SCI Mystery - tom 1 [PL] - Obóz treningowy zabójców / Rozdział 42: Dziecko boga [Lekki 18+]

 



    Zhan Zhao wrócił do biura SCI, po czym wbiegł do swojego gabinetu. Bai Yutang i Bai Chi, którzy szli za nim przez całą drogę, byli kompletnie zdezorientowani. Nie wiedzieli, czym był tak zaaferowany.
    - Kotek, czego szukasz?
    - Yutang, pamiętasz te stare angielskie gazety, które kupiłem jakiś czas temu? - zapytał Zhan Zhao.
    Dowódca zastanowił się przez chwilę, zanim odpowiedział.
    - Te, które kupiłeś na wagę?
    - Tak… pamiętam, że muszą gdzieś tu być… - Doktor był coraz bardziej zdenerwowany. - Nie wyrzuciłem ich, prawda?
    - Nie. Sprawdź drugą szafkę po prawej, obok szafy na akta. - powiedział pewnym głosem Bai Yutang.
    - Myślisz? - zapytał Zhan Zhao z niedowierzaniem.
    - Jestem pewien. - Przytaknął dowódca, po czym podszedł i powstrzymał go, zanim zdołał otworzyć szafkę. - To niebezpieczne, ja to zrobię. - Po tych słowach odchylił się na bok i gwałtownie otworzył szafkę… A sekundę później wyleciały z niej w każdym możliwym kierunku stare pożółkłe gazety i zasypały niemalże całą podłogę.
    - Jak to możliwe? - Zhan Zhao był oszołomiony tą stertą gazet.
    Z kolei Bai Yutang wzruszył ramionami.
    - Wiedziałem, że tak się to skończy, kiedy zobaczyłem, jak upychasz te wszystkie gazety w szafce.
    - Szybko, pomóż mi coś znaleźć! - Doktor zakasał rękawy i zanurkował w morzu gazet. - Szukamy artykułu zatytułowanego „Dziecko boga”. Był wydany jakoś w latach 70.
    - Dziecko boga? - zapytał zdziwiony dowódca. - To jakaś powieść?
    - Nie, to artykuł z dziedziny psychologii. - odpowiedział Zhan Zhao przeczesując gazety.
    - Bai Chi! Chodź nam pomóc! - krzyknął Bai Yutang do chłopaka, który kończył jeść kanapkę, a gdy zobaczył, jak wygląda gabinet z tymi wszystkimi gazetami, to aż zakręciło mu się w głowie.
    Bai Chi odłożył kanapkę, otrzepał spodnie z okruszków i ruszył na pomoc. Gdy tak we trójkę buszowali w gazetach, Bai Yutang klepnął doktora w ramię. Zhan Zhao natychmiast się ożywił i odwrócił w jego stronę.
    - Znalazłeś?
    Dowódca potrząsnął głową i wskazał na Bai Chi’ego, który przeglądał gazety z zawrotną szybkością. Zhan Zhao zachichotał i wyszeptał.
    - Z jego ilorazem inteligencji czyta co najmniej dziesięć tysięcy słów na minutę. I wierz mi lub nie, to co przeczyta, powtórzy ci słowo w słowo.
    - Poważnie? - oczy Bai Yutanga zaokrągliły się ze zdziwienia. - On jest lepszy, niż komputer.
    Zhan Zhao mrugnął do niego.
    - W końcu w rodzinie Bai pojawił się ktoś, kto używa mózgu.
    - Hmm. - Bai Yutang przytaknął, a kiedy przetworzył wypowiedziane przez doktora zdanie, zagotował się. - Cholerny Kot, chcesz powiedzieć, że mój mózg jest dla ozdoby?
    - Nic takiego nie powiedziałem.
    - Ty…
    - Ach! - krzyknął Bai Chi w momencie, kiedy Kot i Mysz szykowali się do kłótni. – Znalazłem!
    Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na niego i zobaczyli, jak wyłania się z wielkiej góry gazet. Wzrok miał wbity w jedną z nich, z którą podszedł do doktora. Podał mu ją i zapytał z nieukrywanym entuzjazmem i radością.
    - Bracie, to ten artykuł?
    Bai Yutang i Zhan Zhao westchnęli jednocześnie. No proszę! On jest jak szczeniaczek, nawet widać te urocze psie uszka! Oj i jeszcze zaczął merdać ogonkiem. Jaki on słodki.
    Doktor spojrzał na gazetę z 1976 roku. W kolumnie poświęconej nauce, na trzeciej stronie widniał tytuł „Dziecko boga”. Cały artykuł był wielkości suszonego tofu, a mimo to Bai Chi go nie przegapił.
    - To jest to. - Zhan Zhao spojrzał na chłopaka ze zdumieniem.
    Bai Chi był tak szczęśliwy, że aż cały promieniał. Doktor wyciągnął rękę i pogłaskał go po głowie chwaląc go w myślach: Dobry chłopiec. Jesteś taki zdolny.
    Bai Yutang także nie mógł się powstrzymać i z dumą poklepał chłopaka po ramieniu. Ten dzieciak naprawdę należy do naszej rodziny? Musiało dojść do jakiejś ostrej mutacji genetycznej.
    Tymczasem Zhan Zhao w skupieniu czytał artykuł.
    - Kotek, jaki to ma związek ze sprawą? - zapytał dowódca. Bai Chi też zbliżył się zaciekawiony.
    - To jest wstępny raport badań dotyczących rozszczepienia osobowości. W tym artykule ludzie z zaburzeniami osobowości zostali opisani jako populacja o specjalnych zdolnościach, które zesłał im Bóg. Są oni wyjątkowi i lepsi od zwykłych ludzi, dlatego zostali nazwani „dziećmi Boga”. Ten artykuł wywarł na mnie szczególnie głębokie wrażenie, ponieważ autor napisał, że „dzieci Boga” będą stanowić broń ostateczną. - Mówiąc to, Zhan Zhao pokazał linijkę w tekście, w której była o tym mowa. - Spójrzcie, tutaj jest napisane: „Ktokolwiek będzie w stanie kontrolować tę ostateczną broń, ten zostanie panem świata”.
    - No, no… - roześmiał się Bai Yutang. - To faktycznie pasuje do naszej sprawy. Pisał to jakiś prorok? - Żartował, po czym spojrzał na gazety rozsypane po podłodze, a potem na doktora. - Kocie, tak się zastanawiam… - powiedział już poważnym tonem. - Przeczytałeś wszystkie te gazety i pamiętasz, co w nich było?
    Zhan Zhao i Bai Chi spojrzeli na niego kompletnie zaskoczeni pytaniem, na które odpowiedzieli równocześnie.
    - A co w tym dziwnego?
    Bai Yutang zaśmiał się, mierząc ich wzrokiem.
    - W sumie nic. - Następnie odchrząknął i szybko zmienił temat, by ukryć zakłopotanie. - Dobra, wracajmy do sprawy.
    Bai Chi wskazał nazwisko autora pod artykułem i zapytał:
    - Kim jest Vincent Brown?
    - Vincent Brown? - Zhan Zhao powtórzył pod nosem. - Vincent… Brown… Ach, tak! To prawdziwe imię i nazwisko dr Wilsona.
    - Co takiego? - Dowódca był zaskoczony tą informacją. - Kocie, jesteś pewien? Przecież ten staruszek mówił, że nie ma tak naprawdę rozdwojenia jaźni, z kolei autor artykułu jest zagorzałym wyznawcą tej teorii.
    Zhan Zhao zamyślił się marszcząc brwi.
    - Też tego nie rozumiem.
    - A może wierzył w to 30 lat temu, ale później przestał? - Zasugerował Bai Chi. - Jeszcze dziesięć lat temu sam wierzyłem w Świętego Mikołaja, a potem dowiedziałem się…
    Gdy Bai Yutang i Zhan Zhao odwrócili się, by na niego spojrzeć, chłopak momentalnie zamilkł, a po chwili zaczął się tłumaczyć.
    - Uznajmy, że nigdy tego nie powiedziałem.
    Dowódca usiadł na stercie gazet i zaczął się nad czymś zastanawiać.
    - Kotek, coś mi przyszło do głowy.
    - Och? - Zhan Zhao spojrzał na niego z zainteresowaniem. - Co za zbieg okoliczności, ja też właśnie o czymś pomyślałem. Mów pierwszy.
    Bai Yutang skinął głową i powiedział.
    - Sprawa zaczęła się od próby zabójstwa doktora Wilsona, któremu cudem udało się uniknąć śmierci. Później zorganizował przyjęcie, na którym został dźgnięty nożem przez własną żonę i po raz kolejny przeżył.
    Zhan Zhao i Bai Chi słuchali go uważnie i przytakiwali.
    - Na pierwszy rzut oka jest ofiarą, ale jakby się nad tym głębiej zastanowić, coś tu nie gra. - podsumował swoją wypowiedź Bai Yutang.
    - Hmm. - Doktor kiwnął głową, zgadzając się z nim, po czym wziął z biurka czystą kartkę i długopis.
    - Spróbujmy określić wszystkie relacje osób zaangażowanych w sprawę. - powiedział i zaczął coś pisać na kartce. - Po pierwsze, ludzie, którymi manipulowano, czyli Qi Lei, Yang Feng i Jon King. Qi Lei’a i Jona Kinga łączy karabin snajperski. - mówiąc to połączył nazwiska tych osób kreską, nad którą napisał „karabin”.
    - Dodatkowo obaj są połączeni z Pang Weiem. - dodał dowódca. - Qi Lei uczył się strzelać w jego klubie, a Jon King się z nim przyjaźni.
    - Zgadza się! - powiedział Zhan Zhao. - A to oznacza, że Pang Wei jest podwójnie podejrzany.
    - Qi Lei’a i Yang Fenga łączy osoba Jia Zhengyana! - powiedział po chwili namysłu Bai Chi. - A tabletki łączą Jia Zhengyana z Jonem Kingiem.
    - Brawo! - krzyknął Zhan Zhao i poklepał go po głowie. - Jak widać, osoby są ze sobą powiązane łańcuchowo, każda z osób to jedno ogniwo, a łącząc je ze sobą, w końcu dojdziemy do sedna. Teraz musimy znaleźć ogniwo łączące Pang Weia z Jia Zhengyanem, czyli musimy sprawdzić, czy mają wspólnych znajomych. - Podsumował doktor, po czym dodał. - Obaj pochodzą z różnych środowisk, ich zawody też się różnią, dlatego nie będzie zbyt wielu osób, które znają ich obu.
    - I jeszcze jedno! - dodał Bai Yutang. - Jest bardzo prawdopodobne, że Qi Le widziała tę osobę.
    Zhan Zhao i Bai Chi spojrzeli na niego kompletnie zszokowani.
    - Co się tak dziwicie? - zapytał dowódca, nie kryjąc zaskoczenia. - Musi być powód, dla którego ktoś chce ją zabić.
    Doktor spojrzał na niego tak, jakby zobaczył go pierwszy raz w życiu.
    - Yutang, czy ktoś ci kiedykolwiek powiedział, że jesteś…
    - Jaki znowu jestem? - przerwał mu dowódca. - Jak chcesz z kogoś zrobić głupca, to zrób go z siebie.
    Zhan Zhao wyciągnął rękę i zaczął czochrać mu włosy, cedząc przez zaciśnięte zęby:
    - Że czasami jesteś głupi jak mikrob, a czasami mądrzejszy niż geniusz.
    Dowódca próbował zapanować nad chaosem, jaki zapanował mu na głowie i odezwał się z wyrzutem.
    - Mikrob? Kotek… Znowu degradacja...


