Counterattack [PL] - Rozdział 89: Własne motywy

 


    W momencie, kiedy Chi Cheng wychodził z lotniska, zadzwonił Gang Zi i powiedział:

    - Znalazłem węże.

    Chi Cheng ruszył w stronę samochodu, który po niego przyjechał. Wsiadł do środka i dopiero wtedy odpowiedział głosem pozbawionym emocji.

    - Gdzie one są?

    - W obozie. - To były tylko dwa słowa, a zapadła po nich grobowa cisza.

    Chi Cheng już wcześniej myślał o tym miejscu. Jego wujek prowadził obóz szkoleniowy i przeszło mu przez myśl, że właśnie tam mogą znajdować się jego węże. Zwłaszcza, że jest to obiekt strzeżony i nikt nie byłby w stanie tej informacji potwierdzić. Jednak jego ojciec i wujek od lat ze sobą walczą. Wujek nie ma syna, zawsze był zazdrosny o Chi Chenga i jako jedyny z rodziny był zadowolony z frywolnego stylu życia swojego bratanka. Jeśli jego ojciec poszedł szukać pomocy u swojego brata, to tak jakby sam dobrowolnie podał się na tacy przyznając, że jego syn jest nic niewartym draniem, nad którym nie ma żadnej kontroli. I jeśli jego ojciec zdecydował się na taki ruch, oznaczało to, że wolał stracić godność, niż kontrolę nad własnym synem.

    - Jak się dowiedziałeś? - zapytał Chi Cheng.

    - Poszedłem dzisiaj na targ i zauważyłem, że jeden hodowca sprzedaje dość osobliwe gatunki węży. Powiedziałem, że jestem zainteresowany kupnem, wtedy podał mi cenę. Oczywiście bardzo wysoką i poinformował mnie, że kupił je z obozu. Pierwsze o czym pomyślałem, że to na pewno twoje węże. Pewnie osoby, które miały ich pilnować i doglądać, sprzedały trochę jaj hodowcom, żeby sobie zarobić.

    - Rozumiem.

    - No i... - zagaił Gang Zi, ale nie zdążył dokończyć zdania, bo jego szef jak zwykle się rozłączył.

    Chi Cheng odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. Wiedział, że nie będzie łatwo wydostać stamtąd tak liczną grupę węży. Jeśli wypowie otwartą wojnę ojcu, jego węże od razu zostaną zabite. Musiał opracować plan, który sprawi, że jego ojciec straci czujność, bo tylko wtedy będzie miał jakąkolwiek szansę na odzyskanie swoich dzieci.

 

    W chwili, gdy Gang Zi opuszczał targ, pojawił się na nim Wu Suo Wei. Wszedł do ogromnego namiotu i zaczął się rozglądać. Zauważył na jednym ze stoisk węża zbożowego.

    - Jaka cena?

    Sprzedawca uniósł dwa palce.

    - Za mniej nie sprzedam.

    - Tak drogo? - odburknął chłopak. - Tam obok widziałem takiego po 150.

    Oczy sprzedawcy prawie wyszły z orbit.

    - Na pewno nie jest tak okazały! Człowieku, przyjrzyj się. Ten wąż waży ponad 1,5 kg. Idź i sam sprawdź, a zobaczysz, że mam najlepszą cenę.

    Wu Suo Wei uśmiechnął się przekornie.

    - A pan co, handluje wężami na wagę, są pokarmem dla innych węży, czy co?

    Chłopak zaczął oglądać pozostałe osobniki, jakie wystawił handlarz. I dostrzegł pytona zielonego, który jednak nie był tak intensywnie zabarwiony, jak Zazdrość. I chociaż Wu Suo Wei jest daltonistą, potrafi rozróżniać intensywność i jasność kolorów. Wiedział, że nieczęsto można zobaczyć tutaj węże o tak żywych kolorach.

    Po obejrzeniu jeszcze kilku terrariów Wu Suo Wei zwrócił uwagę na kilka wyjątkowo rzadkich węży. Obejrzał też te tańsze i popularne węże, ale z prawdziwą przyjemnością podziwiał nieco bardziej egzotyczne. Wu Suo Wei, z racji swojego zawodu, kiedy tylko miał wolną chwilę, czytał w Internecie o różnych gatunkach węży i już całkiem nieźle potrafił je sklasyfikować. Widząc tak wiele rzadkich okazów u jednego sprzedawcy, bacznie mu się przyjrzał. Był bardzo ciekawy, jak te wszystkie egzotyczne gady wpadły w jego ręce.

    - Chłopcze, widzę, że jesteś profesjonalistą. Wybierz któregoś, a jeśli nie sprosta twoim oczekiwaniom, będziesz mógł rozwalić mój stragan.

    Wu Suo Wei wyjął jednego węża z terrarium, po czym posłał handlarzowi spojrzenie pełne podejrzeń.

    - Skąd masz te węże?

    Mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko.

    - Przecież cię nie oszukam. Nie przejmuj się tak.

    - W takim razie nic u pana nie kupię. - powiedział chłopak i odłożył węża. -Jeśli jest dziki i niedawno został złapany, zdechnie w ciągu kilku dni. Kupię węża tylko ze sprawdzonego źródła. Chcę się upewnić, że naprawdę jest wart moich pieniędzy.

    - Nie martw się, urodziły się w hodowli. - powiedział sprzedawca.

    Wu Suo Wei zmrużył oczy, nie zamierzał mu tak łatwo odpuścić.

    -W hodowli? Jakiej? Kto wyhodował tak wiele egzotycznych węży? Na pewno pochodzą z przemytu.

    Na twarzy sprzedawcy pojawił się nieładny grymas.

    - Hej, naprawdę chcesz kupić węże?

- Chciałbym, ale ukrywa pan przede mną prawdę, przez co mam podejrzenia, że ta inwestycja nie będzie bezpieczna. Dlatego wolę nie robić u pana zakupów. - odpowiedział Wu Suo Wei i odwrócił się na pięcie, żeby odejść.

    - Hej, zaczekaj! - krzyknął za nim handlarz.

    Chłopak zatrzymał się z szelmowskim uśmieszkiem na ustach.

    - Zmuszasz mnie, żebym powiedział prawdę!

    - Zmuszam? - Wu Suo Wei zapytał zaskoczony. - A pan, kupiłby węża nieznanego pochodzenia? Jakby nie było, to zwierzęta, które przenoszą choroby i mogą stanowić zagrożenie dla całej hodowli.

    Handlarz westchnął, czując się pokonany.

    - Niech ci będzie. Podejdź bliżej.

    Chłopak przysunął się do niego, a mężczyzna powiedział mu dokładnie to samo, co chwilę wcześniej Gangowi Zi.

 

    Po powrocie do kliniki Wu Suo Wei był tak podekscytowany, że od razu opowiedział o wszystkim doktorowi. Jiang Xiao Shuai był szczerze zaskoczony.

    - Chcesz powiedzieć, że wpadłeś na trop zaginionych węży?

    Chłopak energicznie skinął głową.

    - A to znaczy, że twoje wysiłki nie poszły na marne.

    Po chwili Wu Suo Wei zmarszczył brwi.

    - Na to wygląda.

    - I co? Teraz zadzwonisz do Chi Chenga, powiesz mu, gdzie są jego węże, on je stamtąd zabierze i misja zakończona. A jak już odzyska węże, nie będzie musiał spotykać się z Yue Yue, która przecież była tylko gwarantem ich bezpieczeństwa. Dziewczyna przestanie się dla niego liczyć i od razu z nią zerwie, a ty osiągniesz to, co sobie zaplanowałeś.

    Wyraz twarzy chłopaka bynajmniej nie był optymistyczny.

    - Nie zrobi tego.

    Doktor bawił się pigułką, którą trzymał w dłoni i patrzył na chłopaka z coraz większym zainteresowaniem.

    - To co zrobi, jak myślisz?

    Przez chwilę Wu Suo Wei zanurzył się w swoich myślach, po czym odpowiedział.

    - Jeśli mu o tym powiem, zrobi wszystko, żeby wyciągnąć stamtąd swoje węże, nawet kosztem pogorszenia relacji z ojcem, a to niczego nie rozwiąże. Myślę, że powinienem mu pomóc, oczywiście w tajemnicy. Mogę odzyskać węże, a tym samym sprawić, że jego ojciec będzie na przegranej pozycji. I tylko to zagwarantuje mi sukces.

    Jiang Xiao Shuai wycelował pigułką w głowę chłopaka.

    - Zanim zaczniesz działać, odpowiedz sobie na pytania. Próbujesz zmusić ich do zerwania? A może sam chcesz się z nim spiknąć?

    Serce Wu Suo Weia zamarło na kilka sekund, ale zdołał się opanować i wrócić do roli. Nadal udawał, że nic go ta cała sytuacja nie obchodzi.

    - Nie, kurwa, Sherlocku. Chcę tylko, żeby się rozstali.

    Doktor pokiwał głową i ciągnął temat dalej.

    - W takim razie, co cię obchodzą węże? Chcesz mu pomóc rozwiązać problemy, które doskwierają także tobie?

    Wu Suo Wei obruszył się i zaprotestował.

    - Chciałem tylko zrobić dla niego coś dobrego. Wiesz przecież, że oszukiwałem go i okłamywałem. A teraz mam szansę coś dla niego zrobić i odkupić swoje winy.

    Jiang Xiao Shuai postanowił zostawić ten temat i od razu przeszedł do kolejnego.

    - Jesteś pewien, że twój plan dotyczący Yue Yue wypali?

    Chłopak uniósł brwi ze zdziwienia.

    - A dlaczego miałby nie wypalić? Jego matka to jej największy sprzymierzeniec. Jednak, jeśli Chi Cheng szczerze ją znienawidzi, to już nic jej nie pomoże.

    Doktor spojrzał na niego podejrzliwie.

    - W takim razie przejdźmy do konkretów. - po czym stuknął palcem w biurko. - Jesteś nikim, nie znasz nikogo w obozie, jak zamierzasz uratować węże?

    Wu Suo Wei pomachał palcami, dając doktorowi znak, by się przysunął.

    - Całkiem sporo jaj już zostało przemyconych, a skoro udało się z jajami, to pewnie uda się też z wężami.

    Ta odpowiedź zainteresowała Jiang Xiao Shuaia i po chwili obaj snuli plan działania.

 

    Chi Cheng i Yue Yue przylecieli osobnymi lotami. Yue Yue po przylocie od razu przyjechała do hotelu, a potem razem z Chi Chengiem i jego szefem pojechała na obiad. Po spotkaniu postanowili wrócić do hotelu na piechotę. Gdy tak spacerowali wzdłuż ulicy, dziewczyna powiedziała:

    - Twoja mama prosiła, żebyśmy spotkali się wspólnie z twoimi i moimi rodzicami i omówili sprawy związane ze ślubem.

    Chi Cheng trzymał papierosa w ustach i bił od niego przeszywający chłód.

    - Później o tym pogadamy.

    Wyrzucił papierosa, odwrócił się od niej i poszedł do hotelu.

 

    Yue Yue leżała w wannie i cieszyła się dotykiem swojej skóry, która po nawilżeniu była jedwabiście gładka. Fantazjowała o nocy, jaką spędzi sam na sam z Chi Chengiem, bez Zazdrości i czuła się z tym cudownie.

    - Chi Cheng, przynieś mi nocną koszulę. - zawołała.

    Niestety, nikt nie odpowiedział, dlatego wyszła z wanny i owinęła się ręcznikiem, który był na tyle mały, że odkrywał znaczną część jej piersi i ledwie zakrywał pośladki. Po czym z zalotnym spojrzeniem wyszła z łazienki, krocząc leniwie i seksownie.

    Gdy podeszła do Chi Chenga, zamurowało ją, zanim zdołała cokolwiek powiedzieć. Mężczyzna patrzył czułym wzrokiem na Zazdrość, która owinęła się wokół jego ramienia. Dziewczyna ledwo wydusiła z siebie pytanie:

    - Myślałam, że zostawiłeś go w domu?

    - Nie można trzymać zwierząt na pokładzie, dlatego dopiero co go przywieziono.

    Po tych słowach pocałował pytona, okazując mu swoje przywiązanie i miłość. Yue Yue nie mogła tego znieść, w duchu szalała ze złości, ale musiała trzymać ją w ryzach i dbać o swój wizerunek. Dlatego wzięła głęboki oddech i wróciła do łazienki.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

Prześlij komentarz