Counterattack [PL] - Rozdział 130: Mówiłeś, że nie przyszedłeś się chwalić

 

    O szóstej po południu zrobiło się ciemno. Jiang Xiao Shuai wyjrzał przez okno i mruknął:
    - Chi Cheng pewnie już skończył pracę, prawda?
    - Skończył o piątej.
    - Chyba są już w restauracji. W jego dziale jest sporo kobiet, co? Pewnie wszystkie te piękności otoczą pana idealnego jak gwiazdy księżyc. Co czujesz jako właściciel pana idealnego?
    Chłopak spojrzał na niego i odpowiedział z rozbrajającą szczerością:
    - Jestem im bardzo wdzięczny, że pomagają nieść mi ten ciężar.
    - Nie mówię o obciążeniu psychicznym, a fizycznym.
    Wu Suo Wei przełknął ślinę, a jego twarz pozieleniała.
    - Jeszcze lepiej.
    Jiang Xiao Shuai zaśmiał się i poklepał go po ramieniu.
    - Zajmiesz się na chwilę kliniką? Muszę wyskoczyć kupić coś do jedzenia. Zanim wyjdziesz, coś razem przekąsimy. - Po tych słowach ubrał kurtkę i wyszedł.
    Chłopak został w klinice sam, patrzył, jak auta przejeżdżają ulicą. Na zewnątrz było głośno, a on czuł jakąś dziwną pustkę w sercu. Był zły, że doktor wspomniał o koleżankach Chi Chenga, bo ze wszystkich sił starał się o nich nie myśleć. A co gorsza, od pół godziny nie dostał żadnej wiadomości. Pewnie jest już w restauracji i te wszystkie młode i piękne policjantki próbują się do niego zbliżyć. Wyobrażał sobie, jak go pytają: Masz kogoś? Jeśli Chi Cheng zaprzeczy, to pewnie powiedzą: Kogo próbujesz nabrać? Na pewno w to nie uwierzymy, dlatego za karę pijesz do dna. A gdyby Chi Cheng powiedział, że kogoś ma, to na pewno powiedzą: Zraniłeś nasze serca, za karę musisz wyzerować butelkę. Zaczął się zastanawiać, czy po kilku kieliszkach, otoczony świeżym mięskiem, da radę się powstrzymać.
    Wu Suo Wei po raz kolejny wysłał wiadomość do ich wspólnej znajomej policjantki: „Jeśli Chi Cheng za dużo wypije i będzie niegrzeczny, to go uderz”. Niestety był na tyle rozkojarzony, że przypadkiem wysłał wiadomość nie pod ten numer, pod który zamierzał. Kiedy się zorientował, było już za późno. Oczywiście wiadomość dotarła do Chi Chenga.
    „Jeśli Chi Cheng za dużo wypije i będzie niegrzeczny, to go uderz”.
    Gang Zi zatrzymał się przy ulicy, Chi Cheng wyszedł wkładając telefon do kieszeni płaszcza i wszedł do kliniki zachowując się, jak gdyby nigdy nic. Kiedy Wu Suo Wei go zobaczył, aż podskoczył i nie bardzo wiedział, czy z radości, że go widzi, czy ze strachu.
    - Widziałeś wiadomość, którą ci wysłałem? - zapytał od razu.
    - Jaką wiadomość? - spytał mężczyzna sięgając po telefon do kieszeni.
    - Nie czytaj, to bzdury. - Chłopak wyciągnął jego rękę z kieszeni płaszcza i już jej nie puścił. - Co tu robisz?
    Chi Cheng objął jego rękę swoją ciepłą dłonią.
    - Przyjechałem zabrać cię do domu.
    I chociaż mężczyzna powiedział to zupełnie normalnym tonem, to zdanie wywołało falę tsunami w sercu chłopaka. Bo właśnie uświadomił sobie, że naprawdę mają swój dom, chociaż śmiało można by go uznać za dom wariatów, skoro mieszkało w nim dwóch psycholi.
    W każdym razie Wu Suo Wei uśmiechnął się szeroko. Uknuł plan na dzisiejszy wieczór, ale ten niestety się nie powiódł. I w sumie był z tego zadowolony, chociaż miał poczucie lekko zmarnowanego czasu na knucie.
    Chi Cheng poczuł, że chłopak ma zimne ręce. Prawdziwy dżentelmen powiedziałby: Chodź, ogrzeję ci dłonie.
    - Chodź na zewnątrz, rozgrzejemy się trochę - powiedział Chi Cheng i wyszli razem przed klinikę, na boisko do kosza. Był już grudzień i było naprawdę zimno, na obręczy kosza zebrała się spora warstwa śniegu.
    Wu Suo Wei od wieków tu nie grał, teraz chodził na siłownię i ćwiczył z trenerem personalnym, dzięki czemu jego ciało było pięknie wyrzeźbione. Kiedy wbiegł na boisko, poczuł się szczęśliwy, czuł, jak robi mu się coraz cieplej, czuł, że wrócił do swojej pasji i cieszył się tym.
    Chociaż miał na sobie dwie warstwy grubych ubrań, jego ruchy były szybkie, nawet udało mu się uniknąć kilku zagrywek Chi Chenga. Gdy raz zrobił unik i wyskoczył do kosza, poczuł ciepłe dłonie na swoich pośladkach. Rok temu w podobny sposób został zablokowany i naprawdę się wściekł. W sumie teraz też w nim zawrzało, ale ten gniew miał nieco inne podłoże, podsycał zupełnie inny rodzaj ognia, ogień pożądania. Chłopak się zaśmiał i odburknął:
    - Chcę jeszcze trochę pograć.
    Chi Cheng nie miał nic przeciwko, już od dawna nie widział, żeby Wu Suo Wei miał z czegoś taką frajdę, dlatego pozwolił mu się zabawić. Ruchy chłopaka były coraz szybsze i płynniejsze. Nagle zrobił wyskok i zawisł na obręczy, licząc w myślach. 1,2,3,4… Gdy doliczył do 9, zachwiał się i spadł w dół. Chi Cheng go złapał i położył sobie na ramieniu tak, że jedną ręką obejmował jego udo, a drugą trzymał go w pasie i ruszył w stronę auta.
    Wu Suo Wei nawet nie drgnął, bo nie chciał upaść na ziemię, ale nie podobało mu się, że Chi Cheng tak go trzyma, dlatego uniósł jedną nogę wysoko nad głową Chi Chenga i powoli wspiął się mu na barana.
    Gdyby teraz zobaczył ich Gang Zi, pewnie powiedziałby do chłopaka: Masz coraz większe jaja, skoro ośmieliłeś się go ujeżdżać. A Wu Suo Wei nie tylko dosiadał Chi Chenga, on go jeszcze drażnił. Smyrał go po jabłku Adama, co sprawiło, że mężczyzna zaczął płonąć z pożądania.
    - Kiedy byłem mały, mój tata zawsze tak mnie nosił i zabierał na most - powiedział chłopak. - Patrzyliśmy na sprzedawcę pigułek na wzmocnienie. Kojarzysz je?
    W tej chwili Chi Cheng czuł tylko, jak do jego szyi przylegają dwa spore omlety, dlatego chłopak mówił dalej.
    - Tamten sprzedawca miał na sobie skórzaną kamizelkę, spodnie i gołą klatę. Pamiętam nawet, co wtedy krzyczał: „Hej, patrzcie, patrzcie! Skąd mam tak umięśnione ramiona? Zgadniecie? To takie ekscytujące. Połknąłem pigułkę wzmacniającą, której recepturę otrzymałem od mojego przodka. Tylko spójrzcie, oto ona! Kosztuje tak niewiele, a codziennie przyjmowana sprawi, że przez lata…” coś tam, coś tam, już zapomniałem.
    - Znam koniec.
    Chłopak był szczerze zaskoczony.
    - Wiesz, co było dalej? Słyszałeś to kiedyś? Co tam było, powiedz?
    - Wyhodujesz dwie jędrne, wielkie kule.
    Wu Suo Wei był najpierw zaskoczony, a potem walnął Chi Chenga w kark. Co jest, do diabła, dlaczego on zawsze musi o tym mówić?
    Chi Cheng szedł spokojnie, wybierając najdłuższą z możliwych dróg i słuchał opowieści chłopaka, który obejmował jego podbródek, a potem dotknął jego brody.
    - Tęsknię za tatą - powiedział.
    - Nie martw się, masz przecież ojca chrzestnego.
    Wu Suo Wei nie bardzo wiedział, o kim on mówi.
    - Kurwa, niby kogo?
    - Skoro Zazdrość jest moim synem, a ty jesteś jego bratem, to jak myślisz, kto jest twoim ojcem?
    Chłopak znowu szturchnął go w kark.
    - Zaraz podziurawię ci szyję!
    - Jeśli to będą dwie dziury na twoje jaja, to śmiało - powiedział spokojnie Chi Cheng.
    Wu Suo Wei zdążył jeszcze krzyknąć ze złości, a po chwili siedział już w aucie.


    Jiang Xiao Shuai stał niedaleko i patrzył, jak jego uczeń chwilę temu szukający u niego pocieszenia, został wepchnięty do auta, szczerząc się przy tym z zadowolenia.
    Kurwa, a jednak przyjechałeś się pochwalić. W milczeniu zacisnął zęby i otworzył z kopa drzwi kliniki, po czym rzucił jedzenie na swoje biurko. Sam wszystko zjem.
    Zawsze, kiedy doktor był zły, miał ochotę porządnie zjeść. Nigdy nie przyznał się do tego Wu Suo Weiowi, ale miał taki moment w życiu, że ważył prawie 100 kg. Gdy zabrał się do jedzenia, nie zauważył, kiedy do kliniki wszedł mężczyzna. Omal się nie zakrztusił, kiedy go zobaczył. Skąd się tu do cholery wziąłeś? I jeszcze się nie odzywasz.
    Guo Chengyu usiadł naprzeciwko niego i zaczął mu się przyglądać.
    - Dlaczego tak się wobec mnie zachowujesz? - zapytał.
    - Niby jak?
    - Jesteś taki oziębły.
    - Zawsze taki byłem.
    Guo Chengyu złamał palcami jednej ręki jego pałeczki.
    - To prawda, wcześniej też czułem chłód, ale inny, teraz jest zupełnie inaczej i dobrze o tym wiesz.
    - Skoro tak twierdzisz, to nie masz pojęcia, o czym myślę - parsknął doktor.
    - Twój uniżony sługa jest niekompetentny, dlatego ma nadzieję, że wybitny doktor Jiang go oświeci.
    - Nie mam na to czasu.
    Poszedł po nowe pałeczki i nabrał na nie trochę warzyw, ale nie mógł ich zjeść, bo Guo Chengyu mocno trzymał jego nadgarstek. Spojrzenie doktora stało się lodowate, jak i ton jego głosu.
    - Widziałeś, jak okazują sobie czułość, poczułeś się z tym źle i teraz próbujesz się na mnie odegrać.
    Guo Chengyu udawał, że nie rozumie, o czym on mówi.
    - Niby kto okazywał sobie czułość?
    - Naprawdę nie wiesz, za czyim samochodem tu przyjechałeś?
    - Wyszedłem z pracy w godzinach szczytu i jechałem za wieloma autami.
    Jiang Xiao Shuai wbił pałeczki w mięso. Przestań do cholery udawać!
    Guo Chengyu czuł, że doszło między nimi do nieporozumienia i to całkiem sporego.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze