SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 79: Przynęta

 

    W domowym atelier Zhao Weia stała ogromna szafa, w której wisiały stroje sceniczne. Wyciągnął wszystkie kostiumy i popakował je do pudełek. Drzwi szafy były otwarte i stało przed nią dwóch mężczyzn, Zhan Zhao i Bai Yutang. Bai Yutang spojrzał na szafę, która była niższa od niego i zapytał:
    - To jedyne miejsce, w którym możemy się ukryć?
    Zhao Wei wskazał jeszcze wielką skrzynię i odpowiedział:
    - Jeśli chcesz, możecie się tu schować, skrzynia jest całkiem duża.
    Dowódca i doktor spojrzeli na skrzynię. Dobrze wiedzieli, że na pokazach magii do takich skrzyń chowa się człowiek, a magik wbija w nią noże.
    - Nie było pytania, schowamy się do szafy - powiedział Bai Yutang po wymianie znaczących spojrzeń z Zhan Zhao.
    - Dlaczego Morris tak nagle wprosił się do ciebie na noc? - zapytał doktor.
    - Mówił, że ktoś próbował go zabić, bał się zostać sam - odpowiedział magik i wskazał na lwa. - Lizbona nie przepuści nikogo, ani człowieka, ani ducha.
    - A jeśli… - zapytał Bai Yutang - jeśli osoba, która chce cię skrzywdzić jest osobą, którą dobrze znasz, to lew zaatakuje?
    - Tak - odparł Zhao Wei po chwili namysłu.
    - Możliwe, że będziesz musiał zabrać stąd Lizbonę - powiedział Zhan Zhao i pogłaskał puchatą lwią grzywę. Lizbona znał go i czuł, że ten mężczyzna też jest kotem. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a ich spojrzenia były pełne zrozumienia i czułości.
    - Chyba nie chcecie, żebym zrobił coś niebezpiecznego? - zapytał z uśmiechem magik.
    - Chcę, żebyś go sprowokował - powiedział doktor, po czym także się uśmiechnął. - Na pewno świetnie sobie z tym poradzisz.
    - Mam go sprowokować - zamyślił się Zhao Wei - czyli rozzłościć?
    - Niech jego emocje wymkną się spod kontroli - wyjaśnił doktor. - Wydobądź jego prawdziwą naturę.
    - Zrobię, co w mojej mocy.
    Chwilę później zadzwonił dzwonek do drzwi. Bai Yutang i Zhan Zhao schowali się do szafy. Dowódca wchodząc uderzył się czołem o górną półkę i zasyczał z bólu. Doktor wyciągnął rękę i pomasował bolące miejsce, po czym sam wszedł do środka i zamknął drzwi.
    Bai Yutang nie był w stanie się wyprostować, dlatego siedział zgięty, opierając głowę na ramieniu doktora. Nie wiedział, co zrobić z rękami i po chwili zastanowienia objął nimi Zhan Zhao. Oczywiście doktor się wściekł i próbował odsunąć jego ręce, ale nie był w stanie, dlatego szepnął:
    - Co robisz? Głupia Myszo.
    - Tak mi jest wygodniej - powiedział dowódca i jeszcze mocniej się do niego przytulił. - I łatwiej się rozmawia. - Po tych słowach delikatnie dmuchnął mu w ucho i z satysfakcją patrzył, jak jego uszy robią się czerwone. Z każdym jego oddechem czerwieniała też szyja i twarz Zhan Zhao.
    Doktor już miał się odwrócić i powiedzieć coś do słuchu tej krnąbrnej Myszy, ale usłyszeli odgłosy rozmowy. Momentalnie zamilkli i wstrzymali oddech, by przez małą szparkę obserwować i słuchać tego, co się będzie działo na zewnątrz. Zobaczyli wchodzącego do pokoju Zhao Weia, a za nim Morrisa z butelką wina.
    - Wei, cieszę się, że mnie przyjąłeś. Ostatniej nocy nie zmrużyłem oka - powiedział Morris obejmując magika ramieniem niby od niechcenia, ale jego wzrok był utkwiony w twarzy Zhao Weia.
    Doktor i dowódca zauważyli to palące spojrzenie Morrisa i zerknęli na siebie zaskoczeni. Bai Yutang odrobinę się zjeżył i szepnął:
    - Nie zauważyłem tego wcześniej. Morris czuje miętę do Zhao Weia.
    Zhan Zhao był odrobinę z przodu i nie mógł się odwrócić, żeby odpowiedzieć, a co gorsza, Bai Yutang szepcząc wdmuchiwał mu do ucha ciepłe powietrze, a że było to jego wrażliwe miejsce, to połowa jego twarzy płonęła. Dowódca od razu to zauważył, zbliżył się do niego i pocałował go w policzek. Zhan Zhao był zaskoczony, ale nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku, bo Morris mógłby się zorientować, że ktoś jest w szafie, a tego nie chciał. Spojrzał wściekłym wzrokiem na Bai Yutanga. Nie waż się tego powtórzyć. Dowódca uśmiechnął się i więcej się z nim nie droczył, obaj skoncentrowali się na małej szczelinie i czekali na rozwój sytuacji.
    Morris ciągle mówił, a Zhao Wei nie zwracał na niego zbytniej uwagi. Wydawał się trochę spięty i delikatnie odsunął z ramienia jego dłoń, po czym oddalił się, by zachować między nimi dystans. Morris udawał, że tego nie zauważył, ale był tym odrobinę zaskoczony.
    - Gdzie będę spał? - zapytał.
    -Wybieraj. Jest sporo wolnych pokoi. - Zhao Wei podniósł gazetę i usiadł na sofie, wtulając się w drzemiącego na niej lwa.
    Widząc to Bai Yutang delikatnie klepnął doktora i wskazał pytającym wzrokiem na magika. Jest mu zimno? Zhan Zhao uśmiechnął się i uniósł kciuk w górę również znacząco patrząc na Zhao Weia. To jest genialne posunięcie.
    - Zimno ci? - zapytał Morris i usiadł obok niego. - Co się dzieje?
    - Co? - Zhao Wei spojrzał na niego zniecierpliwiony. - O co ci chodzi?
    - Przyniosłem butelkę dobrego wina, masz ochotę? - Morris uniósł butelkę i pokazał mu ją. - Twoje ulubione francuskie Bordeaux.
    Zhao Wei zainteresował się butelką i przez chwilę patrzył na nią z uśmiechem.
    - Przypomniałeś sobie nasze studenckie czasy? - zapytał Morris radośnie się uśmiechając.
    - Hmm? - Zhao Wei był zaskoczony pytaniem i od razu potrząsnął głową. - Nie. Przypomniało mi się, że kiedy piłem wino z Bai Chim, on się troszkę upił i był taki zabawny.
    Bai Yutang szturchnął doktora i spojrzał wymownie na magika. Patrz, ten facet jest godzien miana siostrzeńca Zhao Jue. Jest równie przebiegły. Zhan Zhao przytaknął i pokiwał głową myśląc. Całe szczęście, że jest porządnym człowiekiem, inaczej ciężko by było się z nim dogadać.
    Morris nagle zbladł i skomentował wyjątkowo zimnym głosem:
    - Bai Chi? Kurduplowaty glina, przez którego zostałeś zraniony?
    - Nie przesadzaj, on uratował mi życie - odburknął Zhao Wei wyraźnie niezadowolony.
    - I co? Nadal go przy sobie trzymasz, żeby cię ratował? - zażartował Morris i zmienił temat. - Wei, w przyszłym tygodniu lecę do Francji. A ty, kiedy wracasz?
    Zhan Zhao i Bai Yutang byli zaskoczeni. Morris chce uciec.
    Zhao Wei zmierzył go nieco zaskoczonym wzrokiem.
    - A kto powiedział, że w ogóle wracam? Zostaję.
    - Oszalałeś? - Morris spojrzał na niego ze złością. - Przecież odniosłeś sukces głównie za granicą, tu prawie nikt cię nie zna, a we Francji masz rzeszę fanów, jak na światowej klasy magika przystało.
    - To nie ma znaczenia. - Zhao Wei wzruszył ramionami. - Magią tylko się bawię, ale teraz znalazłem coś o wiele zabawniejszego.
    Bai Yutang znowu szturchnął doktora. No, no, potrafi wczuć się w rolę, nawet kiedy nie robi swoich magicznych sztuczek. Ma przed sobą świetlaną przyszłość.
    Za to Zhan Zhao był szczerze zaskoczony, że Zhao Wei był tak znanym magikiem. Dowódca uniósł brwi i podniósł jedną rękę, po czym dotknął ucha doktora i w jego palcach pojawiła się moneta. Zhan Zhao zmrużył oczy. Kiedy się tego nauczyłeś? Bai Yutang mrugnął do niego z dumą. Urodziłem się, by zostać magikiem.
    - Chcesz odpuścić? I to ze względu na tego zwykłego i nudnego policjanta… - Morris zaczął się denerwować, nawet chwycił Zhao Weia za kołnierz. - Przemyśl to dobrze.
    Zanim Morris dokończył, lew warknął ostrzegawczo unosząc głowę i patrząc na dłoń Morrisa, która była zaciśnięta na kołnierzu jego pana. Po chwili zmrużył oczy i jeszcze raz zawarczał. Morris zauważył, że magik patrzy na niego zaskoczony, dlatego uśmiechnął się niezręcznie i go puścił.
    Zhan Zhao patrzył na Lizbonę, po czym odwrócił się do dowódcy. Bai Yutang zauważył błysk w jego spojrzeniu, jakby mówił: Wspaniały kot. Naprawdę dobrze go wychował. Chciałbym takiego. Bai Yutang uśmiechnął się szeroko i mrugnął do niego. Jutro zabieram Rubena od twojej mamy i tak go utuczę, że będzie jak Lizbona.
    - Chyba odrobinę mnie poniosło. - Morris odsunął się od niego, ale lew nadal miał go na oku. - Napijmy się.
    Pod czujnym okiem lwa Morris nie czuł się pewnie, dlatego wstał i poszedł po korkociąg, by otworzyć butelkę wina.
    - Lizbona ostatnio zrobił się agresywny. Boję się, że w nocy zrobi sobie ze mnie przekąskę.
    Zhao Wei uśmiechnął się i powiedział:
    - Bai Chi ostatnio go szkoli, w sumie Lizbona we wszystkim go słucha. - Po tych słowach odepchnął łeb lwa i mruknął do niego, a Lizbona zeskoczył z sofy i wybiegł z pokoju.
    W szafie doktor i dowódca po cichutku przybili sobie piątkę. O tak! I obaj zaczęli bacznie przyglądać się Morrisowi, skoro chciał pozbyć się Lizbony, to było jasne, że zamierza wykonać jakiś ruch.
    - Przyniesiesz kieliszki? - poprosił mężczyzna.
    Zhao Wei leniwie wstał i poszedł do kuchni po szkło. Bai Yutang zmarszczył brwi i wskazał palcem na Morrisa. Widział, jak wyciąga z kieszeni kapsułkę, otwiera ją i wsypuje proszek do wina.
    Chwilę później wrócił Zhao Wei z kieliszkami. Morris nalał wina do kieliszka i mu go podał, a po chwili nalał również sobie.
    Nie wiadomo, czy Zhao Wei coś podejrzewał, czy nie, wziął kieliszek i wypił połowę jego zawartości. Morris podszedł do drzwi i je zamknął.
    Doktor spojrzał pytająco na Bai Yutanga. On to wypił? Dowódca był równie zaniepokojony, bo zauważył, że magikowi zrobiło się gorąco i zaczął rozpinać kołnierzyk, mrugając znacząco w stronę szafy.
    Kiedy obaj na niego spojrzeli, jak rozsiada się na sofie, z rozpiętym dekoltem, z lekko mglistym spojrzeniem, poczuli się zakłopotani. Bez względu na to, jak bardzo próbowali się kontrolować, to teraz widzieli w nim jedynie młodego Zhao Jue.
    Morris podszedł i spojrzał na niego, po czym wyszeptał:
    - Wei, co się stało?
    - Możliwe, że za dużo wypiłem. - Po tych słowach sięgnął po telefon.
    - Do kogo chcesz zadzwonić? - zapytał mężczyzna. - Pomogę ci wybrać numer.
    - Powiedz Bai Chi’emu, żeby przyszedł.
    - Mam do niego zadzwonić? Po co? - zapytał zimnym głosem Morris.
    - Jeszcze nic nie jadłem. - Zhao Wei próbował się uśmiechnąć. - Powiedz mu, żeby coś mi ugotował, najlepiej zupę z melona i żeberek.
    Morris pochyli się nad nim i spojrzał mu w oczy.
    - Naprawdę aż tak go lubisz?
    - Tak. - Uśmiechnął się magik. - Jest taki słodki.
    - A co ze mną?
    - Z tobą? - Nagle Zhao Wei zaczął tracić świadomość i zaczął przyglądać się Morrisowi. - Kim jesteś…?
    Spojrzenie Morrisa było lodowate, a na jego twarzy pojawił się gniewny grymas.
    - Nawet… ty mnie ignorujesz? Wei?
    Zhan Zhao uniósł kciuk go góry i uśmiechnął się do dowódcy. Jeszcze chwila i gotowe! Bai Yutang w tym czasie zastanawiał się nad usłyszaną kwestią. Powiedział „nawet ty mnie ignorujesz?” Co to oznacza?
    Nagle Zhao Wei spróbował się podnieść, ale po dwóch próbach nie udało mu się.
    - Kręci mi się w głowie… ty… - Spojrzał błagalnie na Morrisa. - Daj mi się napić.
    - Poznajesz mnie? Wiesz, kim jestem? - zapytał mężczyzna. - Jak się nazywam? Powiedz, jak mam na imię?
    Zhao Wei kompletnie go zignorował i sięgnął po telefon.
    - Powiedz małemu, żeby przyszedł i ugotował mi coś do jedzenia…
    - Zawsze traktowałeś mnie jak powietrze! - Morris wpadł we wściekłość i wyrwał mu telefon z ręki, po czym rzucił nim z impetem. Trafił nim w stolik, na którym stała herbata. Zastawa, przewracając się, narobiła dużego hałasu.
    Morris rzucił się na niego i chwycił go za ramiona.
    - Powiedz, kim dla ciebie jestem? Od dziesięciu lat próbuję cię zdobyć, robię co w mojej mocy, żeby cię zadowolić! A ty nigdy na mnie nie spojrzałeś! Byłoby lepiej, gdybym zakochał się w kimś innym. Tylko wytłumacz mi, dlatego ten zwyczajny i przeciętny dzieciak?! Powiedz mi, dlaczego!?
    Bai Yutang spojrzał na doktora. Zhao Wei jest w niebezpieczeństwie? Zhan Zhao zmarszczył brwi i zaprzeczył po chwili namysłu. Nie wiem, ale to nie wystarczy, jeszcze nie jest na granicy… W tym momencie rozległ się huk wystrzału.
    Nagle zamek w drzwiach puścił, drzwi zostały otworzone kopniakiem i do pokoju wbiegł Bai Chi. Stał w drzwiach z pistoletem w jednej ręce, w drugiej miał siatkę z melonem i żeberkami. I był czerwony jak burak. Kiedy zobaczył, że Morris leży na Zhao Weiu przyciskając go do sofy, jego twarz momentalnie zrobiła się blada i ryknął na Morrisa:
    - Co ty robisz?
    W szafie Bai Yutang i Zhan Zhao zamarli ze zdziwienia z szeroko otwartymi oczami i ustami. Dowódca spojrzał na doktora. Kocie, zaplanowałeś to? Zhan Zhao szybko zaczął potrząsać głową. Nie! Nie jestem bogiem.
    Jednak po chwili uśmiechnęli się do siebie chytrze. To teraz się zacznie. Po raz kolejny przybili sobie bardzo delikatną piątkę. Niech się dzieje!


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***








   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze