SCI Mystery - tom 1 [PL] - Magiczny Morderca / Rozdział 51: Próba manipulacji

 


    Chwilę później Zhao Wei tłumaczył wszystkim ogólną charakterystykę i pochodzenie klątwy. Trzej młodzi mężczyźni byli geniuszami w różnych dziedzinach. Mieli ze sobą wiele wspólnego i dziwnym trafem los ich ze sobą połączył. Zhan Zhao, Bai Yutang i Zhao Wei prowadzili rozmowę na takim poziomie, że nawet Bao Zheng nie był w stanie do nich dołączyć. Po chwili zaczęli ze sobą żartować, śmiać się, dzięki czemu podczas tej krótkiej rozmowy zniknęło złe wrażenie, jakie zrobił na początku Zhao Wei. Na koniec mężczyzna obiecał, że jutro przyjedzie do biura SCI, żeby pomóc w dochodzeniu. Gdy już wszystko mieli dogadane, zaczęli zbierać się do wyjścia.
    Przyszli w czwórkę, ale wyszli we troje, a to wszystko przez drobny incydent. Kiedy Bai Chi zbierał się do wyjścia, Lizbona chwycił go za skrawek kurtki i za nic nie chciał go puścić. Gdyby był zwykłym kotem, to nie byłoby z tym żadnego problemu, ale ciężko było mu się zmierzyć z siłą dorosłego lwa. Dlatego Zhan Zhao, Bai Yutang i Bao Zheng powiedzieli mu, żeby został w domu Zhao Weia i jutro razem z nim przyjechał na komisariat. Gdy mężczyźni wyszli, w salonie zostali tylko Bai Chi, Zhao Wei i Lizbona. Atmosfera zrobiła się niezręczna.
    - Czyli nazywasz się Bai Chi… - Mężczyzna przerwał niezręczną ciszę. - Nie miałem pojęcia.
    Chłopak rzucił mu spojrzenie pełne wyrzutów.
    - Bo wtedy wołałeś do mnie „Hej” albo „Młody”.
    Zhao Wei zakaszlał i uśmiechnął się zawstydzony. Co za pamiętliwy dzieciak.
    Bai Chi najchętniej poszedłby do domu, ale Lizbona tak na niego patrzył, że nie odważył się ruszyć z miejsca. Zresztą bardzo lubił tego wielkiego kota i z przyjemnością spędzał z nim czas. Kiedy obaj siedzieli w ciszy patrząc na siebie, wszedł starszy mężczyzna i powiedział:
    - Panie Bai, dziś wieczorem będzie pan spał w pokoju Mistrza.
    - Co takiego? - zapytali obaj równie mocno zaskoczeni.
    Lokaj zaśmiał się i odpowiedział.
    - Lizbona zawsze śpi w pokoju panicza, dlatego…
    Zhao Wei stwierdził, że w sumie to będzie dobra okazja, by choć odrobinę ocieplić ich relację. Podszedł do niego i objął go ramieniem, starając się, by jego uśmiech był jak najbardziej naturalny.
    - My też dawno się nie widzieliśmy… Mamy sporo do obgadania…
    Bai Chi chwycił dwoma palcami rękaw jego koszuli i z obrzydzeniem zdjął jego rękę ze swojego ramienia, potem otrzepał koszulę, tak jakby chwilę temu siedział na niej karaluch.
    Zhao Wei momentalnie zbladł i zagryzł zęby. Co za wredny bachor.


    Bai Yutang i Zhan Zhao zadowoleni z zebranych informacji wsiedli do samochodu komendanta i wrócili na komisariat. Na początku wszyscy trzej ze sobą rozmawiali, ale po chwili Zhan Zhao zaczął wycofywać się z rozmowy. Bao Zheng obejrzał się do tyłu, gdzie siedzieli i zobaczył, jak dowódca przykłada palec do ust i uśmiecha się do niego. A to dlatego, że doktor oparł głowę o jego ramię i zasnął.
    Bai Yutang wiedział, że ostatnio doktor jest bardzo zmęczony. Ta sprawa spędzała mu sen z powiek. W końcu jedną z ofiar mordercy było małe, niewinne dziecko, co odrobinę wytrąciło go z równowagi. Jakby nie było, bardzo różnił się od dowódcy. Był przede wszystkim naukowcem, dopiero potem policjantem i ciężko mu było stawić czoła tak brutalnej zbrodni.
    Bai Yutang podniósł rękę i delikatnie przeczesał jego włosy. Komendant spojrzał w lusterko i zobaczył, jak wielkie uczucie maluje się w oczach dowódcy. I trzeba przyznać, że był tym faktem bardzo zaskoczony. Ech, te dzieciaki


    Przed komisariatem Bai Yutang chciał przenieść Zhan Zhao do swojego auta i odwieźć go prosto do domu, żeby mógł się wyspać, ale w tym właśnie momencie zadzwonił telefon. Kiedy odebrał, usłyszał pełen niepokoju głos Wang Chao.
    - Szefie, z tą kobietą jest źle.
    - Co znaczy źle? - zapytał zdziwiony. - Co się dzieje?
    - Cały czas płacze i błaga, żeby puścić ją do domu, bo w przeciwnym razie ktoś umrze.
    - Niby kto? - pytał coraz bardziej zaskoczony dowódca.
    - Chodźmy zobaczyć, co się dzieje. - powiedział Zhan Zhao, pocierając obolałą szyję.
    - Zaraz tam będziemy. - Bai Yutang zakończył rozmowę i schował telefon, po czym zaczął masować kark doktora. - Ostatnio często boli cię szyja.
    - Hmm, tylko trochę. - Doktor wzruszył ramionami. Dowódca delikatnie nacisnął bolące miejsce, a po chwili Zhan Zhao westchnął głęboko czując ogromną ulgę. Chwilę później ruszyli w stronę windy. Gdy dotarli do drzwi aresztu, usłyszeli krzyki kobiety. Gdy weszli do środka, zobaczyli, jak Wang Chao masuje obolałe skronie.
    - Szefie!
    - Co o niej wiemy?
    - Już mówię - powiedział funkcjonariusz, otwierając teczkę. - Nazywa się Kong Liping, ma 31 lat. Jest kasjerką w zagranicznej firmie handlowej. Dwa lata temu jej mąż zginał w wypadku samochodowym i została sama z dzieckiem, które jeszcze nie ma dwóch lat.
    Dowódca przejrzał informacje o kobiecie.
    - Nic dziwnego, że jest tak zdenerwowana.
    - Mówiąc, że ktoś zginie, o kogo jej chodziło? - zapytał doktor.
    - Och - westchnął Wang Chao. - Jej dziecko zostało same w domu. Jeśli nie wróci do jutra, maluch będzie głodny i zamarznie.
    Bai Yutang zmarszczył brwi.
    - Kocie, może ją jednak przesłuchasz?
    Zhan Zhao odpowiedział po chwili zastanowienia.
    - Nie mam innego wyjścia.
    Wang Chao zaprowadził Kong Liping do pokoju przesłuchań i powiedział jej, że jeśli będzie współpracować, to szybciej wróci do domu. Kobieta uspokoiła się i cierpliwie czekała na przesłuchanie.
    Bai Yutang i Zhan Zhao nie weszli od razu, stali przed lustrem weneckim i przyglądali się jej uważnie. Wyglądała na więcej niż 31 lat, miała przeciętny wygląd i szarą cerę. Miała długie włosy, nieco rozczochrane i była bez makijażu. Nosiła skromne, tanie ubranie. Nie miała żadnych znaków szczególnych.
    Doktor przyglądał się jej reakcjom, mrugającym powiekom i niespokojnym spojrzeniom… Bez przerwy obracała pierścionek, który nosiła na serdecznym palcu lewej dłoni, marszcząc przy tym nieznacznie brwi. Kiedy dowódca zobaczył zmianę w wyrazie twarzy Zhan Zhao, podszedł do niego i zapytał:
    - Kocie, co się dzieje?
    - Skłamała - westchnął doktor.
    - Skłamała? - zapytał Bai Yutang. - Dlaczego tak myślisz?
    - Jest bardzo zaniepokojona. - Doktor nie spuszczał z niej wzroku. - Spogląda w dół i na lewo, co oznacza, że usilnie nad czymś się zastanawia. Myślę, że spodziewała się takiego obrotu zdarzeń. Ubrała się skromnie, ale schludnie, co oznacza, że jest bardzo zorganizowaną osobą. Jest zdenerwowana, nie zmartwiona, na pewno nie myśli teraz o swoim dziecku…
    Dowódca wysłuchał tych uwag i spojrzał na kobietę.
    - Kocie, chcesz przez to powiedzieć…
    Zhan Zhao podrapał się w podbródek i powiedział z uśmiechem:
    - Możliwe… Jedno jest pewne, ma nam coś do przekazania, ale nie chce zrobić tego bezpośrednio.
    - Czyli… - Dowódca zatarł z zadowoleniem ręce. - Co robimy? - Po czym spojrzał znacząco na doktora. Pokonaj ja w jej własnej grze.
    Chwilę później weszli do pokoju przesłuchań i usiedli naprzeciwko kobiety. Kong Liping nie czekając na pytania powiedziała z zapałem.
    - Panie władzo, proszę szybko mówić, co ma pan do powiedzenia, ja… mój synek został sam w domu… jest jeszcze taki malutki…
    - W takim razie… - odezwał się Bai Yutang. - poproszę pracowników opieki społecznej, żeby się nim zajęli.
    - Ach, nie! Nie ma takiej potrzeby! - krzyknęła zaskoczona kobieta, wymachując rękoma. - Mój syn bardzo boi się obcych. Będzie płakał, jeśli się obudzi, a mnie przy nim nie będzie.
    Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie. Zhan Zhao uniósł lekko brew. Co ty na to?
    Bai Yutang skinął głową ze zrozumieniem. Kobieta była przetrzymywana na komisariacie od czterech godzin. Jeśli będąc matką odmówiła pomocy pracownika opieki społecznej, mogły być ku temu dwa powody, albo nie kochała swojego dziecka, albo była pewna, że jest bezpieczne.
    - W takim razie zaczynajmy - powiedział dowódca. - Byłaś wczoraj w nocy w przedszkolu?
    - Tak - odpowiedziała Kong Liping. - Byłam.
    - Co robiłaś na miejscu zbrodni? - zapytał doktor.
    - Spaliłam kilka banknotów za duszę zmarłej…
    - To nie były banknoty, tylko talizmany. - Poprawił ją Zhan Zhao z uśmiechem na ustach. - Jakbyś odprawiała rytuał… a może myślisz, że tej zbrodni nie dokonał człowiek?
    Kong Liping wzdrygnęła się i odpowiedziała nerwowo.
    - Tak, tak… to był duch…
    - Czyj duch? - zapytał Bai Yutang. - Xu Jiali?
    - Skąd… wiesz?
    Zhan Zhao złapał się za brodę i zapytał ją bardzo surowym tonem.
    - Jak umarła Xu Jiali?
    - Ona… ona została zabita.
    - Przez kogo?
    - Ja… ja nie wiem.
    Bai Yutang otworzył akta kobiety i powiedział:
    - Ty i Xu Jiali chodziłyście razem na lekcje tańca. Jej ciało znaleziono w szkolnej szatni… Wiesz coś na ten temat?
    Kobieta wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z siebie słowa.
    - Jiali… nie zabił jej ten seryjny morderca.
    - W takim razie, kto?
    - Nie wiem… Jak weszliśmy do szatni, już nie żyła. - Kong Liping złapała się za głowę. - My tylko… narysowaliśmy te symbole.
    Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na siebie, po czym dowódca zadał pytanie.
    - Namalowałaś te wszystkie magiczne symbole? Dlaczego sfałszowaliście miejsce zbrodni?
    - Ja… - Kobieta zmrużyła oczy ze wstydu. - My się tylko bawiliśmy… Jiali zadzierała nosa i chcieliśmy dać jej nauczkę…
    Bai Yutang spojrzał na doktora. To kłamstwo jest zbyt oczywiste.
    Zhan Zhao odpowiedział mu spojrzeniem. Grajmy dalej w tę grę.
    - Uważasz, że jej duch wrócił, żeby się zemścić?
    - Cóż… - westchnęła kobieta. - Zhang Zhen Zhen była jedną z nas.
    Zhan Zhao wyciągnął kartkę i długopis, po czym położył je przed nią.
    - Napisz nazwiska wszystkich odpowiedzialnych za sfałszowanie miejsca zbrodni.
    Kong Liping trzymała długopis drżącą ręką i spisała listę nazwisk. Bai Yutang przejął kartkę i powiedział:
    - Możesz już iść.
    - Co? - zapytała zaskoczona kobieta.
    - Idź do domu, chyba że masz coś do dodania.
    - Nie, nic - odpowiedziała pospiesznie Kong Liping, po czym wstała i ruszyła w stronę drzwi. Nagle się zatrzymała i powiedziała z lekkim wahaniem w głosie.
    - Panie władzo… ona… Xu Jiali miała siostrę. Wiedzieliście o tym?
    - Siostrę? - zapytał zaskoczony dowódca.
    - Tak… Xu Jiali i jej siostra były sierotami i zostały adoptowane przez dwie różne rodziny, ale nadal utrzymywały ze sobą kontakt.
    - Jak się nazywa jej siostra?
    - Och… tego nie wiem, nigdy jej nie widziałam, tylko o niej słyszałam. - Po tych słowach Kong Liping wyszła w panice.
    Bai Yutang spojrzał na doktora.
    - Co jest, Kocie? Zdaje się, że chciała nam powiedzieć właśnie o sprawie Xu Jiali.
    - Też tak myślę - powiedział doktor i roześmiał się. - I zwrócić naszą uwagę na siostrę ofiary.
    Bai Yutang wybrał szybko numer telefonu i zadzwonił.
    - Wang Chao, nie spuszczaj z oczu Kong Liping.
    - Tak jest - powiedział funkcjonariusz i ostrożnie ruszył za kobietą.
    Gdy dowódca schował telefon, zobaczył, że Zhan Zhao strasznie zbladł.
    - Kocie, co ci jest? - zapytał zmartwiony.
    - Nic, delikatny ból brzucha - odpowiedział doktor i uśmiechnął się. - Jedna z osób z listy spisanej przez Kong Liping będzie kolejną ofiarą.
    Dowódca spojrzał na niego z wielką troską.
    - Na pewno wszystko w porządku? Może jednak pojedziemy do szpitala?
    - Nie przejmuj się tak, nic mi nie jest.
    Doktor wyciągnął kartkę z dłoni Bai Yutanga i zaczął czytać.
    - Zhang Zhen Zhen, Shen Ling, An Qingyuan, Li Xu…
    - Co? - Dowódca spojrzał na niego zaskoczony, a po chwili wyrwał mu kartkę z dłoni.
    - Coś nie tak?
    - Li Xu… - Bai Yutang wskazał nazwisko zapisane na papierze. - Ta dziewczyna jest bardzo problematyczna…

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***










   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Bardzo dziękuję. Dawno mnie nie było, a tu tyle dobroci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz