SCI Mystery - tom 1 [PL] - Magiczny Morderca / Rozdział 50: Klątwa

 



    Po chwili Zhao Wei powtórzył.
    - Pamiętam… pamiętam, kim jesteś…
    A Bai Chi po raz kolejny odpowiedział.
    - Oszust!
    Zhan Zhao zwrócił się do chłopaka.
    - Poznaliście się wcześniej?
    Zhao Wei zamilkł zawstydzony, a Bai Chi skinął głową, widać było, że jest odrobinę zły. Po dłuższej chwili milczenia Zhao Wei zwrócił się do chłopaka łagodnym głosem.
    - Przestałeś się jąkać?
    Słysząc to, Bai Chi spojrzał na niego ze złością. Następnie odwrócił się w stronę Zhan Zhao i powiedział ze łzami w oczach.
    - Chciałbym już stąd iść.
    - Nie… nie idź. - Zatrzymał go Zhao Wei, łapiąc za ramię. - Nie idź, usiądź, dawno się nie widzieliśmy…
    Chłopak ze złością próbował go odtrącić.
    - Nie dotykaj… nie dotykaj mnie…
    Zhao Wei cofnął rękę i uśmiechnął się przepraszająco. Wszyscy obecni w pokoju pomyśleli o jednym. O tym, że Zhao Wei zrobił kiedyś Bai Chi’emu coś złego. Bo przecież ten chłopiec nigdy się tak nie zachowywał.
    Bai Yutang spojrzał na Zhan Zhao i uniósł brew, tak jakby chciał powiedzieć. Widziałeś? Rozdrażniony króliczek będzie gryzł. Doktor odpowiedział mu spojrzeniem. Nie odzywaj się, nie dolewaj oliwy do ognia.
    Nagle starzec spojrzał uważnie na Zhao Weia i Bai Chi’ego i się roześmiał.
    - Ach!
    Bao Zheng widząc to, od razu zapytał:
    - Opowiesz nam o tym?
    Zhan Zhao i Bai Yutang pokłonili się komendantowi. Jak na szefa przystało, chce poznać każdą plotkę. Szacun.
    Mężczyzna zaprowadził ich do salonu, nalał do filiżanek herbaty i zaczął opowiadać o przeszłości.

    Dzieci, które są inne, mają trudniejsze dzieciństwo. Odstają od rówieśników i ciężko im znaleźć przyjaciół. Z tego powodu Bai Yutang i Zhan Zhao zawsze trzymają się razem, ponieważ ciężko im było zintegrować się z innymi. Bai Yutang wiedział, że w wieku 10 lat Zhan Zhao władał biegle trzema językami i czytał grube, ciężkie książki. Z kolei Zhan Zhao wiedział, że Bai Yutang w wieku 10 lat był w stanie jednym kopnięciem rozbić dwanaście cegieł. Potrafił też podnieść ciężar dwukrotnie większy, niż jego wujek pracujący na komisariacie. Innymi słowy, gdyby obaj nie wychowywali się razem, byliby bardzo samotnymi dziećmi i ciężko by im było znaleźć przyjaciół.
    Niestety nie każde wyjątkowe dziecko ma tyle szczęścia, co oni, czego przykładem są Bai Chi i Zhao Wei. Zhao Wei urodził się we Francji, ponieważ jego matka była Francuzką. Kiedy miał 10 lat, wrócił z ojcem do Chin. Nie potrafił mówić po chińsku, dlatego nie miał żadnych przyjaciół. Ojciec martwił się, że jego syn czuje się samotny, dlatego podarował mu młodego białego lwa o imieniu Lizbona, który z czasem stał się jedynym przyjacielem chłopca.
    Najtrudniejsze dzieciństwo miał Bai Chi. Chłopiec o nieprzeciętnym umyślę urodzony w rodzinie wybitnych oficerów policji. To tak, jakby królik urodził się w stadzie lwów. Od najmłodszych lat Bai Chi musiał sprostać wymaganiom rodziców, żyjąc w cieniu swojego genialnego kuzyna, którego nawet nie znał. Niestety jego rodzice nigdy nie byli zadowoleni, ponieważ zbyt wolno biegał, miał słabą równowagę i wszystkiego się bał. Dobrą miał jedynie pamięć i bardzo szybko analizował zdobyte informacje, wyciągając trafne wnioski. Jednak tych zalet nie doceniano w rodzinie Bai, dlatego chłopiec czuł się samotny, z czasem zamknął się w sobie i nie potrafił znaleźć przyjaciół.
    Uwielbiał chodzić do biblioteki. Tam wypożyczał książki, które były często zbyt trudne nawet dla dorosłych. Potem ukrywał się tam, gdzie nikt nie mógł go znaleźć. Wybierał miejsca, gdzie mógł cieszyć się słońcem i widokiem kwiatów, wtedy czuł się odprężony i całym sobą oddawał się lekturze. Miał kilka swoich tajnych baz, jedną z nich był mały dziedziniec za biblioteką. Stary dozorca siedzący przy bramie widząc go, zawsze zapraszał go na przekąski.
    Przychodził tam bardzo często i pewnego dnia na dziedzińcu pojawił się uroczy, całkiem spory biały kotek, który wspiął się po niskim murku. Wyglądał na głodnego, dlatego Bai Chi oddał mu swoje ryżowe kluski. I tak rozpoczęła się ich przyjaźń. Chłopak codziennie po szkole przynosił z domu coś do jedzenia, ponieważ kot zawsze czekał na niego na dziedzińcu. W tamtym czasie Bai Chi był bardziej zainteresowany zabawą z kotem, niż czytaniem książek.
    Pewnego dnia śliczny chłopiec przyszedł na biblioteczne podwórko wołając „Lizbona”. Tym chłopcem był Zhao Wei. Zhao Wei od dziecka miał obsesję na punkcie magii, zapewne miał to po swoim bardzo znanym dziadku magiku. Kiedy dziadek dowiedział się, że jego wnuk jest w tej materii niezwykle utalentowany, zaczął go uczyć. Chłopak każdego popołudnia spędzał trzy godziny na lekcjach magii. I pewnie dlatego, że Zhao Wei nie mógł bawić się z lwem, ten zaczął się wymykać na dziedziniec biblioteki i z czasem polubił chwile spędzone z Bai Chim. Zaczął coraz później wracać do domu i w końcu Zhao Wei odkrył, że jego pupil gdzieś znika. Kiedy zobaczył, jak Lizbona bawi się z Bai Chim, poczuł się zazdrosny i postanowił dać nauczkę chłopcu, który odebrał mu przyjaciela.
    Dzieci są różne, niezależnie od wieku. I chociaż większość dzieci boi się ciemności i woli słodycze od zdrowych przekąsek, to każde z nich ma swoje własne lęki i preferencje.
    Zhan Zhao był małym aniołkiem, ratował ranne zwierzęta, przynosił je do domu i dbał o nie. Bai Yutang był małym diabełkiem, który wkładał gąsienice do pudełka po kredzie, żeby przestraszyć nauczycielkę.
    I podobnie było z Bai Chim i Zhao Weiem. Z tym, że aniołkiem był ten pierwszy, a diabełkiem drugi. Zhao Wei zaprzyjaźnił się z tym małym chłopcem. Był szczerze zaskoczony, że taki maluch potrafił mówić po francusku. A gdy już zdobył jego zaufanie, perfidnie go okłamał.
    Jak co dzień Bai Chi poszedł na dziedziniec biblioteki, żeby spotkać swojego ulubionego kotka i się z nim pobawić. Był tam także Zhao Wei, który powiedział mu z dumą, że zna magiczne sztuczki. Oczywiście Bai Chi mu nie uwierzył, dlatego postanowił pokazać mu sztuczkę, której nauczył się ostatnio. Zamienił gołębia w żabę. Trzeba dodać, że Zhao Wei zdążył się dowiedzieć, że mały Bai Chi najbardziej na świecie boi się żab. Jednak to jeszcze nie koniec. Po wszystkim poklepał tego przestraszonego małego chłopca po plecach i powiedział, że rzucił na niego urok. Jeśli się odezwie, zamieni się w żabę. Bai Chi uciekł z płaczem, a Zhao Wei przytulił Lizbonę i zabrał lwa do domu. I oczywiście, jak to dziecko, bardzo szybko o tym zapomniał.
    Miesiąc później do domu, w którym mieszkał Zhao Wei, przyszła matka Bai Chi’ego. Chciała zapytać go, czy wie, co się stało, ponieważ od czasu, kiedy jej synek wrócił z biblioteki, nie odezwał się ani słowem. I wtedy Zhao Wei zrozumiał, że chłopiec uwierzył w jego magiczne zdolności i szybko wyjaśnił Bai Chi’emu, że już zdjął z niego urok. Jednak od tamtej chwili chłopiec zaczął się jąkać. Lizbona był jego najlepszym przyjacielem i mały lew nadal się wymykał, żeby go znaleźć, tak jakby to on był jego prawdziwym panem. Zhao Wei czuł ogromne wyrzuty sumienia, dlatego pozwalał na ich spotkania.
    Niestety jąkanie sprawiło, że już i tak ciężkie dzieciństwo Bai Chi’ego stało się jeszcze gorsze. Zaczął unikać rówieśników, którzy się z niego śmiali, a w domu było mu przykro, kiedy rodzice patrzyli na niego z politowaniem. Stał się bardzo nieśmiały i prawie się nie odzywał.
    Rok później Zhao Wei wyjechał do Francji i zabrał ze sobą Lizbonę. Nie pożegnał się z Bai Chim, ponieważ odkąd go okłamał, chłopiec go ignorował. Zhao Wei czuł w głębi serca, że bez Lizbony ten mały chłopiec będzie jeszcze bardziej samotny i w sumie nie chciał widzieć, jak płacze, nie chciał patrzeć w te czerwone, wielkie jak u królika oczy.
    Zhao Wei nigdy o tym nie zapomniał, dlatego bez względu na to, gdzie mieszkał, zaczął odwiedzać miejskie biblioteki. Miał nadzieję, że w jednej z nich spotka Bai Chi’ego. Chłopiec z jego wspomnień był nieśmiały i bardzo się jąkał, a okazało się, że wyrósł z tego i nawet został policjantem. Dopiero kiedy zobaczył, jak Bai Chi bawi się z lwem, rozpoznał w nim tego małego chłopca, który nazwał go oszustem… co było prawdą.

    Kiedy starszy mężczyzna zakończył swoją opowieść, słuchaczom z jednej strony było przykro, z drugiej zaś chciało im się śmiać. Zhan Zhao mrugnął do dowódcy. Był gorszy, niż ty za młodu. Bai Yutang przytaknął. Prawda. A niech go.
    Spojrzeli z wyrzutem na Zhao Weia myśląc, że genetyki się nie oszuka. To prawdziwy siostrzeniec Zhao Jue. Od razu sobie przypomnieli, że Bai Chi nadal się jąka, kiedy jest zdenerwowany albo przestraszony. Teraz wiedzieli, dlaczego. Spojrzeli na chłopaka ze współczuciem. Całe swoje życie się z tym zmaga. To okropne.
    Zhao Wei zakaszlał, by ukryć zawstydzenie. Był twardym facetem i niewiele rzeczy było w stanie go poruszyć, jednak to wspomnienie z dzieciństwa było dla niego nie do zniesienia. Dlatego postanowił zmienić temat.
    - Komendancie Bao, powiedział pan, że potrzebujecie mojej pomocy.
    Nagle wszyscy przypomnieli sobie, po co tu przyszli. Zhan Zhao wyciągnął zdjęcia magicznych symboli i pokazał je mężczyźnie.
    - Znasz może znaczenie tych symboli? Rozumiesz je?
    Zhao Wei wziął zdjęcia i dokładnie się im przyjrzał. Oglądał je, jedno po drugim, a jego brwi stawały się coraz bardziej zmarszczone. Gdy przejrzał wszystkie, przesunął filiżanki stojące na stoliku na róg i podzielił zdjęcia na dwa stosy. Zhan Zhao i Bai Yutang z zaciekawieniem przyglądali się temu. Kiedy mężczyzna skończył segregować zdjęcia, zapytał:
    - Ten biały zarys człowieka na środku… to zwłoki?
    Zdjęcia, które zabrał ze sobą doktor, były zrobione tuż po zabraniu ciał. Zhao Wei był cywilem i Zhan Zhao nie chciał go narażać na takie widoki. Dlatego odpowiedział skinieniem głowy. Zhao Wei uśmiechnął się i powiedział:
    - Te wszystkie wzory nie zostały narysowane przez jedną osobę.
    Bai Yutang spojrzał na dwa stosy zdjęć i zapytał:
    - Podzieliłeś je na dwie kupki. To oznacza, że to były dwie osoby?
    - Tego nie jestem pewien - powiedział mężczyzna. - Wiem tylko, że te symbole są poprawne, a te zawierają błędy.
    - Wiesz, co oznaczają? - zapytał doktor.
    - Tak - przytaknął Zhao Wei. - Źródłem tych symboli są totemy prymitywnych plemion. Z początku były bardzo chaotyczne, ale wraz z rozwojem alchemii zostały sklasyfikowane i nabrały swojej ostatecznej formy.
    - Alchemia? - Dowódca zmarszczył brwi. - Coś takiego w ogóle istnieje?
    Zhao Wei przytaknął, po czym zaczął wyjaśniać.
    - Wzory używane w alchemii mają prostą strukturę i bazują na symbolach gwiezdnych konstelacji i takich elementów jak tu… widzicie? - Wskazał za zdjęcie i kontynuował. - Oczy, płeć, węże… Czyli konkretne obiekty, nie żadne abstrakcyjne symbole.
    Zhan Zhao skinął głową ze zrozumieniem.
    - A to oznacza, że ktoś zaszyfrował wiadomość.
    - Brawo - powiedział Zhao Wei z uśmiechem. - Mówią, że jesteś geniuszem i to prawda… rzeczywiście wiadomość została zapisana przy pomocy wzorów alchemicznych.
    - Co one oznaczają? - zapytał dowódca.
    - To klątwa - odpowiedział mężczyzna. - To klątwa zsyłająca boże potępienie.
    - Boże potępienie? - zapytali wszyscy razem.
    - Tak. Boże potępienie - powtórzył Zhao Wei. - Oczy symbolizują boga śmierci. Ześle śmierć na przeklętą osobę za zło, jakie popełniła. Symbol płci oznacza nieczysty związek między mężczyzną i kobietą. Czyli śmierć jest karą, jaka dosięgła przeklętego za rozwiązłość seksualną. Takim symbolem przeklinano prostytutki i niewiernych kochanków. Wąż oznacza kłamstwo.
    - W takim razie dlaczego twierdzisz, że symbole na pozostałych zdjęciach są błędne? - zapytał Zhan Zhao nie kryjąc zdziwienia.
    - Lepiej by było, jakbyś pokazał mi zdjęcia ze zwłokami. Miałbym dokładniejszy obraz, ponieważ symbole mają ścisły związek z przeklętym.
    - Chodzi ci o to, że obrazy mogą się różnić w zależności od tego, kto jest ofiarą? - zapytał doktor.
    - Hahaha! - zaśmiał się Zhao Wei. - Łatwo się z tobą rozmawia. To jest trochę… Ale wracając do tematu, te symbole są narysowane poprawnie, ich autorem mógłby być profesjonalny magik, ale te… - Podniósł drugi stos zdjęć. - Są niewyraźne. I ich autor nie miał pojęcia o klątwie kryjącej się za ich znaczeniem.
    Bai Yutang podniósł te zdjęcia, nie kryjąc zaskoczenia. Wyciągnął zdjęcie z miejsca zbrodni Xu Jiali i zapytał. - Uważasz, że wzory z tego zdjęcia też się różnią?
    Zhao Wei skinął głową.
    - Można tak powiedzieć.
    Z kolei Zhan Zhao podniósł zdjęcia z miejsca zbrodni dwóch ostatnich ofiar, Zhang Zhen Zhen i Sun Qian.
    - Z kolei te symbole namalowała jedna i ta sama osoba?
    Zhao Wei pokręcił głową z uśmiechem.
    - Mogę tylko stwierdzić, że symbole z tych dwóch zdjęć namalował profesjonalista. Ale czy była to jedna i ta sama osoba, tego nie wiem. Ale…
    Ale co? Doktor i dowódca spojrzeli na niego wymownie. Mężczyzna wskazał zdjęcie z miejsca zbrodni Sun Qian i powiedział:
    - Osoba, która namalowała te symbole, była najlepsza. Wiecie, dlaczego?
    Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na siebie i odpowiedzieli niemalże jednocześnie.
    - Zostało zabite dziecko, co nie miało miejsca nigdy wcześniej, dlatego morderca bardzo się postarał.
    - Dobrze. - Pochwalił ich Zhao Wei. - Rozmowa z inteligentnymi ludźmi to czysta przyjemność.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***










   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze