SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 73: Wypadek

 

    Studio Akaszy znajdowało się w centrum miasta na jednej z handlowych ulic. Dzięki swoim przepowiedniom i relacjom na żywo, które prowadziła w internecie, zyskała na popularności.
    Gdy dojechali do dwupiętrowego budynku, który wyglądał jak domek Baba Jagi, zaparkowali i wysiedli z auta. Popchnęli drzwi wejściowe i usłyszeli dźwięk wietrznych dzwonków. Powoli weszli do środka. Był to przyjemnie urządzony pokój, z lustrami na ścianach, na suficie były zamontowane lampki dające ciemnozielone i żółte światło. Na oknach były przyklejone kolorowe folie, co sprawiało, że w pomieszczeniu panował półmrok, za to nastrój był bardzo tajemniczy.
    Zatrzymali się na chwilę, ale nikt nie wyszedł ich powitać. A skoro zabrzmiały wietrzne dzwonki, było to jednoznaczne z tym, że ktoś właśnie wszedł do środka. Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie wzrokiem pełnym obaw. Dowódca przyłożył dłoń do kabury pistoletu, a doktor wyciągnął swoją niewielką, choć niezawodną broń. Idąc obok siebie obeszli pokój i skierowali się w stronę schodów prowadzących na piętro. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie i szybki wbiegli po schodach.
    Na górze zobaczyli dość dziwną scenę. Drzwi do studia były otwarte, a tam dwudziestokilkuletnia kobieta zaciskała linę na szyi Akaszy. Z kolei wróżka jedną ręką biła dziewczynę próbując ją podrapać, drugą wymachiwała kompletnie bezładnie. Jej oczy powoli zaczęły się wywracać, miała otwarte usta, z których wypływał język, wydawała z siebie ciche, ochrypłe dźwięki.
    Bai Yutang ruszył naprzód i złapał dziewczynę za ramię. Musiał użyć naprawdę sporej siły, żeby odciągnąć jej łokieć. Gdy wypuściła linę, Zhan Zhao szybko zdjął ją z szyi Akaszy. Wróżka zaczęła kaszleć i rozpaczliwie łapać powietrze. Była o włos od śmierci.
    Dziewczyna zaczęła krzyczeć i wyrywała się z uścisku dowódcy. Chwyciła linę i z szałem w oczach rzuciła się w kierunku Akaszy. Bai Yutang był zaskoczony siłą tej młodej, szalonej kobiety. Natychmiast chwycił jej ręce i wykręcił je za jej plecy, po czym powalił ją na ziemię i dopiero wtedy udało mu się ją unieruchomić.
    - Kocie, z tą kobietą jest coś nie tak.
    - Znokautuj ją! - krzyknął doktor. - Ona jest… - nie dokończył, bo w drzwiach pojawił się cień sylwetki. Ukryty tam mężczyzna wyciągnął broń i wycelował w Akaszę. Zhan Zhao odepchnął wróżkę i w tym momencie rozległ się dźwięk wystrzału.
    - Kocie! - krzyknął dowódca, a chwilę później Zhan Zhao upadł na podłogę.
    Trzymając dłonie kobiety w jednej ręce, Bai Yutang chwycił za broń i też oddał strzał w stronę drzwi. Wystrzelona kula trafiła napastnika w ramię. Mężczyzna syknął, po czym odwrócił się i uciekł.
    - Kocie… - Dowódca uderzył kobietę w kark, na tyle mocno, że straciła przytomność.
    Wstał i podbiegł do doktora sprawdzić, w jakim jest stanie. Zhan Zhao usiadł na podłodze i trzymał się za ramię.
    - Nic mi nie jest, to tylko draśnięcie - powiedział, patrząc na przerażonego i bladego na śmierć dowódcę. - Szybko, biegnij za nim! No dalej, Yutang!
    Kiedy do Bai Yutanga dotarło, że doktorowi nic nie jest, odzyskał trzeźwość myślenia. Spojrzał, jak krew sączy się między palcami dłoni Zhan Zhao i nagle wyraz jego twarzy się zmienił. W oczach zapłonął mu gniew. Chwycił stołek i rozbił szybę w oknie. Zobaczył wybiegającego z budynku mężczyznę trzymającego się za postrzelone ramię, w którego dłoni nadal była broń. Dowódca wyskoczył przez okno i wylądował na dachu furgonetki zaparkowanej pod budynkiem. A chwilę później, kiedy zeskoczył na chodnik, w kilku susach dopadł uciekającego napastnika. Mężczyzna podniósł pistolet i wymierzył, a kiedy zobaczył, że jego cel zniknął mu z oczu, wpadł w panikę. Nagle dowódca pociągnął go za kołnierz, mężczyzna poczuł ostry ból w prawym ramieniu i wypuścił z dłoni broń.
    Bai Yutang wykręcił mu rękę i cisnął nim o ścianę. Kiedy podniósł z chodnika upuszczony pistolet, kątem oka zobaczył, jak ten facet spływa ze ściany, by na koniec usiąść przy niej ze spuszczoną głową. A kiedy spojrzał na jego twarz, był zaskoczony.
    - To ty?
    Mężczyzną siedzącym na chodniku, trzymającym się za rękę i z trudem łapiącym powietrze, był Qu Yanming, jego były podwładny, którego spotkał w Muzeum. Bai Yutang zacisnął zęby i chwycił go za kołnierz.
    - Oszalałeś? Próbowałeś kogoś zabić!
    Twarz ochroniarza była sina. Mocno zaciskał zęby i nic nie odpowiedział. Bai Yutang skuł go w kajdanki i jedną ręką pociągnął za sobą z powrotem na piętro, do studia wróżki. W drugą rękę chwycił telefon, żeby zadzwonić do biura. Gdy wszedł do pokoju, rzucił nim o podłogę. Zhan Zhao wstał i przyjrzał mu się uważnie.
    - Ty… to ty?
    Dowódca przysunął mu krzesło, by sobie usiadł, bo chciał sprawdzić jego obrażenia. Na szczęście była to powierzchowna rana, w zasadzie tylko zadrapanie. Jednak kiedy patrzył na śnieżnobiałe ramię doktora z zarysowaną na nim krwawą szczeliną, nie był w stanie się uspokoić.
    - Dlaczego próbowałeś ją zabić? - Zhan Zhao nie przejmując się raną, zwrócił się z pytaniem do Qu Yanminga.
    Mężczyzna nie odpowiedział. Doktor spojrzał na Akaszę, która stała przerażona w rogu pokoju. Wyglądało, jakby już wróciła do siebie, bo pod nosem mamrotała nieco ochrypłym głosem:
    - Klątwa… klątwa…
    Bai Yutang był w podłym nastroju, ze złością kopnął w stół i krzyknął do Akaszy:
    - Zamknij się!
    Zhan Zhao był zaskoczony wybuchem gniewu dowódcy i bacznie mu się przyglądał, czując lekkie zmieszanie. Po chwili Bai Yutang podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Akasza była na tyle rozsądna, że nie wydała z siebie już żadnego dźwięku.
    Po chwili przyjechał radiowóz i karetka. Wang Chao i Zhang Long zabrali ochroniarza i dziewczynę na komisariat, a dowódca pojechał z Zhan Zhao do szpitala.
    Pomimo, że to tylko draśnięcie, to jednak rana była na tyle głęboka, że lekarz zalecił założenie dwóch szwów. Zhan Zhao był bardzo wrażliwy na ból, zacisnął zęby i cały aż się skrzywił. Na szczęście stażystka zakładająca szwy była w tym świetna. Zrobiła to szybko i precyzyjnie, w sumie skończyła, zanim zaczęło boleć. Kiedy zakładała opatrunek na ramieniu doktora, zerknęła przez okno w stronę Bai Yutanga strojącego z zasępioną miną za drzwiami. Uśmiechnęła się i zapytała Zhan Zhao:
    - To kapitan Bai, prawda? Mój brat mówił, że jest bardzo miły. Ciekawe, dlaczego teraz wygląda tak strasznie?
    To pytanie zaskoczyło doktora, zerknął na plakietkę na piersi młodej lekarki „Stażystka: Ma Xin”. Tak, to nazwisko wydało mu się znajome. Spojrzał na dziewczynę, która nadal uśmiechała się zadziornie. Układ brwi też wydał mu się znajomy.
    - Och! - Klepnął się w głowę. - Jesteś siostrą Ma Hana!
    - Hahaha! - zaśmiała się Ma Xin i przykleiła gazę dwoma plastrami. - Proszę uważać, żeby nie zamoczyć rany. Za tydzień proszę przyjść na ściągnięcie szwów, doktorze Zhan.
    Po chwili dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi i krzyknęła:
    - Gotowe!
    Bai Yutang wszedł do środka, podniósł płaszcz doktora, pomógł mu go założyć i już zamierzał ruszyć razem z nim do wyjścia, gdy doktor pociągnął go za rękaw i zapytał:
    - Yutang, czy ona ci kogoś nie przypomina? - zapytał wskazując na stażystkę. - To Ma Xin, siostra Ma Hana.
    Zaskoczony dowódca spojrzał na nią, uprzejmie skinął głową i nie odezwał się słowem. Ma Xin zaczęła sprzątać i odezwała się kiwając głową:
    - Ajajaj, mój brat miał rację…
    - A co takiego powiedział? - zapytał z ciekawością Zhan Zhao.
    Dziewczyna odpowiedziała podnosząc metalową tackę i kierując się w stronę drzwi:
    - Mój brat powiedział, że kapitan Bai jest zwykle bardzo łagodny, ale łatwo go zdenerwować. Powiedział też - tu znacząco spojrzała na Zhan Zhao - że jeśli ktokolwiek ośmieli się skrzywdzić doktora Zhana, to lepiej, żeby zaczął sobie kopać grób.
    Po tych słowach odeszła z uśmiechem, zostawiając ich obu z nieco zawstydzonymi minami. Bai Yutang jako pierwszy przerwał milczenie.
    - Co za drań, postaram się, żeby miał sporo nadgodzin.
    Zhan Zhao pogładził go po głowie zdrową ręką, a potem chwycił tę sfrustrowaną Białą Mysz pod ramię i pociągnął w stronę drzwi.
    - Kapitanie Bai, chodźmy.
    Pojechali do domu, bo doktor musiał się przebrać. Zdjął poplamioną krwią koszulę i założył nową, ale miał problem z zapięciem guzików. Spojrzał na dowódcę i zmusił się, żeby poprosić go o pomoc.
    - Yutang, pomóż mi… zapiąć koszulę… i zawiązać krawat.
    Bai Yutang usiadł na kanapie i kiwnął palcem na doktora.
    - Chodź tu.
    Zhan Zhao podszedł i stanął naprzeciwko niego. Dowódca poklepał się po nodze i uśmiechnął się delikatnie. Doktor się zarumienił. Ach, ta Mysz… Odrobinę się wahał, dlatego Bai Yutang pociągnął za róg jego koszuli i przyciągnął go do siebie, potem objął w pasie i usadził na swoich kolanach. Doktor wbił kolana w kanapę, siedząc okrakiem na jego udach. Pochylił głowę i zarumienił się jeszcze bardziej, kiedy Bai Yutang zaczął zapinać mu koszulę.
    Dowódca robił to bardzo powoli, zaczął od dołu i po kolei zapinał guziki. Doktor obserwował, jak te smukłe, długie palce zwinnie się poruszają. Zrobiło mu się dziwnie gorąco i spalił raka.
    Kiedy Bai Yutang zapiął ostatni guzik, zignorował, że doktor podał mu krawat, objął go i mocno do siebie przytulił. Pogładził go po plecach i pocałował w smukłą szyję. Zhan Zhao nie opierał się pozwalając, by mocno zamknął go w swoich ramionach.
    - Kocie… na śmierć mnie przestraszyłeś… - Po tych słowach zapadła cisza. - Czuję, że osiwiałem.
    Zhan Zhao roześmiał się i przeczesał dłonią jego włosy.
    - To nieprawda, nadal są kruczo czarne.
    Dowódca uszczypnął go w podbródek.
    - Następnym razem nie wygłupiaj się. Nie jestem jak ty, nie mam 9. żyć, które mógłbym wykorzystać.
    Bai Yutang lekko się uniósł i pocałował kącik wciąż uśmiechniętych ust doktora. Ich wargi powoli się do siebie zbliżyły, łącząc się ściśle. Dowódca pochylił głowę i mocno objął w pasie mężczyznę, którego tak czule całował. Za to Zhan Zhao oplótł jego szyję ramieniem i próbował go… ugryźć. Kiedy skończyli, Bai Yutang zapytał nieco rozgoryczony:
    - Kocie, dlaczego ciągle mnie gryziesz? Masz fatalną technikę - powiedział i zobaczył wpatrzonego w niego, czerwonego po uszy doktora. - Nauczę cię…
    Wyciągnął palec i szturchnął nim dolną wargę Zhan Zhao.
    - Otwórz usta.
    Doktor zawahał się, ale po chwili powoli otworzył usta. Poczuł, jak palec delikatnie się w nie wsuwa. Dlatego zamknął je i ugryzł Bai Yutanga.
    - Żadnego gryzienia - powiedział nieco bezradnym tonem dowódca. - Rozluźnij szczękę.
    Zhan Zhao posłusznie zastosował się do zaleceń.
    - Język… - powiedział Bai Yutang i pocałował go delikatnie w policzek. - Poliż mnie językiem.
    Zhan Zhao zamknął oczy i delikatnie polizał palec dowódcy, a ten wilgotny dotyk powędrował prosto do serca Bai Yutanga, który czuł, jakby zanurzył się w nieopisanej miękkości i cieple.
    Powoli wycofał palec, objął dłonią głowę doktora, a po chwili przeczesał dłonią jego jedwabiste włosy. Delikatnie odchylił jego głowę i pocałował go jeszcze raz. Tym razem doktor go nie ugryzł, za to posłusznie odpowiadał. Przytulali się, całowali, jeszcze mocniej się przytulali, a potem znowu całowali, Bai Yutang zawiązał krawat Zhan Zhao i znowu się pocałowali. Przytulili się do siebie raz jeszcze, a potem wstali i założyli płaszcze.
    Spędzili w domu około godziny, a kiedy wyszli i zeszli na dół, zobaczyli podjeżdżający czarny, elegancki samochód, z którego wysiadł równie elegancki mężczyzna. Bai Yutang i Zhan Zhao stali oszołomieni. Doktor spojrzał na mężczyznę, który właśnie do niego podszedł i odezwał się nieco nerwowym głosem:
    - Tato…
    Zhan Qitian spojrzał na syna, potem zerknął na Bai Yutanga dziwiąc się, dlaczego są tacy zdenerwowani. Wręczył doktorowi termos mówiąc:
    - Twoja matka prosiła, żebym ci go przywiózł.
    - Och… - westchnął doktor i wyciągnął rękę po termos. Nagle ją cofnął i wyciągnął lewą rękę. Mężczyzna spojrzał na niego podejrzliwie.
    - Co ci się stało w rękę?
    - Aaaa… nic, drobna kontuzja - powiedział Zhan Zhao chwytając termos.
    Zhan Qitian pokiwał głową, po czym odwrócił się i poszedł w stronę auta. Nagle Bai Yutang odezwał się:
    - Wujku, mogłeś poprosić o to pokojówkę, nie musiałeś sam się fatygować.
    Mężczyzna zamarł, podobnie jak Zhan Zhao.
    - To po drodze do pracy… - odpowiedział wymijająco.
    - Po drodze? - Bai Yutang nie odpuszczał. - Sąd jest w przeciwnym kierunku.
    Zhan Qitian spojrzał na niego ze złością, wsiadł do auta i odjechał. Zadowolony z siebie dowódca spojrzał na Zhan Zhao.
    - Kocie, co to za zupa? Pięknie pachnie.
    Doktor posłał mu niezadowolone spojrzenie.
    - Dla ciebie nie wystarczy. - Po czym odwrócił się i ruszył przed siebie, a kąciki jego ust delikatnie się uniosły.
    Bai Yutang też się uśmiechnął i już miał zamiar negocjować w sprawie zupy, ale zadzwonił jego telefon. Zhan Zhao stał przy aucie i zobaczył, jak dowódca odbiera, a chwilę później podbiega do niego mówiąc:
    - Kocie, Jiang Ping powiedział, że Morris ma nam do przekazania ważne informacje.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***








   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze