Advance Bravely [PL] - Rozdział 102: Kochany dzieciak.

 


    Yuan Zong przygotował obiad dla Xia Yao. Była faszerowana wieprzowina z północnego wschodu, smażony karp, aromatyczny ryż Wu Chang i pierożki mandżurskie z przeróżnym nadzieniem.
    Stół stał obok kominka i siedziały przy nim trzy osoby. Oczywiście Xia Yao siedział najbliżej ognia i nie mógł oderwać oczu od potraw stojących na stole. Marzył o jedzeniu z północnego-wschodu i nareszcie miał je na wyciągnięcie ręki.
    Przypomniał sobie, jak ciężką odbył podróż, jak stawił czoła mroźnej zimie i innym niebezpieczeństwom, jakie czyhały na niego po drodze. Miał odwagę przebyć ponad 1000 km w środku szalejącej zimy i czuł niesamowitą radość, że mu się udało.
    - Mniam, pyszności. - powiedział. - Pachnie nieziemsko. I to jest prawdziwe jedzenie północnego-wschodu.
    Widząc tyle apetycznych dań, zapomniał o swojej masce powściągliwości i cieszył się jak dziecko. Widząc go takiego, Yuan Ru zaczęła się ślinić. Była w szoku, że jej idol był tak łasy na jedzenie. Poczuła też ukłucie w sercu i bardzo żałowała, że poprosiła brata, żeby został ich swatem. Yuan Zong nie tylko ukradł jej ukochanego, ale też był wobec niego bardzo zaborczy, dlatego właśnie usłyszała niski komunikat ostrzegawczy.
    - Nie patrz tak na niego, zajmij się jedzeniem.
    Dziewczyna przewróciła oczami, po czym wbiła pałeczki w kawałek mięsa leżący na półmisku tuż przed nią.
    Xia Yao właśnie degustował klopsika i nie szczędził pochwał.
    - Nie dość, że ładnie wygląda, to jeszcze jest przepyszny.
    Od razu sięgnął po kolejnego i zerknął na Yuan Zonga, dając mu znak, żeby otworzył usta, co ten od razu uczynił. Po chwili wylądował w nich klopsik, prosto z pałeczek Xia Yao.
    Widząc to, Yuan Ru była piekielnie zazdrosna.
    - Ja też chcę.
    - Jeśli jesteś w stanie złapać w locie, to bardzo proszę.
    Dziewczyna w odpowiedzi otworzyła szeroko usta. Xia Yao wziął klopsika w pałeczki i zaczął nim kręcić spirale. Yaun Ru obracała głowę to w prawo, to w lewo. Nagle chłopak podrzucił klopsika, który poleciał prosto w jej twarz. Dziewczyna krzyknęła ze złości, a na twarzy jej brata pojawił się delikatny uśmieszek.
    Xia Yao nabrał w pałeczki kawałek bekonu i po chwili delektował się jego smakiem.
    - To samo danie zrobiłeś dla mnie ostatnio, prawda? - zapytał Yuan Zonga.
    Yuan Ru od razu wzięła jeden kawałek dla siebie. Uwielbiała bekon, a to danie było naprawdę smaczne, ten bekon nie był suchy, ani nafaszerowany chemią, jak ten z supermarketów. Mięso było soczyste i miało intensywny smak. Dziewczyna tak szybko go zjadła, że omal nie zakrztusiła się tym małym kawałkiem bekonu.
    - Bracie, jak to się stało, że wcześniej nie widziałam tego bekonu? Schowałeś wszystko dla siebie, żeby zjeść po kryjomu?
    - Nie jadłem go. Zachowałem go na ofiarę dla naszych rodziców.
    - Co? Zaniosłeś tak pyszne mięso na grób? Na pewno już zostało rozkradzione!
    Kiedy zmarli ich rodzice, Yuan Ru była bardzo małym dzieckiem, dlatego nie czuła z nimi tak mocnej więzi, jak Yuan Zong, dlatego mężczyzna nie skomentował i zajął się jedzeniem.
    Xia Yao właśnie przeżuwał jeden z dwóch klopsików, które Yuan Zong położył mu na talerzu. Nagle zadzwonił jego telefon, spojrzał na wyświetlacz, to był Xuan Da Yu.
    Zerwał się i wyszedł z domu, żeby odebrać.
    - Gdzie ty do cholery jesteś?
    - W Dong Bei. - odpowiedział Xia Yao, połykając klopsika.
    - Tam jest teraz koszmarnie zimno, po co tam pojechałeś? Tylko nie mów, że zakochałeś się w jakiejś dziewczynie?
    - Nie, to nie to.
    Gdy po pięciu minutach Xia Yao nie wrócił do stołu, twarz Yuan Zonga spochmurniała.
    - Idź i go zawołaj. - powiedział do siostry.
    - Sam sobie idź.
    - Zrób, o co proszę. Powiedz mu, że jeśli zaraz nie wróci i nie skończy jeść, to nic więcej mu nie ugotuję.
    Dziewczyna, klnąc pod nosem, wstała, poszła włożyć buty i krzyknęła, uchylając drzwi.
    - Xia Yao, jeśli nie skończysz posiłku, to już nigdy nie będzie takiej wyżerki.
    Xuan Da Yu usłyszał to wyraźnie.
    - To ona cię woła?
    - Dobra, kończmy, muszę wracać do stołu.
    Xia Yao szybko się rozłączył i pobiegł jak wiatr do domu.
    Kiedy skończyli obiad, zapytał Yuan Zonga.
    - Powinienem odwiedzić grób cioci i wujka?
    - Dlaczego ich tak nazywasz?
    -  Chcesz powiedzieć, że powinienem ich nazywać matką i ojcem?
    Yuan Zong uśmiechnął się i postanowił odrobinę się z nim podroczyć.
    - Moi rodzice byli dużo starsi od twoich, bardziej pasowałoby, gdybyś nazywał ich babcią i dziadkiem.
    Skoro tak… Xia Yao szybko odwrócił twarz, lekko zawstydzony.
    Mężczyzna spojrzał na niego z czułością i powiedział.
    - Też przywiozłeś bekon na grób moich rodziców, jesteś szalony.
    - Dlaczego? - zapytał zaskoczony chłopak. - Chciałem go dać twoim rodzicom, a jeśli ktoś go ukradnie, to przecież będą to resztki z ich stołu.
    Sposób, w jaki Xia Yao o tym mówił, sprawił, że mężczyźnie zrobiło się ciepło na sercu.
    W miasteczku nie było kwiaciarni, dlatego chłopak kupił dwie butelki wina i pudełko herbatników.
    W porównaniu z cmentarzem, na którym spoczywali przodkowie Xia Yao, ten wydawał się opuszczony i zapomniany.
    - Nie chcesz przenieść rodziców do Pekinu?
    - Mamy tu taką tradycję. Musisz wrócić tam, gdzie twoje korzenie, by twoja dusza spoczęła w pokoju.
    Xia Yao dobrze to rozumiał. Wiele starszych osób chciało zostać pochowanych w swoim rodzinnym mieście, nawet jeśli od lat mieszkali w zupełnie innym miejscu.
    Po chwili ciszy Yuan Zong ponownie się odezwał.
    - Ich życie było ciężkie, nie zaznali spełnienia i odeszli w bólu. Moi rodzice byli niepiśmienni, całą swoją nadzieję pokładali we mnie… Zmarli jednak, zanim zdołałem im się odwdzięczyć.
    - Nie obwiniaj się za to. - powiedział Xia Yao. - Sam powiedziałeś, że twoi rodzice byli w podeszłym wieku, nie mogli żyć wiecznie.
    - Mój ojciec zmarł, kiedy miałem 25 lat. Zginął podczas służby w wojsku, nie mogłem go nawet zobaczyć.
    Xia Yao przełknął ślinę, bo zabrakło mu słów.
    - Co ze mnie za syn? - kontynuował mężczyzna i wypił cały kieliszek wina. Po chwili jego oczy się zaczerwieniły.
    Serce Xia Yao też było ściśnięte, dlatego wziął od Yuan Zonga kieliszek, napełnił go i wypił jego zawartość do dna. Potem usiadł na śniegu obok niego, przyciągnął go mocno do siebie i zamknął go w swoich ramionach. Na początku poczuł delikatny opór, ale po chwili Yuan Zong położył głowę na jego ramieniu.
    Xia Yao poklepał go po plecach i zrobił, co mógł, by jego głos zabrzmiał dojrzale.
    - Za to pomogłeś im wychować córkę.
    Chociaż, prawdę mówiąc, ich córka była wyjątkowo mało ambitna, nie chciała się uczyć, całe dnie albo spotykała się ze znajomymi, albo randkowała. Jej rodzice pewnie przewracają się w grobie, widząc, co z niej wyrosło.
    Chłopak pocieszał Yuan Zonga i naprawdę go rozumiał.
    Mężczyzna uważał, że nie sprawdził się jako syn, przez co miał wyrzuty sumienia. Xia Yao czuł, że to właśnie dlatego przyjechał do rodzinnego miasteczka na miesiąc, by odwdzięczyć się rodzicom i zaznać choć trochę rodzinnego ciepła. I teraz, nawet jeśli było zimno i Xia Yao musiał siedzieć na śniegu razem z Yuan Zongiem, to chciał zrobić, co w jego mocy, by dusze państwa Yuan nie czuły się samotne.
    Mężczyzna pogłaskał go po karku, czując się odrobinę zawstydzony.
    - Przyprowadziłem cię tu, bo chciałeś zobaczyć to miejsce, a skończyło się na tym, że mnie pocieszasz.
    - To nic. Cieszę się, że tu jestem, w chwili, kiedy czujesz się przygnębiony. I że w imieniu twoich przodków mogę cię pocieszyć.
    Też się cieszę… Pomyślał Yuan Zong, wtulając się w chłopaka. Jesteś takim kochanym dzieciakiem.
    Xia Yao jeszcze mocniej go przytulił. Cierpiałeś przez większość życia, pokornie znosząc burze i pokonując trudności, zapewne spotkałeś na swej drodze wiele perwersyjnych piękności, walczyłeś z tyloma silnymi mężczyznami… Teraz jesteś już kimś zupełnie innym. Jesteśmy tu i możesz oczyścić serce ze wszystkich najgłębszych i najmroczniejszych sekretów. Yuan Zong, jesteś tu ze mną, bo teraz jesteś mój.


    Dni mijały szybko, a Xuan Da Yu coraz bardziej się nudził. Powoli wariował, bo nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Xia Yao kompletnie go olał, dlatego pomyślał, że za wszelką cenę musi sprowadzić przyjaciela z powrotem do domu.
    Już wiedział, gdzie jest, dlatego spakował walizkę i zamierzał pojechać na lotnisko.
    - Oj, gdzie się wybierasz? - zapytał Wang Zhi Shui, który stał pod jego drzwiami. - Pozwolisz, że wejdę.
    - Nie widzisz, że właśnie wychodzę?
    - Śmiało, nie krępuj się. Mogę tu na ciebie poczekać, mną się nie przejmuj.
    - A kto by się tobą przejmował?! - powiedział Xuan Da Yu, marszcząc brwi. - Za kogo się uważasz? I czy to twój dom, że tak przychodzisz i wychodzisz, kiedy chcesz?
    - Chciałem zjeść z tobą noworoczną kolację.
    - Zjedz swoją dupę. - warknął Xuan Da Yu ze złością.
    Wang Zhi Shui wyciągnął paczkę pączków i pomachał nią przed jego twarzą.
    - Dzisiaj Święto Pierwszej Pełni Księżyca, zapomniałeś?
    - Nie zapomniałem, ale nie chcę spędzać tego święta w twoim towarzystwie.
    Wang Zhi Shui oblizał usta.
    - Przecież kilka dni temu sam zaprosiłeś mnie na kolację.
    - Tak było, ale to nie znaczy, że co chwilę chcę z tobą jadać.
    - Jeśli mogliśmy zjeść wspólnie wtedy, to dlaczego nie dzisiaj?
    - Już razem jedliśmy, po co robić to ponownie?
    - Bo tamta kolacja to już przeszłość.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Motorollo

***















   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Szkoda, że Xia Yao nie wypowiedział na głos swoich myśli do Yuan Zonga - na pewno by się ucieszył 😉
    Ciekawi mnie Zhi Shui 🙈 ciekawa jestem jego historii, choć od początku nie wbudzal mojego zaufania 😅
    Dziękuję Antha 😘 i Motorollo 😘😘
    Mirka

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubie Magika, nawet jesli nie jest krystaliczny, to nie jest tak okrutny jak Da Yu... nie rozumiem tej obsesji na punkcie Xia Yao skoro ten nie wysyla mu zadnych kurcze znakow... wkurza mnie tak samo jak ta cala Yuan Ru....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz