SCI Mystery - tom 1 [PL] - Magiczny Morderca / Rozdział 59: Układanka

 



    Dowódca odebrał telefon od Bai Chiego, usłyszał drżący słaby głos i nie rozumiał ani jednego słowa.
    - Hej, mów powoli. - krzyknął Bai Yutang, po czym zaczął się upominać w myślach. Bądź cierpliwy.
    Zhan Zhao, który siedział obok niego, zauważył, jak mu drży kącik ust, a to oznaczało, że jest już u kresu. Jednak, gdy dowódca usłyszał, co ma mu do powiedzenia Bai Chi, zamarł, wyłączył telefon i powiedział.
    - Kocie, trzymaj się mocno.
    - Ach, ach! - doktor nie zdążył zareagować, bo Bai Yutang już wcisnął gaz do dechy i zrobił obrót o 180 stopni.
    - Yutang, to nie samolot! - krzyczał Zhan Zhao, chwytając się pasów. Pomyślał, że musi sobie kupić własny samochód, żeby nigdy więcej nie być wożonym przez Bai Yutanga. Jego rozmyślania przerwały słowa dowódcy, które go zmroziły.
    - Kocie, Shen Ling nie żyje.
    

    W Mieście rozrywki zapanował chaos. Przerażeni goście zaczęli uciekać i chociaż Bai Chi próbował ich zatrzymać, to jednak nie miał takiej siły przebicia, jak jego starsi kuzyni. Nikt nie traktował poważnie jego słów. Nagle usłyszał tuż za sobą czyjś krzyk. Odwrócił się i zobaczył, jak na scenę wskakuje mężczyzna. To był agent Zhao Weia, Qin Yu. Chłopak spojrzał w kierunku, który wskazał mu mężczyzna i zobaczył, jak Shen Qian wyciąga pistolet i mierzy nim w magika…
    I chociaż Bai Chi gdzieś w głębi ciągle się wahał, jego ciało zareagowało automatycznie.
    - Prze… przestań! - krzyknął i wbiegł na scenę. Zasłonił Zhao Weia i zawołał do Shen Qiana, który ewidentnie stracił nad sobą panowanie.
    - U… u… uspokój się!
    - Odsuń się! - oczy Shen Qiana były czerwone ze złości, a jego twarz wykrzywiona w upiornym grymasie. Odbezpieczył pistolet. - Zejdź mi z drogi! Zabiję go! To on zabił Ling Ling.
    - Nie… nie masz pewności! Musimy przeprowadzić do… do... dochodzenie… - im bardziej chłopak był zdenerwowany, tym bardziej niezrozumiałe były jego słowa. Był przerażony i zaczął się pocić.
    - Zamknij się!
    Shen Qian celował w niego i krzyczał.
    - Odsuń się, bo ciebie też zabiję!
    Bai Chi próbował coś powiedzieć, przekonać go, by odłożył broń, ale widząc, że mężczyzna jest w totalnym amoku, powiedział tylko.
    - Nie pozwolę… nie pozwolę ci go zastrzelić!
    Patrzył na Shen Qiana i jeszcze szerzej rozłożył ramiona, by chronić magika, który stał za nim.
    Zhao Wei patrzył na niego, jak trzęsie się ze strachu, a mimo to nadal stara się go osłaniać… To sprawiło, że serce zabiło mu mocniej.
    

    Kiedy Bai Yutang i Zhan Zhao przybyli do Miasta Rozrywki, zastali tłum spanikowanych, uciekających ludzi. Dowódca chciał ich potrzymać, ale nagle rozległy się strzały.
    Na ich dźwięk wszyscy przykucnęli ze strachu.
    Bai Yutang wyjął pistolet i wepchnął Zhan Zhao do auta, po czym zamknął drzwi i wbiegł w tłum.
    - Yutang! Yutang!
    Doktor walił w szybę samochodu. Bai Yutang zabrał kluczyki i zamknął go tu. I chociaż wiedział, że zrobił to dla jego bezpieczeństwa, to pomimo wszystko był wściekły.
    - Myszo, już nie żyjesz! Nie daruję ci tego!
    Dowódca wskoczył na scenę i zobaczył, że Zhao Wei ma ranę na lewym ramieniu, prawym obejmował przerażonego Bai Chiego. Obok nich, na podłodze leżał Shen Qian z zakrwawioną dłonią, obok której był pistolet. Mężczyzna patrzył z nienawiścią na Zhao Weia. Dowódca podszedł do niego i zabezpieczył leżący na ziemi pistolet. Zobaczył też, że Shen Qian ma wbity w dłoń nóż, którego zwykle używali magicy. Z rozciętej dłoni lała się krew.
    - To była samoobrona. - powiedział Zhao Wei, wzruszając ramionami.
    Po chwili Bai Chi, którego obejmował, doszedł do siebie, wyrwał się i pobiegł do dowódcy.
    - Co się dzieje? - zapytał Bai Yutang, widząc przerażoną twarz kuzyna. Przez telefon powiedział mu tylko, że Shen Ling nie żyje. Nie wyjaśnił mu szczegółów i nie miał pojęcia, dlaczego Shen Qian chciał zabić Zhao Weia.
    - Podczas występu Zhao Weia, tam… - chłopak wskazał na olbrzymi neon wiszący w powietrzu.
    Dowódca spojrzał we wskazanym kierunku i od razu zrozumiał, co tu się wydarzyło. Nic dziwnego, że Shen Qian pomyślał, że Zhao Wei zabił jego siostrę. Jej ciało znajdowało się w miejscu, do którego dostęp miał tylko magik.
    - Kocie, spójrz na to… - Bai Yutang z przyzwyczajenia odwrócił się i powiedział. Nagle przypomniał sobie, że zamknął kota w aucie. Zimny pot zalał mu skronie, bo dobrze wiedział, jak Zhan Zhao jest wściekły. Dał kluczyki od auta Bai Chiemu i poprosił go, żeby przyprowadził doktora.
    Zhan Zhao gotował się ze złości i od razu ruszył w stronę dowódcy, jednak kiedy zobaczył scenę morderstwa i magiczne symbole, natychmiast zapomniał o całej złości. Widząc wiszące w powietrzu ciało Shen Ling, nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa.
    Nagle usłyszeli dźwięk policyjnych syren, a po chwili funkcjonariusze SCI zaczęli zabezpieczać miejsce zbrodni.
    Bai Jintang przywiózł Gongsuna, który spojrzał na ciało i zwrócił się do dowódcy.
    - Musicie ją zdjęć.
    - Najpierw musimy obejrzeć dokładnie miejsce zbrodni. - powiedział Zhan Zhao. - Z góry.
    - Na dachu jest helikopter. - wtrącił się Zhao Wei.
    Dowódca wydał dyspozycje, żeby wezwano wóz strażacki z długą drabiną do zdjęcia ciała, po czym razem z Zhan Zhao poszedł na dach.
    Gdy byli na miejscu, dowódca skinął do pilota, który stał przed helikopterem i był w lekkim szoku. Przejął jego słuchawki i usiadł za sterem. I chociaż nie był to najszczęśliwszy moment, to Zhan Zhao, który usiadł obok dowódcy, dobrze wiedział, że Bai Yutang jest cholernie podekscytowany możliwością latania.
    Po chwili helikopter wzbił się w powietrze, a kilka sekund później zatrzymał się naprzeciw ciała Shen Ling. Dowódca doskonale oszacował odległość, dzięki czemu Zhan Zhao miał bardzo dobry kąt widzenia, a podmuch powietrza ze śmigieł helikoptera nie naruszył miejsca zbrodni.
    Bai Jintang, który przyglądał się temu z dołu, nagle uderzył się w głowę i powiedział sam do siebie.
    - Już wiem, co kupię Yutangowi pod choinkę.
    Gongsun zmierzył go pytającym wzrokiem.
    - Chcesz mu dać helikopter?
    - Tak. Nasze serca i myśli naprawdę są połączone. - mężczyzna miał ochotę go objąć i pocałować, ale kiedy delikatnie się do niego zbliżył, srebrny skalpel zalśnił w dłoni doktora.
    - Jeśli tylko spróbujesz, to nie żyjesz. Nie widzisz, gdzie jesteśmy?
    - Masz rację, to trochę nie na miejscu… - powiedział i spojrzał na magiczne symbole namalowane na neonie i od razu poczuł ostry ból głowy…
    Gongsun usłyszał, że Bai Jintang nagle ucichł i zaniepokojony spojrzał w jego stronę.
    Zobaczył jego bladą twarz, zmarszczone brwi, widział, jak pociera dłonią spocone skronie. Coś ewidentnie było nie tak.
    - Hej. - zawołał doktor i delikatnie go szturchnął. - Co się dzieje?
    - Och… bardzo boli mnie głowa.
    Bai Jintang masował skronie i zaczął odczuwać mdłości. W jego myślach pojawił się dziwny obraz, który równie szybko zniknął, ale zdążył zobaczyć wszystkie jego szczegóły.
    Co to było… Widziałem wyraźnie, ogromny pokój, jakby magazyn… a potem nic…
    - Hej. - Gongsun czuł, że coś jest nie tak i zaczął nim potrząsać. - Bai Jintang, co się dzieje?
    - Och… - mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, próbując na niego spojrzeć. - Dlaczego zwracasz się do mnie tak formalnie, jesteśmy już na zupełniej innej stopie znajomości…
    W normalnych warunkach doktor uderzyłby go za te słowa, ale teraz było inaczej niż zwykle… Być może dzięki lekarskiej intuicji czuł, że z Bai Jintagiem jest bardzo źle.
    Mężczyzna zobaczył, że chaotyczna scena, jaką miał przed oczami, powoli znika pod kurtyną z krwi, a wszystko wokół staje się zamglone i nierzeczywiste. Nagle usłyszał wystrzał pistoletu, wirujący pocisk przebił się przez krwawą taflę i leciał prosto w jego stronę. Ktoś krzyknął, żeby uważał… Ktoś wziął go za rękę…
    Gongsun poczuł ból, gdy Bai Jintang złapał jego dłoń. Spojrzał na niego i zobaczył, jak zamyka oczy, jak traci przytomność i upada w jego stronę. Doktor wyciągnął ramiona, by go złapać, ale Bai Jintang był o wiele wyższy i lepiej zbudowany od niego, dlatego pozwolił, by upadł na niego, zamiast na ziemię.
    - Jintang… Co się dzieje? Jintang?
    Doktor nie mógł się ruszyć, dlatego delikatnie się przesunął i próbował potrząsnąć mężczyzną, który go przygniatał. Miał nadzieję, że to nie jest kolejna głupia zabawa, ale pomimo prób, Bai Jintang ani drgnął.
    - Bracie!
    Krzyknął Bai Yutang, który właśnie przyszedł razem z Zhan Zhao.
    - Bracie!
    Dowódca sprawdził mu tętno. Było w normie, temperatura ciała także.
    - Co się stało? - Zhan Zhao zapytał Gongsuna, który zaczynał panikować. Gdy się uspokoił, pomyślał przez chwilę i opowiedział, co się stało, krok po kroku.
    - Spojrzał na neon i powiedział, że boli go głowa, a potem stracił przytomność i upadł.
    Zhan Zhao od razu otworzył powieki Bai Jintanga i spojrzał na jego oczy.
    - Szefie! - krzyknęli bliźniacy, którzy pojawili się, nie wiadomo skąd. - Od dawna nie mdlałeś!
    - Zdarzało mu się to wcześniej? - zapytał zaskoczony dowódca. - Jest chory? Ktoś go diagnozował?
    - Nie jest chory. - zaprzeczył jeden z bliźniaków. - Kiedy był młody, zdarzało się to bardzo często. Teraz jest znacznie lepiej. Kiedyś mdlał niespodziewanie podczas rozmowy lub kiedy coś zobaczył…, ale kiedy dorósł, wszystko wróciło do normy.
    - To znaczy, że sam się obudzi? - zapytał Zhan Zhao.
    - Tak, najpóźniej za około 2 godziny, ale jest szansa, że ocknie się za kilka minut.
    Bliźniacy zanieśli Bai Jintanga do samochodu, żeby odpoczął. Spojrzeli na Gongsuna, jego pełną troski i niepokoju minę i wiedzieli, że jeśli ich szef, by go teraz zobaczył, to ponownie by zemdlał…
    - Gongsun, nie martw się, to efekt uboczny urazu z dzieciństwa. - powiedział Da Ding, chcąc uspokoić doktora, który musiał wracać do pracy i przeprowadzić oględziny zwłok. Nagle drugi z bliźniaków zaczął gestykulować, wskazując na ich splecione w uścisku dłonie.
    - Gongsun, poproszę doktora Yanga, żeby zrobił oględziny. Zajmij się moim bratem. - powiedział dowódca, klepiąc go po ramieniu.
    Gdy zobaczył, jak powoli się oddalają, Bai Yutang oczyścił umysł, i zapomniał na chwilę o problemach brata… Teraz najważniejsze było…
    Odwrócił się i zobaczył, że Zhan Zhao uporczywie nad czymś się zastanawia.
    - Kocie, o czym myślisz?
    Doktor był tak skupiony, że nie odpowiedział.
    - Kocie! - dowódca krzyknął mu do ucha.
    - Ach! - Zhan Zhao ocknął się i spojrzał ze zdziwieniem na Bai Yutanga.
    - O czym myślisz? - zapytał dowódca, przyglądając się wzrokiem pełnym zachwytu, bo w tej chwili doktor wyglądał jak uroczy, przestraszony kotek.
    - Czekaj, zaraz wrócę.
    Po tych słowach pobiegł do samochodu i powiedział coś bliźniakom. Po tej krótkiej wymianie zdań wrócił z powrotem.
    - Co ci przyszło do głowy? - zapytał zbity z tropu dowódca.
    - Później ci powiem, teraz najważniejsze jest… - Zhan Zhao wskazał na ciało Shen Ling, które strażacy właśnie zdjęli z neonu. - ...rozwiązanie tej zagadki.
    Bai Yutang przytaknął.
    - Kocie, czyli masz już jakiś pomysł na tę sprawę?
    - Tak. - Skinął głową Zhan Zhao. - Myślę, że tak.
    - Wszyscy świadkowie nie żyją, a schwytanie mordercy jest prawie niemożliwe…
    Dowódca uśmiechnął się delikatnie.
    - Ekspercie, dasz radę złożyć do kupy wszystkie części tej układanki?
    Oczy Zhan Zhao zalśniły.
    - Owszem i to będzie bardzo ciekawie. Ech… Nawet najbardziej ostrożni ludzie, popełniają błędy. Im bardziej ktoś stara się coś ukryć, tym bardziej to przyciąga uwagę.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***












   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

Prześlij komentarz