SCI Mystery - tom 1 [PL] - Magiczny Morderca / Rozdział 52: Gęsta mgła

 





    Kiedy Bai Yutang i Zhan Zhao wsiedli do auta, żeby w końcu pojechać do domu, była 3 nad ranem.
    - Hahaha! - roześmiał się doktor. Wyglądał, jakby przypomniał sobie coś zabawnego. Widząc to, Bai Yutang także się roześmiał.
    - Co jest, Kotku? Co cię tak rozbawiło?
    Zhan Zhao spojrzał na niego i odpowiedział.
    - Przypomniałem sobie historię Bai Chi’ego i Zhao Weia, kiedy byli młodzi.
    - Och! - Dowódca nie mógł się powstrzymać od śmiechu. - Bardzo ciekawie zaczęli znajomość. Nigdy bym nie uwierzył, że tak można.
    - Zhao Wei był gorszym dzieckiem od ciebie - powiedział śmiejąc się Zhan Zhao.
    - Przeklęty Kocie, że niby ja byłem złym dzieckiem? - Zaprotestował urażony dowódca.
    - A nie byłeś? Już zapomniałeś? - Na samo wspomnienie doktor się uśmiechnął. - Raz wrzuciłeś dwóch braci z sąsiedztwa w klomby i polałeś ich wodą, żeby szybciej urośli.
    - Hahaha! - zaśmiał się dowódca.
    - A pamiętasz nauczyciela historii z gimnazjum? - kontynuował Zhan Zhao. - Przykleiłeś go do deski toaletowej.
    - Pfff! - parsknął dowódca. - I razem z nią zabrano go do szpitala.
    Zhan Zhao zwijał się ze śmiechu.
    - Miał deskę przyklejoną do tyłka… i nie mógł założyć spodni. Wyszedł z nią z toalety i wszyscy widzieli jego… Hahaha!
    Śmiejąc się Bai Yutang skinął głową.
    - A kto mu kazał oskarżać cię o oszustwo i za karę postawić w kącie? Deska na tyłku to była bardzo łagodna kara.
    - A to nie ty jakiś czas później wrzuciłeś do jego biura domowej roboty granat z gazem łzawiącym? - zapytał doktor. - Do dzisiaj jest to jedna z niewyjaśnionych, szkolnych tajemnic.
    - Hehehe! Zablokowałem drzwi wejściowe i musiał uciekać przez okno. Wskoczył prosto w śmierdzący rów - powiedział dumny z siebie Bai Yutang. - Dzięki temu już więcej na ciebie nie spojrzał, jakbyś był bogiem zagłady… Hahaha!
    - I nadal uważasz, że nie byłeś złym dzieciakiem? - zapytał doktor patrząc na niego. - Kiedy skończyłeś szkołę, większość nauczycieli chciała to uczcić sztucznymi ogniami!
    - Nie musieli cię prowokować - powiedział śmiejąc się Bai Yutang. - Jesteś mój i nikt oprócz mnie nie może cię dotknąć.
    Po tych słowach poczuł się odrobinę zawstydzony. Spojrzał na doktora i się uśmiechnął.
    - Już wtedy, kiedy byłem młody, zawzięcie cię broniłem. A teraz zastrzelę każdego, kto spróbuje się do ciebie zbliżyć.
    Doktor spojrzał na budynek, w którym mieszkali, po czym popatrzył na dowódcę i powiedział:
    - Yutang, nie wracajmy jeszcze.
    Bai Yutang spojrzał na niego ze zdziwieniem.
    - Mamy nie wracać? Już świta, nie chce ci się spać?
    - Pamiętasz plażę, na którą chodziliśmy, kiedy byliśmy młodzi? - zapytał doktor pełen entuzjazmu. - Chciałbym tam pojechać.
    - Teraz? - Upewniał się dowódca. - To dosyć daleko.
    - Chcę tam jechać. - Upierał się Zhan Zhao. - Chodziliśmy tam czasem po szkole, pamiętasz?
    - Tak, kiedy się nad czymś zastanawiałeś, siadałeś na skarpie - odpowiedział Bai Yutang. - Naprawdę chcesz tam jechać?
    - Tak.
    Dowódca zawrócił i pojechał w stronę wybrzeża.
    Ich plaża nie była piaszczysta, tylko kamienista, z jednej strony znajdowała się tam ogromna tama, która podtrzymywana była ogromnymi betonowymi słupami. Tama była dostępna dla ludzi. Roztaczał się z niej widok na morze i piękną rafę koralową.
    Zaparkowali przy drodze i po przejściu tamy zeszli na plażę. Na styku nieba i wody widać już było złocistą smugę. Chłodna, morska bryza o słonym smaku wypełniła im płuca, co było bardzo odświeżające. Wokół panowała błoga cisza. Bai Yutang objął doktora od tyłu i wyszeptał mu do ucha:
    - Kotku, czym tak się zamartwiasz?
    - Zauważyłeś? - odpowiedział Zhan Zhao odchylając głowę delikatnie w tył, czując za sobą ciepło ciała Bai Yutanga.
    - Ty jesteś ekspertem badającym ludzką psychikę, a ja jestem ekspertem od ciebie - powiedział dowódca i najpierw pocałował jego szyję, potem włosy. - Powiedz, co cię gryzie.
    - Ta sprawa jest inna niż poprzednie. Ten morderca… on sprawia, że czuję się bardzo dziwnie… Jest okrutny, zły i niestabilny…
    Dowódca przytulił go mocno do siebie.
    - Poczułeś to najbardziej przy Sun Qian, prawda?
    Zhan Zhao spojrzał na niego.
    - Też to poczułeś?
    Bai Yutang zaprzeczył kręcąc głową, po czym uśmiechnął się i leciutko uszczypnął go w podbródek.
    - Kotku, nie mam twojej wrażliwości, ale potrafię wyczuć zmianę twojego nastroju. Wiem, kiedy jesteś szczęśliwy, smutny, przerażony… Czuję wszystkie twoje emocje.
    Zhan Zhao delikatnie potrząsnął głową.
    - Czuję, że ktoś jeszcze zostanie zabity. Możliwe, że ktoś niewinny, jak Sun Qian… nie wiem…
    Bai Yutang pochylił się i pocałował go w usta sprawiając, że doktor powoli się uspokoił.
    - Kotku, chciałbym ci coś dać. Tylko się nie śmiej - wyszeptał dowódca i wypuścił Zhan Zhao ze swoich objęć.
    - Coś? - Doktor spojrzał na niego, nie kryjąc zdziwienia. - Co to takiego?
    Bai Yutang sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął białe, aksamitne pudełko. Były w nim dwie srebrne obrączki. Bardzo proste i eleganckie.
    - Ty? - Zhan Zhao patrzył na niego kompletnie zaskoczony, po czym spuścił głowę i zaczął chichotać pod nosem.
    - Nie śmiej się! - Skarcił go Bai Yutang rumieniąc się po uszy. - Wiem, że to głupie, ale kiedy przypadkiem zobaczyłem te obrączki, kupiłem je pod wpływem impulsu. - Po tych słowach wyciągnął jedną z pudełka i podał ją Zhan Zhao. - Kupiłem… kupiłem też łańcuszek. Jeśli nie chcesz jej nosić na palcu, to możesz zawiesić ją na szyi.
    Zanim dokończył, doktor przyłożył obrączkę do tej znajdującej się jeszcze w pudełku.
    - Są takie same?
    - Tak, są takie same - potwierdził dowódca.
    Zhan Zhao podniósł lewą dłoń dowódcy i założył mu obrączkę na środkowy palec, a drugą założył na swój. Bai Yutang patrzył na to kompletnie zaskoczony.
    - Kotek, łańcuszek…
    Doktor wziął łańcuszek, który nadal był w dłoni dowódcy i zapytał:
    - Myślałeś, że nie będę chciał, żeby ktokolwiek się o nas dowiedział i nie będę nosił obrączki na palcu, ale chciałeś, żebym miał ją zawsze przy sobie…
    Bai Yutang przytaknął, wpatrując się z Zhan Zhao i zobaczył, jak z uśmiechem na ustach machnął ręką w stronę morza. Srebrny łańcuszek lecąc szerokim łukiem wpadł z pluskiem do wody.
    - Kotek… - Dowódca był coraz bardzie zdziwiony.
    Zhan Zhao ujął w dłonie jego twarz, przysunął się do niego i go pocałował. Gdy skończył się ten czuły, długi pocałunek, uśmiechnął się i pogładził go po włosach.
    - Yutang, jesteś taki słodki…
    Dowódca był tak oszołomiony, że doszedł do siebie dopiero po chwili.
    - Kotek, nie drocz się ze mną. - Po chwili przytulił Zhan Zhao i powiedział. - Kotku, nie spiesz się, rób to co zawsze… znajdź wskazówkę, przeanalizuj wszystkie możliwości, a na pewno dotrzesz do sedna. Dzięki temu dorwiemy nawet najbardziej przerażającego mordercę.
    Zhan Zhao spojrzał na niego w milczeniu i zobaczył w jego oczach błysk promieni wschodzącego słońca.
    - Kocie, jesteśmy centralnym układem nerwowym SCI. Damy sobie radę.
    - Tak - odpowiedział doktor. - Musimy działać rozważnie, musimy być pewni siebie i spokojni.
    - Właśnie tak. - Potwierdził jego słowa Bai Yutang. - Zwłaszcza ty, Kocie. Polegasz na nas wszystkich, a my wierzymy w ciebie. Żadne zło cię nie dosięgnie, dopóki jestem obok ciebie.
    Zhan Zhao uśmiechnął się i skinął głową. Bai Yutang oplótł go mocno swymi ramionami.
    - Uwierz w siebie… Żadne zło nie może mierzyć się z twoim poczuciem sprawiedliwości, a ja zawsze będę cię chronił.
    Zhan Zhao objął go za szyję i równie mocno przytulił. Czuł jego ciepło, siłę i witalność, którymi się z nim dzielił.
    - Tak - szepnął mu na ucho.
    Promienie wschodzącego słońca powoli oświetliły brzeg. Błękit wody razem z czerwienią chmur odbijających promienie słońca sprawiły, że horyzont rozświetlił się piękną purpurową poświatą. Była to istna symfonia świateł. Kolory przeplatały się ze sobą i wtapiały jedne w drugie, oddalając od siebie ciemność nocy. Słońce rozdziela światło i cień. Dzień i noc rządzą się własnym przeznaczeniem… i to się nigdy nie zmieni.


    Gdy oczyścili umysły, wrócili do domu na krótki odpoczynek, po którym pojechali do biura SCI. Na wejściu powitał ich donośny odgłos chrapania. Xu Qing wskazał palcem na Wang Chao śpiącego na sofie. Biedak przez całą noc śledził Kong Liping, po czym padł, zanim zdążył powiedzieć, czego się dowiedział. Bai Yutang bardzo niechętnie zaczął go budzić.
    - Och… Och! Szefie! - Wang Chao otworzył jedno oko i zobaczył, że dowódca stoi tuż przy nim. Zerwał się na równe nogi i powiedział. - Mam coś, odkryłem coś naprawdę ważnego!
    Gdy rozejrzał się dookoła, zobaczył, że wszyscy patrzą na niego z uśmiechem, zawstydzony podrapał się po głowie.
    - No co? – zapytał, nie zdając sobie sprawy, że jego włosy były w totalnym nieładzie i miał ślinę w kąciku ust.
    - Umyj twarz, a po spotkaniu idź do domu i się wyśpij - powiedział Bai Yutang.
    - Ach, dobrze. - Wang Chao pobiegł do łazienki i w niecałą minutę później przybiegł z powrotem. - Szefie, wczoraj w nocy Kong Liping z kimś się spotkała.
    - Z kim?
    - Śledziłem ją aż do jej domu, przed którym był zaparkowany czarny samochód. Podeszła do okna od strony kierowcy i wymieniła z nim kilka słów, po czym wyciągnęła z auta dziecko.
    - Dziecko? - Zdziwił się Zhan Zhao. - To był jej syn?
    Wang Chao przytaknął.
    - Myślę, że tak.
    - Kim był kierowca? - zapytał dowódca.
    - Ten mężczyzna wydał mi się dziwnie znajomy, ale dopiero po czasie przypomniałem sobie, gdzie go widziałem. Wczoraj przyszedł do naszego biura.
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie zastanawiając się, kto ich wczoraj odwiedził.
    - Shen Qian?
    - Tak! - krzyknął Wang Chao. - To on.
    Dowódca westchnął i skomentował:
    - To znaczy, że nie przyszedł tylko po to, żeby zobaczyć się z Gongsunem.
    - Gongsun mógł być tylko wymówką. - Dodał Zhan Zhao.
    - I jeszcze Li Xu - odezwał się Xu Qing. - Sprawdziłem ją. Kiedy była nastolatką, uczyła się w tej szkole tańca.
    - Ciekawe, czy to na pewno ona? - zastanawiał się dowódca.
    - Proszę. - Xu Qing podał mu akta, w których było zdjęcie dziewczyny, którą Bai Yutang spotkał na komisariacie.
    - A tak przy okazji, gdzie jest Bai Chi? - zapytał Zhan Zhao.
    - Och - odezwał się Jiang Ping. - Przyszedł z samego rana razem z Zhao Weiem, ale magik musiał się zbierać, żeby przygotować się do występu z okazji otwarcia przez grupę Shen Miasta Rozrywki.
    - W sumie powiedziałem Bai Chi’emu o Shen Qiangu i chłopak postanowił pójść z Zhao Weiem, żeby się rozejrzeć - dodał Wang Chao. - I magik z przyjemnością go ze sobą zabrał, za to Bai Chi wyglądał, jak z krzyża zdjęty.
    Bai Yutang i Zhan Zhao zaśmiali się pod nosem. Najwyraźniej mały Bai Chi łatwo nie wybacza.
    - Wysłaliście go tam samego? - zapytał doktor.
    - Nie, Ma Han poszedł razem z nim - odpowiedział Xi Qing.
    Dowódca podziękował za spotkanie i razem z Zhan Zhao wyszedł z komisariatu. Postanowili pojechać do mieszkania Qi Le, żeby porozmawiać z Li Xu. Jak tylko ruszyli, Bai Yutang dostał smsa z nieznanego numeru. Otworzył wiadomość i przeczytał: „Pomocy, Qi Le.”
    Zhan Zhao zmarszczył brwi.
    - Yutang…
    - Rozumiem. - Dowódca zapiął pasy i wcisnął gaz do dechy.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***










   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Bardzo fajny rozdział, relacja między Zhan Zhao i Bai Yutang'iem jest taka słodka <3 czekam na kolejne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, obaj są cudowni i do schrupania. I bardzo się cieszę, że czytasz tę nowelkę, dziękuję <3

      Usuń
  2. Nareszcie jakieś bara bara bara 😜

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz