SCI Mystery - tom 1 [PL] - Magiczny Morderca / Rozdział 53: Porwanie

 



    Bai Yutanga i Zhan Zhao przeraziła wiadomość, w której Qi Le błaga o pomoc. Wiedzieli, że Li Xu jest zamieszana w morderstwo sprzed lat, podobnie jak Zhang Zhen Zhen może stać się celem mordercy. A Qi Le, która z nią mieszka, może zostać w to zamieszana. Dowódca wcisnął gaz do dechy, żeby jak najszybciej dojechać do mieszkania dziewczyn.
    Zaparkował na ulicy. Razem z doktorem wybiegli z samochodu i weszli do budynku. Kiedy ostatnio je odwoził, usłyszał, jak Chen Yu wspominała coś o mieszkaniu na ostatnim piętrze, dlatego bez zastanowienia pobiegli po schodach na samą górę.
    Ta stara kamienica miała pięć pięter. Wbiegając obaj wyciągnęli broń. Gdy byli na miejscu, dowódca zmarszczył brew, bo wyczuł zapach krwi… Drzwi mieszkania 503 były otwarte i dobiegał ze środka cichy jęk. Wbiegli tam i zobaczyli Chen Yu leżącą w kałuży krwi. Była zwinięta w kłębek z raną od noża w podbrzuszu.
    - Chen Yu. - Zhan Zhao podszedł bliżej, delikatnie ją odwrócił i próbował zatamować krwawienie.
    Bai Yutang natychmiast zadzwonił po karetkę, a potem do biura SCI prosząc o wsparcie.
    - Qi Le… - Dziewczyna chwyciła doktora za ramię i powiedziała słabym głosem. - Ten człowiek chce zabić Li Xu… Zabrał Qi Le… uciekły… gonił…
    Zhan Zhao spojrzał na dowódcę.
    - Yutang.
    - Szybko, uratuj je… - mówiła Chen Yu tracąc przytomność.
    Doktor zauważył, że dziewczyna robi się blada i powoli odpływa.
    - Chen Yu, nie zasypiaj. Nie śpij!
    - Hmm… - Dziewczyna przytaknęła, starając się nie zamknąć powiek, które z każdą sekundą stawały się coraz cięższe.
    Po kilku minutach za drzwiami usłyszeli kroki. Do mieszkania wbiegł Zhao Hu i ratownicy z karetki. Położyli Chen Yu na noszach i zabrali ją na dół, gdzie czekał Wang Chao, który towarzyszył im do szpitala.
    - Nadal szukamy Qi Le i Li Xu - poinformował doktor. - Rozdzielmy się, jest szansa, że gdzieś się ukryły.
    - Tak jest.
    Po chwili wszyscy zaczęli poszukiwania. Zhan Zhao rozglądał się przed budynkiem, próbując się domyślić, gdzie dziewczyna mogła się ukryć. Znał ją i wiedział, że jest bardzo sprytna. Podejrzewał, że uciekła w jakieś zatłoczone miejsce.
    Po lewej był deptak, na którym stało kilka straganów. Nie było tam zbyt wielu ludzi, ale na pewno więcej, niż w pozostałych uliczkach. Doktor ruszył w tamtą stronę.
    Chen Yu powiedziała, że dziewczyny uciekły razem, czyli Qi Le musiała pokierować przyjaciółką. Gdy dobiegł do skrzyżowania, zaczął analizować, w którą stronę mogły skręcić. Qi Le była leworęczna, ale jeśli była w towarzystwie Li Xu, to pewnie łatwiej jej było skręcić w prawo. Doktor ruszył w alejkę po prawej.
    Uliczka była wąska i leżało na niej mnóstwo śmieci, starych kartonów i połamanych plastików. Skoro napisała smsa, to najwyraźniej bała się zadzwonić, zapewne dlatego, że ukryła się w miejscu, które można łatwo znaleźć. Zhan Zhao spojrzał na spore kartonowe pudło nakryte strzępem plastikowej plandeki. Gdy uważniej się przyjrzał, zobaczył, że karton lekko się trzęsie.
    - Qi Le? Qi Le, to ja Zhan Zhao. - Podszedł powoli do kartonu. - Qi Le…
    Nagle plandeka się rozchyliła i dziewczyna wychyliła się spod niej, patrząc z niepokojem w górę. Kiedy go zobaczyła, otworzyła usta i zawołała drżącym głosem.
    - Doktor Zhan…
    Zhan Zhao pomógł jej ściągnąć plandekę i zobaczył Li Xu, która nieprzytomna leżała tuż przy niej. Od razu zbadał jej puls, po czym odetchnął z ulgą. Podał rękę Qi Le i pomógł jej wstać.
    - Już dobrze, nie bój się…
    - Tak… - przytaknęła dziewczyna, ale gdy spojrzała w uliczkę, krzyknęła. - Ach!
    Zhan Zhao natychmiast się odwrócił i zobaczył mężczyznę, który pojawił się w alejce. Miał czarną bluzę z kapturem, a w dłoni zakrwawiony nóż.
    Gdy doktor sięgał po broń, mężczyzna rzucił się w ich kierunku. Podświadomie Zhan Zhao zasłonił Qi Le własnym ciałem. Nagle ze szczytu niewielkiego budynku zeskoczył biały cień - to był Bai Yutang. Powalił napastnika na ziemię, a nóż z brzękiem upadł na chodnik. Zanim mężczyzna zdążył się podnieść, dowódca złapał go za fraki i cisnął nim o ścianę.
    - Aaach! - Mężczyzna zawył z bólu. Bai Yutang jedną ręką trzymał go za bluzę, drugą zdjął mu kaptur. Odwrócił się w stronę Qi Le i zapytał.
    - To on?
    Po chwili obolały napastnik miał już założone kajdanki na wykręconych do tyłu nadgarstkach.
    - Szefie. - Po chwili przybiegł Zhao Hu i reszta funkcjonariuszy SCI.
    Bai Yutang przekazał im mężczyznę.
    - Zabierzcie go!
    Xu Qing i Zhang Long podeszli do kartonów i zanieśli osłabioną Li Xu do radiowozu.
    - Jak się czuje Cheng Yu? - zapytała zaniepokojona Qi Le.
    - Jest ciężko ranna i zabrano ją do szpitala - odpowiedział Zhan Zhao.
    Dziewczyna ze łzami w oczach rzuciła nienawistne spojrzenie w kierunku mężczyzny, którego trzymał Zhao Hu. Po chwili podeszła do niego i kopnęła go w krocze.
    - Auaaaa! - zawył mężczyzna i aż ukląkł z bólu. Wszyscy obecni przy tym funkcjonariusze aż zagryźli zęby. Wiedzieli, że ten facet nie będzie w stanie korzystać ze swojego sprzętu przez bardzo długi czas. Trzeba przyznać, że Qi Le była wyjątkowo okrutna.
    Dziewczyna spojrzała na Bai Yutanga i Zhan Zhao.
    - Dziękuję. Chciałabym teraz jechać do Chen Yu.
    Spojrzeli na nią i przypomnieli sobie, że miała równie smutną minę, kiedy poinformowali ją o śmierci jej brata. Chciała płakać, ale desperacko się powstrzymywała.
    - Zhao Hu, jedź z Qi Le i miej na nią oko. Kot i ja pojedziemy na komisariat, żeby go przesłuchać. - Bai Yutang przejął skutego mężczyznę.
    - Dobrze - odpowiedział Zhao Hu i zabrał dziewczynę do szpitala.
    Bai Yutang pociągnął mężczyznę w stronę radiowozu.
    - Jak się nazywasz?
    - Wei Yong.
    - Co takiego? - Dowódca i doktor spojrzeli na niego zaskoczeni. - Dlaczego próbowałeś zabić Li Xu?
    Oczy mężczyzny były lodowate.
    - Zasłużyła na śmierć.
    
    Kasyno należące do grupy Shen nazwano Happy World. Budynek był bardzo luksusowy i ogromny niczym statek wycieczkowy. Cały kompleks zabudowań składał się z hoteli, pomiędzy którymi zostało otwarte kasyno.
    Zhao Wei zabrał Bai Chi’ego i Ma Hana w ten szalony rejs. I chociaż wielkość kasyna nie mogła się równać z tymi w Las Vegas, to mimo wszystko Ma Han zmarszczył brwi i zaczął się zastanawiać, dlaczego Shen Qianem do tej pory nie zainteresował się wydział przestępczości zorganizowanej. To miejsce wyglądało na pralnię brudnych pieniędzy.
    Bai Chi nie bywał w takich przybytkach i był bardzo zdenerwowany w przeciwieństwie do Zhao Weia, który był oazą spokoju.
    - Bai Chi! - Chłopak usłyszał jednoczesne wołanie dwóch mężczyzn. To byli bliźniacy Ding, którzy podeszli do chłopaka, obejmując go z obu stron ramionami.
    - Ach, to wy? - krzyknął Bai Chi witając się z nimi.
    - No, no… - zaśmiali się bracia. - Też przyszedłeś się zabawić? Z tego, co wiemy, nieletni nie mają tu wstępu.
    - Jestem dorosły - powiedział Bai Chi, po czym rozglądnął się dookoła i oznajmił im ściszonym głosem. - Nie przeszkadzajcie mi, jestem na akcji.
    - Och! - Bliźniacy pokiwali głowami. - Chodzi o tę upierdliwą pluskwę, która zwie się Shen?
    - A wy? Co tu robicie? Jest z wami Bai Jintang?
    - Kiedy szef usłyszał imię tego robaka, stracił ochotę na zabawę. I nawet nie spojrzał na zaproszenie, za to nas tu przysłał - odpowiedział jeden z braci.
    - Zresztą, ma ważniejsze sprawy na głowie - dodał drugi z braci nieco tajemniczym tonem. - Musi zadbać o swoją żonkę.
    - Żonkę? - zapytał zaskoczony chłopak. - Nie wiedziałem, że jest żonaty.
    - Hahaha! - Bliźniacy zaśmiali się tajemniczo. - Nie mówmy o tym - dodali i poszli z chłopakiem do jednego ze stołów gier.
    - Bai Chi, chcesz się trochę zabawić?
    - Nie mogę… - Próbował odmówić, ale usłyszał, jak Ma Han szepcze mu do ucha:
    - Jeśli chcesz sprawdzić Shen Qiana, to musisz ściągnąć na siebie jego uwagę. Dzisiaj jest wielkie otwarcie, jeśli wygrasz, on straci sporo kasy. A im więcej wygrasz, tym bardziej ta szumowina będzie wściekła.
    - Naprawdę? - odpowiedział Bai Chi. - Rozumiem…
    Idąc za radą doświadczonego kolegi chłopak uruchomił swoje szare komórki i w niecałą godzinę wygrał ponad milion juanów. Bliźniacy Dong wyłożyli 10 000 na pierwszy zakład, a to oznaczało, że chłopak zarabiał dla nich. Widząc, co się dzieje, Zhao Wei był w szoku. Od dziecka sądził, że chłopak miał coś nie tak z głową, a teraz tylko się upewnił, że mózg Bai Chi’ego były nie z tego świata. Zaczął się zastanawiać: Dlaczego został policjantem? Powinien konstruować bomby atomowe.
    Nieprzyzwyczajony do hałasu Ma Han wyszedł z kasyna. Gdy zaczerpnął świeżego powietrza, od razu poczuł się lepiej. Nie mógł pojąć, że tyle osób siedziało w środku, w tej dusznej i głośnej przestrzeni, zamiast cieszyć się poranną bryzą.
    To ekskluzywne kasyno pękało w szwach, dlatego Ma Han musiał pójść na parking, żeby uciec przed tym uciążliwym hałasem. Usiadł na skraju murku, po czym wyciągnął papierosa i zapalniczkę. Parking miał trzy poziomy, a on siedział na najwyższym i patrzył na panoramę miasta.
    Chen Jiayi wysiadła właśnie z auta i rozejrzała się po parkingu. W oddali zobaczyła Ma Hana siedzącego samotnie i palącego papierosa. To był bardzo przyjemny widok. Kobieta podeszła do niego powoli i zaczęła mu się przyglądać. Przystojny mężczyzna przed nią był ubrany w jeansy, czarną skórzaną kurtkę, miał krótko obcięte włosy. Miał drobną budowę ciała, za to niesamowicie wyraziste rysy twarzy. Siedział w ciszy z papierosem w ustach.
    Chen Jiayi żałowała, że nie ma ze sobą aparatu. Miał w sobie coś takiego, że nie mogła oderwać od niego oczu. Chociaż w tłumie ludzi pewnie by go nie zauważyła, ale gdy tak siedział tu przed nią sam, był zachwycający… Postanowiła wybadać grunt, dlatego podeszła jeszcze bliżej.
    - Masz ogień? – zapytała, wyjmując papierosa.
    Ma Han dobrze wiedział, że ktoś go obserwuje, ale nie zawracał sobie tym głowy. Zapytany odwrócił się i zobaczył kobietę z papierosem. Był lekko zaskoczony, ponieważ wiedział, kim ona jest. Widział ją już wcześniej. Fang Jing była jej agentką. Chen Jiayi była aktorką, która miała podpisany kontrakt z firmą Bai Jintanga i ostatnio stała się bardzo sławna.
    Wyjął zapalniczkę z kieszeni, podał jej i odwrócił się, by oglądać krajobraz. Chen Jiayi zapaliła papierosa i się roześmiała.
    - Widzę, że tam masz lepsze widoki?
    Ma Han spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem, bo nie miał pojęcia, o co jej chodzi. Kobiecie bardzo podobał się ten widok, ten grymas zaskoczenia na jego twarzy był bardzo seksowny.
    - Nazywam się Chen Jiayi - powiedziała. - A ty?
    Ma Hana bolała głowa, chciał tylko znaleźć miejsce, gdzie mógłby przez chwilę posiedzieć w spokoju, a potem wrócić na oficjalną ceremonię otwarcia kasyna.
    - Jesteś upośledzony? - zapytała kobieta z uśmiechem. - Piękna kobieta z tobą rozmawia, a ty ją jawnie ignorujesz. To nie jest miłe.
    Ma Han zeskoczył z muru i zabrał zapalniczkę z ręki Chen Jiayi. Rozejrzał się dookoła i zapytał:
    - Gdzie jest ta piękna kobieta?
    Chen Jiayi zrobiła naburmuszoną minę, bo nie dość, że była ignorowana, to jeszcze ten mężczyzna nie docenił jej urody.
    - Hej, przestań! - zaczęła go besztać, jednak nagle na parking wjechała biała furgonetka i zaparkowała na środku drogi. Wysiadło z niej dwóch mężczyzn w czarnych kapturach i po chwili próbowali wciągnąć do auta kobietę, która zaczęła krzyczeć.
    - Co robicie? - krzyknęła Chen Jiayi.
    Nagle pojawił się mężczyzna ubrany w garnitur, który jednym ciosem został powalony na ziemię. I zanim Chen Jiayi zdążyła krzyknąć, Ma Han już do nich podbiegł. Zamiast ratować kobietę, ruszył w stronę furgonetki. Uderzył kierowcę z łokcia, po czym wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wyrzucił je za balustradę. Po wszystkim uśmiechnął się do dwóch zakapturzonych mężczyzn.
    Obaj byli oszołomieni jego akcją i w sumie nie wiedzieli, co mają zrobić, dlatego stanęli jak wryci. Ma Han włożył ręce do kieszeni i stanął naprzeciwko nich.
    - Puśćcie ją. Za minutę pojawi się tu ochrona, macie jeszcze czas, żeby uciec.
    Napastnicy skorzystali z tej rady i pobiegli w stronę wyjścia. Mężczyzna leżący na ziemi podniósł się i pomógł wstać kobiecie, która drżała z przerażenia.
    - Shen Ling, wszystko w porządku?
    - Shen Ling? - zapytał Ma Han kierując się do wyjścia. Zaczął się zastanawiać, skąd zna to imię, dlatego był kompletnie zaskoczony, kiedy Chen Jiayi do niego podeszła, chwyciła go za kołnierz i pocałowała.
    - O raju… jesteś cholernie przystojny.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***










   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Drugoplanowe postacie są zarąbiste.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście Ma Han jest jednym z moich ulubieńców... chociaż tak naprawdę lubię wszystkich chłopaków z SCI, ale jakoś tak Introwertyzm Ma Hana do mnie przemawia ciut bardziej :)

      Usuń

Prześlij komentarz