Advance Bravely [PL] - Rozdział 125: W końcu zobaczyłem, kim naprawdę jesteś.

 

    Kiedy Wang Zhi Shui wrócił po swój skuter jeszcze i raz spróbował zadzwonić do Xuan Da Yu’ego, który tym razem odebrał.
    - Jeszcze się nie poddałeś? Mówiłem ci… Nie chcę słuchać twojego tłumaczenia… To nie ma sensu…
    Wang Zhi Shui słyszał, że Xua Da Yu jest kompletnie pijany, dlatego zapytał.
    - Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
    - Nie potrzebuję, żebyś mnie odbierał. Mogę tu nawet umrzeć, w tym pieprzonym klubie… Bo sobie na to zasłużyłem… Zasłużyłem sobie…
    Kiedy chłopak usłyszał słowo „Klub”, nagle go olśniło, wsiadł na skuter i pojechał do miejsca, przed którym po raz pierwszy się spotkali.
    Na ulicy była gęsta mgła. Była już wiosna, ale temperatury wieczorem spadały do zera. Wang Zhi Shui wychodząc z domu, nie wziął sobie niczego ciepłego i teraz lodowaty wiatr smagał jego koszulą. Po chwili zaczął się trząść z zimna i wyglądał jak mały zagubiony chłopiec.
    Po kilkunastu minutach podjechał pod klub i znalazł w nim Xuan Da Yu’ego. Tym razem to on zarzucił go sobie na plecy, i chociaż był od niego drobniejszy, to na tyle sprawny fizycznie, że spokojnie dał radę go unieść. Xuan Da Yu oparł głowę o jego szyję i chłopak czuł się z tym cudownie, jakby wygrał szczęśliwy los na loterii.
    To przyjemne uczucie rozgrzewało jego serce i postanowił cieszyć się nim dłużej, dlatego zostawił skuter, zamierzając zanieść go do domu na plecach. Szli tą samą ścieżką, co kiedyś, przez co wspomnienia tamtej nocy na nowo zawitały w jego myślach.
    Niestety Wang Zhi Shui przecenił swoją siłę. Przeszedł niecałe dwa kilometry i musiał odpocząć, i tak co kilka kroków, aż w końcu był tak zmęczony, że musiał zatrzymać się na dłużej. Gdy odsapnął, uszedł jeszcze kilka kroków i poczuł, jak trzęsą mu się nogi, ale nie chciał się poddać. Był gotów umrzeć, ale za nic nie chciał się poddać, postanowił wytrwać w imię miłości.
    Kogo ja oszukuję? Zapytał się w myślach. Wiedział, że jeśli chce go zanieść do domu, to przed nim jeszcze kilka przecznic, a jeśli zawróci, to będzie oznaczać, że wcale za daleko nie uszedł.
    Nagle Xuan Da Yu zaczął mamrotać mu do ucha.
    - Wiesz, ostatnio pomyliłem cię z kimś innym… - zaczął wspominać noc, kiedy zaatakował Xia Yao. - Pomyliłem cię z tym skurwielem, Wang Zhi Shuim…
    Chłopak słysząc to wyznanie, zaklął w myślach. A niech cię, wiesz, jaki jestem zmęczony? Może powinienem cię zrzucić z pleców?
    Po chwili Wang Zhi Shui upadł, a półprzytomny Xuan Da Yu zsunął się z jego pleców i zaległ na chodniku.
    Wang Zhi Shui położył się obok niego, sapał, dyszał i patrzył na pijaka wzrokiem pełnym wyrzutów. A kiedy odpoczął, ponownie wziął go na plecy i ruszył w stronę klubu, gdzie zaparkował skuter.
    Już nie było mu zimno, był cały spocony, a wszystkie romantyczne myśli wyparowały, ponieważ dźwiganie tego moczymordy nie miało w sobie krzty romantyzmu. Po przejściu kilku kroków musiał go zrzucić, żeby odpocząć, po czym znowu wciągał go sobie na plecy i szedł dalej. Powtórzył ten schemat kilka razy, aż poczuł, że ma zdrętwiałe ręce i już nie był w stanie po raz kolejny wciągnąć go na plecy, dlatego chwycił go pod pachy i ciągnął.
    Po godzinie męczarni w końcu dotarli do skutera.
    Ten przeklęty drań jest zepsuty do szpiku kości, mogłem go od razu podwieźć, a nie dźwigać na plecach. Wymyślał mu w myślach Wang Zhi Shui. Stwierdził, że najlepiej jakby wynajął hotel, bo nie miał siły wieźć go do domu. Ale kiedy pomyślał o kosztach, postanowił zabrać go do siebie. A mieszkał niedaleko, tuż obok kurzej i świńskiej farmy.
    Kiedy dotarli do celu, rzucił Xuan Da Yu’ego na łóżko, a ten od razu zaczął mamrotać.
    - Jestem jeszcze młody… Nie chcę umierać… Przez te wszystkie lata byłem singlem… Tylko wspominałem nasze wspólne lata, gdy byliśmy młodzi… Xia Yao, ty mały diable… Zawsze tak dobrze cię wspominałem… Zawsze…
    Wang Zhi Shui spojrzał na niego z litością.
    - Jesteś masochistą, trzymając się tej nieodwzajemnionej miłości i tylko się ranisz. Co takiego ma ten facet, że tak za nim szalejesz?
    Nagle Xuan Da Yu zawył niemiłosiernie, czym przeraził Wang Zhi Shuiego.
    - Kurna… Nie strasz ludzi! - powiedział, kiedy wyrównał oddech i pogłaskał go po klatce piersiowej, żeby go odrobinę uspokoić. Xuan Da Yu przyciągnął go do siebie i zrobił szybki zwrot, przygniatając chłopaka swoim ciałem, a potem zaczął na niego krzyczeć.
    - Naprawdę lubisz tego starca?! Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Co jest w nim takiego fajnego, no co?
    Wang Zhi Shui przełknął ślinę, gdy patrzył z tak bliska w jego rozgniewane oczy i odpowiedział.
    - Chcesz usłyszeć prawdę, to ją powiem. Ten facet ma wszystko, żeby uwodzić kobiety i mężczyzn.
    - To niedorzeczne. Jest po trzydziestce i nigdy nie miał kochanki. Jak ktoś taki może mieć tylu wielbicieli?
    - Miłość, a próba zdobycia kogoś, to dwie różne rzeczy. - powiedział Wang Zhi Shui spokojnym cichym głosem. - To typ mężczyzny, którego trudno usidlić. Bo ma serce ze stali.
    Xuan Da Yu był tak pijany, że nie dotarło do niego, że wcale nie rozmawia z Xia Yao. Chwycił leżącego pod nim mężczyznę za kołnierz i zapytał.
    - To dlaczego jesteście razem?
    Wang Zhi Shui odpowiedział, udając Xia Yao.
    - Ponieważ je też mam serce ze stali. I miłość sama nas znalazła, a teraz wspieramy się, rozumiemy, pomagamy sobie, rozumiesz?
    - Ty skurwielu!
    - Ach…
    Xuan Da Yu zablokował nadgarstki chłopaka, po czym opuścił głowę i ugryzł go w twarz.
    - Skoro ten staruch pieprzy cię do utraty tchu, to znaczy, że możesz to zrobić z facetem…
    Wang Zhi Shui przypomniał sobie sztukę teatralną, której bohater się upił i zaczął mylić ludzi. Jedna kobieta wykorzystała to i pewniej nocy udawała jego ukochaną. Gdy rano się obudzili, ona poprosiła go, by wziął odpowiedzialność za swoje czyny.
    A Xuan Da Yu wziął go za Xia Yao, dlatego chłopak postanowił to wykorzystać. Bo, jakby nie było, coś czuł do tego faceta i pragnął go zdobyć.
    Na samą myśl, że Xuan Da Yu może zapewnić mu życie w luksusie, postanowił ochronić dla niego swoją małą stokrotkę.
    Niestety życie to nie sztuka i czasem nic nie idzie zgodnie z planem. Gdy już byli nadzy i atmosfera zrobiła się gorąca, Xuan Da Yu go rozpoznał.
    - Wang Zhi Shui… To ty…?
    Chłopak skrzywił się ze złości i zagryzł zęby. Kiedy niosłem cię na plecach, to mnie nie poznałeś, a kiedy zdecydowałem się zrobić to z tobą, to nagle musiałeś się ocknąć.
    Jednak Wang Zhi Shui postanowił iść w zaparte.
    - Przyjrzyj się, to ja, Xia Yao.
    - Wcale nie, wcale nie. Powiem ci coś, mogłem pomylić Xia Yao z tobą, ale ciebie nigdy nie pomylę z moim małym diabełkiem.
    - Dlaczego nie?
    - Ponieważ nie masz między nogami jego sprzętu.
    Wang Zhi Shui uspokoił się, wiedział, że złością nic nie wskóra. Dobra, skoro mnie nie doceniasz, to ci pokażę…
    Po chwili Xuan Da Yu zasnął, a Wang Zhi Shui wyszedł na dwór. Była już północ i wszyscy na farmie spali. Chłopak wszedł do kurnika, złapał jedną kurę i zabrał ją do pokoju, żeby ją zabić. Spojrzał na nią i powiedział.
    - Wybacz mi, ale twoja krew otworzy mi drzwi do luksusowego życia… - po tych słowach podciął gardło kurze, ale niestety nie za głęboko. Kura wyrwała się, zaczęła trzepotać skrzydłami i uciekać po całej sypialni, przy okazji głośno gdacząc.
    Nagle zapaliło się światło w sypialni właściciela farmy. Chłopak rzucił się na kurę, która wskoczyła na łóżko i usiadła na Xuan Du Yu’im, po czym zaczęła trzepotać skrzydłami. W efekcie czego w całym pokoju było pełno kurzej krwi i piór.
    Xuan Da Yu przebudził się i zapytał.
    - Co się dzieje, skąd tu się wzięła ta kura?
    Wang Zhi Shui skakał po łóżku, usiłując złapać kurę. W końcu udało mu dorwać ptaka i odciąć mu głowę.
    Gdy w pokoju zapanowała cisza, Xuan Da Yu ponownie zasnął.
    Wang Zhi Shui zanurzył palce w świeżej krwi i wcisnął go sobie w odbyt, nałożył trochę krwi na penisa Xua Da Yu’ego. Kura narobiła takiego bałaganu, że prześcieradło już było całe zakrwawione. Jedynym problemem były pióra, które były niemalże wszędzie… I które chłopak musiał sprzątać przez kolejną godzinę. Gdy uprzątnął pióra i wytarł krew z podłogi, wrzucił zabitego ptaka do psiego kojca, by zatrzeć ślady zbrodni.
    Po wszystkim ciężko dysząc wrócił do łóżka i gdy już się układał do snu, zadzwonił telefon Xuan Da Yu’ego. Spojrzał na wyświetlacz i zobaczył, że to Xia Yao, który wysłał wiadomość, w której pyta przyjaciela, gdzie jest.
    Nagle Wang Zhi Shui się zamyślił, a po chwili wysłał w odpowiedzi swój adres.
    Kiedy Yuan Zong opuścił nad ranem dom Xia Yao, chłopak ubrał się i pojechał pod wskazany adres. Przez godzinę szukał właściwego domu. Kiedy wszedł na farmę, jej właściciel stał w ogrodzie i klął.
    - Jakiś pies przyszedł i zjadł moją kurę. - mówił, kierując te słowa do osoby wynajmującej pokój tuż obok.
    - Przepraszam pana, czy Wang Zhi Shui tu mieszka? - zapytał uprzejmie Xia Yao.
    Mężczyzna nadal rozpaczał za swoją kurą i tylko wskazał mu kierunek, po czym zaczął kląć na tego „psa”.
    Chłopak zapukał. Wang Zhi Shui udawał, że nic nie słyszy, a Xuan Da Yu spał w najlepsze. Xia Yao zauważył, że w drzwiach nie ma zamka i pchnął je, a to, co zobaczył w środku, sprawiło, że zamarł w bezruchu.
    Cała pościel była we krwi, jakby ktoś dokonał tam krwawej zbrodni. Krew wyciekała strużką spomiędzy pośladków Wang Zhi Shuiego, a penis Xuan Da Yuego wyglądał, jakby krwawił. Xia Yao, pomimo że był najlepszym detektywem w jednostce, to nie potrafił sobie wyobrazić, co tu się stało.
    Xuan Da Yu nagle poczuł, że w pokoju nastała dość przytłaczająca atmosfera. Obudził się i rozejrzał się dookoła. Po chwili aż wstrzymał oddech i na koniec zatrzymał się na zszokowanej twarzy przyjaciela. Czuł, jak myśli kotłują się w jego głowie i miał wrażenie, że ta zaraz eksploduje.
    - Co jest… Co tu się stało?
    Xia Yao nie był w stanie pojąć, że między Xuan Da Yu’im i Wang Zhi Shuim mogło dojść do czegoś takiego.
    - Nie wierzę… Sam sporo przede mną ukryłeś. A teraz, skurwielu… Zmusiłeś mnie, żebym zobaczył cię w całkiem nowym świetle.
    Po tych słowach Xia Yao odwrócił się i wyszedł. Kurwa, całą noc nie spałem i się o ciebie martwiłem, tylko po to, żeby z samego rana zobaczyć coś takiego.
    Xuan Da Yu był w stanie się pozbierać dopiero ładnych kilka minut później. Najpierw spojrzał na swoje krocze, a potem na pośladki Wang Zhi Shuiego. Miał przed sobą dowody grzechu, jaki popełnił wczorajszej nocy i wiedział, że nie ma już odwrotu.
    Klepnął chłopaka w ramię, a ten powoli otworzył oczy, udając, że cierpi z bólu.
    - Proszę, nie dotykaj mnie… Wszystko mnie boli…
    Xuan Da Yu spochmurniał i nagle spadło mu na nos pióro.
    - Skąd tu to pióro?
    Wang Zhi Shui zamarł. Jak mogłem je przeoczyć?
    Xuan Da Yu spojrzał sceptycznym wzrokiem na niego i w milczeniu obserwował każdy jego ruch. Serce Wang Zhi Shuiego prawie przestało bić. Dopiero kiedy napięcie między nimi nieco zelżało, Xuan Da Yu powiedział.
    - W końcu wczoraj zobaczyłem twoje prawdziwe oblicze.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Motorollo

***









   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Mam ochotę skręcić kark Wang Zhi Shui'emu za tę biedną kurę 😡
    Dziękuję za rozdział Antha 😘😘❤️ i Motorollo 😘😘❤️

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz