Advance Bravely [PL] - Rozdział 151: Wielki bóg, który zstąpił z nieba.

 

    Było już całkiem późno, a radosne dźwięki imprezy rozbrzmiewały na placu tuż obok strzelnicy. Po zakończeniu stang-up’u Tian Yan Qi zagwizdał i zaczął klaskać ze wszystkimi. Jego współlokator nagle poklepał go po ramieniu.
    - Nie idziesz spać?
    - Jeszcze zostanę. Najwyżej znajdę pusty namiot i tu się prześpię, świeże powietrze mnie trochę orzeźwi.
    - Komary cię zjedzą. - powiedział współlokator, na co chłopak podwinął rękawy i pokazał mu, że nie ma na przedramieniu ani jednego śladu po ugryzieniu...
    - Mam gorzką krew, żaden komar mnie nie tknie. A już na pewno, kiedy koło mnie ktoś siedzi.
    - A niech to! Więcej koło ciebie nie siądę, bo gryzą mnie jak wściekłe. Wszystkie lecą do mnie.
    Tian Yan Qi roześmiał się, ale nie skomentował. Wyciągnął wachlarz z liści palmowych i zaczął nim wachlować. Obok niego siedział Yuan Zong i chłopak odpędzał komary i dym od siebie i szefa. Po chwili ponownie odezwał się jego współlokator.
    - Słyszałem, że interesuję się tobą jedna gwiazda. Chce, żebyś był jej ochroniarzem i jest w stanie zapłacić milion juanów. Nie ma co, osiągnąłeś błyskawiczny sukces. Jak już wejdziesz do świata show-biznesu, nie zapomnij o swoich kumplach.
    Tian Yan Qi skupił się na kolejnym występie i ledwo słyszał jego słowa, ale jego kumpel się nie poddawał.
    - Podpisałeś już umowę?
    Oczywiście chłopak nie odpowiedział, tylko patrzył na scenę. Jeden z ochroniarzy, który stał przy nich, szturchnął współlokatora i powiedział.
    - Jesteś taki głupi. Nie pytaj o to w obecności szefa. Tian Yan Qi jest teraz żywą reklamą naszej firmy, jeśli odejdzie, Yuan Zong zapłacze się na śmierć.
    - Ups… Zapomniałem o tym. - powiedział rekrut, po czym wstał i po raz ostatni zapytał Tian Yan Qi’iego.
    - Jesteś pewien, że nie wracasz do internatu?
    - Naprawdę jesteś debilem. - ponownie skarcił go ochroniarz stojący obok. - Jak może z tobą wrócić, skoro chce dzielić namiot z szefem?
    - Hahaha… Nie ogarnąłem…
    Gdy współlokator Tian Yan Qiego w końcu poszedł, chłopak odłożył wachlarz i spojrzał na Yuan Zonga.
    - Szefie, mogę o coś zapytać?
    - Pytaj.
    Tian Yan Qi spiął się w sobie i delikatnie drżącym głosem zapytał.
    - Chcesz, żebym odszedł?
    I gdy mężczyzna już miał zamiar mu odpowiedzieć, zadzwonił jego telefon. Od razu odebrał.
    - Co takiego? - brwi Yuan Zonga zmarszczyły się groźnie.
    Kiedy Tian Yan Qi zobaczył tę zmianę na jego twarzy, wiedział, że telefon dotyczył Xia Yao. Domyślił się, że nie ma co liczyć na odpowiedź, dlatego poszedł razem z innymi odpalić lampiony.
    Yuan Zong musiał odejść na bok, bo było tak głośno, że ledwie słyszał swojego rozmówcę.
    - Jakby to ująć… Oficer Xia ubrał stringi w domu przyjaciela i mu się w nich pokazał.
    Kiedy ta wiadomość do niego dotarła, wszystkie mięśnie jego twarzy zastygły. Gdy rozmowa się zakończyła, ochroniarze obserwujący Xia Yao zaczęli się kłócić.
    - Po co zadzwoniłeś do szefa, to nic wielkiego. I najwyraźniej Yuan Zong się zdenerwował. Pewnie pomyślał, że przesadzamy. To twoja wina.
    - Przecież sam kazałeś mi zadzwonić.
    - Mam rozumieć, że wykonasz każde moje polecenie? Nie potrafisz myśleć samodzielnie?
    - Przecież baliśmy się, że ten kumpel Xia Yao ma nieczyste intencje.
    - A co on mógłby mu zrobić, co?
    - To, co teraz? Już zadzwoniliśmy.
    - A co możemy? Obserwujemy dalej.
    - Kurwa, dobra. Daj mi spojrzeć pierwszemu.
    - Chyba śnisz. Już się napatrzyłeś.
    - Pierwszy raz widzę faceta w stringach. A on wygląda w nich niesamowicie. Chyba też sobie kupię. Jestem ciekawy, czy będę wyglądał równie zajebiście.
    Drugi ochroniarz nie skomentował, tylko spojrzał przez teleskop.


    A w tym czasie niczego nieświadomi Peng Ze i Xia Yao na dobre wkręcili się w stringi. Peng Ze widząc, jak dobrze Xia Yao wygląda w stringach, wyciągnął z szafy kilka innych par, żeby je też mógł przymierzyć.
    Były tam stringi fluorescencyjne, siateczkowe, lateksowe i haftowane…
    Xia Yao patrząc na nie, westchnął.
    - Ty i Li Zhenzhen jesteście strasznie zboczeni. Nie byliście razem jakoś specjalnie długo, a macie tak pokaźną kolekcje stringów? Nie dziwię się, że Liu Xuan nie jest w stanie cię zaspokoić.
    - No dalej, przymierzaj.
    Peng Ze wybrał dla niego stringi w panterkę z jedwabnego materiału.
    Xia Yao nie miał oporów, żeby założyć na siebie czyjeś ubrania, dlatego przymierzał wszystko, co mu podsunął przyjaciel.
    Mój facet tego nie widzi, to nie mam czym się przejmować. Pomyślał chłopak i wyszedł z łazienki w stringach w panterkę. Peng Ze był w takim szoku, że aż usiadł na kanapie i zakrył oczy.
    - Ja pierdolę, Xia Yao… Jesteś taki…
    Jedwab był cieniuteńki niczym skrzydło cykady, przez co kształt białej rzepy ukrytej pod materiałem był bardzo dobrze zarysowany. Całość prezentowała się znakomicie, a Xia Yao wyglądał w tych stringach cholernie seksownie.
    Kiedy spojrzał na siebie w lustrze, pomyślał: To jest odrobinę sprośne, jakbym nie miał na sobie niczego, bo ten materiał jest tak bardzo przezroczysty.
    - To jest nie tyle zboczone co prowokujące. Mam ochotę schrupać twoje dwa pośladki. - powiedział Peng Ze, pożerając go wzrokiem.
    Xia Yao spojrzał na niego, kręcąc głową.
    - W sumie jakoś nadal mi to nie leży. Jeśli chodzi o zabawę w łóżku, to stringi mogą się sprawdzić, ale za nic nie nosiłbym ich na co dzień.
    - Wiesz, że nie założę czegoś, co miała na sobie inna osoba? Możesz je sobie wziąć. - powiedział Peng Ze. - Jak ich nie weźmiesz, to je wyrzucę.
    - Mam je wziąć? I co mam z nimi zrobić?
    - Pokaż się w nich Yuan Zongowi. Jestem pewien, że jak cię w nich zobaczy, już nigdy nie spojrzy na innego mężczyznę.
    Xia Yao zaczął się śmiać.
    - Przestań, za nic mu się w nich nie pokażę.
    - Dlaczego? Boisz się, że zerżnie cię na śmierć?
    - Spadaj… - burknął Xia Yao i z trudem wydusił z siebie następujące słowa. - To ja jestem na górze.
    Po chwili westchnął i zapytał przyjaciela.
    - Słuchaj, mam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
    Peng Ze spojrzał w stronę okna i krzyknął.
    - Kurna, nie zaciągnąłem zasłon. Poczekaj chwilę.
    Dwaj ochroniarze w budynku naprzeciwko zaklęli pod nosem.
    - I co teraz?
    - Nie jest dobrze. Mordercy zwykle zasłaniają okna, zanim przejdą do rzeczy.
    - Które to piętro?
    - Czwarte. Czyli żadne wyzwanie.
    - Nawet jeśli łatwo nie będzie, to damy z siebie wszystko, w końcu tę misję powierzył nam sam szef.
    Po chwili obaj ochroniarze wyszli na ulicę i zaczęli się wspinać po ścianie budynku mieszkalnego.
    1 piętro, 2 piętro, 3 piętro, 4 piętro…
    Kiedy wspięli się na czwarte piętro, odetchnęli z ulgą, bo okno było otwarte i musieli jedynie delikatnie uchylić zasłonę.
    - Co? Chyba widziałem samochód Yuan Zonga? - szepnął jeden z ochroniarzy.
    - To niemożliwe…
    Obaj spojrzeli na dół i zobaczyli czarnego duży samochód, który zaparkował z piskiem tuż przed budynkiem.
    - Co robimy?
    - A co możemy? Skaczemy.
    Po chwili obaj skoczyli i przygotowali się, żeby zamortyzować swój skok. Niestety nie wiadomo skąd pod budynkiem pojawił się kolejny samochód i obaj wylądowali na jego dachu.
    - Ach! - krzyknęli i zachwiali się po lądowaniu, a potem spadli z dachu auta.
    Okno samochodu się uchyliło i spojrzał na nich zaskoczony Leopard. Kiedy zdjął okulary przeciwsłoneczne, uśmiechnął się do nich, ukazując twarz Wu Yanzu.
    - Chłopaki, to było imponujące.


    W tym czasie Xia Yao paradował po pokoju w stringach, ale gdzieś pod skórą czuł dziwny niepokój.
    - Cały czas mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
    Peng Ze zaczął się z niego śmiać.
    - To efekt psychologiczny. Zawsze sam wszystkich obserwujesz i teraz masz złudzenie, że inni też na ciebie patrzą.
    - Mam gdzieś, że ktoś mnie zobaczy, byle to nie był Yuan Zong.
    - Mówiłeś, że jest zajęty. Nie ma szans, żeby przyjechał. Zresztą musiałbyś mieć cholernego pecha, jakby przyłapał cię w samych stringach u kumpla w mieszkaniu. Zresztą, skąd mógłby się o tym dowiedzieć, nie jest bogiem.
    Po chwili mocny kopniak wyważył drzwi i do mieszkania wszedł bóg, który właśnie zstąpił z nieba.
    Peng Ze zastygł w bezruchu, bo nagle poczuł ogromną potrzebę pójścia po talerz owoców i kadzidło… Po chwili klęknął i zaczął kłaniać się bóstwu.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Motorollo

***









   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

Prześlij komentarz