Counterattack [PL] - Rozdział 96: Misja zakończona sukcesem

 


    Chi Cheng patrolował radiowozem teren, gdy nagle zadzwonił Gang Zi.

    - Sytuacja uległa zmianie. Nie mogę się skontaktować z opiekunem węży. Najprawdopodobniej wymienili osoby zajmujące się wężami. Podejrzewam, że coś jest z nimi nie tak, a oni coś planują.

    Po usłyszeniu tej wiadomości Chi Cheng nadal jechał wzdłuż ulicy, rozglądał się wokoło, nie tracąc koncentracji.

    - Obserwuj ich. - odpowiedział.

    Gang Zi nie krył zdenerwowania.

    - Jeszcze kilka dni temu miałem nadzieję, że uda nam się wymienić ponad 20 węży, ale odkryłem, że osoba, która zajmowała się wężami…

    Nagle w telefonie było słychać dźwięk klaksonu i połączenie zostało zakończone, co w sumie nie dziwiło Ganga Zi, bo Chi Cheng zwykle w ten sposób się rozłączał.

 

    Pół godziny po rozmowie Ganga Zi z Chi Chengiem również Wu Suo Wei odebrał telefon.

    - Nie ma kontaktu z tym handlarzem. Poszedłem do jego domu, ale nikogo tam nie było, podejrzewam, że uciekł. W obozie coś się szykuje. Wyślę jeszcze kilka osób, żeby spróbowały dowiedzieć się, co jest grane.

    Wu Suo Wei odpowiedział.

    - Uważaj na siebie i nie martw się o pieniądze.

    Gdy chłopak zakończył rozmowę, miał podobne odczucia co Ganga Zi, że wszystko dzieje się o wiele szybciej, niż było zaplanowane. Niestety nie mogło być inaczej, skoro obie strony wpadły na ten sam plan. I każda ze stron wymieniła po ponad 20 węży, a to oznacza, że jakieś pięćdziesiąt węży dostało się do gniazda gadów żyjących wspólnie od lat. A trzeba przyznać, że węże Chi Chenga miały podobny do niego temperament. Jeśli pojawił się intruz, natychmiast go niszczyły i tak oto 50 podmienionych węży zostało pożartych lub zagryzionych. Utrata takiej liczby gadów w ciągu jednej nocy była szokująca i wszyscy opiekunowie panikowali. Kiedy zrozumieli, że zostali oszukani, jak najszybciej zgłosili problem. Handlarz dokonujący podmiany, jak tylko się o tym dowiedział, spakował się i uciekł z wynajętego mieszkania.

    W tym czasie Wu Suo Wei obserwował mieszkanie Chi Chenga. Widział, jak Yue Yue przychodzi i wychodzi. Zwykle była sama, ale kilka razy widział ją uwieszoną na ramieniu jej chłopaka.

    Wu Suo Wei łapał się na tym, że decydował się poświęcić własne uczucia i pozwolić im być razem. Yue Yue kochała Chi Chenga tylko ze względu na jego pozycję i pochodzenie, z kolei Chi Cheng wykorzystywał ją jako zabezpieczenie życia swoich ukochanych węży. Gdyby się w to nie wtrącił, to być może byliby już po ślubie, a węże wróciłyby do niego całe i zdrowe.

    Jednak po chwili zastanowienia stwierdzał, że nie może odpuścić. Nie miał w sobie duszy samarytanina, był uparty i zawzięty… Nie zamierzał się poddawać, dopóki nie osiągnie zamierzonego celu, nawet jeśli później będzie miał do siebie żal, doprowadzi to do końca.

    Przez kilka kolejnych dni Chi Cheng był bardzo milczący. W jego towarzystwie czuć było dziwne napięcie, jakby ciszę przed burzą, a on w swych rękach trzymał gradowe chmury i tylko czekał na dogodną okazję, by spuścić je z łańcucha. Dzisiaj był w wyjątkowo podłym nastroju i zapewne dla kogoś ten dzień skończy się fatalnie.

    Chi Cheng wyszedł z pracy, był skupiony i emanował bardzo niebezpieczną aurą. Wu Suo Wei nie spuszczał go z oczu. Śledził go, bo tylko w ten sposób mógł być pewien, że jego plan zakończy się sukcesem. Jednak chłopak czuł dziwny ucisk w sercu, kiedy patrzył, jak Chi Cheng odjeżdża swoim samochodem.

    Mężczyzna jechał przed siebie bez celu. Miał zamiar przejechać się po okolicy, ale jakoś podświadomie kierował się w stronę kliniki.

    Od pięciu dni unikał Wu Suo Weia, bo był skupiony na schwytaniu osoby czyhającej na życie Zazdrości. Zawsze tak działał. Aby osiągnąć cel pozbywał się wszystkiego, co mogłoby go rozproszyć, dystansował się od świata. Przez te pięć dni ani razu nie zadzwonił ani nie wysłał wiadomości do Wu Suo Weia. Jak to kiedyś ktoś powiedział: „W każdej podróży najtrudniejszy jest jej koniec.”, a on właśnie zbliżał się do końca i właśnie teraz poczuł, jak rozpaczliwie chce zobaczyć Wu Suo Weia. Nawet jeśli miałby przejechać tylko obok kliniki, rzucić okiem i odjechać bez słowa.

 

    Chłopak domyślił się, że Chi Cheng nie oddalił się za bardzo od swojego domu. W końcu był na tropie podejrzanego. Nagle w kieszeni chłopaka zadzwonił telefon.

    - Chcę cię zobaczyć. - powiedział Chi Cheng.

    Serce Wu Suo Weia mocniej zabiło.

    - Gdzie jesteś?

    - Przed kliniką.

    Chłopak był szczerze zaskoczony. Skąd on się znalazł przed kliniką? Chce się ze mną pieprzyć? Nagle chłopak zobaczył dwóch podejrzanych typów skradających się do mieszkania Chi Chenga, nie myśląc wiele, ruszył za nimi.

    - Dlaczego nie odpowiadasz? - zapytał Chi Cheng.

    Chłopak na szybko wymyślił wymówkę.

    - Bo też chciałem się z tobą zobaczyć, jestem prawie pod twoimi drzwiami.

    Nagle zobaczył, jak jeden z podejrzanych typów otwiera drzwi mieszkania Chi Chenga.

    - Coś jest nie tak. - Po wypowiedzeniu tych słów wcisnął telefon do kieszeni i ukrył się za ścianą.

    Chi Cheng nie mógł się z nim połączyć, a w jego głowie nastąpiła eksplozja myśli. Zawrócił auto z piskiem opon i ruszył do siebie z szybkością światła.

    - Liang Zi, wąż jest tutaj.

    Wu Suo Wei zajrzał do mieszkania i zobaczył terrarium z zielonym pytonem, który był bardzo podobny do Zazdrości, ale chłopak od razu poznał, że to nie był jego ulubieniec. Poczuł niesamowitą ulgę, domyślił się, że Chi Cheng podmienił węża, by w żadnym wypadku nie narazić Zazdrości na niebezpieczeństwo.

    Młody człowiek trzymający bambusowy kij nazywał się Liang Zi. Wybrał najskuteczniejszą broń do ogłuszenie węża. Drugi mężczyzna nazywał się Er Hui i trzymał w ręku nóż, był gotowy, by pociąć gada na kawałki, bo tylko wtedy będzie mógł zażądać podwójnej zapłaty.

    Zamierzali wynieść terrarium na zewnątrz i dopiero wtedy zabić węża. Póki co wszystko szło zgodnie z planem. Niestety pierwszy problem pojawił się, gdy chcieli ściągnąć terrarium z szafki. Zaklinowało się i ani drgnęło. Pukali, podważali, ale nic to nie dało. Jedynie udało im się wyłamać zamek, otworzyć górną klapę i postanowili zabić węża, jak tylko wypełznie. Nie musieli długo czekać, pyton pokazał kły i zaczął powoli wypełzać z terrarium.

    Er Hui spojrzał na Lianga Zi, który uniósł bambusowy kij i wycelował w głowę węża. Niestety chybił i tylko jeszcze bardziej rozjuszył gada, który błyskawicznie zbliżał się do jego kostki. Er Hui ostrzegł chłopaka, by uważał. Liang Zi w ostatniej chwili uniknął ukąszenia i ponownie zamachnął się na węża kijem. Gad wił się po podłodze z otwartą paszczą, gotowy w każdej chwili zaatakować.

    Wu Suo Wei stwierdził, że to idealny moment, by wkroczyć i wybiegł ze swojej kryjówki.

    - Co wy robicie?! - krzyknął.

    Er Hui widząc, że ktoś się pojawił, wycelował nożem w węża, przecinając go na pół i wtedy wydarzyło się coś, czego się nie spodziewali. To był dziki wąż, którego witalność i siła były ogromne. Zraniony, ostatkiem sił rzucił się do ataku i wbił zęby w swojego oprawcę. Jego szczęka się zakleszczyła i za nic nie można było się uwolnić. Trzeba wspomnieć, że Zazdrość nie była jadowitym wężem, za to ten zielony dzikus był. Er Hui czuł, że jego noga powoli drętwieje. Liang Zi widząc, co się dzieje, postanowił nie opuszczać kumpla i rzucił się z kijem na Wu Suo Weia.

    Chłopak nie miał ze sobą broni i od razu został dość mocno pobity. Krzyknął z bólu, ale za nic nie chciał się poddać. Bo wtedy cały jego wysiłek poszedłby na marne. Wziął się w garść i próbował zaatakować. Najpierw trafił przeciwnika pięścią w gardło, potem poprawił kolanem w brzuch. Oczywiście Liang Zi nie pozostał mu dłużny i ponownie uderzył go kijem.

    Wu Suo Wei syknął z bólu i nagle przypomniał sobie o swojej zabójczej żelaznej głowie. Z całej siły uderzył nią w klatkę piersiową Lianga Zi, który aż wystrzelił w powietrze i wylądował tuż obok swojego kumpla, który nadal trzymał w ręce nóż.

    Wu Suo Wei użył ogromnej siły i teraz kręciło mu się w głowie, ledwie stał na nogach. Liang Zi wstał i ruszył na niego z nożem, który wysmarował jadem zielonej bestii. Zamachnął się i prawie trafił chłopaka w grzbiet nosa. Wu Suo Wei złapał go za nadgarstek i trzymał tak mocno, jakby od tego zależało jego życie, dzięki czemu udało mu się powstrzymać Lianga Zi przed dźgnięciem go w oko.

    Siłowali się tak już ładną chwilę, ich czoła pokryły się potem. Nagle oczy Lianga Zi zrobiły się czerwone, a nóż zmienił kierunek. Po chwili mężczyzna upadł na podłogę wyjąc z bólu. Wu Suo Wei zobaczył, jak leży u jego stóp tarzając się po ziemi, z przeciętym ścięgnem w kolanie. A nóż, którym przed chwilą mu groził, leżał zakrwawiony tuż przy nim.

    Jeden z napastników był porażony jadem, drugi nie był w stanie chodzić, czyli żaden nie mógł się ruszyć.

    - Kto was przysłał? - zapytał Chi Cheng.

    Liang Zi i Er Hui myśleli jedynie o kasie, jaką dostaną za wykonanie zadania, dlatego trzymali język za zębami. Chi Cheng podszedł do Er Huiego i nadepnął mu na głowę.

    - Macie wybór, albo dam wam kasę na leczenie, albo forsę za tę robotę zabierzecie ze sobą do grobu.

    Usta Er Huiego zrobiły się sine i zaczęły drżeć, ale nic nie powiedział. Liang Zi nie mógł już tego znieść i krzyknął.

    - To twoja dziewczyna, ona nienawidzi tego węża.

    Wu Suo Wei słysząc te słowa poczuł, że robi mu się słabo.

    Chi Cheng zadzwonił do Ganga Zi, żeby zabrał z jego mieszkania rannych napastników, po czym podszedł do chłopaka. Objął go i pogładził go po głowie sprawiając, że Wu Suo Wei od razu się uspokoił. Gdy już całkowicie do siebie doszedł, usłyszał surowy i niski głos Chi Chenga.

    - To ty podrzuciłeś do łazienki saszetkę z trucizną.

    Chłopak momentalnie zbladł, zrobiło mu się zimno i poczuł przerażającą pustkę w głowie.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Kurde, zakończyć rozdział w takim momencie, no! Uch! 😡

    OdpowiedzUsuń
  2. w takim momencie??!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Co raz krótsze 😐

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz odwrotnie... to akcja nabiera tempa ;)

      Usuń
  4. Ale się porobiło 😱

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz