SCI Mystery - tom 1 [PL] - Magiczny Morderca / Rozdział 60: Przemiana

 



    Do miasta rozrywki wkroczyła policja, by zapanować nad panującym tu chaosem.
    Gongsun siedział z Bai Jintangiem w jego mercedesie. Samochód miał zamknięte okna i nie docierał do nich hałas z zewnątrz. Doktor czuł się dziwnie, jakby cały jego świat zanurzył się w przejmującej ciszy.
    Bai Jintang leżał tuż przy nim na rozłożonym fotelu, był bardzo blady, poza tym wyglądał jak zawsze, tak jakby spał.
    Gongsun przyjrzał się uważnie jego twarzy. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, że tak silny facet zemdleje. W jego oczach Bai Jintang był prawdziwym twardzielem, a tak naprawdę ukrywał przed nim swoją słabą i kruchą stronę… Nawet tuż przed utratą przytomności wciąż starał się żartować… Był pewien, że nawet w chwili śmierci uśmiechałby się, do samego końca...
    Gongsun uszczypnął go w nos z udawaną złością i szturchnął palcem w policzek. Patrzył na faceta, który zawsze mu dokuczał, a teraz sam stał się ofiarą. Doktor westchnął i czuł, że powoli zaczyna się uspokajać. Zmartwienie i strach, jaki czuł jeszcze chwilę temu powoli go opuszczały.
    Kiedyś słyszał, że rozmawiając z ludźmi pogrążonymi w głębokim śnie, można sprawić, by w ich umyśle pojawiły się obrazy przywołane rozmową.
    Gongsun pochylił się i szepnął mu do ucha.
    - Zjadłeś muchę.
    Brwi mężczyzny się zmarszczyły, a jego gardło lekko się zacisnęło.
    To jest całkiem zabawne.
    - Goni cię pies.
    Brwi Bai Jintanga ścisnęły się jeszcze bardziej, a powieki lekko zadrżały.
    Ledwo powstrzymując śmiech, doktor pomyślał nad kolejnym zdaniem, po czym pochylił się i wyszeptał.
    - Gongsun powiedział, że jeśli się nie obudzisz, to nie będzie cię chciał.
    Po tych słowach nie było żadnej reakcji. Gongsun spojrzał na niego odrobinę zaskoczony i zobaczył, jak jego zamknięte usta powoli się otwierają i wypływają z nich słowa odpowiedzi.
    - Nawet jakbym był martwy, to bym się obudził.
    Doktor krzyknął, widząc, jak Bai Jintang otwiera oczy i się do niego uśmiecha.
    - Kiedy, kiedy się ocknąłeś?
    - Jakąś chwilę temu. - odpowiedział, uśmiechając się szeroko. Chciał wyciągnąć rękę, by dotknąć Gongsuna, ale okazało się, że ściska w niej jego dłoń.
    - Nieważne co się dzieje, nie można nas rozdzielić. - powiedział pewnym siebie tonem i splótł ich palce razem.
    Doktor przez chwilę milczał, spojrzał na swoje blade palce i wyszeptał.
    - To boli…
    Mężczyzna natychmiast puścił jego rękę. Obaj czuli błogi spokój i mieli wrażenie, że temperatura wokół nich nieznacznie wzrosła. Bai Jintang wiedział, że musi wykorzystać tę okazję. Niestety, w tym właśnie momencie drzwi auta się otworzyły i w środku pojawiły się głowy bliźniaków.
    - Szefie, obudziłeś się już?
    - Wynocha, przeszkadzacie. - mężczyzna próbował wypchnąć ich z auta.
    Kiedy bracia zobaczyli morderczy wzrok szefa, zaczęli asekuracyjnie machać rękami.
    - Spokojnie, mamy ci do powiedzenia coś bardzo miłego.
    - Gongsun martwił się o ciebie, był tak zdenerwowany, że aż się popłakał. - Da Ding nieco podkoloryzował fakty.
    - Wcale nie… - Gongsun próbował zaprzeczyć, oblewając się rumieńcem. Fakt, że był bardzo zdenerwowany, ale nie płakał.
    - Zostawił pracę, żeby się tobą opiekować. - tym razem Xia Ding nieco ubarwił opowieść.
    - Wy… - syknął doktor.
    - To nie wszystko. - powiedzieli bracia. - Wołał do ciebie: „Jitang, Jitang”.
    Gongsun zagryzł ze złości zęby. Ci bliźniacy z piekła rodem gadają, co im ślina na język przyniesie. Chociaż w ich słowach było trochę prawdy, to jednak sposób jej przedstawienia był dość mocno przesadzony. Spojrzał na Bai Jintanga, który patrzył na niego zdumiony i szczęśliwy.
    - Oni… To bzdury… Nieważne…
    Mężczyzna objął go i delikatnie pocałował w ucho.
    - Zawołaj mnie po imieniu.
    Gongsun zawahał się, ale widząc nadzieję i oczekiwanie w oczach Bai Jintanga, pochylił się wyszeptał jego imię. W zamian dostał czuły i długi pocałunek.
    - Ja… Ja muszę zrobić sekcję zwłok. - powiedział doktor i wystrzelił z auta jak z procy. Bai Jintang został sam i patrzył na Gongsuna znikającego w oddali.
    Kiedy doktor uspokoił szalejące w jego sercu emocje, podszedł do ciała Shen Ling. Włożył rękawiczki i sam przeprowadził wstępną autopsję, chociaż doktor Yang był już na miejscu.
    Zaskoczony spojrzał na ranę na ciele ofiary. Zerknął w stronę Bai Yutanga i Zhan Zhao, którzy stali obok niego, czekając na jego opinię. Obejrzał raz jeszcze wszystkie rany, po czym skinął głową na znak, że skończył.
    Według wstępnych oględzin Shen Ling została uduszona, a nie zasztyletowana. Na szyli miała zawiązaną linę, której koniec był przypięty do barierek na dachu budynku. Długość linki została tak dobrana, żeby ciało zawisło dokładnie na środku magicznych symboli. Wang Chao zebrał kilku policjantów i poszedł z nimi na poddasze. Znaleźli tam ślady krwi i podejrzewali, że to właśnie tam zostało zaciągnięte ciało Shen Ling, i to tam dźgnięto je nożem. Potem morderca zawiązał linę wokół szyi ofiary i wyrzucił ją z dachu. Nóż i linka były rekwizytami magika.
    Zhan Zhao i Bai Yutang przesłuchali przyjaciółkę Shen Ling. Kobieta powiedziała, że zaraz po tym, jak obaj wyszli, zaprosiła do pokoju przyjaciół, żeby się z nią napili. Shen Qian wyszedł, żeby przygotować się do ceremonii, a chwilę później wszyscy wyszli, żeby zobaczyć przedstawienie. I wtedy Shen Ling powiedziała, że musi jeszcze coś załatwić i poszła gdzieś tajnym przejściem.
    - Tajnym przejściem? - zapytał zaciekawiony Zhan Zhao. - Co to za tajne przejście?
    - Mogą z niego korzystać tylko osoby zatrudnione w Grupie Shen. - odpowiedziała kobieta.
    Chwilę później Zhan Zhao zadzwonił do najlepszej przyjaciółki Shen Ling, żeby jej też zadać kilka pytań. Gdy zakończył rozmowę podszedł do dowódcy i wymienił z nim kilka słów.


    Zdenerwowany mężczyzna wbiegł na parking i zaczął w pośpiechu otwierać drzwi auta, rzucił na tylne siedzenie wielką torbę, po czym zamknął drzwi i odetchnął z ulgą. Już się odwracał, by wrócić do środka, gdy nagle zobaczył tuż za sobą Bai Yutanga i Zhan Zhao, którzy podeszli do niego niepostrzeżenie.
    - Coś się stało, mecenasie Kong? Jest pan bardzo spocony. - zapytał dowódca z uśmiechem.
    Tuż przy samochodzie stał Kong Cheng, prawnik Grupy Shen.
    - Och… Panowie policjanci, co za zbieg okoliczności. Coś się stało? - mężczyzna starał się zachować spokój, ale nie był w stanie ukryć zdenerwowania.
    - Zwykły zbieg okoliczności. Chociaż przeszliśmy tu z twojego powodu. - powiedział z uśmiechem Zhan Zhao. - Ten samochód nie należy do ciebie.
    - Och, tak. Szef prosił, żebym wrzucił na tylne siedzenie jego torbę.
    Bai Yutang zmarszczył brwi i odpowiedział zimnym, surowym tonem.
    - Zapewne znajdziemy tam zakrwawione ubrania, cienką przezroczystą linę i kilka noży?
    - Nie… Nie wiem… Nie zaglądałem do środka. - odpowiedział Kong Chen drżącym głosem.
    - Oczywiście, że wiesz, co jest w środku, bo sam tam wszystko włożyłeś. - powiedział dowódca głęboko wzdychając. - Zabiłeś Shen Ling i próbujesz wrobić w to Shen Qiana. Myślisz, że to nie wyjdzie na jaw?
    - O… O czym ty mówisz? Masz jakiś dowód?! - krzyknął mecenas. - Pozwę cię o zniesławienie!
    - Nie martw się o dowody. - powiedział Zhan Zhao, próbując go uspokoić. - A właśnie, która jest godzina?
    Kong Cheng instynktownie sięgnął do kieszeni garnituru, ale nagle zamarł w bezruchu.
    - Śmiało, dlaczego nie chcesz wyciągnąć zegarka? - zapytał dowódca z uśmiechem. - A może coś się z nim stało?
    Kong Cheng zamilkł i tylko na nich patrzył. Po chwili zapytał niepewnym głosem.
    - Skąd… Skąd wiesz…
    - Pewna rzecz nie dawał nam spokoju. Shen Ling była w sytuacji, w której nie mogła czuć się bezpiecznie, dlaczego odłączyła się od grupy znajomych i poszła gdzieś sama tajnym przejściem? A co dziwniejsze, skąd morderca wiedział, że to zrobi i da mu szanse na atak. - Bai Yutang mówił jakby sam do siebie. - Zrobiła to, by uniknąć pewnej osoby, a mianowicie ciebie.
    - Słyszałem od przyjaciółki Shen Ling, że ostatnio bez przerwy ją śledzisz. - dodał Zhan Zhao. – Shen Ling powiedziała jej, że dzisiaj rano nawet zaaranżowałeś jej porwanie. Dlatego właśnie starała się ciebie unikać i najogólniej, nie lubiła cię.
    - Zanim wszyscy wyszli na przedstawienie, powiedziałeś, że musisz jeszcze skorzystać z toalety. Prosiłeś, żeby na ciebie nie czekano, że spotkacie się na miejscu. Gdy Shen Ling to usłyszała, wybrała tajne przejście… I taki był twój plan. Według przyjaciółki Shen Ling nie było cię ponad 20 minut. - powiedział dowódca. - Zabiłeś ją w tajnym korytarzu, a potem przewiozłeś ją windą na strych. Zawiązałeś jej na szyi linę, a potem zrzuciłeś ją na dół. Aby to zrobić, wystarczy 20 minut.
    - Dowiedzieliśmy się też, że podpisałeś umowę poufności w imieniu Grupy Shen z Zhao Weiem, w której zobowiązaliście się nie ujawnić zaplecza wykonywania jego magicznych sztuczek. I wydałeś polecenie, żeby najwyższe piętra budynku zostały w dniu dzisiejszym zamknięte z uwagi na zaplanowany pokaz magii. Oczywiście Shen Qian nie zajmował się osobiście dogadaniem szczegółów, miał od tego ciebie. A skoro masz dostęp do kluczyków jego auta, to tym bardziej do kluczy na ostatnie piętra budynku. A skoro zajmowałeś się przygotowaniami do pokazu, to twoje działania nie wzbudziły żadnych podejrzeń. - wyjaśniał Zhan Zhao. - Magiczne symbole zostały narysowanie, zanim jeszcze neon został wywieszony. Sama magiczna sztuczka polegała na tym, że cały budynek, w tym neon, który na początku przedstawienia był zawieszony na elewacji, były zasłonięte kotarą. Neon był przymocowany na ostatniej kondygnacji i miałeś sporo czasu, żeby namalować na nim symbole. Od razu na początku przedstawienia, cały budynek został przykryty, dlatego nikt niczego wcześniej nie zauważył.
    Kong Cheng wysłuchał ich w milczeniu, po czym się roześmiał.
    - Udowodniliście, że miałem warunki do popełnienia przestępstwa. Nie macie dowodów, że to zrobiłem. Mogli to zrobić Shen Qian albo Zhao Wei.
    Bai Yutang i Zhan Zhao uśmiechnęli się do niego.
    - Niestety popełniłeś jeden błąd.
    - Niby jaki? - zapytał mecenas.
    - Kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy ciało, od razu zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Magiczny morderca miał w zwyczaju podrzynać gardło swoim ofiarom. Robił tak za każdym razem, nigdy niczego nie zmieniał. Zatem, dlaczego tym razem morderca wbił nóż w gardło ofiary, która już nie żyła? - Zhan Zhao westchnął. - Przecież nie musiał tego robić.
    - No dlaczego… - odezwał się poirytowany Kong Cheng, przełykając nerwowo ślinę.
    - To był wypadek, prawda?
    Kong Cheng spuścił wzrok i sięgnął do kieszeni.
    - Shen Ling została uduszona i dlatego morderca musiał wbić nóż w jej szyję, ponieważ miejsce wbicia noża, było śladem, który morderca próbował zatrzeć. Może jakiś odcisk na skórze?
    Podejrzewamy, że narzędzie zbrodni było zbyt charakterystyczne. Zapewne jakaś cienka linka lub łańcuszek.
    - Rozmawialiśmy z twoimi znajomymi, mówili, że nosisz w kieszeni stary zegarek na łańcuszku, na którym jest też zawieszona okrągła miedziana moneta z wygrawerowanym twoim imieniem. - powiedział Zhan Zhao.
    - Zapewne, kiedy udusiłeś nim Shen Ling, na jej szyi odbiło się twoje imię, dlatego musiałeś usunąć ten ślad. - dokończył dowódca.
    - Och… - prychnął Kong Cheng, wyciągając z kieszeni zegarek zawieszony na łańcuszku, na którym była wspomniana moneta. - Nie sądziłem, że ta moneta znajdzie się na środku jej szyi i że tak wyraźnie odbije się na niej moje imię.
    - Wyciąłeś ten mały kawałek skóry, ale potem stwierdziłeś, że to przyciągnie zbyt wiele uwagi i wpadłeś na pomysł, żeby wbić w to miejsce nóż, którym zakryjesz ranę. - powiedział doktor, wpatrując się w Kong Chenga. - Sądząc po stylu rysunków magicznych symboli, Zhang Zhenzhen także została przez ciebie zamordowana. Dlaczego je zabiłeś?
    Kong Cheng patrzył na swój kieszonkowy zegarek, powoli skinął głową i wycedził przez zaciśnięte zęby.
    - Zrobiłem to, bo na to zasłużyły. - to były ostatnie słowa, jakie wypowiedział w ich towarzystwie.
    Dwóch funkcjonariuszy odprowadziło go do radiowozu, który ruszył w stronę Komisariatu.
    Bai Yutang i Zhan Zhao odczuli lekką ulgę, zresztą jak pozostali członkowie SCI, gdy poznali genezę zbrodni. To była niezwykła sprawa, a morderstwo było niemalże doskonałe, takie, jakie zdarza się raz na sto lat, a co najważniejsze od razu pojmano zabójcę. W tej jednej chwili rozwiązano dwie sprawy. Wszyscy funkcjonariusze patrzyli z podziwem na Bai Yutanga i Zhan Zhao.
    Jednak oni się nie cieszyli, obaj mieli ponure miny. Kong Cheng i Wei Yong powiedzieli dokładnie to samo, że te kobiety zasłużyły na to, co je spotkało. Co wydarzyło się 10 lat temu w szkole tańca? Wszyscy, którzy o tym wiedzieli, już nie żyli. Jaką rolę w tej sprawie odegrał Kong Cheng? Być może odkryli dopiero wierzchołek góry lodowej?


    Kiedy wszyscy wrócili do biura SCI, byli wykończeni. Wei Yong, Li Xu i Kong Cheng mieli zostać przesłuchani. Bai Yutang chciał zwołać spotkanie zespołu, ale okazało się, że nie ma Ma Hana.
    - Gdzie Ma Han? - dowódca zapytał Jiang Pinga. - Poszedł obserwować Zhao Jue? Nie wysłałeś mu nikogo?
    - Och! - Krzyknął Jiang Ping i wyciągnął kilka zdjęć. - Nie wiem, gdzie jest. Wybiegł, jak tylko zobaczył te zdjęcia.
    Zhan Zhao spojrzał na zdjęcia, a po nim wszyscy zgromadzeni. To było zdjęcie tańczącej dziewczyny.
    - Skąd je masz? - zapytał Bai Yutang.
    - Hmm... skontaktowałem się z rodziną Xu Jiali... To zdjęcie z jej występu...
    - Chcesz powiedzieć, że to jest Xu Jiali? - Zhan Zhao również był zaskoczony.
    - A nie? - Jiang Ping spojrzał na wszystkich zdziwiony.
    W tym momencie Lu Fang wbiegł do biura.
    - Jest źle. Ktoś wjechał w radiowóz eskortujący Kong Chenga. Jeden z policjantów jest ranny, a Kong Cheng uciekł i ukradł broń.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***












   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Coraz ciekawiej się robi. Nie ukrywam, że nie mogę doczekać się rozdziału zbliżenia naszej myszy i kota.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz