Counterattack [PL] - Rozdział 93: Powrót w chwale

 


    Kiedy Wu Suo Wei obudził się rano, poczuł, że coś jest nie tak, a gdy dotknął swojej głowy, jego myśli zaczęły szaleć. Na początku pomyślał, że po wczorajszej nocy jego włosy powinny być w totalnym nieładzie, a tu nagle poczuł gładko ogoloną skórę głowy. Nie miał na niej ani jednego włosa. Zerwał się z łóżka i pobiegł do łazienki, żeby przejrzeć się w lustrze. A gdy to zrobił, doznał szoku.

    Zaledwie od dwóch miesięcy nie przezywali go „Łysym”, a teraz wszystko zacznie się od nowa.

    Jiang Xiao Shuai również był zaskoczony, gdy go zobaczył.

    - Pisałeś, że zmieniłeś fryzurę. Wstałem skoro świt. Pędziłem do kliniki, bo byłem ciekawy, jak wyglądasz… i widzę coś takiego. Gdybym wiedział, pospałbym trochę dłużej.

    Wu Suo Wei był wściekły i wcale tego nie krył.

    - Naprawdę miałem nową fryzurę, jeszcze wczoraj wieczorem się nią jarałem. A dzisiaj, gdy się obudziłem, jej już nie było. Pierwszy raz w życiu byłem tak zadowolony z mojej fryzury, nawet jak brałem prysznic, uważałem, żeby nie zmoczyć włosów. Jedna noc i wszystko przepadło. Zmarnowałem tylko kasę.

    Doktor ledwie wstrzymywał uśmiech.

    - Kto cię ogolił? Duch?

    - Jakby zrobił to duch, to pewnie miałbym na głowie tylko małą, łysą plamkę. A czy to jest małe? - warknął chłopak wskazując swoją głowę.

    Jiang Xiao Shuai zrobił poważną minę i powiedział.

    - Mogłeś wyłysieć, bo chorujesz na łysienie plackowate.

    Wu Suo Wei nie wytrzymał i krzyknął.

    - To skąd, kurwa, zapach kremu do golenia?

    Oczywiście dobrze wiedział, kto jest za to odpowiedzialny. Zeszłej nocy spał jak kamień. Chwilę przed zaśnięciem męczyły go różne myśli, jednak po chwili poczuł, jak ogarnia go senność i obudził się dopiero rano. Jak tak się głębiej zastanowił, czuł coś dziwnego na głowie, ale pomyślał, że to pewnie przez nową fryzurę, dlatego nie przejął się i nawet nie otworzył oka. Bo kto by pomyślał, że tak się to właśnie skończy.

    Gdy już się uspokoił, zobaczył, jak winowajca wchodzi do kliniki. Chi Cheng nie uciekł z miejsca zbrodni, musiał jedynie wyskoczyć na chwilę, żeby załatwić jedną sprawę.

    Wu Suo Wei podszedł do niego i wrzasnął, mierząc go piorunującym spojrzeniem.

    - Dlaczego ogoliłeś mi głowę?!

    Chi Cheng odpowiedział bez cienia emocji.

    - Bo lubię cię w takiej fryzurze.

    - Może i lubisz, ale ja nie! Kto ci pozwolił ogolić mi głowę? Myślisz, że tylko dla twojej przyjemności układam włosy?

    - Chciałbym, żeby tak było. - odpowiedział spokojnie mężczyzna.

    Wu Suo Wei patrzył na niego zaskoczony, a doktor śmiał się pod nosem. Ciesz się, skoro jemu się podoba. Nie widzisz, jak on jest tobą zauroczony?

    Chwilę później Chi Cheng zaciągnął Wu Suo Weia do samochodu, bo chciał go zabrać na śniadanie. Chłopak siedział naburmuszony na siedzeniu pasażera i całą uwagę skupił na Zazdrości, a na Chi Chenga nawet nie spojrzał.

    Za to mężczyzna zerknął na niego i zagaił.

    - Masz spory temperament.

    Chłopak odpowiedział w myślach, patrząc Zazdrości w oczy. Oj tak, mam temperament. Wiesz, gdyby nie ty, to pobiłbym tego gościa. Ale jestem w trakcie ważnej misji, dlatego nie zamierzam wdawać się w bójki, wolę udawać, że nic nie słyszę.

    Tak, właśnie ten łysy i bezczelny typ jest jedyną osobą, którą Chi Cheng stara się zadowolić. Dlatego zaparkował na jednej z uliczek i wyszedł z auta. Udał się do fryzjera i poprosił, żeby ten zgolił mu włosy. Gdy wrócił do samochodu, był łysy jak kolano. Jak tylko Wu Suo Wei go zobaczył, od razu poprawił mu się humor, a na jego ustach zamigotał delikatny uśmiech.

    Chwilę później dwaj łysole weszli do restauracji.

    - Poproszę dwie miski makaronu wołowego. - powiedział Chi Cheng.

    Kelner skinął głową z namaszczeniem i zapytał.

    - Dorzucić wołowinę?

    - To chyba żart? Prosiłem o makaron wołowy, nie ma w nim wołowiny? Gdybyśmy nie chcieli mięsa, zamówiłbym makaron wegetariański.

    Wu Suo Wei dodał też słowo od siebie.

    - Dobrze, że nie zapytał, czy chcemy makaron.

    Słysząc to kelner zrobił nietęgą minę.

    - Rozumiem, powrót do świeckiego życia?

    Dopiero teraz chłopak zrozumiał, że kelner wziął ich za buddyjskich mnichów i rzucił w stronę Chi Chenga nienawistne spojrzenie.

    Gdy dostali swoje zamówienie, atmosfera momentalnie się poprawiła, zrobiło się nawet całkiem miło, gdy jedli i rozmawiali. Wu Suo Wei opowiedział o swoich planach na nowy biznes. Myślał, żeby założyć własną firmę i sprzedawać oświetlenie ledowe oraz inną elektronikę. Znał dobrze tę branżę - po pierwsze skończył studia inżynierskie, a po drugie pracował w dużej firmie, która właśnie tym się zajmowała. A teraz w końcu mógł zainwestować we własną działalność.

    Chi Cheng słuchał i bawił się drewnianymi kulkami.

    - Dobry pomysł. Ostatnio nawet rząd dość mocno wspiera i dofinansowuje tę branżę. Myślę, że powinieneś spróbować.

    Po takich słowach aprobaty chłopak poczuł się o wiele pewniej.

    Gdy zjedli swój makaron, zawołali kelnera, żeby zapłacić. W międzyczasie Wu Suo Wei zobaczył, że Chi Cheng trzyma coś w dłoni, czym rozbudził jego ciekawość.

    - Co tam masz?

    Mężczyzna nic nie odpowiedział, jednak w jego oczach pojawił niepokojący, złośliwy błysk. Chłopak pomyślał, że to coś cennego, ale kiedy Chi Cheng wyciągnął dłoń i pokazał mu ten skarb, Wu Suo Wei momentalnie zbladł. Miał ochotę wytrącić mu te kulki z dłoni i rozdeptać je na miazgę.

    Oczywiście Chi Cheng zauważył jego reakcję i był z niej bardzo zadowolony.

    - Skąd pewność, że to twoje?

    Twarz chłopaka spochmurniała i sprzedał Chi Chengowi dwa ciosy w brzuch.

- Nie zauważyłeś, że ich rozmiar jest za duży? - kontynuował mężczyzna jak gdyby nigdy nic.

    Wu Suo Wei w końcu nie wytrzymał.

    - Łysolu, mam już dość twoich głupich żartów! Przestań ciągle o tym gadać! - Po czym rzucił się, żeby wyrwać mu z ręki kulki i rzucić nimi o ziemię.

    - Jeśli zepsujesz moje cenne jądra, to w ramach zadośćuczynienia odetnę twoje.

 

    W drodze powrotnej Wu Suo Wei nie powiedział już ani słowa. Kiedy dotarli do kliniki, Chi Cheng złapał go za rękę, zanim zdążył wysiąść z auta. Chłopak odwrócił się wściekły w jego stronę i zobaczył, że mężczyzna wyciąga w jego kierunku dłoń, w której trzyma kartę.

    - To karta do jednego z moich kont bankowych, możesz z niej korzystać.

    Chłopak odpowiedział chłodno.

    - Nie potrzebuję tego, daj to komuś innemu.

    - Ta karta jest na twoje nazwisko, komu innemu mam ją dać?

    Wyraz twarzy Wu Suo Weia nagle złagodniał, ale jego głos nadal był oschły.

    - Nie potrzebuję jej, możesz ją zlikwidować.

    Chi Cheng spojrzał na niego i powiedział bardzo poważnym tonem.

    - A jak chcesz zdobyć kapitał na założenie firmy? Weź ją, a jeśli będziesz potrzebował, to jej użyj. - Po czym wepchnął mu kartę do kieszeni.

    Wu Suo Wei chciał ją wyjąć, ale Chi Cheng złapał go za ramię, zanim ten zdążył to zrobić.

    - No proszę, chwilę temu, jak się z tobą droczyłem, to miałeś jaja, a teraz co... dąsasz się jak mała dziewczynka. Najwyraźniej zmalały, tak jak twoja tolerancja.

    Chłopak zmarszczył brwi i obrzucił go pełnym wściekłości spojrzeniem, jednak cały gniew jaki czuł, przepadł, gdy Chi Cheng pogłaskał go po głowie.

    - Wysiadaj, muszę jechać do pracy.

    Wu Suo Wei patrzył na odjeżdżający samochód, a jego serce pełne było sprzecznych uczuć.

 

    Po wyborze najlepszych ofert Wu Suo Wei w końcu sprzedał wszystkie swoje węże. Tegoroczne ceny były na całkiem przyzwoitym poziomie, dzięki czemu zarobił 600 tysięcy juanów. Tak dobry wynik bardzo go cieszył, bo wiedział, że nie jest uzależniony od pewnej osoby, wobec której nie chciał mieć długów. Teraz śmiało mógł zająć się swoim nowym biznesem.

    Mimo że był zajęty własnymi sprawami, to nie zapomniał o wężach Chi Chenga. Bardzo długo rozpracowywał handlarza rzadkich gatunków węży, aż ten w końcu zgodził się z nim spotkać i porozmawiać w cztery oczy.

    - Nie został mi już ani jeden wąż. - powiedział sprzedawca. - Ostatnio przyszedł do mnie bardzo wpływowy klient i kupił wszystkie.

    Wu Suo Wei od razu wyjaśnił.

    - Nie przyszedłem tu, żeby kupić młode węże. Interesują mnie samice.

    - Samice? - Sprzedawca spojrzał na niego zdziwiony.

    Chłopak przytaknął.

    - Bardzo podobały mi się młode, które sprzedałeś mi ostatnio. Chciałbym kupić matkę. Pomóż mi skontaktować się z opiekunem węży, niech załatwi mi samicę.

    Sprzedawca natychmiast potrząsnął głową.

    - Niby jak mam to zrobić? To obóz wojskowy. Wiesz, ilu tam jest strażników? Nie można sobie tam ot tak wejść.

    - To w jaki sposób wydostałeś stamtąd młode węże? - zapytał chłopak.

    - To nie do końca tak. - odpowiedział sprzedawca. - Szczerze mówiąc, te węże nie znajdują się w bazie wojskowej, ale na jej terenie, w prywatnej posiadłości. Nikt nie wie, ile jest tam węży, ale jedno jest pewne, nie mogą stracić ani jednego z nich.

    Wu Suo Wei doskonale o tym wiedział, ale udawał, że ta informacja szczerze go zaskoczyła.

    - O co w tym wszystkim chodzi? - Chłopak przybrał minę, jakby usilnie nad czymś myślał i zapukał palcem w stół. - Naprawdę myślisz, że to niemożliwe? Można znaleźć kilka podobnych węży i je wymienić. Skoro żaden nie może zniknąć, to po zamianie ich liczba będzie się zgadzać.

    Sprzedawca potrząsnął głową.

    - Chyba oszalałeś. Tam są tak rzadkie gatunki, że nie znajdziesz nigdzie węża na podmianę.

    - A gdybym znalazł? - zapytał chłopak pewny swego.

    Sprzedawca parsknął.

    - Jeśli jakiegoś znajdziesz, to po co w ogóle je wymieniać? Co za różnica?

    Sprzedawca od początku nie traktował Wu Suo Weia poważnie. Pomyślał, że chłopak przyszedł sobie tylko pogadać i nie będzie z tego żadnego interesu. Dlatego stwierdził, że przynajmniej naje się i napije na jego koszt. Oczywiście na każdą propozycję chłopaka odpowiadał tak samo.

    - To niemożliwe. Nawet nie zawracaj sobie tym głowy.

    Nagle Wu Suo Wei wyjął na stół stos banknotów.

    - Sam powiedziałeś, że tam jest ponad setka węży. Myślisz, że ktoś się zorientuje, jeśli podmienimy jednego z nich? Węże zrzucają skórkę, po czym ich wygląd nieco się zmienia. Myślisz, że ktokolwiek będzie w stanie je rozróżnić? Jeśli gatunek będzie ten sam, wartość węża się nie zmieni. Myślisz, że ktoś tam będzie robił badania DNA?

    Sprzedawca spojrzał na stos pieniędzy, a jego usta zaczęły się poruszać, lecz nie wypowiedział ani jednego słowa. Po chwili chłopak wyłożył kolejny stos banknotów i przesunął je w stronę sprzedawcy.

    - Znajdę podobnego węża, a ty musisz pomóc mi skontaktować się z opiekunem w obozie. Resztą sam się zajmę.

    Sprzedawca wahał się przez chwilę, ale w końcu ustąpił.

     - Spróbuję.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

Prześlij komentarz