręce kubek z kawą, która powoli stygła, za to jego serce z każdą sekundą miękło coraz bardziej.
    - Och, Gongsun, jesteś taki delikatny. Tak bardzo delikatny.


    Na komisariacie policji w pokoju przesłuchań siedział Jon King. Był spokojny, opanowany i przyszedł bez swojego adwokata. Gdy do pokoju weszli Bai Yutang i Zhan Zhao, mężczyzna mimowolnie się uśmiechnął. Po chwili obaj siedzieli już naprzeciwko niego.
    - Nie zrobiłem wczoraj niczego złego. - odezwał się Jon King niewinnym głosem. - Dlaczego zostałem aresztowany?
    - Chcemy tylko, żebyś pomógł nam w śledztwie. Chyba że zrobiłeś coś, za co moglibyśmy cię aresztować? - odpowiedział Zhan Zhao, a Bai Yutang zaczął wymachiwać w myślach małą białą flagą. Robi się niebezpiecznie. Kot pokazał pazury i jest gotowy do walki, a ten biedny cudzoziemiec będzie jego ofiarą.
    - Och. - Jon King uśmiechał się do Zhana Zhao. - Dlaczego jesteś do mnie tak wrogo nastawiony? Tak się nie prosi kogoś o pomoc w śledztwie.
    Doktor odwzajemnił uśmiech.
    - W takim razie nie współpracuj, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej się znajdujesz, możemy przyjąć, że jest to przesłuchanie.
    - No proszę. - Aktora odrobinę rozdrażniły te słowa. - Tak się zastanawiam, czym sobie na to zasłużyłem?
    Bai Yutang wyjął butelkę z tabletkami, którą znalazł w torebce Laury Wilson i zapytał.
    - To jest lekarstwo, które przygotowałeś dla pani Wilson?
    Jon King spojrzał na małą butelkę w dłoni dowódcy i skinął głową.
    - Zgadza się.
    - Produkcja psychodelików w domowych warunkach jest nielegalna.
    - W moim kraju jest to dopuszczalne. - odpowiedział aktor, a w jego głosie dało się wyczuć rozżalenie. - Nie znam zasad obowiązujących w waszym kraju. - Spojrzał na Bai Yutanga i puścił mu oczko. - Jeśli znajdziesz chwilę, to może mnie ich nauczysz?
    Dowódca wyczuł, jak te słowa podziałały na Zhan Zhao, którego ogarnęła wręcz namacalna furia. I w duchu modlił się za bezpieczeństwo Jona Kinga. Niech Bóg ma cię w swojej opiece.
    - Kupiłeś karabin snajperski Barrett M82A1?
    - Tak. - odpowiedział aktor, jak gdyby nigdy nic.
    - Właśnie przyznałeś się do nielegalnego posiadania broni palnej. - powiedział Bai Yutang bacznie mu się przyglądając.
    Jon King spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się do niego.
    - Och, w moim kraju posiadanie broni palnej jest legalne… Zresztą karabin gdzieś zaginął. Pamiętaj, że od ciebie chętnie nauczę się wszystkich praw obowiązujących w twoim kraju.
    Dowódca zmarszczył brwi, patrząc na kpiący uśmiech na twarzy aktora. Miał ochotę zetrzeć mu go pięścią, ale Zhan Zhao go powstrzymał. Klepnął go w ramię, a jego spojrzenie aż krzyczało: Sam się tym zajmę! Doktor wyciągnął z teczki zdjęcia zwłok Jia Zhengyana i położył je przed Jonem Kingiem razem z kolejną butelką tabletek. Po czym zapytał z drwiącym uśmieszkiem na ustach.
    - Tak się zastanawiam, jak w twoim kraju jest postrzegane morderstwo?
    Mężczyzna patrzył na zdjęcia i na chwilę zamarł, a Zhan Zhao szybko dodał.
    - Na tę chwilę mamy już wystarczające dowody, żeby oskarżyć cię o współudział w morderstwie. Chcesz zadzwonić po adwokata?
    Wyraz twarzy Jona Kinga momentalnie się zmienił, ale doktor nie zamierzał dopuścić go do głosu, miał zamiar go zmiażdżyć.
    - Pozwól, że przekażę ci kolejną dobrą wiadomość. To jest jedna z ofiar seryjnego mordercy. A z tego, co wiem, w twoim kraju na seryjnych morderców czeka cały wachlarz kar. Jak myślisz, która przypadnie tobie? Krzesło elektryczne, komora gazowa, złoty strzał, kulka w łeb czy może sznur?
    Jon King otarł twarz dłonią i bezwładnie osunął się na krześle. Bai Yutang spojrzał na niego unosząc jedną brew i dodał.
    - Zdaje się, że nie będziesz miał czasu studiować tutejszego prawa, lepiej zacznij kuć na blachę kodeksy obowiązujące w twoim kraju. Wiesz, jeśli nie zostaniesz skazany na śmierć, to czeka cię jakieś 200 lat w więzieniu.
    - W porządku, w porządku… - Jon King uniósł ręce w akcie kapitulacji, dając do zrozumienia, że się poddał. - Wygrałeś. Powiem ci o wszystkim, co się stało.
    Następnie aktor wyjął z kieszeni portfel, otworzył go i pokazał im zdjęcie. Obaj pochylili się, by dokładnie przyjrzeć się osobie ze zdjęcia. Był na nim młody mężczyzna o olśniewającym uśmiechu. I w tym momencie Zhan Zhao zrozumiał, dlaczego Jon King zainteresował się Bai Yutangiem… Chociaż mężczyzna ze zdjęcia był cudzoziemcem o blond włosach i niebieskich oczach, to był bardzo podobny do Bai Yutanga.
    - To Angel, miłość mojego życia. - Jon King spojrzał na zdjęcie z nostalgią i zagłębił się w przeszłości. - W wieku 20 lat miał wypadek samochodowy i doznał poważnych obrażeń głowy, co wywołało u niego halucynacje. Był bardzo pogodnym człowiekiem, ale powoli zaczął wpadać w depresję. Zabrałem go do najlepszego psychologa w Stanach Zjednoczonych, do dr Wilsona. Miałem nadzieję, że on go wyleczy, ale po zakończeniu terapii popełnił samobójstwo. - Opowiadając mężczyzna był bardzo poruszony, jakby ból tamtej chwili znowu do niego wrócił. - Tak bardzo się kochaliśmy, a on odebrał sobie życie i mnie zostawił. Byłem tak bardzo samotny. Nie mogłem pracować ani normalnie żyć. Dlatego oddałem się bez reszty branży rozrywkowej. To zepsute, rozpustne środowisko dało mi iluzję, że nie jestem sam. Co więcej, dzięki tej pracy nawiązałem wiele nowych znajomości, chociaż podświadomie wszędzie szukałem kogoś choć trochę podobnego do niego. Jednak im dłużej szukałem, tym bardziej uświadamiałem sobie, że on był jedyny i niepowtarzalny… Tak było do czasu, gdy poznałam cię na bankiecie zorganizowanym prze twojego brata.
    Aktor głęboko westchnął i dodał patrząc na dowódcę.
    - Ty i Angel jesteście bardzo do siebie podobni, ale ty jesteś znacznie silniejszy od niego… On był zbyt delikatny.
    Zhan Zhao i Bai Yutang wymienili spojrzenia, po czym doktor zapytał.
    - Dlatego nienawidzisz doktora Wilsona?
    - Oczywiście, że go nienawidzę! To żądny sławy i uznania hipokryta. Zabił mężczyznę, którego kochałem najbardziej na świecie! Jakiś czas później dowiedziałem się, że leki, które podawał Angelowi i terapia, jakiej go poddał, nigdy wcześniej nie były stosowane. Eksperymentował na moim ukochanym, żeby udowodnić jakąś bzdurną teorię, która w przyszłości miała mu przynieść rozgłos!
    Bai Yutang wyjął kartę z kostuchą i zapytał:
    - Co to jest?
    Jon King spojrzał na nią, wziął głęboki oddech i odpowiedział z uśmiechem na ustach.
    - To wszystko, co miałem do powiedzenia. Na kolejne pytania odpowiem tylko w obecności mojego adwokata. - Po tych słowach zamilkł.
    Zhan Zhao i Bai Yutang nie byli zadowoleni z efektu przesłuchania i z nietęgimi minami wyszli z pokoju. Jon King był w pewnym sensie podobny do Yang Fenga. Obaj nie zaprzeczali popełnionym przez siebie zbrodniom, jednak gdy pojawił się temat „Obozu treningowego zabójców”, nabierali wody w usta. Tak, jakby chcieli kogoś ochronić.
    - Kotek, odpuść już, zaraz mózg ci eksploduje od tego myślenia. Chodźmy coś zjeść. - powiedział Bai Yutang, łapiąc zamyślonego doktora pod ramię, a potem poprowadził go w stronę windy.
    Poszli na stołówkę na Komisariacie i kiedy Bai Yutang zamawiał jedzenie, stojący obok niego Zhan Zhao zobaczył, jak niedaleko od nich Bai Chi gra z jakimś dzieckiem w kamień-papier-nożyce. Chłopiec wyglądał znajomo, dlatego doktor przypatrywał mu się uważnie. Gdy dowódca kupił jedzenie, podążając za spojrzeniem Zhana Zhao, także zerknął w tamtym kierunku.
    - Och, to chyba syn Lu Fanga?
    - Tak! - krzyknął doktor, gdy w końcu skojarzył, skąd zna tego chłopca. - To mały Lu Zhen.
    Najwyraźniej chłopiec przegrywał, bo miał nietęgą minę, z kolei Bai Chi co chwilę się śmiał. Gdy Zhan Zhao i Bai Yutang tak na nich patrzyli, pomyśleli, że obaj wyglądają, jakby byli w tym samym wieku. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i postanowili się odrobinę zabawić. Podeszli do nich z tacami pełnymi jedzenia i szelmowskimi uśmieszkami na twarzach.
    - Ach! Wujek Zhan, wujek Bai! - krzyknął z entuzjazmem Lu Zhen, gdy tylko ich zobaczył.
    Gdy wszyscy usiedli przy stole, Bai Yutang zapytał.
    - W co gracie?
    - Och! - krzyknął chłopiec i udzielił odpowiedzi, patrząc na Bai Chi’ego wzrokiem pełnym podziwu.     - On jest taki dobry! Ciągle wygrywa!
    - Aż tak? - spytał zaciekawiony dowódca.
    - Tak! - Lu Zhen skinął głową. - Na początku przegrał kilka razy, ale potem powiedział, że od tej chwili już nie przegra ani razu.
    Zhan Zhao spojrzał na Bai Chi’ego z pełnym zrozumieniem i zapytał:
    - Pomagasz szczęściu matematyką?
    Bai Chi uśmiechnął się zawstydzony. Doktor przysunął się do chłopca i wyszeptał mu na ucho kilka słów, które wywołały tak żywe zainteresowanie, że Lu Zhen poderwał się z miejsca i zapytał.
    - Naprawdę?
    - Spróbuj, a sam zobaczysz. - odpowiedział Zhan Zhao, wgryzając się w kanapkę.
    - Spróbuję. - Chłopiec podwinął rękawy i powiedział do Bai Chi’ego. - Zagrajmy jeszcze raz.
    Tym razem Lu Zhen wpatrywał się w oczy Bai Chi’ego i co chwilę wygrywał. Bai Yutang był rozbawiony takim obrotem wydarzeń, a po dwudziestu przegranych z rzędu Bai Chi podniósł ręce, przyznając się do porażki.
    - Poddaję się! Przegrałem.
    Lu Zhen skakał z radości, a po chwili pobiegł do swojego taty. Zaintrygowany tą sytuacją, Bai Chi zwrócił się do Zhana Zhao.
    - Jak to możliwe?
    Słysząc to dowódca zaśmiał się i wtrącił od siebie.
    - Jeśli chcesz grać, to nigdy nie z tym Kotem, bo zawsze przegrasz.
    Doktor przewrócił oczami i odpowiedział na zadane wcześniej pytanie.
    - To było proste. Każdy ma jakieś swoje nawyki, a ja zauważyłem twoje. Przy nożyczkach zerkasz w prawo, przy papierze mrużysz oczy, a przy kamieniu spoglądasz w lewo.
    - Hehe, naprawdę jesteście podobni… - zaśmiał się Bai Chi i zajął się swoją kanapką.
    - Do kogo jestem podobny? - zapytał Zhan Zhao.
    - Do kogoś, kogo spotkałem wczoraj. Tak, jakbyś potrafił czytać w myślach. - odpowiedział szczerze chłopak.
    - Poważnie? - Bai Yutang był naprawdę zaskoczony. - To na świecie jest więcej takich potworów?
    W odwecie Zhan Zhao nadepnął na stopę Bai Yutanga tak mocno, że ten omal się nie zakrztusił kanapką, ratując się pełnymi desperacji uderzeniami w klatkę piersiową.
    - Masz. - Doktor podał mu szklankę wody. Gdy dowódca już do siebie doszedł, zadał Bai Chi’emu kolejne pytanie. - A co takiego odczytał z twoich myśli?
    - W sumie nic. - Zamyślił się chłopak. - Za to powiedział kilka interesujących rzeczy, których za nic nie potrafię zrozumieć.
    - Och? Co takiego powiedział?
    - Jeśli nie możesz stać się dzieckiem Boga, to możesz stać się tylko dzieckiem Diabła. Ponieważ mają coś, czego nie mają ludzie.
    Łyżka, którą Zhan Zhao trzymał w dłoni, wypadła i wylądowała w misce zupy. Bai Yutang i Bai Chi spojrzeli nieco zdezorientowani na Zhana Zhao, który był zaskoczony i kompletnie oszołomiony.
    - Kotek? - Dowódca poklepał go po ramieniu. Jednak doktor nie zareagował, tylko mówił sam do siebie.
    - Rozumiem, już wszystko rozumiem.
    Po tych słowach wstał i wybiegł.
    - Kocie! - Bai Yutang rzucił kanapkę na talerz i pobiegł za nim.
    Bai Chi został sam przy stole i czuł się zagubiony. Po chwili wahania postanowił pobiec za nimi, nie wypuszczając ze swej dłoni kanapki.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***


No nareszcie będzie jakiś postęp w sprawie.



   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

Prześlij komentarz