    Strzelnica Guanglong Klubu Strzeleckiego w Mieście S.

    Ma Han właśnie wystrzelił swoją ostatnią serię, gdy rozległ się dźwięk gwizdka. Jego trener aż zaklaskał w dłonie i powiedział, patrząc na tarczę.
    - O raju, mógłbyś pojechać na Olimpiadę! Na pewno nie jesteś amatorem?
    Ma Han zmierzył go lodowatym wzrokiem, po czym odłożył broń i odwrócił się, by odejść.
    - Hej! Czekaj! Może chcesz zostać trenerem? - Mężczyzna biegł za nim aż do szatni. Korzystając z okazji, gdy Ma Han się przebierał, trener mówił.
    - Jesteś niesamowity. Wiesz, w sumie nigdy nic o sobie nie mówisz. Powiedz, jesteś profesjonalistą?
    - Jestem gliną. - odpowiedział Ma Han beznamiętnie.
    Mężczyzna był w szoku.
    - Och… poważnie?! To musisz być snajperem!
    Od pewnego czasu Ma Han czuł, że ktoś obserwuje go z ukrycia. Ten ktoś mógł się ukrywać za rogiem albo obserwować go z ukrytej kamery. Ale i tak był tego świadomy, bo jakby nie było, był snajperem z wieloletnim doświadczeniem bojowym. Jeśli chodzi o wrażliwość zmysłów, to mógł się z nim równać jedynie Bai Yutang.
    Wiedział, że jest to moment, w którym odniesie sukces lub poniesie porażkę. Wszystko zależy od jego kolejnego ruchu. Ma Han podjął decyzję. No dobra. Po tylu dniach bezczynności pokażę ci, czym jest szaleństwo.
    Trener mówił bez przerwy, ale w pewnej chwili zamilkł zdając sobie sprawę, że atmosfera w szatni zrobiła się gęstsza. Kiedy spojrzał na Ma Hana, upadł na podłogę. Wystarczyło, że raz spojrzał w te oczy pełne obłędu. Siedział teraz na ziemi i nie był w stanie się ruszyć.
    Oczy Ma Hana były szeroko otwarte, nawet jego źrenice zdawały się być powiększone. Żyły pojawiały się na jego czole, a nozdrza rozszerzyły się, pompując powietrze. W przeciwieństwie do jego zwykłego, zimnego wyrazu twarzy, w tej chwili dziwnie się uśmiechał. Trener miał wrażenie, że ma przed sobą zupełnie inną osobę.
    Ma Han powoli kucnął i wyciągnął rękę, by delikatnie chwycić trenera za kark. Przyglądał się żyłom na szyi mężczyzny, tak jakby zaraz miał otworzyć usta i ostrymi kłami wbić się w nie.
    - C-co ty robisz…? - zapytał trener drżącym głosem.
    Ma Han miał wrażenie, że słyszy przyspieszony oddech osoby obserwującej go z cienia. Następna chwila była kluczowa. Nagle z ogromną siłą zacisnął palce na szyi mężczyzny. Trener rozpaczliwie próbował wyrwać się z uścisku i bił Ma Hana po rękach. Ale skutek był taki, jakby mrówka próbowała potrząsnąć drzewem. Ma Han uśmiechnął się ponuro, a w jego spojrzeniu było widać pragnienie krwi.
    - Nie… Pomocy! Pomocy! - krzyczał trener coraz bardziej zachrypniętym głosem.
    Nagle Ma Han poczuł dziwne ukłucie i odskoczył do tyłu, uwalniając mężczyznę ze swojego uścisku. Trener trzymał się za szyję, na której były widoczne sine ślady palców. Wstał i uciekł z krzykiem.
    Ma Han ukląkł i zamarł w bezruchu, wpatrując się w swoje dłonie, które nadal lekko drżały. Po chwili zaczął uderzać się w głowę, wyjąc jak opętany. Gdy wstał, zaczął walić pięścią w metalowe szafki, jak dziecko płacząc z rozpaczy i bólu. Odegrał wszystko, o czym powiedział mu Zhan Zhao i starał się jak mógł, żeby wypaść jak najbardziej wiarygodnie. Na jednej z szafek zostały nawet ślady krwi, a Ma Han spojrzał na swoje ciągle drżące dłonie i wyszedł z szatni wyglądając, jakby stracił duszę.
    Chwilę po wyjściu Ma Hana ktoś wyszedł z cienia. Ktoś, kto się doskonale bawił i z satysfakcją oglądał całe zajście na monitoringu. Teraz podszedł do zakrwawionej szafki i dotknął palcem śladów krwi, która jeszcze nie wyschła… Kolejny wyjątkowy… doskonałe dziecko diabła.

    Ma Han w pełni doszedł do siebie dopiero po powrocie do domu. Usiadł przed komputerem i czuł nieopisane wręcz zmęczenie.
    - Bracie, wróciłeś? - zapytała jego siostra, stając w drzwiach pokoju. - Bracie! Co ci się stało w ręce? - krzyknęła Ma Xin. - Mamo, mamo!
    - Ciii. - Ma Han szybko wciągnął ją do środka i zamknął drzwi. - Nie mów nic mamie, będzie zrzędzić bez końca.
    - Masz zakrwawione ręce. - fuknęła Ma Xin i wyjęła z szafki apteczkę, by zdezynfekować i opatrzyć bratu rany.
    - Jak tam na uczelni? - zapytał Ma Han widząc nieszczęśliwą minę dziewczyny, po czym się uśmiechnął i zaczął jej dokuczać. - Nasz przyszły wspaniały lekarzu rodzinny!
    - Póki co jestem dopiero na pierwszym roku! Panie genialny detektywie. - Gdy dokładnie zabandażowała mu dłonie, dodała z szelmowskim uśmieszkiem na ustach. - Mama zrobiła czyjąś ulubioną zupę z czerwonej fasoli, ale podejrzewam, że ten ktoś nie odważy się wyjść w takim stanie.
    Ma Han spojrzał na swoje dłonie zabandażowane szczelnie niczym mumie i się skrzywił.
    - Xin Xin, chyba cię poniosło.
    - Przyniosę ci zupę… Mój biedny, sponiewierany braciszku. - Po tych słowach dziewczyna wyszła chichocząc pod nosem, a po chwili wróciła z miską pełną zupy z czerwonej fasoli.
    Zły nastrój Ma Hana wyparował, jak tylko skosztował pysznej i ciepłej zupy, która przyjemnie rozgrzała mu przełyk. Nagle pomyślał o Qi Le, która była w podobnym wieku, co jego siostra. Zastanawiał się, jak się czuła, kiedy zabito jej brata. Gdyby i on został zabity, Ma Xin prawdopodobnie by się załamała…
    - Ech. - Westchnął patrząc na swoje zabandażowane dłonie. Z zadumy wyrwał go dźwięk przychodzącej wiadomości. - Co? Obóz treningowy zabójców? - Przeczytał tytuł maila, który pojawił się na jego poczcie.
    Ma Han wpatrywał się w swój komputer, z lekkim niedowierzaniem patrząc na maila, który właśnie przyszedł. Położył drżącą dłoń na myszce, z wielkim wysiłkiem otworzył wiadomość i odczytał jedno krótkie zdanie: „Posłuchaj demonów w swoim sercu, użyj broni i zmieć z tego świata wszystkie śmieci, które nie powinny istnieć”. Pod spodem był jeszcze podpis w języku angielskim Killer Training Camp.
    Ma Han zamarł na trzy sekundy, po czym nagle podskoczył.
    - Telefon… gdzie mój telefon?

    Bai Yutang siedział na kanapie i bujał w obłokach, słuchając odgłosu szumiącej wody, jaki dobiegał z łazienki. Oczami wyobraźni widział krople wody spadające na ciało Zhan Zhao i powoli spływające na dół po tej jasnej, gładkiej skórze. Gdy jego fantazje pognały w niebezpiecznym kierunku, potrząsnął głową. Nie myśl o tym. Nie mogę o tym myśleć, bo mi pójdzie krew z nosa.
    Kiedy jego umysł powrócił do miejsc, do których nie powinien się udawać, dzwonek telefonu wyrwał go z tego błogiego świata fantazji. Spojrzał na wyświetlacz. Ma Han? Bai Yutang prawie podskoczył jak poparzony i szybko odebrał.
    - Cześć, Ma Han!
    - Szefie, złapali przynętę.
    - Co? - Dowódca miał wrażenie, że głos Ma Hana drży, być może dlatego, że on sam był bardzo poruszony.
    - Dostałem maila z obozu treningowego zabójców. Szybko, zawołaj Zhana Zhao, musi mi pomóc napisać odpowiedź. - powiedział podekscytowany Ma Han.
    - Ach… jasne! - Bai Yutang pobiegł do łazienki z telefonem w dłoni i otworzył drzwi.
    - Kotek! Kotek masz telefon…
    Zhan Zhao stał pod prysznicem, w chmurze pary, zupełnie nagi, krople wody spływały po jego ciele, włosy miał zaczesane za uszy, dzięki czemu odsłonił swoje piękne czoło.
    Bai Yutang nagle zapomniał, po co tu przyszedł. Jedyne, czego pragnął, to poczuć pod sobą skórę tego Kota, objąć jego szczupłą talię. Dotykać jego smukłe nogi i poczuć każdy ich delikatny staw. Pragnął tych długich rzęs, z których kapały kropelki wody, tych pięknych oczu i krągłego tyłeczka…
    A niech to! Bai Yutang poczuł mrowienie w nosie, bo właśnie jego mózg rozgrzał się do czerwoności. Po drugiej stronie Ma Han zaczął się dziwić, dlaczego tak długo nikt się nie odzywa. Nagle usłyszał przeraźliwy wrzask.
    - Aaach! Przeklęta Mysz! Wynoś się stąd!
    Dwie minuty później Zhan Zhao wyszedł z łazienki, jeszcze mokry, zarzucając na siebie jedynie szlafrok. Stanął przed komputerem i przełączył telefon na głośnik.
    - Ma Han, wyślij mi tego maila.
    - Dobra. - odpowiedział Ma Han i od razu przesłał wiadomość.
    Gdy doktor ją przeczytał, musiał przyznać, że Ma Han świetnie się spisał. Po chwili powiedział.
    - Nie musisz od razu odpowiadać.
    - Tak sądzisz? - zapytał Ma Han.
    Zhan Zhao usiadł i błyskawicznie napisał trzy wiadomości, po czym przesłał je do Ma Hana.
    - Sprawdź skrzynkę odbiorczą, wysłałem ci trzy maile, każdy oznaczony innym numerem. Prawdopodobnie dzisiejszej nocy sobie nie pośpisz.
    - To nic. Jak mam odpowiedzieć?
    - Na pewno jeszcze raz prześle ci wiadomość. Kiedy to zrobi, wyślij odpowiedź z mojego pierwszego maila. Kiedy wyśle ci tę wiadomość po raz piąty, wyślesz odpowiedź z mojego drugiego maila. Potem możesz iść spać, ale w okolicy 5-6 rano wyślij mu odpowiedź z mojego trzeciego maila, nieważne, czy prześle ci coś jeszcze, czy nie.
    - W porządku…
    Ma Han i Zhan Zhao rozmawiali jeszcze przez chwilę, jednak Bai Yutang, który stał z tyłu, kompletnie nie słyszał ich rozmowy. Całym sobą chłonął scenę, którą miał przez sobą. Ten cienki szlafrok, który włożył Zhan Zhao, nie miał szans z siłą wyobraźni Bai Yutanga, zwłaszcza, że nie zasłaniał wszystkiego i niektóre części ciała były dość dobrze wyeksponowane. Smukła szyja, szczupłe, bose stopy… Doktor tak się spieszył, że nie założył kapci, które by zakryły te piękne, delikatne i zadbane stópki. Jaki on uroczy i seksowny...
    Zanim dowódca się zorientował, już wyciągnął ku niemu ręce. W tym czasie Zhan Zhao zakończył rozmowę z Ma Hanem i był bardzo podekscytowany, ponieważ ich tajna akcja zakończyła się sukcesem. Byli już w połowie drogi do ustalenia, co łączy Klub Strzelecki z Obozem Treningowym Zabójców. I właśnie w tym momencie poczuł, że ktoś go ściska w pasie. Zanim zdążył zareagować, był już w ramionach Bai Yutanga, który przykleił się do jego pleców i ciężko oddychał wprost do jego ucha.
    - Przestań, porozmawiajmy o sprawie… ach! - doktor wydał z siebie krótki jęk, przygryzając dolną wargę. Po czym odwrócił się, by spojrzeć na Bai Yutanga. - Ty… Mmm…
    Dowódca właśnie wsadził jedną rękę pod szlafrok i delikatnie pogładził Zhan Zhao po sutku, co sprawiło, że ten cały zadrżał. Pochylił się w jego stronę i pocałował go w usta, przez które nie zdążyły wyjść słowa protestu. Jego ręka powoli podążała w dół wzdłuż smukłej talii doktora, aż zatrzymała się na udach, po czym skierowała się w górne rejony.
    - Ach… - Podczas pocałunku Zhan Zhao czuł, jak Bai Yutang dotyka jego penisa… - Czekaj… Czekaj…Yutang…
    Doktor z całych sił starał się nie poddać chwili i próbował odsunąć od siebie dowódcę, który coraz intensywniej się z nim droczył. A kiedy polizał go po uchu, Zhan Zhao poczuł, że głowa mu zaraz eksploduje. Był zdenerwowany, a Bai Yutang był tak blisko niego, czuł ciepło, jakie od niego bije i poczuł, że powoli robił się coraz twardszy.
    - Ach! - krzyknął i wyrwał się z uścisku, po czym odepchnął go od siebie z całej siły. Gdy dowódca zrobił krok w tył, wykorzystał szansę i uciekł do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. Bai Yutang patrzył na zamknięte drzwi i głęboko westchnął, po czym położył się na podłodze na plecach i rozłożył swoje ręce.
    Jego ciało zdawało się płonąć. W końcu zrozumiał, czym jest prawdziwe pożądanie. Przyłożył dłoń do czoła, wciąż czując pod palcami tę delikatną skórę. Kotek, chcesz mnie wykończyć? Co mam z tobą zrobić? Przestań mnie dręczyć ty cholerny Kocie.

Środek nocy.

    W zamkniętej sypialni na łóżku leżał Kot szczelnie owinięty kołdrą i zwinięty w kłębek i słuchał, jak Biała Mysz pod zimnym prysznicem wyje, niczym wilk do księżyca.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***


Dla ciekawych, jak duże jest suszone tofu:




   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Musi być nieźle, sfrustrowany Bai Yutang 🤣🤣 go Koteł wywalił pod prysznic 🤣🤣🤣

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz