Advance Bravely [PL] - Rozdział 147: Pokonam choćby 3 tysiące absztyfikantów.

 

    - Widzę, że masz jaja. - Xia Yao zmierzył chłopaka lodowatym spojrzeniem. - Prawdziwy mężczyzna udowadnia swoją rację nie słowami, a pięścią.
    Nagle w pokoju atmosfera zgęstniała, czuć było, jak napinają się ich mięśnie, a dwie pary oczu wpatrują się w siebie intensywnie. Po chwili nastąpiła szybka wymiana ciosów, którą Xia Yao przegrał. Ostatecznie siedział na podłodze, powalony jednym z kopnięć Tian Yan Qiego i wskazywał palcem na jego twarz.
    - Tian Yan Qi, gdybym nie był kontuzjowany, to rozwaliłbym cię w sekundę. Wiem, że jesteś zakochany w Yuan Zongu i gówno mnie obchodzi, o czym tam sobie fantazjujesz, ale tak nieuczciwe zagrania są zwyczajnie perfidne. Jeśli jesteś draniem, to pewnie będziesz próbował wykorzystać jego nieuwagę, żeby go pocałować, ale jeśli jesteś uczciwym człowiekiem, to postaraj się kontrolować.
    Tian Yan Qi poprawił swoją nieco rozczochraną czuprynę i spojrzał na opuchnięte i sztywne ramię Xia Yao.
    - Z twoją ręką wszystko dobrze?
    - Pierdol się, dopiero teraz mnie o to pytasz? Po walce?
    Chłopak momentalnie zamilkł, a Xia Yao patrzył na niego, jak pociera plaster na swoim uchu.
    - Coś ci powiem. - zaczął Xia Yao, już nieco spokojniejszym tonem. - Teraz zyskałeś sławę i stałeś się rozpoznawalny w branży i mogłem poprosić Yuan Zonga, żeby cię wyrzucił. Wiesz, dlaczego tego nie zrobiłem? Ponieważ cię szanuję i zawsze traktowałem cię jak przyjaciela. Jeśli ośmielisz się mnie oszukać, postaram się, żebyś zginął w męczarniach, a twoje szczątki nigdy nie znalazły spokojnego miejsca pochówku.
    Tian Yan Qi zastanowił się, zanim odpowiedział.
    - Gdybym naprawdę chciał grać nieczysto, to odurzyłbym szefa narkotykiem i zmusił go, żeby się ze mną przespał.
    Bystre spojrzenie Xia Yao prześliznęło się po jego twarzy.
    - Och, czyli przyszedł ci do głowy taki pomysł?
    - Wyobrażałem to sobie, ale nie odważyłem się spróbować.
    - Mam dość tej twojej szczerości. Pamiętaj, nie odpuszczę i będę z tobą walczył.
    Tian Yan Qi uśmiechnął się do niego, a potem przycupnął na podłodze tuż obok niego i ponownie sięgnął po pieniądze.
    - Odpieprz się! Nie zbliżaj się do mnie i się nie odzywaj. I schowaj kasę, czy mówiłem kiedykolwiek, że brakuje mi pieniędzy? Co?
    - Oficerze Xia, naprawdę cię podziwiam.
    Xia Yao spojrzał na niego z pogardą.
    - Nie podlizuj się, za nic nie zaakceptuję cię jako konkubiny! W tym haremie jest tylko jedna piękność, czyli ja i z każdym wygram, choćbym miał się zmierzyć z trzema tysiącami absztyfikantów.
    Tian Yan Qi zaśmiał się i nagle poczuł, jak spada mu ciężar z serca. Zrozumiał, że Xia Yao nie jest wyrachowanym hipokrytą, który dba tylko o sobie. Gdyby tak było, nie miałby skrupułów, żeby go pokonać. Ale on był miły, ufny i szczery, dlatego postanowił, że nie będzie stawać mu na drodze. I chociaż wiedział, że z nim przegrał, to czuł, że zachował swoją dumę.
    Xia Yao zauważył błysk w jego oczach i aż zazgrzytał ze złości zębami.
    - A ty co? Znowu coś knujesz?
    Chłopak uśmiechnął się i nic nie odpowiedział. Po chwili Xia Yao objął go ramieniem i zapytał.
    - Jak długo go całowałeś?
    - Jedną sekundę. - odpowiedział Tian Yan Qi. - A potem szef mnie odepchnął tak, że aż instruktorzy musieli mnie złapać, bo inaczej bym upadł.
    - Dobrze się spisał. - Xia Yao pochwalił swojego mężczyznę.
    Tian Yan Qi westchnął i w milczeniu kontemplował swoje smutki.
    - Co czułeś, kiedy go całowałeś? Jak jego usta? Mięciutkie?
    - Raczej nie. - odpowiedział chłopak z rozbrajającą szczerością.
    - Oj, skoro tak, to wielka szkoda, że nie złamałeś sobie zębów na jego twardej brodzie.
    Chwilę później obaj wyszli z pokoju. Tian Yan Qi poszedł szukać rekruta, któremu miał pomóc, a Xia Yao pobiegł do gabinetu Yuan Zonga.
    Gdy wszedł do środka, wyglądał jak z krzyża zdjęty.
    - Tian Yan Qi mnie pobił.
    Yuan Zong spojrzał na niego, unosząc jedną brew.
    - Gdzie? Kiedy?
    Xia Yao poluzował pasek w spodniach, wyciągnął z nich koszulę, rozpiął kołnierzyk i pokazał mu prawie każda część swojego ciała.
    Bez słowa Yuan Zong ruszył w stronę drzwi. Widząc to, chłopak objął go i przyciągnął do siebie.
    - Dlaczego nie zapytałeś, dlaczego mnie uderzył, tylko od razu chciałeś pójść dać mu nauczkę?
    - Nie obchodzi mnie powód. Jeśli cię uderzył, powinien zostać ukarany, nie pozwolę, żeby ktokolwiek podniósł na ciebie rękę.
    Te słowa były jak miód na serce chłopaka. Uśmiechał się od ucha do ucha, obejmując Yuan Zonga.
    - Bardzo się cieszę, że to mówisz.
    Mężczyzna spojrzał na niego uważnie i zapytał.
    - Znowu szukałeś kłopotów?
    - Ja? Jakich kłopotów? W życiu! Posłuchaj, co powiedział. - Xia Yao wyciągnął telefon i włączył odtwarzanie. - Teraz masz dowód, że on cię lubi.
    Wbrew oczekiwaniom chłopaka, Yuan Zong kompletnie zignorował słowa Tian Yan Qiego, za to zaintrygowały go słowa Xia Yao: „W tym haremie jest tylko jedna piękność, czyli ja i z każdym wygram, choćbym miał się zmierzyć z trzema tysiącami absztyfikantów”.
    Mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał na niego, delikatnie unosząc jego podbródek.
    - Słucham? Zamierzasz pokonać 3 tysiące osób?
    Xia Yao zaśmiał się i nic nie odpowiedział.
    - Sugerujesz, że zamiast 3 tysięcy osób, wystarczysz mi ty jeden? Oczywiście, jeśli porządnie będę cię karmić, co?
    Xia Yao uderzył go pięścią w brzuch.
    - Nie zmieniaj tematu, ja tu poważnie mówię. Masz się od niego trzymać z daleka, rozumiesz?
    - Nawet jeśli podejdzie bliżej, to nie przekroczy granicy, jaką postawiłem. - powiedział seksownie niskim głosem Yuan Zong.
    Nagle coś przyszło Xia Yao do głowy.
    - A gdybyś mnie nie spotkał, zakochałbyś się w nim?
    - Żyłbym tak jak przez ostatnie 32 lata.
    - Teraz mnie uspokoiłeś. - powiedział chłopak, wspiął się na palce i go pocałował. To był długi, delikatny pocałunek, który sprawił, że serce Yuan Zonga wzniosło się do raju.
    - Za to ja nie jestem spokojny.
    Chłopak uniósł delikatnie kącik ust.
    - Ale jak to?
    - Mam wrażenie, że jesteś królikiem, który lubi marchewkę i na ten wabik można cię łatwo złapać.
    Xia Yao zaczął chichotać.
    - Skąd te wnioski? Naprawdę myślisz, że taki jestem?
    - A nie jesteś? - zapytał mężczyzna, sunąc dłońmi po jego pośladkach.
    - Tak tylko powiedziałam… Hahaha… Przestań, aaach…


    Była godzina pierwsza po południu, o tej porze Leopard zawsze ucinał sobie drzemkę. Nagle usłyszał hałas dobiegający z zewnątrz.
    Przed firmą ochroniarską Czarnych Panter zatrzymały się trzy nieoznakowane samochody. Wysiadła z nich grupa mężczyzn, którzy najpierw odłączyli alarm, a potem ruszyli w stronę drzwi. Była to pora obiadowa i wszyscy ochroniarze odpoczywali w swoich pokojach, a ci, którzy mieli pilnować firmy, grali w karty na dyżurce.
    Do budynku weszło 50 mężczyzn, którzy rozwalili centralę telefoniczną, po czym zaczęli niszczyć sprzęt biurowy. Co gorsza, ochroniarze nadal nie zareagowali. Ci, którzy natknęli się na nich, mogli jedynie patrzeć, jak demolują firmę.
    Jeden z administratorów wybiegł z biura, słysząc hałas i gdy zobaczył, co się dzieje, zaczął krzyczeć.
    - Kim jesteście? Dlaczego wszystko niszczycie?
    - Jesteśmy agentami rządowymi. - powiedział mężczyzna, wyglądający na ich przywódcę.
    - Gdzie macie nakaz? - krzyknął administrator.
    - Nakaz? Nie zamierzam go pokazywać, żeby cię nie wystraszyć.
    - Przestań blefować, bo zadzwonię na policję.
    - Policję? - mężczyzna zaczął się śmiać. - Śmiało, dzwoń. Zobaczysz, że będą mieć was głęboko w dupie. - po czym machnął do swoich ludzi. - Zrównajcie to miejsce z ziemią.
    Firma Hei Bai była znana w branży z ekstremalnych metod działania, nie bali się nawet zadzierać z policją. I nigdy nie znaleźli się w sytuacji takiej jak ta, dlatego pracownicy firmy kipieli ze złości widząc, co się dzieje.
    Xia Yao, ubrany w czarny mundur bojowy, przechadzał się wśród tego chaosu, depcząc po roztrzaskanym szkle. Kierował się prosto do pokoju na szóstym piętrze.
    - Nie możesz tam wejść… Nie masz zgody szefa…
    Xia Yao jednym ruchem ręki przesunął stojącego mu na drodze ochroniarza i mocnym kopniakiem wyważył drzwi do biura szefa.
    Trzeba przyznać, że Leopard miał nerwy ze stali, nie zważając na to, co dzieje się z jego firmą, nadal leżał spokojnie w swoim łóżku. Otworzył oczy dopiero kiedy tuż nad nim stanął Xia Yao.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Motorollo

***









   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze