Advance Bravely [PL] - Rozdział 104: Konsekwencje zimowego urlopu.

 


    Następnego dnia we trójkę pojechali do Harbin. Nadszedł czas, by wrócić do Pekinu. O piątej po południu dotarli do celu. Przed lotniskiem czekał na nich ktoś, kto zajął się bagażami Yuan Ru i Yuan Zonga. Dziewczyna pojechała do domu, a jej brat odwiózł Xia Yao.
    Kiedy stanęli przed drzwiami jego domu, chłopak szybko chwycił za swoją torbę i powiedział.
    - Dobra, możesz już wracać, poradzę sobie.
    - Pójdę z tobą. - powiedział mężczyzna, odrobinę zmartwiony.
    - Nie, nie, idź już, proszę.
    Xia Yao za nic nie chciał zaprosić go do domu. A im bardziej próbował go spławić, tym bardziej Yuan Zong chciał poznać przyczynę takiego zachowania.
    Nagle drzwi się otworzyły i pojawił się w nich złowrogi cień.
    - Xia Yao, chodź tu natychmiast!
    Chłopak zadrżał i skruszony ruszył w kierunku drzwi, zapominając o Yuan Zongu.
    - Ach, mamo, maamooo... - nie skończył zdania, bo pani Xia chwyciła go za ucho i zaczęła go za nie ciągnąć.
    Yuan Zong patrzył na to, trzymając torby Xia Yao i nawet nie zdążył go obronić, bo pani Xia zadziałała szybko, podstępnie i bezwzględnie.
    Xia Yao wił się z bólu i błagał o litość.
    - Mamo, mamo, nie zawstydzaj mnie przy moim przyjacielu.
    - Mam cię nie zawstydzać? Po tym, co zrobiłeś?
    Yuan Zong położył bagaże i ruszył z odsieczą, wyciągając dłoń na powitanie. Pani Xia wypuściła ucho syna i uścisnęła jego dłoń. Jak na kobietę miała mocny i pewny uścisk, co było dość zaskakujące. W każdym razie cel został osiągnięty, a ucho Xia Yao uratowane.
    - Ciociu, daj mi wytłumaczyć. - zwrócił się do niej spokojnym głosem. - To ja poprosiłem Xia Yao, żeby do mnie przyjechał. Miałem trochę problemów w domu i poprosiłem go o pomoc. To moja wina.
    Pani Xia nie dała się tak łatwo zbyć.
    - Mogliście do mnie zadzwonić, skoro to była pilna sytuacja, zrozumiałabym. Przecież rozmowa przez telefon, to tylko kilka minut. Nie musiał się wymykać. A może ten chłopak zrobił to celowo, ponieważ nie chciał iść na randkę w ciemno.
    Randka w ciemno… Yuan Zong zmrużył oczy. Dlaczego nic o tym nie wiem…?
    Pani Xia ponownie chwyciła syna za ucho i tym razem Yuan Zong nie był w stanie mu pomóc, mógł tylko stać i się przyglądać.
    - Ciociu, to naprawdę moja wina, że poprosiłem, by przyjechał. Zadzwonił do mnie i powiedział, że ma kilka dni urlopu, a ja tak bardzo potrzebowałem pomocy. Ciociu, myślę, że nie powiedział ci o tym, bo się bał, że nie pozwolisz mu wyjechać.
    Głos Yuan Zonga był spokojny, pewny i brzmiał bardzo przekonująco. I chociaż pani Xia wiedziała, że te słowa miały na celu uratować jej niesfornego syna przed jej gniewem, to zadziałały. Kiedy go wysłuchała, cała złość jej przeszła.
    Xia Yao korzystając z tego, że matka skupiła uwagę na Yuan Zongu, podbiegł do jednej z toreb i ją otworzył, by wyciągnąć prezenty, jakie przywiózł.
    - Mamo, zobacz. Kupiłem ci kiełbaski z Harbin. Zrobili je krewni Yuan Zonga, są nieziemskie w smaku. A tu mam boczek. Ostatnio narzekałaś, że nie dostałaś bekonu w prezentach noworocznych. On go uwędził... - chłopak wskazał palcem Yuan Zonga. - Mówię poważnie, to nie żart. Tylko powąchaj, jak bosko pachnie.
    Gdy weszli do środka, chłopak pobiegł po talerze i podstawił pod nos pani Xia kawałek wędzonego boczku. Takiej znawczyni sztuki kulinarnej wystarczył zapach, by ocenić jakość dania.
    - Naprawdę sam go uwędziłeś? - kobieta uniosła brwi z powątpiewaniem.
    Yuan Zong skinął głową, a Xia Yao wyciągał z torby kolejne smakołyki.
    - A tu masz typowe dania z północnego-wschodu. Gulasz z żeń-szeniem i porożem jelenia. I jeszcze kilka przekąsek z Dong Bei.
    Postawa pani Xia od razu się zmieniła.
    - Następnym razem, jak wyjedziesz, musisz mnie powiadomić. Jeśli jeszcze raz tak się wymkniesz, powyrywam ci uszy.
    - Dobrze, mamo.
    Gdy już sytuacja została opanowana, Yuan Zong pożegnał się i ruszył w stronę drzwi. Xia Yao poszedł go odprowadzić.
    - Boli cię ucho?
    - Nie, jest tylko ciepłe.
    Mężczyzna delikatnie pogładził płatek jego ucha.
    - Jesteś już dorosły, dlaczego matka wciąż traktuje cię jak dziecko?
    - Kto? Ta wiedźma? Pewnie dlatego, że czuje się samotna.
    - Zawsze taka była?
    - Zawsze. Zostałem wychowany przez rózgę mojej mamy. Mój tato nigdy mnie nie uderzył.
    - Często cię biła?
    Xia Yao opowiedział skwapliwie.
    - Kiedy byłem mały, używała rózgi z kurzych piór, ściągała mi spodnie i dostawałem w tyłek. Biła z całej siły i nie pozwoliła mi płakać. Za każdą łezkę dostawałem jeszcze mocniej.
    Yuan Zong nie był w stanie tego zrozumieć. W opinii publicznej, pani Xia uchodziła za wzorową matkę, czułą, troskliwą kobietę, która wychowała syna mądrze, dając mu dobry przykład i trafne wskazówki. Nikt by nie uwierzył, że kiedykolwiek podniosła na syna rękę.
    - Jak ona mogła to zrobić?
    To pytanie zaskoczyło chłopaka. Nigdy nie widział Yuan Zonga z tak przygnębionego i z tak zatroskaną miną. Bo, prawdę mówiąc, nigdy nie pozwalał sobie na pokazanie innym takich emocji.
    - Wiesz, w sumie to normalne. Wszyscy za dzieciaka dostają lanie. Twoi rodzice cię nie bili?
    Zresztą nieważne, sam zarabiasz na biciu innych. Nie osądzaj mojej mamy, za to, że mnie dyscyplinuje.
    Mężczyzna nie odpowiedział, ale nadal był przygnębiony.
    - Idę do siebie. - powiedział chłopak i już zamierzał się odwrócić, ale został złapany za ramię.
    - O co chodzi z tą randką w ciemno?
    - Ach… Ojciec znalazł mi dziewczynę i zmusił mnie, żebym się z nią spotkał.
    - I co dalej?
    - Nie spotkałem się z nią.
    - A planujesz się z nią zobaczyć?
    Xia Yao uśmiechnął się zadziornie.
    - Sam mi powiedz. Powinienem się z nią spotkać, czy nie?
    Yuan Zong spojrzał mu głęboko w oczy, tak intensywnie, jakby chciał wypalić mu dziurę w głowie.
    - Siebie o to zapytaj, nie mnie. - po tych słowach odwrócił się i wyszedł.
    Chłopak mruknął do siebie. Chcesz mnie przestraszyć, czy co? Dla mnie istniejesz tylko ty.
    Zanim Xia Yao zdążył dojść do swojego pokoju, zatrzymała go pani Xia, która ciągle delektowała się zapachem bekonu.
    - Smakuje ci? - zapytał chłopak.
    - Tak, jest bardzo dobry. Naprawdę ten młody człowiek go uwędził? Nie wygląda na kogoś, kto potrafi gotować.
    - I tu się mylisz, potrafi gotować i robi to świetnie. Pamiętasz to danie z korzeni lotosu, które tak zachwalałaś? W sumie to nie kupiłem go na straganie, to on je przyrządził.
    - Naprawdę? - kobieta była zaskoczona. - Jest aż tak dobry?
    - No pewnie. - powiedział z dumą Xia Yao.
    - Ach, to on odwiedził cię ostatnio. Nie zdążyłam poczęstować go herbatą. To właściciel firmy, która cię szkoli, prawda?
    - Tak, tak, to on.
    Nagle chłopak się ożywił i zaczął opowiadać matce o tym, jak Yuan Zong był w wojsku, jak zbudował firmę, opowiedział o trudnościach, z jakimi musiał się zmierzyć, by w końcu osiągnąć sukces. Chłopak mówił prosto z serca, a jego słowa były tak liryczne i piękne, że serce pani Xia topniało z każdą sekundą.
    - Taki młody, przystojny. Dziewczyna, którą poślubi, będzie prawdziwą szczęściarą.
    I w tym monecie Xia Yao się zawiesił, bo w tej kwestii nie był w stanie zgodzić się z matką. Kobieta spojrzała na syna.
    - Co tak stoisz i bezmyślnie patrzysz w przestrzeń. Powinieneś brać z niego przykład.
    Tym razem też nie odpowiedział i wrócił do swojego pokoju.


    Kilka dni później Xia Yao poszedł do pracy i zaczął odkopywać się z zaległości. Zimowy urlop minął jak z bicza strzelił, a teraz musiał uporać się ze wszystkimi sprawami, jakie zostawił samym sobie… W tym relację z Xuan Da Yu’im.
    Starał się sobie wytłumaczyć, że skoro są tak bliskimi przyjaciółmi, to przecież nie ma znaczenia, czy spędzają ze sobą czas, czy nie i nie ma sensu robić afery z kilku dni ciszy. Xuan Da Yu miał na ten temat odmienne zdanie i Xia Yao o tym wiedział, dlatego postanowił spotkać się z przyjacielem. Niestety nie zastał go w domu, Peng Ze też nie miał pojęcia, gdzie mógłby być, dlatego Xia Yao musiał włożyć trochę wysiłku w poszukiwania.
    Kiedy w końcu go znalazł, Xuan Da Yu przywitał go zdawkowym pytaniem.
    - Co tu robisz?
    - Od kilku dni nie mogłem się z tobą skontaktować. Dlaczego nie odbierałeś ode mnie telefonów? - krzyknął ze złością Xia Yao.
    - A kiedy ja cię szukałem, to odebrałeś?
    - Byłem w Dong Bei…
    - Racja… - Xuan Da Yu machnął mu dłonią przed nosem. - Mówiłeś, że tam pojechałeś, bo potrzebna była twoja pomoc. Nie wnikam.
    Xia Yao był zaskoczony i dopiero po chwili się odezwał.
    - Naprawdę jesteś na mnie zły.
    - Tak, moje serce jest martwe, straciłem wszelkie uczucia.
    Chłopak zaczął się śmiać, myśląc, że przyjaciel się z niego nabija, dlatego objął go za szyję i powiedział.
    - Nie przesadzaj. Przecież odebrałem i chwilę rozmawialiśmy.
    Xuan Da Yu odrzucił jego rękę i spojrzał na niego bardzo poważnym wzrokiem.
    - Xia Yao, pozwól, że coś ci powiem. Mam dość twoich wygłupów, tu nie chodzi o telefon, a o twoją postawę. Jesteś bliski mojemu sercu i zacząłem się zastanawiać, jak jest z tobą? Czy jestem dla ciebie tak samo ważny? Widzisz we mnie przyjaciela? To dlaczego nie jesteś wobec mnie szczery? Jestem pewien, że coś przede mną ukrywasz.
    Po tej przemowie włożył rękę do kieszeni Xia Yao i wyciągnął z niej klucze do swojego mieszkania, które dał mu jakiś czas temu. Potem wypchnął go za drzwi i zamknął mu je przed nosem.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Motorollo

***















   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. A idz tam... Da Yu teraz bedzie gral w kotka i myszke.... a Xia Yao bedzie probowal go udobruchac....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz