Advance Bravely [PL] - Rozdział 111: Zemsta.

 


    Autostradą jechał jeep przewożący nielegalną broń palną. W środku jechało czterech mężczyzn. Prowadził Si Ji, zwany Maszyną, niezwykle doświadczony kierowca. Obok niego siedział szef firmy Hei Bei, znany jako Leopard. Na tylnym siedzeniu siedziało dwóch ochroniarzy Czarnych Panter i przysłuchiwali się, o czym rozmawiają mężczyźni z przodu.
    - Heizi będzie kaleką, po co go jeszcze trzymamy? - zapytał kierowca.
    Leopard palił papierosa z niezwykłym spokojem i opanowaniem. Jego dłoń była żylasta, a twarz pozbawiona emocji.
    - Zresztą Heizi to idiota, skoro zaatakował wnuka Xia Weidonga. A może chciał się pożegnać z tym ziemskim padołem. Chociaż pojawienie się Yuan Zonga było prawdziwym zaskoczeniem i kto by pomyślał, że on jest aż tak dobry. - kontynuował swój wywód kierowca.
    - Spotkałeś kiedyś Xia Yao? - zapytał spokojnie Leopard.
    - To wnuk Xia Weidonga? A kto go nie widział? Przecież ostatnio jego zdjęcie pojawiło się w wiadomościach.
    - To zdjęcie po retuszu. - powiedział Leopard. - Widziałeś go na żywo?
    Kierowca zamyślił się...
    - Kiedyś spotkałem oddział policji i podejrzewam, że on był jednym z policjantów. Pamiętam, że ktoś mi go wskazał, ale nie przyglądałam się uważnie.
    - To następnym razem się przyjrzyj.
    Si Ji spojrzał na szefa z uśmiechem.
    - Naprawdę jest aż tak przystojny?
    Leopard pogładził się po brodzie.
    - Co roku policja organizuje zawody w kickboxingu. Wiesz, że jestem fanem i nie opuściłem ani jednej walki?
    - Fakt, pamiętam, jak opowiadałeś, że jeden z policjantów dał się pocałować amerykańcowi. To był Xia Yao?
    Leopard posłał mu znaczący uśmieszek, a Si Ji aż uderzył dłonią w kierownicę.
    - Zaczyna robić się interesująco.
    Kierowca nie zdążył położyć dłoni na kierownicy, bo przemknął mu przed maską czarny cień, zmuszając go do nadepnięcia hamulca. Zanim samochód zdążył się zatrzymać, czarny cień pojawił się na przedniej szybie.
    Yuan Zong śledził jeepa, a potem wyprzedził go i poczekał w dogodnym miejscu, żeby na niego wskoczyć. Zrobił to błyskawicznie i bez uszczerbku dla zdrowia. Wbiegł na maskę i z impetem kopnął w przednią szybę.
    Szyba rozbiła się na kawałki, a on wpadł do środka auta i zacisnął uda na szyi kierowcy, który ostatecznie zderzył się z jego brzuchem. Samochód jechał w stronę barierek, Yuan Zong przesunął nieprzytomnego kierowcę na bok i nacisnął hamulec. Wszystkimi w samochodzie szarpnęło i polecieli do przodu. Oczy Leopard zrobiły się niebezpiecznie czerwone. Nie spodziewał się, że Yuan Zong przejmie jego auto na środku autostrady. Najwyraźniej życie mu było niemiłe.
    Yuan Zong uprzedził ruch Leopard i skierował stopę w stronę brzucha mężczyzny, tam gdzie zwykle trzyma się broń. Leopard miał szczęście i zablokował kopnięcie, inaczej jego nerka mogła zostać uszkodzona.
    Yuan Zong po ataku na Leoparda wylądował na tylnym siedzeniu, gdzie od razu spadł na niego grad pięści. Jednak mężczyzna nie cofnął się i tylko czekał na idealny moment, by przeprowadzić kontratak.
    Dwaj ochroniarze nie wiedzieli, kiedy ich szyje zostały oplecione, a chwilę później ich głowy zostały wykręcone i rozległo się głośne BUM.
    Obaj leżeli otumanieni, kręciło im się w głowach, czuli mdłości, a po chwili zaczęli wymiotować.
    Leopard dopadł broni, ale zobaczył, że lufa jest skrzywiona, oczy mu się rozszerzyły i zacisnął zęby ze złości. Co to ma być? Czy on jest człowiekiem?
    Yuan Zong rzucił się na niego od tyłu. Nagle samochód zaczął się dymić i chwilę później palić.
    Twarde jak stal ramię Leoparda owinęło się wokół pasa Yuan Zonga, jednak jego siła była niczym w porównaniu z mocą bojową żołnierza jednostki specjalnej. Leopard został spacyfikowany, a jego głowa wbita za kierownicę. Mógł poruszać jedynie oczami.
    Yuan Zong nie miał czasu na dalszą zabawę. Przyjechał tu w jednym celu. Słowa, które wypowiedział, były skierowane do Leoparda i zabolały, niczym cios z pięści prosto w szczękę.
    - Jeśli jeszcze raz ośmielicie się tknąć, choćby palcem jednego z moich ludzi, to urządzę panterom krwawą rzeź.
    Po tych słowach kopniakiem otworzył drzwi i zwinnym ruchem wyskoczył z auta. Zdjął z siebie podarty płaszcz, który rzucił na ziemię i odszedł pewnym i swobodnym krokiem.
    Leopard słyszał dziwne dźwięki, dochodzące z silnika, czuł też ostry zapach ropy, a co gorsza, w bagażniku szmuglował broń i amunicję.
    - Samochód zaraz wybuchnie. Szybko!
    Ochroniarze, którzy właśnie skończyli wymiotować, otworzyli tylne drzwi i wyczołgali się z auta. Leopard nadal był zaklinowany za kierownicą i robił, co mógł, żeby ją wyciągnąć. Wbił paznokcie w głowę tak mocno, że aż trysnęła krew, ale głowa ani drgnęła.
    - Aaaa! - ryknął, a jego oczy zrobiły się czerwone. Zaparł się nogami o fotel, a wtedy samochód się zakołysał.
    Czuł, że robi się coraz goręcej. Ostatkiem sił chwycił za kierownicę i pociągnął ją. Czuł potworny nacisk na kościach policzkowych i żuchwie. W końcu wyrwał głowę i wyskoczył z auta, trzaskając za sobą drzwiami.
    I nagle przypomniał sobie, że w środku nadal jest kierowca. Podbiegł do auta, otworzył drzwi i jednym chwytem wyciągnął kierowcę.
    Nagle wszyscy poczuli zapach prochu zmieszanego z krwią. Leopard chwycił rannego kierowcę i pobiegli razem schować się za wzgórze. Po chwili słychać było wybuch, a potem jeszcze kilka kolejnych. Samochód płonął, a ulica zasnuła się czarnym dymem.
    Wszystko, co znajdowało się w pobliżu auta, strawił ogień, łącznie z podartym płaszczem Yuan Zonga, po którym nie został ślad.
    W trakcie ucieczki siła wybuchu dosięgnęła kierowcę, jedna z jego nóg została roztrzaskana, a jej fragmenty rozrzuciło po terenie. Dwaj ochroniarze ponownie zaczęli wymiotować. Leopard otarł krew z twarzy i sięgnął po telefon.
    - Szybko sprowadźcie tu dwa auta i zorganizujcie grupę ludzi, żeby posprzątali ten cholerny bałagan. - po chwili dodał. - Są ranni. Weźcie ze sobą lekarzy. Kurwa i żadnej policji, wiesz, co mieliśmy w jeepie?!
    Kiedy skończył rozmowę, splunął krwią.
    Yuan Zong, poczekaj, kurwa, jeszcze cię dorwę.


    Po całej akcji Yuan Zong przyjechał do szpitala jak gdyby nigdy nic. Kiedy jechał, odebrał telefon od siostry.
    - Bracie, muszę ci coś powiedzieć, tylko się nie złość.
    Słysząc te słowa, wiedział, co zaraz usłyszy, dlatego starał się uspokoić.
    - Nie zrobiłam tego specjalnie, tak mnie trochę poniosło. I nie spodziewałam się, że Xia Yao ma aż tak dobry słuch, bo usłyszał każde moje słowo. Na szczęście nie był na mnie zły. Kiedy wychodziłam, ktoś go odwiedził i poprosiłam go, żeby nie wspominał o oczach Xia Yao, ale on mnie zignorował.
    Yuan Zong poczuł niepokój, którego nie czuł podczas ataku na samochód Leoparda.
    - Co ja mam z tobą zrobić? - westchnął.
    - Niepotrzebnie mi o tym mówiłeś. Gdyby nie ty, nawet nie zauważyłabym różnicy między jego oczami…
    Yuan Zong rozłączył się i rzucił telefon na siedzenie pasażera.


    Xia Yao siedział na łóżku i nagle zadzwonił jego telefon, spojrzał na wyświetlacz i zbladł.
    - To dziwne, że ta sprawa aż tak się skomplikowała. Nic nie jest pewne.
    - To nie moja wina. Nie kazałem wam fałszować dowodów ani wymuszać zeznań. Namawiałem was jedynie do tego, żebyście poznali prawdę.
    - Nadal chcesz to ciągnąć? To zajmie trochę czasu, a potem co? Myślisz, że to się nie rozniesie?
    - Dobra. To nie jest rozmowa na telefon. Zaraz przyjadę.
    Xia Yao wstał z łóżka, ubrał się i gdy tylko wyjrzał za drzwi, zobaczył wysokiego mężczyznę, który właśnie wyszedł z windy.
    Kurwa! Że też musiał przyjść akurat teraz.
    Chłopak wrócił do pokoju, zdjął ubranie i położył się do łóżka. Nie zdążył ubrać szpitalnej piżamy, dlatego nakrył się szczelnie kołdrą, razem z głową.
    Gdy drzwi się otworzyły, wstrzymał oddech.
    Yuan Zong od razu zauważył, że chłopak udaje trupa, próbując zatuszować próbę wyjścia ze szpitala. Podszedł do łóżka z uśmiechem na ustach, a tam leżało ciało szczelnie okryte białą pościelą. Ciało było nieruchome, nawet klatka piersiowa się nie unosiła. Xia Yao próbował wstrzymać oddech, walcząc ze sobą i pokonując własne ograniczenia.
    Yuan Zong miał dość zabawy w kotka i myszkę, włożył rękę pod kołdrę i połaskotał jedną ze stóp.
    Spod kołdry słychać było gromki śmiech.
    

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Motorollo

***









   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze