SCI Mystery - tom 1 [PL] - Magiczny Morderca / Rozdział 48: Duch

 


12 grudnia, godzina 8:30 rano, Komistariat Policji, biuro SCI.

     W sali konferencyjnej zebrali się wszyscy członkowie zespołu i siedzieli przy stole z wyjątkowo ponurymi minami. Oglądali zdjęcia z miejsca zbrodni, które naprawdę mocno nimi wstrząsnęły.
    Jako ostatni do sali wszedł Gongsun z raportem z autopsji Sun Qian w dłoni. Jego nastrój był równie ponury.
    - Co tam masz? - zapytał Bai Yutang z niepokojem. Słowa Zhan Zhao sprawiły, że wszyscy czuli dziwny niepokój. Zastanawiali się, czy to naprawdę możliwe, że było dwóch różnych sprawców.
    Gongsun usiadł i odpowiedział na pytanie dowódcy.
    - Faktycznie było dwóch morderców.
    I chociaż wszyscy ufali Zhan Zhao, to wciąż mieli nikłą nadzieję, że nie będzie aż tak źle. Jednak, kiedy patolog sądowy potwierdził jego tezę, wiedzieli, że muszą się zmierzyć z najgorszym scenariuszem.
    - Rana cięta na szyi Zhang Zhen biegnie ku górze od lewej strony do prawej. Co oznacza, że morderca jest praworęczny.
    Gongsun zademonstrował w powietrzu cięcie i kontynuował.
    - Natomiast rana na szyi Sun Qian biegnie ku górze od prawej do lewej, co świadczy, że morderca dokonał cięcia lewą ręką. Także głębokość obu ran jest różna.
    - Możliwe, że morderców różni siła fizyczna. - wtrącił dowódca.
    - Jest to prawdopodobne. - przytaknął Gongsun. - Rana Zhang Zhen jest płytka, a rana Sun Qian bardzo głęboka.
    - Czyli, że co? - zapytał Wang Chao. - Mordercy różnili się także posturą?
    Tym razem Gongsun potrząsnął głową i powiedział.
    - Wiele czynników mogło wpłynąć na głębokość cięcia. Pamiętajmy, że Sun Qian to dziecko, które o wiele łatwiej zabić, niż dorosłą kobietę… - Gongsun przerwał na chwilę. - Osobiście skłaniam się ku teorii przedstawionej przez Xiao Zhao. Pierwsze morderstwo zostało popełnione przez nowicjusza, drugie przez, jakby to ująć, doświadczonego zabójcę.
    - Skąd te wnioski? - zapytał Zhao Hu. - Bo nie rozumiem. Magiczny Morderca zniknął na ponad 10 lat i nagle się pojawił? Tylko po to, żeby zabić dziecko?
    Po chwili ciszy odezwał się Bai Yutang.
    - Mamy za mało danych, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Musimy zdobyć więcej informacji. Wang Chao i Zhang Long, wy pójdziecie do przedszkola i sprawdzicie, czy są jacyś świadkowie. Ma Han, jedź na plac budowy i jeszcze raz zbadaj miejsce zbrodni. Zhao Hu i Xu Qing, pojedziecie do rodzin ofiar. Spróbujcie się o nich jak najwięcej dowiedzieć. Gongsun, przejrzyj archiwalne raporty z sekcji zwłok ofiar sprzed dziesięciu lat, a Kot i Bai Chi przejrzą stare akta sprawy Magicznego Mordercy oraz te wszystkie książki i gazety. Jiang Peng, spróbuj dowiedzieć się, co oznaczają te magiczne symbole narysowane przy ofiarach. Ja pójdę na pierwsze piętro i dowiem się, kto dziesięć lat temu prowadził tę sprawę. Może uda mi się z nim skontaktować. Rozdzielmy się i do następnego spotkania zbierzmy jak najwięcej danych. Wszystko jasne?
    - Tak jest! - odpowiedzieli członkowie SCI i każdy ruszył do przydzielonego mu zadania.
    Jiang Ping usiadł przed komputerem, Gongsun poszedł do archiwum, gdzie przechowywano raporty z sekcji. Zhan Zhao i Bai Chi zostali na miejscu i zaczęli przeglądać gazety i książki dostarczone przez Bibliotekę Miejską. Czytali z taką szybkością, że zwykły zjadacz ryżu mógł im tylko zazdrościć.
    Bai Yutang rozejrzał się po biurze i ruszył w stronę windy, by zjechać na 1 piętro, bo właśnie tam znajdował się oddział Wydziału Kryminalnego, gdzie prowadzono sprawy kradzieży, napadów, nękania, a także drobne sprawy związane z posiadaniem narkotyków przez nieletnich.
    - Dzień dobry, Wujku Wen. - Dowódca przywitał się ze starszym mężczyzną, który pisał raport z przesłuchania. Nazywał się Wen Shu, ale wszyscy nazywali go Wujkiem Wenem.
    - Xiao Bai, witaj! - Mężczyzna wstał, by uścisnąć dłoń dowódcy. - Co cię do mnie sprowadza?
    - Jesteś bardzo zajęty? - zapytał Bai Yutang.
    - Nawet gdybym był, to dla ciebie zawsze znajdę czas. - powiedział Wujek Wen i zawołał młodego policjanta prosząc go, by dokończył za niego raport. Następnie poprosił Bai Yutanga, by usiadł i poszedł po kubki i czajnik z herbatą.
    - Mów, o co chodzi. W czym taki starzec jak ja może ci pomóc? - zapytał mężczyzna z lekką nutą sarkazmu w głosie.
    - Och, chciałbym zapytać o sprawę Magicznego Mordercy sprzed 10 lat. Kto prowadził tę sprawę?
    Jak tylko dowódca skończył mówić, czajnik wypadł z ręki Wujka Wena i kilka kropel herbaty rozlało się po biurku.
    - Co się stało, Wujku Wen? - Bai Yutang szybko przechwycił czajnik i pomógł mężczyźnie usiąść. Zauważył, że ten bardzo pobladł, a jego ręce zaczęły drżeć.
    - Och… wybacz, tak mi wstyd. Jestem już stary, czasem reaguję zbyt nerwowo.
    Po chwili Wujek Wen się uspokoił, a jego twarz ponownie nabrała kolorów.
    - To było ponad dziesięć lat temu.
    - Wujku Wen, czym się tak zdenerwowałeś? - zapytał dowódca.
    Wen Shu uśmiechnął się i wskazał na niego palcem.
    - Jesteś taki sam, jak twój ojciec.
    Bai Yutang uśmiechnął się, ale nic nie odpowiedział, dając jeszcze mężczyźnie chwilę na zebranie myśli.
    - Policjant prowadzący tę sprawę nazywał się Wei Yong… Przez kilka lat prowadził dochodzenie w sprawie tego seryjnego mordercy. On zabił jego narzeczoną i Wei Yong jak w amoku ścigał go dzień i noc. Tak mu dopiekł, że morderca zaszył się gdzieś na ponad 10 lat. Podejrzewam, że to przez dość ekstremalne metody śledztwa i zachowanie Wei Yonga. Przez to on sam także musiał odejść z policji. - Wujek Wen westchnął głęboko. - Ta sprawa ciągnęła się jeszcze przez jakiś czas, jednak funkcjonariusze, którzy się nią zajmowali, nie byli zbyt dociekliwi. W sumie wszystkim chodziło tylko o to, by jak najszybciej zamknąć śledztwo, nie zważając na jego wynik. Krótko mówiąc jedynym, który był w 100% zaangażowany w złapanie mordercy, był Wei Yong.
    - Co się z nim teraz dzieje? - zapytał Bai Yutang.
    Wujek Wei odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.
    - Nie wiem. Jak tylko odszedł z policji ,założył agencję detektywistyczną i nadal zajmował się sprawą.
    - Och. - Dowódca skinął głową i już miał zamiar zadać kolejne pytanie, ale przed wejściem do biura zrobiło się małe zamieszanie.
    Wujek Wen wstał i poszedł zobaczyć, co się dzieje. Kilku policjantów wprowadziło do biura młodego punka z zakrwawioną głową. Posadzili go na krześle i trzymali, żeby nie wstał. Do biura weszła też młoda dziewczyna ubrana z zwykłe dżinsy i sweter, była kompletnie pijana i krzyczała na chłopaka, grożąc mu pięścią. Za nią przybiegły kolejne dwie młode dziewczyny i szybko ją złapały, po czym próbowały ją uspokoić. Bai Yutang znał je bardzo dobrze, to były Qi Le i Chen Yu.
    - Co tu się dzieje?! - ryknął Wujek Wen i nagle wszyscy zamilkli.
    - Ta pijana wariatka mnie uderzyła. - odezwał się punk, wskazując palcem krwawiącą ranę na głowie. - Szedłem sobie spokojnie ulicą i nagle ona przybiegła i walnęła mnie butelką w głowę. Oskarżę ją o napaść.
    - Na pewno jej nie sprowokowałeś? - zapytał go jeden z policjantów.
    - Panie władzo, przecież pan widzi, jak się ta pijaczka zachowuje. - Bronił się chłopak, po czym odwrócił się i zobaczył Bai Yutanga, który stanął obok niego. Odchrząknął i usiadł prosto.
    Również Qi Le zauważyła dowódcę, który zmierzył ją surowym wzrokiem i powiedział:
    - Podobno chciałaś się zmienić? A widzę, że ciągle szukasz przygód.
    - To nie tak! - krzyknęła dziewczyna, po czym kontynuowała niemalże szeptem. - To nasza współlokatorka. Nie wróciła na noc do domu, dlatego z samego rana poszłyśmy jej poszukać po okolicznych barach.
    Chen Yu szybko potwierdziła jej wersję zdarzeń.
    - Tak było! Coś czułyśmy, że skończy się na komisariacie, dlatego tu przyszłyśmy.
    Bai Yutang skinął głową i spojrzał na chłopaka.
    - Coś się odgrażałeś, możesz powtórzyć?
    - Nic nie mówiłem… - powiedział punk i zaczął się śmiać. - To moja wina, byłem taki nieuważny… Hehehe.
    Qi Le i Chen Yu były w szoku, ale wszyscy obecni w biurze wiedzieli, że każdy czuje respekt przed Bai Yutangiem i nikt nie ośmieli się go sprowokować.
    Po chwili chłopak wstał i ruszył w stronę wyjścia mówiąc:
    - Uznajmy, że nic się nie stało, że to było małe nieporozumienie… Pójdę już.
    - Zaczekaj! - zawołał za nim dowódca, a gdy zobaczył, jak chłopak zbladł, roześmiał się. - Czego się boisz? - Wyciągnął z portfela kilka banknotów i mu podał. - Kup sobie za to opatrunek.
    - Och, dziękuję… - odpowiedział punk, po czym schował kasę do kieszeni i błyskawicznie się ulotnił.
    Qi Le podeszła do dowódcy i powiedziała bardzo cichym głosem.
    - Zwrócę ci to.
    Bai Yutang uśmiechnął się do niej i spojrzał na Wujka Wena, który zajął się już własnymi sprawami. Najwyraźniej nie miał ochoty wracać do tematu z przeszłości.
    Nagle pijana dziewczyna, którą przytrzymywała Chen Yu, spojrzała na dowódcę i zaczęła się śmiać, wskazując na niego palcem.
    - No, no… co za dobry człowiek…
    - Li Xu, uspokój się. - Qi Le podeszła do niej i złapała ją pod ramię, jednak dziewczyna się wyrwała i znowu pokazała palcem na Bai Yutanga.
    - Zło! Sprowadzasz nieszczęście… Hahaha… Zginą ludzie i przyjdzie zemsta… Patrz! To wszystko przez ciebie!
    Dowódca tylko delikatnie zmarszczył brwi. Qi Le mocno pociągnęła dziewczynę, po czym zwróciła się do niego.
    - Nie przejmuj się nią, za dużo wypiła.
    Jednak Bai Yutang odrobinę przejął się słowami Li Xu, zwłaszcza tymi o zabijaniu i zemście.
    Po chwili jednak powiedział do Qi Le.
    - Wyprowadźcie ją przed wejście, odwiozę was.
    - Ach, nie trzeba… - Niestety dziewczyna nie mogła dokończyć zdania, bo dowódca zdążył już pójść po samochód.
    Dojazd do mieszkania dziewczyn zajął im około 15 minut. Przez całą drogę Bai Yutang rozmawiał głównie z Chen Yu. Dowódca pytał o Li Xu, a ona chętnie odpowiadała na wszystkie jego pytania. Dowiedział się, że jest scenografką i bardzo często się upija. Kiedy jest trzeźwa, jest bardzo miła i uczynna, jednak po alkoholu wpada w depresyjny nastrój i psioczy na wszystkich mężczyzn chodzących po świecie. Być może kiedyś któryś bardzo źle ją potraktował.
    Gdy dojechali na miejsce, Bai Yutang zaparkował i pomógł Li Xu wysiąść z auta, a potem odprowadził ją pod drzwi mieszkania. Następnie wyciągnął rękę w stronę Qi Le.
    - Twój telefon.
    Dziewczyna nie wiedziała, o co mu chodzi, ale grzecznie podała mu komórkę. Dowódca wpisał w kontaktach swój numer i oddał jej telefon.
    - Jeśli coś się stanie, dzwoń.
    Dziewczyna przytaknęła i spojrzała na Bai Yutanga.
    - Już nie biorę narkotyków.
    Dowódca uśmiechnął się do niej, po czym odwrócił się i poszedł do auta. Gdy już zniknął z pola widzenia dziewczyn, Chen Yu szturchnęła Qi Le.
    - O raju, on cię podrywa!
    Qi Le spojrzała na nią z wyrzutem.
    - O czym ty mówisz?
    - To dlaczego jest dla ciebie taki miły? - zapytała Chen Yu, podtrzymując zataczającą się Li Xu.
    Qi Le dobrze znała motywy dowódcy. Wiedziała, że czuje się winny, bo zastrzelił jej brata i teraz próbuje wziąć za to odpowiedzialność i zaopiekować się nią… Był naprawdę dobrym człowiekiem.
    - On ma kogoś, kogo bardzo kocha. - odpowiedziała Qi Le. Nie mogła powiedzieć przyjaciółce prawdy, dlatego spróbowała zmienić temat.
    - Ma kogoś? Ciekawe, kim ona jest? Naprawdę chcę zobaczyć tę kobietę. - powiedziała Chen Yu, nie kryjąc emocji.
    - Jesteś taka wścibska. - odpowiedziała Qi Le i otworzyła drzwi do mieszkania.
    - Ładna jest? - Nie poddawała się Chen Yu.
    Qi Le pomogła Li Xu przejść przez próg, po czym głęboko westchnęła.
    - Jest piękna. - powiedziała i zamknęła drzwi do mieszkania.
    Zza rogu korytarza wyłonił się mężczyzna, który uśmiechnął się złośliwie patrząc na drzwi, które chwilę temu zostały zamknięte.

    Bai Yutang w drodze na komisariat zadzwonił do Xu Qionga i poprosił go, żeby dokładnie sprawdził Wei Yonga i Li Xu. Lata pracy i wrodzona intuicja sprawiły, że dowódca był wyczulony na wszelkie podejrzane zbiegi okoliczności.

    Tymczasem w biurze SCI Zhan Zhao i Bai Chi byli ledwie widoczni zza góry piętrzących się papierów. Byli pochłonięci ich przeglądaniem i tylko od czasu do czasu zamienili ze sobą słowo.
    Do biura wszedł Gongsun z dokumentami pod pachą, zerknął na nich, pokiwał głową i głęboko westchnął.
    - Jest Xiao Bai? - zapytał Jiang Penga, który spojrzał na niego znad monitora.
    - Szef poszedł na dół, ale powinien już dawno wrócić. Nie wiem, co go tam zatrzymało.
    Jiang Ping nagle pokiwał ręką na Gongsuna prosząc, by doktor do niego podszedł. Pokazał mu coś na ekranie i zapytał.
    - Zerknij, czy ten wzór nie jest taki sam, jak ten znaleziony przy ciele Zheng Zhen?
    Gongsun przyjrzał się uważnie.
    - Jest identyczny. Wiesz, co oznacza?
    - Znalazłem go na zagranicznej stronie miłośników magii. - powiedział Jiang Ping i zaczął szukać komentarza. Chciał go pokazać Gongsunowi.
    - Wzór oka w zaklęciach nazywa się „Atekin”, co oznacza, że złe uczynki nie umkną oczom boga śmierci. A gdy przyjdzie czas sądu, winni zostaną ukarani.
    - A co z symbolem namalowanym przy Sun Qian? - zapytał Gongsun, wyciągając zdjęcie z jednej z teczek.
    Niestety nie dokończyli rozmowy, bo do drzwi zapukał Lu Fang, po czym zajrzał do środka.
    - Xiao Bai…
    Jiang Ping spojrzał w jego stronę i krzyknął.
    - Szef wyszedł na chwilę!
    - Och.
    Lu Feng wyraźnie się zmartwił, a po chwili usłyszeli, jak ktoś po drugiej stronie drzwi mówi:
    - Nie ma problemu, mogę zaczekać w środku.
    Gongsun miał wrażenie, że już gdzieś słyszał ten głos. Spojrzał w stronę drzwi i zobaczył Shen Qiana wchodzącego do biura.
    - Cześć, Gongsun, znów na siebie wpadamy. - Mężczyzna przywitał się z doktorem jak ze starym znajomym.
    Gongsun spojrzał pytająco na Lu Fanga, który natychmiast przedstawił gościa.
    - Och, to pan Shen, właściciel placu budowy, na którym znaleźliśmy drugie ciało. Oferuje nam współpracę przy śledztwie.    
    Gongsun i Jiang Ping spojrzeli po sobie, po czym Jiang Ping się roześmiał.
    - Cóż za przykładny obywatel.
    Shen Qian uśmiechnął się i spojrzał na doktora.
    - Właściwie to chciałem zobaczyć, gdzie pracujesz.
    Gongsun zignorował go i powiedział do Jiang Pinga.
    - Jak wróci Xiao Bai, zadzwoń do mnie i przekaż mu, że muszę mu powiedzieć o czymś ważnym.
    - Dobra.
    Gongsun włożył teczki pod pachę i ruszył w stronę drzwi. Shen Qian poszedł za nim.
    - Masz coś przeciwko, żebym poszedł z tobą do prosektorium?
    - Mam coś przeciwko.
    Doktor odwrócił się i spojrzał na niego z upiornym uśmiechem na ustach.
    - Kiedy jestem w pracy, lubię przebywać tylko z martwymi ludźmi.
    Po tych słowach wyszedł, zostawiając Shen Qiana samemu sobie. Mężczyzna stał tak przez chwilę przy drzwiach lekko zszokowany. Widząc to, Jiang Ping zaczął chichotać, nie przerywając analizy kolejnych danych.
    W tym właśnie momencie do biura wszedł Bai Yutang.
    - Szefie, Gongsun ma ci coś ważnego do powiedzenia! - krzyknął Jiang Ping.
    - Dzwoń po niego, ja też się czegoś dowiedziałem. - odpowiedział dowódca i ruszył w kierunku sali konferencyjnej, do Zhan Zhao. Po drodze zmierzył Shen Qiana podejrzliwym wzrokiem.
    - Och, witam, jestem… - Niestety mężczyzna nie dokończył, bo Jiang Ping wszedł mu w zdanie.
    - Właściciel placu budowy.
    Dowódca skinął głową i zapytał.
    - O co chodzi?
    - Chciałem zaoferować swoją pomoc. - odpowiedział Shen Qian.
    Bai Yutang spojrzał na niego i powiedział.
    - Jesteśmy teraz bardzo zajęci. W razie potrzeby skontaktujemy się z panem. Bardzo dziękuję za chęć współpracy.
    W międzyczasie do biura wszedł Gongsun, razem z Wang Chao i Zhang Longiem, którzy właśnie wrócili na komisariat.
    - Szefie! Mamy coś! - krzyknął Wang Chao.
    - Chodźmy to obgadać. - powiedział Bai Yutang i skinął Shen Qiangowi na pożegnanie. Gdy w końcu ten nieco skonsternowany mężczyzna wyszedł z biura, dowódca zapytał Jiang Pinga.
    - Co z nim?
    Funkcjonariusz wzruszył ramionami i zerknął w stronę Gongsuna, szepcząc odpowiedź:
    - Próbował upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
    Bai Yutang pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym spojrzał na Zhan Zhao wyłaniającego się spod sterty dokumentów.
    - Jak ci idzie, Kocie?
    Zhan Zhao i Bai Chi spojrzeli na niego i odpowiedzieli jednocześnie.
    - Jeszcze chwila.
    - No dobra, co odkryliście? - Dowódca zapytał Wang Chao i Zhang Longa, których oczy błyszczały z ekscytacji. Mężczyźni wymienili spojrzenia i Wang Chao zaczął zdawać relację.
    - Pytaliśmy wszystkich sąsiadów przedszkola, ale nikt nic nie widział. Za to ochroniarz… ochroniarz powiedział, że zeszłej nocy przedszkole stało się niewidzialne.
    - Co takiego? - słysząc to, wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
    - Niewidzialne?! - powtórzył Bai Chi, chwytając się ramienia Zhan Zhao.
    - Tak. - potwierdził Zhang Long. - Około 10 w nocy ochroniarz poszedł na obchód i powiedział, że w sali, gdzie znaleziono zwłoki opiekunki, palił się zielony ogień i była tam kobieta z długimi ciemnymi włosami. Widząc to, przestraszył się i uciekł.
    Wszyscy byli zaskoczeni tą ciekawą informacją. Zhan Zhao spojrzał na Bai Chi’ego i zapytał z uśmiechem.
    - Boisz się?
    - Tak. - odpowiedział przejęty chłopak, czym rozbawił wszystkich obecnych. Po chwili oblał się rumieńcem i zapytał. - A wy… wy się nie boicie?
    Zhang Long spojrzał na niego z politowaniem.
    - Jesteś policjantem, jak możesz wierzyć w duchy?
    - W takim razie, co to było? - wyszeptał zawstydzony chłopak.
    - Zauważyłeś, że okna w przedszkolu są zielone? - zapytał go Gongsun.
    - Tak. - przytaknął Bai Chi.
    - To znaczy, że ktoś zwyczajnie rozpalił w sali ogień.
    - Najprawdopodobniej ta kobieta z długimi włosami, jeśli wierzyć ochroniarzowi. - Dodał dowódca.
    - Rozpaliła ogień… - Bai Chi spojrzał z przerażeniem na Zhan Zhao.
    - Najprawdopodobniej morderca, albo ktoś, kto może coś wiedzieć.
    - Dzisiaj po południu porządnie odpocznijcie. - powiedział Bai Yutang. - Pójdziemy w nocy na plac budowy, może uda nam się złowić grubą rybę.
    Wszyscy pokiwali z aprobatą głowami.
    - Gongsun, masz coś? - zapytał dowódca.
    - Mam tu raporty z sekcji zwłok sprzed dziesięciu lat. - Gongsun wskazał na opasłą teczkę, którą przyniósł. - Tylko jedna ofiara była dzieckiem, reszta to dorośli.
    Zhan Zhao odszukał jedną z gazet i powiedział.
    - Dziewczynka, lat 13, nazywała się Xu Jiali.
    Bai Yutang spojrzał na raport z autopsji i na gazetę.
    - I co z tym?
    - Wszystkie ofiary zginęły na skutek przecięcia tętnicy szyjnej. Tylko Xu Jiali została najpierw uderzona tępym przedmiotem w tył głowy. - poinformował Gongsun.
    Bai Yutang zmarszczył brwi.
    - Co chcesz przez to powiedzieć?
    - Morderca zmienił technikę.
    Zhan Zhao potarł palcami brodę i powiedział:
    - Po przeanalizowaniu zachowań behawioralnych mordercy, to jest niemożliwe.
    - To jak to wytłumaczyć? - zapytał dowódca.
    Wszystkie oczy skierowały się na Zhan Zhao.
    - Magiczny rytuał, jaki wykonuje morderca, ma duże znaczenie. Maluje swoje symbole bardzo szczegółowo, jest perfekcjonistą. Początek każdego wzoru biegnie od linii cięcia na szyi, po czym otacza całe ciało. Dopiero wtedy obraz jest kompletny. Uderzenie w głowę sprawia, że może pojawić się kolejne miejsce, z którego wypłynie krew, a to może zniszczyć koncepcję całego obrazu. A tego morderca by nie zniósł.
    - W takim razie? - zapytał dowódca. - Może to nie on zabił?
    Zhan Zhao przytaknął i dodał.
    - Jest to możliwe. Mogło też wydarzyć się coś, czego morderca się nie spodziewał.
    - Możliwe, że to właśnie przez to nie wychylał się z cienia przez ponad 10 lat? - Zastanawiał się dowódca.
    - To bardzo prawdopodobne. - przytaknął Zhan Zhao.
    - No dobra. To szykujmy się na nocną akcję. - powiedział Bai Yutang i pomógł doktorowi układać gazety.
    Bai Chi wyprostował się, najwyraźniej czuł się zmotywowany.
    - Dorwijmy dziś tego ducha!
    Wszyscy zaczęli się śmiać, nawet Zhan Zhao, który poklepał go po głowie mówiąc:
    - Przecież tłumaczyliśmy ci, że to nie żaden duch.

    Gongsun nie był zainteresowany nocnym polowaniem na „duchy”. Po skończeniu pracy zszedł na dół, bo chwilę temu zadzwonił Bai Jintang i zaprosił go na kolację prosząc, żeby zaczekał na niego przed wejściem na komisariat.
    Nagle pojawiło się białe BMW i zatrzymało się naprzeciwko doktora.
    - Masz ochotę coś zjeść? - zapytał Shen Qian przez okno, po czym otworzył drzwi od strony pasażera.
    Gongsun spojrzał na niego i westchnął z bezsilności.
    Po chwili pojawił się czarny Mercedes, który zatrzymał się tuż za BMW. Wysiadł z niego Bai Jintang i podszedł do Gongsuna.
    - Długo czekasz?
    - Przed chwilą przyszedłem. - odpowiedział doktor, uśmiechając się do niego.
    Bai Jintang, nie odpuścisz, co? Pomyślał Shen Qian i również wysiadł z auta, po czym podszedł do Bai Jintanga.
    Gongsun spojrzał na nich i poczuł, jak bardzo ci dwaj mężczyźni różnią się od siebie. Bai Jintang emanował tak silną aurą, że Shen Qian nie mógł się z nim równać. Doktor pomyślał, że ten facet sam prosi się o guza, prowokując Bai Jintanga, chociaż dobrze znał jego motywy…
    - Chodźmy. - powiedział Gongsun i pociągnął Bai Jintanga za sobą. Shen Qian uśmiechnął się pod nosem i wrócił do auta. Po chwili zaśmiał się złowieszczo.
    - Bracia Bai, jesteście tak bardzo do siebie podobni. Obaj irytujący i obaj tacy dobrzy i prawi.
    Po chwili odjechał.

    Po powrocie do domu Bai Jintang odprowadził Gongsuna do mieszkania. Doktor poszedł pod prysznic, a kiedy wyszedł, zobaczył że mężczyzna nadal siedzi na kanapie, z nogą założoną na nogę i popija z kieliszka czerwone wino.
    - Jeszcze nie przywiozłeś sobie pościeli? - zapytał doktor wycierając włosy.
    - Gdzieś przepadła. - odpowiedział Bai Jintang. - Zamieszkam z tobą.
    - Nie stać cię na nowy komplet? - zapytał Gongsun siadając obok niego, po czym przejął jego kieliszek i napił się wina.
    Mężczyzna spojrzał na niego, wziął głęboki oddech i zapytał z uśmiechem na ustach.
    - Gongsun, jestem mężczyzną, prawda?
    Doktor spojrzał na niego lekko zaskoczony.
    - No raczej nie kobietą.
    Bai Jintang pochylił się w jego stronę, objął go i posadził go sobie okrakiem na kolanach.
    - Założyłeś luźną piżamę, w której twoja szyja wygląda zjawiskowo, usiadłeś przy mnie, napiłeś się wina z mojego kieliszka. Dobrze wiesz, że mi się podobasz i każdy mężczyzna uznałby takie zachowanie za zaproszenie do czegoś więcej.
    - Nic z tego. - powiedział Gongsun, po czym przysunął się do niego i wyszeptał mu do ucha. - Odważysz się wykonać ruch?
    Bai Jintang westchnął ciężko.
    - Naprawdę musisz mnie tak torturować? Jak długo jeszcze zamierzasz się mścić?
    - Musisz nauczyć się cierpliwości. - Doktor ponownie wyszeptał mu do ucha. - Cierpliwość to także oznaka miłości.
    - Bardzo zabawne. - powiedział Bai Jintang i roześmiał się. - Mam pomysł…
    Złapał Gongsuna za pośladki i przysunął go do siebie. Doktor siedział na jego nodze i czuł, że telefon Bai Jintanga uwiera go w kroku. Na twarzy mężczyzny pojawił się szelmowski uśmieszek, jedną ręką objął doktora w pasie, drugą sięgnął po jego telefon leżący na stoliku.
    Gongsun domyślił się, co planuje i próbował się wyrwać, jednak Bai Jintang nie zamierzał go puścić. W końcu doktor odpuścił, bo nie lubił niepotrzebnie się męczyć. Bai Jintang z zadowoleniem przytulił go do siebie jeszcze mocniej i powiedział:
    - Jedno twoje słowo, a nie będę dłużej cierpiał. - Po czym wybrał na telefonie swój numer i zadzwonił.
    Komórka w jego kieszeni zawibrowała, a Gongsun zrozumiał, że w pozycji, w której siedział, nie miał szans przetrwać tej próby. Zaczął się wiercić, jednak Bai Jintang przysunął go do siebie jeszcze bardziej, dbając o to, by jego najwrażliwsza część ciała miała ścisły kontakt z wibrującym telefonem.
    - Aaach… - Gongsun nie mógł tego znieść i tym razem podjął próbę odebrania swojego telefonu. Jednak mężczyzna chwycił jego rękę i delikatnie uniósł nogę, napierając na jego krocze.
    - Aaach… - Doktor nie był w stanie zapanować nad głosem i próbował wyrwać rękę. - Ty draniu, od dawna to planowałeś… Aaach!
    Bai Jintang nie pozwolił mu dokończyć, pocałował go. Dobrze wiedział, że Gongsun ledwo się kontroluje z powodu wibracji telefonu, dlatego uśmiechnął się i wyszeptał mu do ucha:
    - Myślę, że teraz masz ochotę posunąć się dalej…
    - Drań!
    Gongsun próbował go uderzyć, ale jego ręka została momentalnie schwytana. Po chwili mężczyzna rzucił go na sofę i mocno do niego przywarł, po czym wyszeptał:
    - Gongsun, zacznijmy od nowa, dobrze? Będę delikatny.
    Doktor był tak pobudzony, że nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Wiedział tylko, że brak odpowiedzi zostanie wzięty za zgodę, dlatego postanowił milczeć. Bai Jintang podniósł go i zaniósł do sypialni.
    
    Tymczasem grupa funkcjonariuszy z SCI zebrała się na placu budowy, by zaplanować zasadzkę. Noc była chłodna i wiał przeszywający zimny wiatr. Było już po 10 w nocy i jak dotąd nikt podejrzany się nie pojawił.
    Ma Han, Zhang Long i Bai Chi obserwowali teren najwyższego możliwego punku. Zhao Hu i Wang Chao przyczaili się na tyłach placu, a Zhan Zhao i Bai Yutang siedzieli w samochodzie, obserwując wejście na teren budowy.
    - Kocie, nie jest ci zimno? - zapytał dowódca.
    - Jest w porządku.
    - Za parę dni jest Boże Narodzenie. - powiedział Bai Yutang. - Może pojedziemy w góry?
    - W góry? - zapytał zaskoczony doktor.
    Dowódca pokazał mu pęk kluczy.
    - Mam je od Zhao Hu, powiedział, że jego brat zbudował sobie domek w górach. Ma tam dostęp do gorących źródeł. Chciałbyś tam spędzić ze mną Święta?
    Zhan Zhao był kompletnie zaskoczony propozycją, zarumienił się po same uszy i przytaknął skinięciem głowy. Bai Yutang był tak zestresowany, że wolał to potwierdzić.
    - Naprawdę się zgadzasz? Pojedziemy tam tylko we dwóch na jedną… noc?
    Twarz doktora była już niemalże purpurowa, dlatego odwrócił się od niego i ponownie przytaknął kiwnięciem głowy.
    Bai Yutang odetchnął z ulgą, chwycił go za brodę i pocałował.
    - Cudownie, Kocie!
    - Jesteś już martwą Myszą.
    Zhan Zhao nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, czuł, jak płoną mu policzki. Na szczęście w tej chwili zadzwonił telefon dowódcy. To był Ma Han.
    - Szefie, ktoś się pojawił.

 Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***


Jak to się mawia: Ciąg dalszy nastąpi...







   Poprzedni 👈             👉 Następny 






             

 

 

 

Komentarze

  1. To będą niezapomniane święta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Gongsun musi przyciągać do siebie czubków? 😅 co chwilę ktoś się do niego przykleja... Czuje, że Shen coś tam nieźle zamiesza 🙃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że sam je odrobinę szalony ;)

      Usuń

Prześlij komentarz