Advance Bravely [PL] - Rozdział 83: Mędrzec woli śmierć od upokorzenia.

 


    Xuan Da Yu przywiózł związanego Wang Zhi Shuiego do swojego domu, ale niestety odebrał pilny telefon i musiał pojechać do Macao, gdzie przez tydzień załatwiał interesy.
    Zanim wyjechał, zadbał o to, żeby Wang Zhi Shui siedział w ciemnym pokoju, pilnowany przez pięciu osiłków.
    I chłopak siedział w ciemności, trzy razy dziennie dostając posiłek, co w sumie niewiele się różniło od więzienia. A to, co się zmieniło, to tylko na lepsze. Nie dzielił celi ze współwięźniami, traktowano go tu lepiej i było o wiele ciszej.
    Z kolei Xuan Da Yu przez cały tydzień myślał o Wang Zhi Shuim, dzwonił kilka razy dziennie, żeby upewnić się, że jego więzień nie uciekł. Jak tylko uporał się z pracą, zabukował najwcześniejszy lot i wrócił do Pekinu.
    Kiedy przekroczył próg domu, wezwał do siebie strażników i dokładnie przesłuchał każdego z nich.
    - Co robił przez ten czas? Sprawiał problemy?
    - Nie, siedział grzecznie w pokoju i nawet się nie skarżył.
    - Ciekawe, w co tym razem pogrywa. - prychnął Xuan Da Yu.
    - Zaglądam do niego dwa razy dziennie, zwykle jest w świetnym nastroju i prosi tylko o papierosa. To w sumie dziwne, bo każdy na jego miejscu byłby zaniepokojony. Siedzieć tak w zamknięciu, nie mieć do kogo gęby otworzyć, bez szans na spacer, to każdego normalnego człowieka doprowadziłoby do szaleństwa. A on cały szczęśliwy siedzi sobie tam i tylko czasem bawi się robakami.
    - Nie porównuj go z normalnymi ludźmi. W przeciwieństwie do innych on jest cholernie nienormalny.
    - Mam go przyprowadzić? - zapytał jeden z osiłków.
    - Dawaj go tu. - przytaknął chłopak.
    Wang Zhi Shui siedział na łóżku pogrążony w medytacji, kiedy ostre światło uderzyło w jego zamknięte powieki i chcąc nie chcąc, musiał otworzyć oczy. Mężczyzna o szczurzej twarzy wskazał mu kierunek, w którym miał się udać.
    - Brat Da Yu wrócił? - zapytał Wang Zhi Shui.
    - Tak i bardzo się za tobą stęsknił. Szybko, idziemy.
    Strażnik zaciągnął go najpierw do łazienki. Kazał mu się umyć, zanim spotka się z szefem.
    Xuan Da Yu miał na sobie kwiecistą koszulę i siedział rozwalony na sofie, paląc papierosa. Przeglądał jakieś dokumenty, wyglądał jak typowy bogaty dzieciak.
    Wang Zhi Shui został zmuszony, by klęknąć u jego stóp. Osiłek, który za nim stanął chwycił go za włosy, zmuszając, by spojrzał na szefa.
    Chłopak zmierzył go wzrokiem i powiedział.
    - Widzę, że trochę przytyłeś, odkąd ostatnio się widziałem, niewola ci służy.
    - Bracie Da Yu, jakich perfum używasz? Są zniewalające.
    - Zniewalające? - Xuan Da Yu roześmiał się złowieszczo. - W takim razie spryskam nimi fiuty tych kolesi, żebyś mógł czuć ten zapach przez całą noc, a może i go posmakować. Zapewniam cię, że do końca życia go nie zapomnisz.
    Te słowa wywołały salwę śmiechu wśród zgromadzonych w salonie mężczyzn, a twarz oszusta zbladła.
    - Ten żart wcale nie był śmieszny.
    - Nikt tu nie żartuje. - odpowiedział Xuan Da Yu z niebezpiecznym błyskiem w oku.
    Wang Zhi Shui spojrzał w okno, odwracając od niego twarz. Chłopak chwycił go za podbródek i skierował jego głowę na siebie, po czym uśmiechnął się upiornie.
    - No co? Strach się obleciał?
    - Nie boję się. - odpowiedział oszust cichym głosem. - Ale boli mnie serce.
    - Bzdura, przecież ty nie masz serca. - powiedział sarkastycznym tonem Xian Da Yu, po czym zwrócił się do mężczyzn w pokoju. - Słyszeliście? Skurwiel twierdzi, że ma serce.
    Po chwili ponownie spojrzał na niego zimnym wzrokiem.
    - Żal mi ciebie, ale tyle nakradłeś, że nie masz prawa mówić o swoim zranionym sercu.
    - Oszukałem cię, bo cię lubię. - tłumaczył się Wang Zhi Shui. - Te pieniądze to dla ciebie nic. Nie chciałem, żebyś o mnie zapomniał, dlatego zrobiłem coś, dzięki czemu mnie zapamiętasz.
    - Rany, daruj już sobie. - powiedział chłopak i odepchnął go od siebie. - Do diabła, jesteś zwykłym złośliwym skurwielem i sam prowokujesz ludzi, żeby zrobili ci krzywdę…
    Wypowiedź przerwał mu jeden z osiłków, bardzo wysoki mówiący w dialekcie Tai Ming.
    - Złośliwiec zawsze trafi na złośliwca.
    Wszyscy obecni w pokoju próbowali powstrzymać wybuch śmiechu. Xuan Da Yu rzucił na stół plik dokumentów, które trzymał w dłoni.
    - Zamknij się!
    - Za każdym razem, kiedy cię okradłem zostawiłem ci wskazówkę, jak mnie znaleźć. - kontynuował Wang Zhi Shui. - Ale okazałeś się zbyt tępy, dlatego musiałem wymyślić ten dziwny plan. Pamiętasz, jak ponownie spotkaliśmy się pod klubem? Przecież to niemożliwe, żeby to był zbieg okoliczności. Gdybym nie wskoczył na plecy tamtego kolesia, to nigdy byś mnie nie złapał. No i wtedy na poczekaniu wymyśliłem tę rzewną historię i ukradłem ci zegarek, żebyś o mnie nie zapomniał. Potem piłem wino w czyimś domu i dałem się złapać. Pomyśl tylko, kto byłby na tyle głupi, żeby iść na włam i nie zwiać z łupem?
    Xuan Da Yu słuchał uważnie, ale tym razem nie dał się złapać.
    - Przestań pieprzyć bzdury. Okradłeś też Xia Yao. Chcesz powiedzieć, że jego też lubisz?
    - Nie okradłem go dlatego, że go lubię. Byłem zazdrosny o to, że ty go lubisz.
    Myśli Xuan Da Yu’ego eksplodowały, a spojrzenia, jakim został obdarzony przez obecnych w pokoju mężczyzn, sprawiły, że poczuł się nieswojo. Na szczęście w niecałą minutę zdołał się uspokoić. Nie wierzę mu, jego usta są jak karabin, uwierzysz w choć jedno jego słowo, a od razu zginiesz.
    Xuan Da Yu oparł się o sofę i spojrzał groźnym wzrokiem na oszusta.
    - Mam rozumieć, że twoja obecność tutaj, jest spełnieniem twoich marzeń?
    Wang Zhi Shui rozejrzał się po pokoju i odpowiedział, wskazując na osiłków.
    - Tak by było, gdyby nie oni.
    - Hahaha. - chłopak zaśmiał się głośno. - Jak mi przykro, ty biegałeś za mną, a oni ścigali ciebie. Lubisz mężczyzn? Świetnie się składa, bo mam tu dla ciebie kilku facetów, wystarczy ci tylu, czy mam dzwonić po więcej?
    Dwóch mężczyzn podeszło do Wang Zhi Shuiego, zacierając dłonie.
    - Lubię mężczyzn, naprawdę.
    - Tak myślałem i właśnie dlatego ich tu sprowadziłem, wszystko dla twojej przyjemności.
    - Nie, źle mnie zrozumiałeś. - powiedział Wang Zhi Shui, odpychając od siebie dłonie, które zaczęły ściągać z niego ciuchy. - Lubię mężczyzn, ale cenię sobie mój dziewiczy kwiat, chcę go zachować dla mojej prawdziwej miłości.
    Xuan Da Yu ryknął śmiechem. Miej litość, mógłbyś się bardziej postarać, próbując mnie przekonać.
    Gdy się nieco uspokoił kiwnął na osiłków, by w końcu zabrali się do roboty.
    Kilku od razu zaczęło ściągać z chłopaka spodnie, pozostali ściągnęli swoje i od razu pokazali, co tam mają w majtach. Momentalnie pokój wypełnił się silnym zapachem męskich hormonów.
    Xuan Da Yu sięgnął po herbatniki, bo stwierdził, że podziwianie takiej sceny bez przekąski, byłoby niewybaczalne.
    Koszula Wang Zhi Shuiego była podarta, tak samo jak jego spodnie, jeden z mężczyzn chwycił go za włosy i wepchnął jego głowę w swoje krocze. Chłopak zamknął oczy i zacisnął zęby, walczył ze wszystkich sił, by się nie poddać.
    - Na co czekacie? - krzyknął Xuan Da Yu. - Pokażcie mi jakąś akcję, w końcu nie po to tu siedzę i jem ciastka! Wepchnij mu do ust ten kawał mięcha!
    Osiłek chwycił Wang Zhi Shuaia za policzki, ale nie zdążył nic zrobić, bo chłopak go ugryzł.
    Mężczyzna wrzasnął z bólu i go kopnął, a Wang Zhi Shuai, upadając na podłogę zawołał.
    - Xuan Da Yu, naprawdę cię lubię. Wiedziałem, że się w tobie zakocham, jak tylko usłyszałem twoje imię.
    Xuan Da Yu udawał, że tego nie słyszy i jak gdyby nigdy nic chrupał ciastko, a po chwili zwrócił się do grupy na wpół rozebranych kolesi.
    - Na co czekacie, zdejmijcie mu gacie.
    Oszust złapał za swoją bieliznę i za nic nie chciał jej puścić. Jego twarz zrobiła się czerwona.
    - Mędrzec woli śmierć niż upokorzenie!
    Słysząc te słowa Xuan Da Yu omal nie zakrztusił się ciastkiem. Nagle rozległ się huk, a po chwili faceci szarpiący się z chłopakiem puścili go i cofnęli się o krok.
    Xuan Da Yu widząc na podłodze krew, naprawdę się zakrztusił. Kurwa! Co to było?
    Wang Zhi Shuai leżał nieruchomo zwinięty w kłębek, krew spływała po jego karku, jego ubrania były rozszarpane, ale w dłoniach nadal trzymał swoje majtki.
    Xuan Da Yu podszedł do niego, odwrócił go nogą na plecy i zobaczył, że ma sporą ranę na czole, przez co stracił przytomność.
    Co? Jak on może tak się zachowywać? Co za bezmyślny dupek. Westchnął i krzyknął na osiłków.
    - Co tak stoicie? Pomóżcie mi zabrać go do szpitala.


    Xia Yao był w firmie Yuan Zonga i pomagał ludziom z telewizji rozkładać sprzęt, gdy nagle zadzwonił Xuan Da Yu.
    - Gdzieś ty przepadł? - zapytał chłopak z wyrzutem. - Nie odbierałeś ode mnie telefonów.
    - Przyjedź tu, bo jest problem.
    Xia Yao od razu wsiadł do auta i pojechał do szpitala. Na schodach zobaczył przyjaciela, który palił papierosa.
    - Co się stało?
    Xuan Da Yu wszystko mu opowiedział. Po usłyszeniu całej historii chłopak był wściekły.
    - Mówiłem ci, żebyś się kontrolował! Jak mogłeś go do tego doprowadzić?
    - Skąd miałem wiedzieć, że ceni swój dziewiczy kwiat bardziej niż życie?
    Gdybym wiedział, że tak się to skończy, nigdy bym ci go nie przekazał. Xia Yao skarcił się w myślach, po czym zapytał.
    - Jak on się czuje?
    - Wczoraj został przyjęty na ostry dyżur, a dzisiaj przenieśli go na zwykły odział. Będzie żył.
    - Zaprowadź mnie do niego.
    Po chwili obaj weszli po pokoju, w którym leżał Wang Zhi Shuai, ale nikogo tam nie było. Od razu poszli poszukać lekarza prowadzącego, który powiedział:
    - Wypisał się.
    - Wypisał? - zapytał Xuan Da Yu, porażony tą informacją. - Przecież powinien zostać na kontrolę.
    - To prawda i poinformowałem go o tym, ale musiałem uszanować wolę pacjenta.
    Xuan Da Yu nie był w stanie się uspokoić. Jak on dał radę się ulotnić, przecież wypaliłem tylko jednego papierosa? Podbiegł do okna i spojrzał w dół i zobaczył, jak Wang Zhi Shuai wsiada do autobusu.
    - Szybko, za nim!
    Wybiegli na korytarz i zbiegli po schodach, bo winda była na jednym z górnych pięter. Niestety, po autobusie nie było już śladu. Xuan Da Yu rzucił się w stronę parkingu, ale Xia Yao go powstrzymał.
    - Nie goń go, bo to na nic. Zanim wsiądziesz do auta, autobus zdąży podjechać na kilka przystanków.
    Xuan Da Yu tupnął ze złości nogą.
    - Kurwa, znowu mi uciekł. Zobaczysz bachorze, dopadnę cię i ukarzę!
    - Myślę, że on ma to gdzieś. - powiedział Xia Yao.
    Xuan Da Yu spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
    - Gdyby chciał uciec, to miał wystarczająco dużo kasy na taksówkę, nie musiał czekać na autobus.
    Chłopak nic nie odpowiedział, za to przypomniał sobie, jak Wang Zhi Shuai podziękował mu za leki. Poczuł nieprzyjemny skręt w jelitach. Dlaczego ktoś, kogo nie lubię, sprawia, że mam przez niego wyrzuty sumienia?
    - Co zamierzasz? - zapytał Xia Yao, głęboko wzdychając.
    - Będę go szukał.
    - Poważnie? - zapytał chłopak. - Przecież wystarczająco mu się odwdzięczyłeś, postaraj się być bardziej empatyczny. Dlaczego aż tak bardzo chcesz, żeby cierpiał, co ci to da?
    - Kurwa, to chyba weszło mi w nawyk.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Motorollo

***















   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Jak długo można trzymać ten dziewiczy kwiat, żeby nie bać się że zwiędnie? Dla kolegi pytam.... 🤣😋😜

    OdpowiedzUsuń
  2. O tym Zhi Shuai już sama nie wiem co myśleć 🤔🤔🤔🤭 czy to kolejny trik by uciec czy faktycznie lubi Da Yu 🤔 jedno jest pewne Da Yu go znajdzie i ukarze, ale może tym razem sam beż pomagierów 🤔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo ciekawa postać. Lubię go coraz bardziej :)

      Usuń
  3. Dziękuję ❤️

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz