SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 75: Mutacja

 


    Bai Yutang i Zhan Zhao poszli do pokoju przesłuchań i patrzyli zza szyby na pozbawionego wyrazu Qu Yanminga. Po chwili dowódca się odezwał:
    - Kocie, jak z jego formą psychiczną?
    - W porządku.
    - Chcesz powiedzieć, że jest w pełni poczytalny?
    - Tak. Jak najbardziej.
    - Chciałbym z nim porozmawiać na osobności - powiedział dowódca i spojrzał na Zhan Zhao przepraszającym wzrokiem.
    Doktor uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu.
    - Też myślę, że tak będzie lepiej.
    Po tych słowach został przed salą przesłuchań, a Bai Yutang wszedł do środka i usiadł naprzeciwko Qu Yanminga, nie spuszczając z niego oczu. Po chwili rzęsy mężczyzny lekko zadrżały. Dowódca westchnął i zapytał:
    - Nie masz mi nic do powiedzenia?
    Minęło trochę czasu, zanim Qu Yanming zdecydował się na odpowiedź:
    - Co z nim… jak on się czuje?
    - O kogo pytasz?
    Mężczyzna spuścił wzrok.
    - Przepraszam, nie zdawałem sobie sprawy, że w niego trafię.
    - Zawahałeś się, gdy oddawałeś strzał - powiedział dowódca. - W przeciwnym razie byłoby z nim źle.
    - Dlaczego mnie nie zabiłeś? - zapytał Qu Yanming i nieco rozluźnił napięte ramiona. - To dobrze, że nie odniósł większych obrażeń…
    - Powiedz, dlaczego to zrobiłeś? - Bai Yutang wbił w niego wzrok.
    Nastała cisza, mężczyzna patrzył przez chwilę na dowódcę, po czym potrząsnął głową i powiedział:
    - Nie mogę powiedzieć.
    - Dlaczego?
    - Nie chcę nikomu zaszkodzić. - Mężczyzna potrząsał głową. - Nie pytaj.
    - Nie chcesz nikomu zaszkodzić? - Bai Yutang nie rozumiał jego postawy. - Kogo ucierpi, jeśli powiesz prawdę?
    Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na Bai Yutanga.
    - Ty.
    - Hehe. Twierdzisz, że prawda mnie zrani?
    Qu Yanming skinął głową.
    - W porządku - powiedział dowódca nie kryjąc złości. - Nie obchodzi mnie to, mów, co masz do powiedzenia.
    - Nie żartuję - powiedział zdenerwowany mężczyzna. - Nie chcę cię skrzywdzić. Ta sprawa wykracza poza możliwości ludzkiego pojmowania.
    - Co? - Bai Yutang patrzył na niego uważnie. - Chcesz powiedzieć, że człowiek nie poradzi sobie z tą sprawą? Ale przecież za tymi zbrodniami stoi właśnie człowiek.
    - Tak właśnie myślę.
    - Tylko nie mów mi o żadnych klątwach.
    Qu Yanming pochylił głowę, po czym westchnął i odpowiedział:
    - Możecie mnie zamknąć, skazać na śmierć, zastrzelić… ale nic nie powiem.
    Dowódca widząc taką determinację odchylił się na krześle czując, że ta sprawa jest coraz bardziej podejrzana.


    Tymczasem Zhan Zhao wrócił do biura SCI i zobaczył Bai Chi’ego, który masował sobie kark.
    - Znalazłeś coś? - zapytał doktor.
    - Jeszcze nie. Mam za dużo danych - powiedział chłopak patrząc na prawą rękę Zhan Zhao. - Słyszałem, że zostałeś ranny. Boli?
    - Nie, to tylko draśnięcie.
    I w tym momencie rozległo się donośne burczenie dobiegające z brzucha Bai Chi’ego. Obaj zamilkli, a chłopak oblał się rumieńcem.
    - O nie, byłem tak skupiony na szukaniu informacji, że zapomniałem o jedzeniu.
    Zhan Zhao uśmiechnął się do niego i razem poszli do kantyny. To nie był czas posiłku, ale w środku znajdowało się sporo ludzi. Kantyna w komisariacie była otwarta przez całą dobę, ponieważ policjanci, ze względu na swoją pracę, jedli o bardzo nieregularnych porach.
    Podeszli do lady, żeby złożyć zamówienie, gdy nagle usłyszeli, że za ich plecami coś się dzieje. Zaciekawieni odwrócili się i zobaczyli, jak umundurowany oficer w średnim wieku poucza dwóch młodych funkcjonariuszy.
    - Przecież nie pracujecie w policji od wczoraj! Jak mogliście stracić broń? Wywalę was!
    Bai Chi zmarszczył brwi. Oficerem, który krzyczał, był Kapitan Luo Peng, szef patroli. Krzyczał na Wu Kaia i Xu Yadonga, których dorwał tuż przed kantyną.
    - Ich broń zniknęła - powiedział chłopak i pomyślał: To nie Zhao Wei, prawda?
    - Bai Chi? - zawołał Zhan Zhao widząc, że chłopak odpłynął gdzieś myślami. - Coś się stało?
    - Bracie, widziałeś Zhao Weia?
    Doktor potrząsnął głową.
    - Nie, ale chyba był z tobą?
    Kapitan Luo krzyczał coraz głośniej i był coraz bardziej wściekły. Zhan Zhao, widząc zaniepokojoną twarz Bai Chi’ego, odciągnął go na bok i zapytał:
    - Myślisz, że Zhao Wei zabrał im broń? Tylko po co?
    Chłopak uśmiechnął się nieco zawstydzony i powiedział:
    - Bo on nie potrafi się pohamować, a jego żarty… - Bai Chi nie dokończył, bo zobaczył w drzwiach Zhao Weia, który szedł z rękoma w kieszeni. Nagle zatrzymał się, gdy zauważył Bai Chi’ego i Zhan Zhao. Przywitał się z nimi z uśmiechem.
    - Jestem bardzo głodny, a policyjne jedzenie wygląda na całkiem smaczne. - Doktor i Bai Chi bacznie mu się przyglądali, dlatego zapytał: - O co wam chodzi?
    Gdy spojrzał w stronę, gdzie oficer krzyczał na dwóch swoich podwładnych, uśmiechnął się i spojrzał na Bai Chi’ego.
    - Naprawdę? Myślisz, że ja to zrobiłem?
    - Przestań, to nie są żarty - wyszeptał chłopak.
    - To nie ja, po co mi ich broń?
    - Ach! To on! - krzyknął Wu Kai i podbiegł razem z Xu Yadongiem w kierunku magika. - Oddawaj naszą broń!
    Zhao Wei spojrzał na niego drwiąco.
    - Widziałeś, żebym to zrobił?
    - A kto, jak nie ty?! - krzyknął Xu Yadong. - Jesteśmy na komisariacie, nikt nie odważyłby się ukraść naszej broni. Przecież wyciągnąłeś kule z naszych pistoletów!
    Zhao Wei zmarszczył brwi i już zbierał się do ataku, ale Bai Chi go zatrzymał.
    - On ich nie wyjął, musiało wam się przewidzieć.
    Wu Kai nawet go nie słuchał, tylko podszedł do Zhao Weia i złapał go za kołnierz, Xu Yadong wyciągnął kajdanki i syknął wściekły.
    - Jesteś cholernie winny, idziemy do pokoju przesłuchań, tam pogadamy.
    Gdy Wu Kai się zbliżył, magik delikatnie go podciął. Widząc to Xu Yadong zaryczał:
    - Jak śmiesz atakować funkcjonariusza policji?!
    - Nazwałbym to raczej samoobroną - powiedział magik i uderzył go w żebra. Xu Yadong upadł na podłogę chwytając się za brzuch.
    Bai Chi spojrzał na doktora i zmarszczył brwi, bo Zhan Zhao właśnie zamówił filiżankę herbaty i z zadowoleniem zaczął ją sączyć.
    - Bracie. - Chłopak pociągnął go za ramię. - Może go powstrzymasz?
    - Mam go powstrzymać? - doktor wzruszył ramionami. - Myślę, że w całym komisariacie tylko Bai Yutang mógłby to zrobić.
    - Proszę. - Bai Chi był coraz bardziej zdenerwowany. - To może wymknąć się spod kontroli. Jesteśmy na komisariacie, a on zamierza pobić policjantów.
    Zhan Zhao napił się herbaty i powiedział beznamiętnym tonem:
    - Nie zrobił nic złego, tylko się broni.
    Bai Chi nie był w stanie nic już z siebie wydusić, a doktor zamówił jeszcze jedną herbatę i podał mu filiżankę.
    - Spróbuj, ma bardzo oryginalny smak.
    - Natychmiast przestańcie! - Luo Peng podszedł do nich i patrzył na swoich dwóch podwładnych, którzy właśnie zbierali się z podłogi. - Co za wstyd!
    Kapitan spojrzał na tłum, który zebrał się wokół nich, aż w końcu jego wzrok zatrzymał się na Zhan Zhao.
    - Doktorze Zhan, czy on - wskazał na Zhao Weia - jest z SCI?
    - Nie, nie jest - odpowiedział doktor, po czym dodał. - A tak przy okazji, kapitanie Luo, zdaje się, że pańscy ludzie zgubili broń. To zdarzyło się na komisariacie?
    Luo Peng przytaknął i zwrócił się do obu swoich podwładnych:
    - Nic niewarte śmiecie. Zostajecie zawieszeni, wracajcie do wydziału i pomyślcie, jakim cudem straciliście swoją broń.
    Wu Kai i Xu Yadong spojrzeli z nienawiścią na magika, po czym odwrócili się i wyszli z kantyny. Luo Peng uśmiechnął się do doktora i wyszedł za nimi.
    - Broń zginęła na komisariacie, a oni nie mają pojęcia, jak to się stało? - Zhan Zhao mamrotał pod nosem popijając herbatę.
    Nagle pojawił się Bai Yutang, który do niego podszedł z wyjątkowo niemrawą miną. Doktor wiedział, że przesłuchanie nie poszło po jego myśli.
    - Yutang, jak było?
    - Och - westchnął dowódca, po czym wziął filiżankę doktora i napił się z niej herbaty. - Ciężko powiedzieć.
    Widząc to, Bai Chi oblał się rumieńcem, bo przecież picie herbaty z tej samej filiżanki to pośredni pocałunek.
    Dowódca chciał opowiedzieć o przesłuchaniu, ale jego wzrok powędrował w dal i tam się zatrzymał. Doktor i Bai Chi podążyli za jego spojrzeniem. Przez korytarz szedł Lu Fang w towarzystwie dwóch osób. Jedną był Hu Lie, prawnik, z którym niedawno rozmawiali, a drugą jakiś starzec z siwą czupryną, w okularach.
    - Jest psychiatrą - szepnął doktor do dowódcy. - Hu Lie przyprowadził go, żeby udowodnić, że Qu Yanming jest niepoczytalny.
    - Hehe, nie musi niczego udowadniać. Sam mam wrażenie, że coś z nim jest nie tak.
    Chwilę później wszyscy trzej do nich podeszli. Lu Fang przedstawił sytuację:
    - Mecenas Hu zdobył zaświadczenie od lekarza, że Qu Yanming jest z złej kondycji psychicznej, a wszystkie jego zeznania nie są wiarygodne.
    - Zamierzam złożyć wniosek do sądu o zapewnienie Qu Yanmingowi odpowiedniego leczenia - odezwał się Hu Lie i spojrzał na dowódcę. - Nie możesz go ponownie przesłuchiwać.
    Gdy mecenas i psychiatra odeszli, Bai Yutang zapytał doktora:
    - Kocie, co o tym myślisz?
    - Boją się, że Qu Yanming coś powie.
    - Rzucili nam rękawicę.
    Nagle usłyszeli serię wystrzałów. I zamilkli. Wszyscy na komisariacie zaczęli wychodzić na korytarz, żeby zobaczyć, co się stało. Nagle usłyszeli, że na parterze ktoś krzyczy. I ponownie padły strzały.
    - Kocie, ile razy wystrzelono? - zapytał dowódca wyciągając broń i biegnąc w stronę schodów. Bai Chi i Zhan Zhao biegli za nim.
    - 12.
    Gdy schodzili, zobaczyli dwóch policjantów przeładowujących broń, a obok nich leżało kilu postrzelonych funkcjonariuszy.
    Zhan Zhao i Bai Chi byli zaskoczeni, bo tymi dwoma policjantami byli Wu Kai i Xu Yadong, którym podobno zaginęła broń. U ich stóp leżał martwy mężczyzna postrzelony w głowę. Ubranie i postura wskazywały na to, że był to kapitan Luo Peng.
    Gdy tamci usłyszeli kroki, szybko wycelowali w ich kierunku, ale nie zdążyli oddać strzału, ponieważ zostali zranieni w ramiona, a ich broń upadła na podłogę. Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli w górę na schody, gdzie stał Bao Zheng z pistoletem w dłoni i surowym wyrazem twarzy.
    Kilku policjantów obezwładniło Wu Kaia i Xu Yadonga. Obaj mieli przekrwione oczy, a z kącików ust wypływała im ślina, wyglądali jakby byli w amoku.
    Luo Peng i jeszcze kilku funkcjonariuszy zginęło na miejscu, a kilku zostało rannych. Bao Zheng spojrzał na personel medyczny, który uwijał się wśród rannych, po czym spojrzał na Bai Yutanga i Zhan Zhao i powiedział:
    - Wy dwaj, chodźcie za mną.


    Przed wolnostojącą willą na przedmieściach zatrzymała się policyjna furgonetka. Wysiadł z niej Morris i powiedział do Ma Hana i Zhao Hu:
    - To tutaj.
    Obaj funkcjonariusze poszli za nim do wejścia.
    - Na parterze są same materiały - powiedział Morris idąc na wyższe piętro. - Studio znajduje się na piętrze.
    Zhao Hu szedł za Morrisem, ale zobaczył, że Ma Han został na dole i patrzył w róg pokoju, a po chwili sięgał do pasa po broń. Zrobił to samo i po cichu dał znać Morrisowi, żeby się zatrzymał, po czym zszedł niżej i podążał wzrokiem za Ma Hanem.
    W rogu pokoju stały meble, gdy Zhao Hu podszedł bliżej, razem z Ma Hanem weszli głębiej i poczuli powiew zimnego powietrza, a chwilę później Zhao Hu powiedział:
    - Dzwoń do szefa.    


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***








   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze