SCI Mystery - tom 1 [PL] - Magiczny Morderca / Rozdział 54: Podejrzenie

 



    - Jak się nazywasz? Powiedz mi - zażądała Chen Jiayi, nadal trzymając Ma Hana za kołnierz.
    Mężczyzna nie był tak zawstydzony w całym swoim życiu, patrzył na jej podekscytowaną twarz i łamał sobie głowę. Co jest nie tak ze współczesnymi kobietami?
    - Co to za zbolała mina? - Kobieta pociągnęła go mocniej za kołnierz i nieco nim potrząsnęła. - Czuję się, jakbym cię wykorzystała.
    Ma Han nie potrafił na to odpowiedzieć. Z tej niezręcznej sytuacji wyrwał ich głos mężczyzny w garniturze, który chwilę temu podniósł się z ziemi.
    - Hej!
    Ma Han i Chen Jiayi odwrócili się i zobaczyli, jak mężczyzna i Shen Ling otrzepują się po upadku. Kobieta miała zarzuconą na ramiona jego marynarkę i ciągle była w szoku. Za to mężczyzna nie miał już przerażonej, głupiej miny, za to był wściekły.
    - Ty!!! - wskazał na Ma Hana. - Dlaczego pozwoliłeś im odejść?
    Ma Han czuł się niekomfortowo, kiedy cała uwaga była skupiona na nim. Był człowiekiem małomównym i nie lubił kłócić się z innymi. Zignorował pytanie i postanowił wrócić do kasyna. Gdyby wiedział, co go tu spotka, to nigdzie by nie wychodził, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza.
    - Zatrzymaj się! - zawołał za nim mężczyzna i podszedł do niego. - Jesteś jednym z nich?
    Fakt, że Ma Han nie lubił za dużo mówić, nie oznaczał, że był potulny jak baranek, miał swoje za uszami. Wszyscy członkowie SCI, z wyjątkiem Zhan Zhao i Bai Chi’ego byli drapieżnikami, którzy cierpliwie potrafią czekać na idealny moment, by dopaść swą ofiarę. W końcu byli najlepszymi policjantami z najlepszych.
    Ma Han dobrze wiedział, że ma do wykonania zadanie, a kłótnia z gośćmi kasyna nie przyniesie niczego dobrego, zwłaszcza, że była tu także Shen Ling. Dlatego zachował spokój i nie dolewał oliwy do ognia, w przeciwieństwie do Chen Jiayi, która stała obok niego. Kobieta bez zastanowienia zaczęła wymyślać natrętowi.
    - A ty co? Teraz jesteś odważny? Wcześniej leżałeś na ziemi i trząsłeś się ze strachu. A teraz robisz z siebie bohatera i jeszcze gryziesz rękę, która cię uratowała? Bezużyteczny tchórz!
    - Coś ty powiedziała?! - zagotował się mężczyzna podchodząc bliżej.
    Chen Jiayi schowała się za Ma Hana. Wychyliła głowę i odpowiedziała:
    - Tylko spójrz na siebie. No co jest? Nadal masz miękkie nogi, co? Już cię strach obleciał! Tchórz!
    - Tyyyy!!! - Mężczyzna poczerwieniał ze złości. A w tym czasie Chen Jiayi poklepała Ma Hana po plecach i powiedziała:
    - Przystojniaku, proszę, pokonaj go.
    Ma Han spojrzał na tę młodą kobietę, która z taką łatwością pakowała się w kłopoty. Przypominała mu jego siostrę, Ma Xin. Były nawet w podobnym wieku. Westchnął i potrząsnął głową.
    - Chodźmy.
    Kiedy kobieta dostrzegła na jego twarzy delikatny uśmiech, poszła za nim zadowolona.
    - A ty dokąd? Jak się nazywasz? Jeszcze nie skończyliśmy! - Mężczyzna nie odpuszczał.
    Ma Han zatrzymał się i podszedł do niego z obojętnym wyrazem twarzy. Jego kroki nie były ani szybkie, ani wolne, za to pewne.
    Gdy mężczyzna zobaczył, jak Ma Han się do niego zbliża, odruchowo zaczął się cofać.
    - Ty… co chcesz zrobić?
    Ma Han mijając go powiedział.
    - Dobrze wiesz, że nie ma tu kamer.
    Mężczyzna był kompletnie zaskoczony.
    - Że co?
    Ma Han uśmiechnął się i spojrzał na Shen Ling.
    - Chcieli cię porwać, bo wiedzieli, że tu nie ma kamer. A pomimo tego uciekli w popłochu. To byli wyjątkowo głupi porywacze… zwłaszcza kierowca, który kompletnie nie ogarnął sytuacji. - Po tych słowach poklepał mężczyznę po ramieniu. - Nie wiem, kto zainscenizował tę farsę.
    Słysząc to cała trójka była kompletnie zaskoczona. A mina mężczyzny od razu zrzedła. Nagle Shen Ling zdała sobie z czegoś sprawę i spojrzała z wyrzutem na mężczyznę stojącego obok niej.
    Ma Han odszedł w kierunku wyjścia, nie odwracając się za siebie. Usłyszał za plecami kobiecy głos pełen pretensji.
    - Kong Cheng, to ty zaaranżowałeś to porwanie? Dlaczego mi to zrobiłeś? Idź do diabła!
    - Shen Ling, Shen Ling, posłuchaj, pozwól mi wyjaśnić…
    Chen Jiayi przez chwilę ich obserwowała, po czym dogoniła Ma Hana.
    - Już rozumiem. Ten koleś wszystko zorganizował. Wynajął porywaczy, by przyjść na ratunek damie w opałach, a ty pokrzyżowałeś mu plany. Skąd wiedziałeś? Jesteś niesamowity!
    Ma Han podszedł do drzwi kasyna.
    - Możesz udawać, że mnie nie znasz?
    Chen Jiayi przytaknęła.
    - Okej.
    - Dziękuję - odpowiedział i szybko wszedł do środka.
    Kobieta patrzyła, jak odchodzi, po czym westchnęła. Wciąż nie wiem, jak on się nazywa.


    Tymczasem Bai Yutang i Zhan Zhao wrócili do biura SCI.
    - Jiang Ping, sprawdź, czy ten Wei Yong pracował kiedyś w policji - rozkazał dowódca.
    - Się robi - powiedział Jiang Ping i otworzył folder z danymi personalnymi.
    - Kotek, na co patrzysz? - zapytał Bai Yutang widząc, że Zhan Zhao wpatruje się w jakiś dokument. Tak go to zaciekawiło, że od razu do niego podszedł.
    - Kong Liping podała nam tę listę nazwisk. Tu mam informację o nich i coś tu nie gra - odpowiedział doktor.
    - Co takiego?
    - Zobacz. - Zhan Zhao przejrzał akta do końca i powiedział. - Kong Liping ma teraz 31 lat, dziesięć lat temu miała 21. Zhan Zhen Zhen, An Qingyao i Li Xu mają po 28 lat. Shen Ling jest najmłodsza i ma 27 lat, co oznacza, że wtedy miała 17. Xu Jiali została zamordowana w wieku 13 lat.
    Bai Yutang przejrzał dokumenty i był równie zdziwiony, co doktor.
    - Racja, co 20 letnie dzieciaki miały do trzynastolatki? Byli od niej o wiele starsi, naprawdę razem z nią chodzili na lekcje tańca?
    - Szkoda, że szkoła została zamknięta - powiedział doktor i wyglądał, jakby bardzo czymś się martwił. - Gdyby nie to, moglibyśmy o to zapytać.
    - Hahaha! - roześmiał się Jiang Ping.
    Dowódca i doktor zmierzyli go wzrokiem.
    - Z czego się śmiejesz? - zapytał Bai Yutang.
    - Szefie, wiesz, dlaczego Wei Yong został wyrzucony z policji? - zapytał informatyk przeglądając dane.
    - Dlaczego?
    - Zobaczcie. - Jiang Ping wskazał na monitor. - Zniszczył dowody na miejscu zbrodni.
    - Zniszczył dowody? - zapytał doktor. - Co zrobił?
    Na dokumencie, w rubryce „przyczyny zwolnienia” była krótka notatka: „Nieprzestrzeganie podstawowych norm policyjnych. Celowe zatarcie dowodów z miejsca zbrodni.”
    - Możesz dowiedzieć się, o jaką sprawę chodzi? - zapytał dowódca.
    - Ach… to była sprawa Xu Jiali. Spójrzcie, tu jest napisane. - Jiang Ping wskazał im na kolejny zapis. „Zmienił magiczne symbole.”
    - Jak zmienił? - zapytał doktor. - Są jakieś zdjęcia?
    - Nie ma nic. To jest jedynie wstępny raport. Musielibyście sięgnąć do dowodów.
    - Kotek - odezwał się dowódca. - Kiedy zapytałem wujka Wena o sprawę Magicznego Mordercy, wspomniał o Wei Yongu i miałem wrażenie, że nie o wszystkim mi powiedział. Była tam też Li Xu kompletnie pijana. Mówiła coś o tym, kim jest ten, który zabija dobrych ludzi.
    - Najpierw przesłuchamy Wei Yonga, potem pojedziemy do Li Xu.
    - Tak będzie najlepiej.
    Gdy już mieli wyjść z biura, zadzwonił telefon na biurku Jiang Pinga. Po chwili rozmowy mężczyzna krzyknął:
    - Szefie, Kong Liping nie żyje!
    - Co takiego?!
    - Przecież cały czas ją obserwujemy! Jak to możliwe? - krzyknął wściekły Bai Yutang.
    - Popełniła samobójstwo - odpowiedział Jiang Ping.


    Piętnaście minut później dowódca i doktor byli już pod drzwiami Kong Liping. Był tam już Ai Hu wraz z zespołem kryminalnym. Weszli do środka i stanęli jak wryci.
    - Gongsun? - Spojrzeli na niego ze zdziwieniem. - Co ty tu robisz?
    Gongsun zmarszczył brwi i uśmiechnął się szyderczo.
    - A co? Komendant Bai po mnie zadzwonił.
    - Przecież… poprosiłeś o urlop? - powiedział dowódca i wymienił spojrzenie z Zhan Zhao. Gongsun nie wygląda najlepiej, lepiej go nie drażnić, bo wyładuje złość na nas.
    - Dostałem wiadomość o morderstwie i przyjechałem. Nie chwaliłem się, że biorę wolne na Wydziale Medycyny Sądowej - powiedział Gongsun, a w myślach wyzywał Bai Jintanga od najgorszych, bo ta bestia dopadła go ponownie zeszłej nocy.
    - Nie wchodzisz do środka? - zapytał Bai Yutang, patrząc na wszystkich wokół.
    Gongsun potrząsnął głową.
    - Nikt nie odważył się wejść. - Po tych słowach delikatnie pchnął drzwi.
    Dowódca był odrobinę zdezorientowany. Dlaczego nikt nie odważył się wejść? To nawiedzony dom, czy co? Przecież tu się roi od policjantów.
    Kiedy drzwi się otworzyły, on i Zhan Zhao zajrzeli do środka… i zamarli.
    Ciało Kong Liping wisiało na wentylatorze sufitowym z przeciętą szyją. Krew była wszędzie. Cały sufit, ściany i podłoga pokryte były magicznymi symbolami. Całość przedstawiała nieco dziwny i przerażający obraz.
    Bai Yutang zrozumiał, dlaczego nikt nie wszedł do środka, bali się naruszyć miejsca zbrodni.
    - Powiedziałem im, żeby nie wchodzili. Lepiej, żeby Zhan Zhao wszedł tam jako pierwszy.
    Doktor stał w drzwiach i przez chwilę milczał, po czym zapytał Gongsuna:
    - Myślisz, że popełniła samobójstwo?
    Gongsun spojrzał na niego pytająco.
    - A ty co myślisz?
    - Jeśli to samobójstwo… - odpowiedział Zhan Zhao. - Nie mogła być przytomna…
    Nagle odezwał się Ai Hu, czerwieniąc się ze wstydu.
    - Kapitanie, moi ludzie jej nie upilnowali. Nie postarali się jak należy, to nasza wina.
    Bai Yutang poklepał go po ramieniu.
    - Kto ją obserwował?
    - My - powiedział jeden z dwóch funkcjonariuszy, którzy do nich podeszli. - Nie ruszyliśmy się z miejsca, cały czas ją obserwowaliśmy. Nigdzie nie wychodziła ani nikt do niej nie przyszedł. Rano zauważyliśmy, że nie poszła do pracy. Pomyśleliśmy, że coś jest nie tak i zapukaliśmy do drzwi. Nie otwierała, więc weszliśmy do środka i właśnie to zobaczyliśmy. - Policjant wskazał na ciało kobiety.
    Bai Yutang skinął głową patrząc znacząco na Zhan Zhao.
    - Powiedziałeś przed chwilą, że się zabiła?
    Doktor przytaknął i zapytał:
    - Nie zauważyłeś niczego dziwnego?
    Dowódca milczał przez chwilę.
    - Nie ma śladów stóp.
    - Tak - przytaknął Zhan Zhao. - Rysunki wydają się być bardzo chaotyczne, ale kiedy przyjrzymy się im dokładniej, okazuje się, że są bardzo regularne i tworzą spiralę…
    - …która kończy się kałużą krwi pod ofiarą. Gdyby ktoś to narysował przed powieszeniem, byłoby niemożliwe, żeby nie zostawił śladów - powiedział Bai Yutang. - Policjanci powiedzieli, że nikt nie wchodził do środka ani nikt nie wychodził z mieszkania.
    - Spójrzcie na jej ręce - powiedział Gongsun.
    Wszyscy spojrzeli w górę. Ramiona i dłonie kobiety były pokryte małymi ranami, które wyglądały na samookaleczenie.
    - Pocięła sobie ręce, żeby malować symbole. Ten nad jej głową został namalowany dużo wcześniej. Natężenie koloru jest inne - powiedział Gongsun, po czym dodał. - Człowiek o zdrowych zmysłach nie zrobiłby czegoś takiego.
    - Hipnoza znieczulająca - oznajmił Zhan Zhao.
    - Co takiego? - zapytali wszyscy poza Gongsunem, który powiedział:
    - To coś jak hypnoanestezja?
    - Tak - odpowiedział Zhan Zhao. - Czasem stosuje się ją w medycynie.
    - Hipnoza znieczulająca? - Dziwił się dowódca.
    - Niektórzy ludzie są odporni na środki farmakologiczne, a to znaczy, że działają na nich tylko duże dawki, ale są też tacy, których nie można w pełni znieczulić. Niestety łatwo jest przedawkować środki znieczulające, dlatego spróbowano hipnozy, dzięki czemu pacjent na czas operacji nie odczuwał bólu.
    Wszyscy uważnie słuchali doktora, po chwili Bai Yutang zadał pytanie:
    - To jakieś magiczne sztuczki?
    Wszyscy policjanci przytaknęli z zapałem. Gongsun i Zhan Zhao patrzyli na nich z politowaniem. Co za banda ignorantów.
    - Chwila! - zawołał Bai Yutang. - Chcesz powiedzieć, że Kong Liping najpierw namalowała te wszystkie symbole własną krwią, a potem się powiesiła i poderżnęła sobie gardło? - Spojrzał pytająco na Zhan Zhao. - Można być tak okrutnym wobec samego siebie?
    Doktor odwrócił się, by na niego spojrzeć.
    - Ona… Ona była…
    Technicy z wydziału medycyny sądowej zrobili dokumentację zdjęciową. Zhan Zhao i Bai Yutang podeszli bliżej i stanęli na środku pokoju. Z tej perspektywy ta scena była jeszcze bardziej szokująca. Gongsun poprosił kilku funkcjonariuszy o zdjęcie ciała z wentylatora, aby mógł przeprowadzić wstępne badanie.
    - Zmarła dziś rano, jakieś trzy godziny temu. Cięcie wykonano nożem do papieru, który upadł prosto w kałużę krwi na podłodze. Nie zauważyłem go wcześniej. - Gongsun wstał i dodał. - Na jej ciele jest zbyt wiele obrażeń. Są rany starsze i świeże. Żeby wiedzieć coś więcej, muszę przeprowadzić sekcję zwłok.
    - Gongsun! - zawołał go Zhan Zhao. - Jak będziesz przeprowadzał sekcję, to policz dokładnie ilość ran, które zostały zadane w różnych okresach czasowych.
    - Dobrze.
    - Kocie, masz jeszcze jakieś pomysły? - zapytał dowódca obejmując go ramieniem. - To powiedz.
    Doktor strząsnął jego rękę z ramienia.
    - Zabieraj łapy.
    Kiedy Bai Yutang spojrzał na rękę doktora, która odepchnęła jego dłoń, zobaczył na palcu obrączkę identyczną jak jego. Serce mu mocniej zabiło ze szczęścia.
    - Hmm.
    Zhan Zhao spojrzał na obrączkę w tym samym momencie i nagle obaj przypomnieli sobie o czymś bardzo ważnym.
    - Gdzie jest syn Kong Liping?
    Policjanci zaczęli przeszukiwać pokój, niestety bez efektu.
    - Cicho! - zawołał Bai Yutang. - Nie odzywajcie się przez chwilę.
    Wszyscy zamilkli, ciszę przerywał tylko stłumiony dźwięk, jakby miauczenia kota. Bai Yutang i Zhan Zhao idąc za dźwiękiem wyszli na balkon.
    Kong Liping mieszkała w starym budownictwie, gdzie na niewielkich balkonach zwykle trzymano pralki. Pokrywa pralki była zamknięta i zakryta ręcznikiem, a dźwięk ewidentnie dochodził ze środka. Dowódca od razu otworzył pralkę, zajrzał do środka i wyjął z bębna małe dziecko, które miało niewiele ponad rok.
    Zdaje się, że maluch niedawno się obudził i z zaciekawieniem patrzył na Bai Yutanga. Chłopczyk wyciągnął rączki, a kiedy poczuł, że nie jest mu zbyt wygodnie, zaczął kopać nóżkami i marszczyć brwi. Dowódca trzymał go przed sobą, stojąc w totalnym bezruchu. Spanikowany zapytał doktora:
    - Kocie, co mam robić?
    Zhan Zhao potrząsnął głową.
    - Yutang, nie trzymaj go tak, to nie piłka do gry.
    - Kocie, zabiję cię. Przestań żartować! On jest taki kruchy, boję się, że zrobię mu krzywdę.
    Dłonie dowódcy zaczęły się pocić, jakby nie było, po raz pierwszy w życiu trzymał na rękach tak małe dziecko.
    - Nie jest zadowolony - powiedział.
    - Nie ściskaj go tak.
    - Nie ściskam.
    - Głupia Mysz! Nie potrafisz nawet trzymać dziecka?
    - To sam go potrzymaj.
    - Nie wiem jak.
    - A ja niby wiem?
    - Ogarniasz prace domowe i w sumie jesteś ssakiem.
    Kiedy tak się kłócili, chłopiec zrobił nadąsaną minę i wybuchnął gromkim płaczem.
    - Zaczął płakać - powiedział spanikowany doktor. - Zrób coś.
    - Przeklęty Kot! - Bai Yutang spojrzał na kilku przechodzących policjantów. - Jest tu jakaś kobieta?
    Ai Hu rozejrzał się i zaprzeczył potrząśnięciem głowy. A tymczasem dziecko płakało coraz głośniej.
    - Yutang, co mu zrobiłeś? - Zhan Zhao cofnął się o krok i wskazał palcem chłopca.
    - Kompletnie nic! - Dowódca oblał się zimnym potem. - Przecież nie używam siły. Ma ktoś jakiś pomysł?
    - Kapitanie! Znalazłem kołyskę! - zawołał Ai Hu i przyniósł z pokoju pięknie zdobioną kołyskę.
    - Wskakuj - powiedział Bai Yutang, wsadzając do niej chłopca.
    Maluch leżał i delikatnie się kołysał. Przestał płakać i zaczął gaworzyć, a dowódca odetchnął z ulgą i otarł pot z czoła.
    Po raz pierwszy w życiu Zhan Zhao zobaczył, że Bai Yutang jest kompletnie bezradny i zagubiony. Było to ciekawe i intrygujące doświadczenie.
    - Dlaczego Kong Liping wsadziła dziecko do pralki? - zapytał dowódca, po czym wyciągnął rękę, żeby czymś zabawić chłopca. Po chwili maluch złapał go za palec.
    - Może… - doktor spojrzał na symbole wypełniające pokój. - Bała się, że go skrzywdzi?
    - Kocie, dlaczego poprosiłeś, żeby Gongsun policzył stare i nowe rany na jej ciele?
    - Policz, ile jest wzorów w pokoju - odpowiedział doktor.
    Po chwili dowódca odpowiedział.
    - Trzynaście.
    - Z tymi na podłodze i suficie?
    Bai Yutang ponownie policzył symbole.
    - Wszystkich jest trzynaście.
    Zhan Zhao przytaknął.
    - Pamiętasz, jak Kong Liping przyszła na miejsce zbrodni Zhang Zhen Zhen i Sun Qian? Podpaliła tam po 13 talizmanów.
    - Masz na myśli ten jej rytuał?
    - Wyglądała dziwnie, jakby była w transie - powiedział doktor. - Możliwe, że była pod wpływem hipnozy.
    - Hipnozy?
    Bai Yutang nie ukrywał, że nie rozumie, o co chodzi.
    - Tylko pomyśl. - Doktor złapał się za podbródek. - Kong Liping ukrywała coś, co dotyczyło zdarzeń sprzed 10 lat i przez co czuła się winna. Te magiczne symbole prześladowały ją od dawna, dlatego żyła z przeświadczeniem, że nie uniknie karmy. Jak myślisz, kogo taka kobieta poprosiłaby o pomoc?
    - Może jakiegoś wróżbitę? - odpowiedział Bai Yutang. - Myślisz, że jakaś wróżka ją zahipnotyzowała?
    - Ona nie była świadoma hipnozy. Gdybyś był Kong Liping i gdybyś obudził się pewnego dnia i zobaczył, że na suficie twojego domu znajdują się te symbole, co byś zrobił?
    Bai Yutang uśmiechnął się.
    - Jeśli faktycznie miała coś na sumieniu, to zapewne byłaby przerażona.
    - A potem dowiedziała się, że Zhang Zhen Zhen nie żyje - dodał doktor. - Musiała pomyśleć, że będzie następna.
    - A potem została zamordowana Sun Qian. Mogła pomyśleć, że następny będzie jej syn, dlatego ukryła dziecko.
    - Yutang, jesteś naprawdę bardzo mądry - pochwalił go doktor.
    Dowódca nie pozostał mu dłużny.
    - Mądralo, kiedy prawisz mi komplementy, mógłbyś zwracać się do mnie bardziej oficjalnie? - Po czym dodał. - Jednak to tylko nasze podejrzenia.
    - Mimo wszystko, to już coś.
    Chwilę później Bai Yutang poprosił Ai Hu, żeby jego ludzie pomogli przeszukać mieszkanie Kong Liping, a także żeby ktoś pojechał do firmy, w której pracowała oraz skontaktował się z jej znajomymi w celu sprawdzenia, czy korzystała z usług jakiejś wróżki.
    - No dobra - powiedział dowódca. - Mam kolejne przypuszczenie.
    Zhan Zhao spojrzał na niego i się roześmiał.
    - Uważasz, że działania Wei Yonga też miały związek z wróżbami?
    Bai Yutang uśmiechnął się i rozejrzał dookoła. Gdy zobaczył, że nikogo koło nich nie ma, szepnął doktorowi do ucha.
    - Kocie, naprawdę mamy jedno serce i duszę. A to znaczy, że dobrze wiesz, czego pragnę najbardziej. I mam nadzieję, że dasz mi to w Boże Narodzenie.
    Zhan Zhao spłonął rumieńcem i nadepnął mu na stopę, po czym wycedził przez zaciśnięte zęby.
    - A żebyś zdechła, wstrętna Myszo!
    Dowódca odchrząknął i odpowiedział.
    - Jak wrócimy, przesłuchamy Wei Yonga.
    Doktor spojrzał na niego, przewracając oczami.
    - Nie sądzę, żebyśmy dzisiaj dali radę wrócić na komisariat. Musimy pojechać w zupełnie inne miejsce.
    Bai Yutang przysunął się do niego i zapytał szeptem:
    - Mam zgadywać? Chcesz iść na otwarcie miasta rozrywki Shen Qiana? W końcu to on jako ostatni widział Kong Liping żywą.
    - Ech! - Zhan Zhao uniósł brwi zaskoczony. - Ta glista.
    Bai Yutang zaśmiał się i odpowiedział zniżając głos.
    - Masz problem z jelitami? Od kiedy?
    - Zamknij się. - Zhan Zhao po raz kolejny się zarumienił i już podnosił nogę, żeby go kopnąć. - Przeklęta Mysz, jesteś obrzydliwy!
    - Chodźmy - powiedział Bai Yutang wyjmując kluczyki do auta. Nagle za plecami usłyszeli wołanie Ai Huiego.
    - Zabierzcie dziecko.
    - Co? - Obaj otworzyli usta ze zdziwienia.
    Ai Hu z wyjątkowo zadowoloną miną przyniósł im kołyskę i wepchnął ją w ręce dowódcy.
    - Musimy zabezpieczyć miejsce zbrodni, tu się nikt nim nie zajmie. Zabierzcie go, w końcu jest świadkiem. Zgodnie z procedurą jest wasz.
    Bai Yutang wziął chłopca na ręce i powoli zszedł z nim na dół.
    - Ai Hu, co za podły typ. Wyrobił się - mamrotał pod nosem. - i nagle zaczął kurczowo trzymać się procedur.
    Kiedy położył malucha na kolanach Zhan Zhao, ten nie mógł powstrzymać się od komentarza.
    - No proszę, zostałeś pokonany przez jednego z twoich ludzi.
    - Zobacz, już nie płacze - powiedział dowódca odpalając samochód i z ciekawością zerkając na chłopca.
    Zhan Zhao delikatnie szturchnął go w brzuszek i maluch zaczął się śmiać.
    - Jest taki śmieszny i mięciutki.
    Doktor jeszcze raz pomiział go po brzuszku, a kiedy chłopcu znudziła się ta zabawa, skrzywił się i wrzasnął.
    - Yutang, on płacze! Ca mam robić? - Zhan Zhao chwilę temu taki radosny, nagle wpadł w panikę.
    - Nie płacz, brzdącu - powiedział spokojnym głosem dowódca, zerkając z zadowoleniem na minę doktora.
    - Dlaczego zrobiło się mokro?
    Zhan Zhao dotknął pupy malucha.
    - On się zsikał - stwierdził i od razu chciał wcisnął dziecko na kolana Bai Yutanga.
    - Kocie! Zaleje mi całe auto!
    - Mam mokre spodnie, a ty przejmujesz się samochodem?
    - Jak masz mokre spodnie, to je zdejmij.
    - A niech cię! Umrzyj, podła Myszo! - krzyknął Zhan Zhao i wcisnął mu chłopca na kolana.
    - Hej, Kicia, ja prowadzę! Zabieraj go, bo zalewa mi ubranie!
    - Trudno, w końcu jesteśmy ze sobą na dobre i na złe.
    I tak przez całą drogę samochód przemieszczał się po ulicach śladem węża.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***












   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

Prześlij komentarz