SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 81: Szansa

 


    - Bai Chi, zaczekaj! - zawołał Zhan Zhao doganiając chłopaka, który właśnie wybiegł przez drzwi wejściowe. Złapał go i pociągnął. – Stój.
    Twarz Bai Chi’ego płonęła, był równie zły, co zawstydzony. Chciał wyrwać się doktorowi i uciec jak najdalej, dlatego szarpał się, dopóki nie usłyszał głośnego syku. Nagle przypomniał sobie, że Zhan Zhao został ranny. Stanął spokojnie i spojrzał na jego rękę.
    - Boli?
    Doktor westchnął z ulgą, po czym pogłaskał go po głowie.
    - Nie uciekaj, to nasza wina. Nie gniewaj się.
    Bai Chi spuścił głowę i zamilkł. Splótł dłonie za plecami, a jedną nogą nadeptywał na mały kamień, jakby chciał go zmiażdżyć. Zhan Zhao pociągnął go, żeby usiadł razem z nim na kwietniku.
    - Nie chcieliśmy cię rozgniewać, to był zwykły zbieg okoliczności.
    Bai Chi nie był głupi i wiedział, że żaden z nich nie mógł przewidzieć, że przyjdzie ugotować zupę dla Zhao Weia. Uważał, że to on zawinił i był wściekły na siebie, że ma takiego pecha. I ciągle zadawał sobie pytanie, dlaczego w ogóle chciał ugotować obiad temu problematycznemu facetowi.
    Doktor patrzył na niego i domyślił się, o czym myśli, dlatego uśmiechnął się i powiedział:
    - Zhao Wei też nie miał złych intencji…
    Twarz chłopaka poczerwieniała, a serce skręciło mu się w rulon. Nie miał złych intencji? To dlaczego to zrobił, ten podły drań? Zawsze tylko mnie wkurza…
    Zhan Zhao spojrzał na niego i zrozumiał, że jeszcze sobie wszystkiego nie wyjaśnili. Pewnie po tak długim czasie nie było łatwo Bai Chi’emu wybaczyć magikowi jego młodzieńczych błędów. Doktor wiedział, że on i Bai Yutang zawsze będą trzymać stronę swojego młodszego braciszka. Zhao Wei skrywał jeszcze sporo tajemnic i co gorsza, był związany więzami krwi z Zhao Jue, dlatego sam czuł wobec niego lekki dystans.
    - Świetnie się spisałeś - powiedział Zhan Zhao. - Jak siedzieliśmy w szafie, Bai Yutang cięgle cię chwalił.
    - Naprawdę? - zapytał nieśmiało chłopak, a jego oczy zaczęły lśnić.
    - A jak myślisz?
    Bai Chi spuścił wzrok, a kiedy pomyślał o całej akcji, szeroko się uśmiechnął.
    - Pierwszy raz w życiu tak się czułem…
    - Co to było za uczucie?
    - Jakby to ująć… trzymałem broń i się nie bałem. - Bai Chi patrzył na swoje stopy i wymamrotał pod nosem. - Kiedyś bałem się, że nie nacisnę na spust, że nie strzelę. A im więcej ludzi mnie krytykowało, tym bardziej panikowałem.
    - Wcześniej musiałeś słuchać wielu niepochlebnych słów na swój temat, prawda?
    - Tak - przytaknął chłopak. - Wszyscy mówili, że nie nadaję się na policjanta, że przynoszę hańbę rodzinie Bai i że zawsze popełniam błędy, niezależnie od tego, co robię i jak bardzo się staram.
    - Wiesz, dlaczego tak o tobie mówili? - zapytał Zhan Zhao patrząc na niego z uśmiechem.
    Bai Chi spojrzał na niego i potrząsnął głową. Doktor poklepał go po ramieniu.
    - Ponieważ masz coś, czego inni nigdy nie zdobędą, nawet jeśli będą próbować - powiedział doktor.
    - To tak, jak Morris… - powiedział cichutko Bai Chi.
    Zhan Zhao przerwał mu widząc, jak jest niepewny.
    - Morris ciężko pracował przez lata, a został jedynie asystentem Tanaki. Nie zauważył, że już wtedy był zdolnym fotografem. Przejmował się tylko tym, że Zhao Wei o niego nie dba i w sumie zaprzepaścił swoją szansę, bo przecież był z nim w bliskich relacjach… Ty jesteś inny. Nie każdy się z tobą zgadza, nawet ty sam masz wątpliwości, ale masz też odwagę. Pamiętasz, jak sam jeden poszedłeś na ciemny dach? Mówisz, że nie lubisz Zhao Weia, ale przejąłeś się, że podany narkotyk mógł mu zaszkodzić.
    - Przecież to normalne zachowanie - powiedział cicho chłopak, ponieważ czuł się nieswojo, kiedy był komplementowany przez doktora.
    - Wiesz, co jest w tobie najcenniejsze? To, co dla innych jest niewiarygodne, dla ciebie stanowi podstawę do analizy. - Zhan Zhao spojrzał na latarnię uliczną i zaczął mówić jakby do samego siebie. - Smutne jest to, że geniusze mają niezwykłe mózgi i niespokojne serca. Gdyby wszyscy byli tacy, jak ty i mieli genialne mózgi oraz pokorę w sercu, świat byłby o wiele spokojniejszym miejscem, bez tylu konfliktów.
    - Uważasz, że to w porządku, że taki jestem? - zapytał Bai Chi bardzo poważnym tonem. - Jeśli będę wierny swoim zasadom, to niezależnie od opinii innych, stawię czoła przeciwnościom losu.
    Zhan Zhao skinął głową.
    - Każdy, kto twierdzi, że jesteś zły, kto się ciebie czepia i próbuje wytknąć ci błąd, ma problemy psychicznie.
    - Problemy psychicznie?
    - Tak - powiedział doktor. - Kiedy próbujesz zbliżyć się do celu, ktoś taki za wszelką cenę próbuje cię dobić słowami, rzucić ci kłodę pod nogi, postara się zmniejszyć twoją motywację. W ten sposób czuje w sobie równowagę, że nie pozwolił ci zrobić czegoś, czego sam nie jest w stanie osiągnąć. Powinieneś śmiać się z takiego zachowania i brać je za dobrą monetę. Każda napotkana na drodze osoba próbująca cię zniechęcić to znak, że to, co robisz, jest ważne, że ktoś cię obserwuje, cały czas próbując cię dogonić. A taka osoba może to zrobić tylko wtedy, kiedy zaczniesz przejmować się jej słowami, bo tylko wtedy możesz się potknąć i stracić pewność siebie. Gdy będziesz parł naprzód z podniesioną głową, żadne uwagi i negatywne słowa cię nie dosięgną. Pamiętaj, możesz dokonać tego, czego nigdy nie będzie w stanie zrobić zwykły śmiertelnik, możesz zyskać wsparcie, uznanie, jakiego wielu ludzi nigdy nie doświadczy. Rozumiesz, co mam na myśli?
    Po chwili Bai Chi skinął głową.
    - Rozumiem. Ciężko pracuję i idę wybraną przez siebie ścieżką dla siebie i ludzi, którzy mnie kochają. Dopóki ich mam, nic nie jest dla mnie straszne. To oni są moją największą motywacją i szczęściem. Nieważne, co o mnie mówią, nic mnie nie powstrzyma przed zastaniem naprawdę świetnym policjantem.
    - Zgadza się - przytaknął z zadowoleniem Zhan Zhao.
    Kiedy Bai Yutang wyszedł razem z Morrisem z domu Zhao Weia, zobaczyli dwóch mężczyzn siedzących na kwietniku, którzy w najlepsze sobie rozmawiali. Bai Yutang już wiedział, że doktor ujarzmił chłopaka, pozwalając mu się uspokoić. Był w stanie zobaczyć, jak ten mały szczeniaczek z zadowoleniem merda ogonem, ma potulnie położone uszy i wygłaskaną sierść.
    Westchnął w duchu podziwiając przebiegłość Kota. Kiedy przeszedł obok nich, poklepał chłopaka po ramieniu.
    - To była świetna akcja. I bardzo się cieszę, że ponownie dostałeś pozwolenie na broń. Zdaje się, że Zhao Wei naprawdę dobrze cię zna.
    Bai Chi zamarł na chwilę, po czym zwrócił się do swoich braci:
    - Jedźcie pierwsi… ja… sprawdzę, jak się czuje Zhao Wei.
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie znacząco, po czym zapakowali Morrisa do auta i odjechali. Bai Chi chwilę pokręcił się przy drzwiach, aż w końcu wszedł do środka.
    Zhao Wei sprzątał porozrzucane po pokoju żeberka. Lizbona leżał obok niego i ze współczuciem patrzył na swojego pana, a przynajmniej tak się wydawało Bai Chi’emu. Chłopak spuścił głowę i bez słowa zaczął sprzątać razem z nim, ponieważ wiedział, że ten facet jest beznadziejny w pracach domowych. Bai Chi poszedł do łazienki i podał mu ręcznik.
    - Idź się wykąpać.
    Zhao Wei grzecznie wykonał polecenie, a kiedy wyszedł z łazienki pachnący i czysty, poczuł, jak z kuchni unosi się przyjemny zapach. Kiedy tam wszedł, zobaczył Bai Chi’ego, który w swoim fartuszku coś pichcił. A była to zupa z żeberek i melona.
    - Bai Chi… - odezwał się mężczyzna. - To nie są te żeberka, które zebraliśmy z podłogi, prawda?
    Chłopak zmierzył go ostrym spojrzeniem.
    - Jeszcze raz poszedłem do sklepu. Dzisiaj kupiłem dwa melony i 2 kg żeberek.
    - Oddam ci za zakupy - powiedział Zhao Wei, próbując z całych sił się nie roześmiać.
    Chłopak opuścił głowę i wrócił do gotowania.
    - Zapomnij, to moja wina.
    - Naprawdę? - Zhao Wei uśmiechnął się i podszedł do niego, po czym wspólnie dokończyli gotować zupę, potem nakryli do stołu, a na koniec zjedli. Dawno nie było między nimi takiej harmonii.


    Kiedy Bai Yutang i Zhan Zhao przywieźli Morrisa na komisariat, od razu otrzymali wiadomość, na którą czekali. Lu Yan, Qu Yanming, Wu Kai i Xu Yadong, którzy przebywali w szpitalu na oddziale specjalnym, właśnie się przyznali, że do wszystkiego zmusił ich Shan Luo, który powiedział im, że Tutsi ich kontroluje. Co ciekawe, wszyscy przyznali się do tego w tym samym czasie, a ich zeznania były identyczne. Twierdzili, że Tutsi to osoba, która ma władzę niczym bóg i może kontrolować ludzkie działania i myśli.
    - Kocie, co o tym myślisz? - zapytał dowódca, przeglądając raporty z przesłuchania. - Przyznali się w tym samym czasie, wyznając niemalże to samo.
    - Cóż… - Zhan Zhao podrapał się po brodzie. - To naprawdę dziwne. Może dowiedzieli się, że Morris został aresztowany?
    - Co to w ogóle za Tutsi? - zapytał Gongsun nie kryjąc zdziwienia. - Niby słyszeliśmy jego głos, ale i tak nie wiemy, kim jest.
    Bai Yutang zapytał Jiang Pinga, czy dostał raport od funkcjonariuszy z terenu. Informatyk przytaknął. Zgodnie z rozkazem Wang Chao i Zhang Long mieli obserwować dom Fu Yishana, a Ma Han i Zhao Hu pilnowali dwóch studentek malarki Mering. Jeśli chodzi o Xia Shangluo, to przez wzgląd na jego mafijną przeszłość i obecne aspiracje, Han Zhang i Xu Qian mieli mieć go na oku.
    Nagle do biura SCI wszedł Bao Zheng. Dowódca i doktor spojrzeli na siebie i zgodnie krzyknęli:
    - Jeszcze nie minął tydzień!
    Komendant spojrzał na nich z ponura miną i zwrócił się do doktora:
    - Zhan Zhao, dostałeś nagrodę.
    - Co? - zapytał kompletnie zaskoczony Zhan Zhao i spojrzał na Bai Yutanga, a potem na Gongsuna i zobaczył, że obaj są równie zaskoczeni, co on.
    Bao Zheng wyciągnął pismo i powiedział:
    - To list, jaki otrzymałem dzisiaj rano z Międzynarodowego Stowarzyszenia Psychologii Kryminalnej. Chyba ostatnio napisałeś artykuł na temat sugestii hipnotycznej i rozdwojenia jaźni.
    - Ach. Faktycznie, coś opublikował, kiedy pracowaliśmy nad sprawą Numerycznego Mordercy. - Przypomniał sobie Bai Yutang. - Zdobył za to nagrodę?
    - Tak - potwierdził komendant. - Jutro w Hotelu International odbędzie się uroczystość, na którą zostałeś zaproszony. - Bao Zheng wręczył doktorowi zaproszenie.
    - Nigdy nie zabiegałem o żadną nagrodę i nie lubię brać udziału w takich uroczystościach…
    - Komendancie, o co chodzi? Wie pan, jak jesteśmy zajęci.
    Bao Zheng uśmiechnął się chytrze i spojrzał na nich.
    - Mądrale. Myślicie, że próbuję was na siłę uszczęśliwić? Spójrzcie na listę zaproszonych gości.
    - Xia Shangluo?! - Nagle obaj krzyknęli zaskoczeni.
    - Dlaczego został zaproszony? - zdziwił się Gongsun. - Co on ma wspólnego z psychologią?
    - To prawda, nie jest ekspertem… za to jednym ze sponsorów nagrody - odpowiedział Bao Zheng.
    Wszyscy spojrzeli po sobie.
    - No proszę, kto by pomyślał, że Xia Shangluo jest tak szlachetny i wspiera naukowców, zwalcza przestępczość… - szydził dowódca.
    Gongsun wziął listę od komendanta i dokładnie się jej przyjrzał.
    - Pamiętaj, że on prowadzi firmę ochroniarską i jest zaangażowany w ochronę imprezy.
    - Komendancie, chce pan, żebyśmy wykorzystali szansę i sprawdzili go? - zapytał Zhan Zhao. - To będzie dobra okazja.
    - To tylko część mojego planu - zaśmiał się Bao Zheng. - Jednak nie chcę, żebyście to zrobili razem, chcę, żeby zrobił to sam Zhan Zhao.
    - Co? - dowódca aż podskoczył. - Chcesz wysłać Kota samego?
    Komendant skinął głową. Bai Yutang już zamierzał zadać kolejne pytanie, ale Gongsun pokazał mu listę zaproszonych gości.
    - Uspokój się, zobacz, na liście jest tylko nazwisko Zhan Zhao, ty nie zostałeś zaproszony.
    - Nawet, jeśli przyjdziesz na uroczystość sam, to istnieje ryzyko, że pojawią się pewne komplikacje. Zwłaszcza, że na wydarzeniu o takiej skali będzie bardzo wielu zaproszonych gości - powiedział komendant do doktora. - Musisz sam podjąć decyzję. I pamiętaj, że w obecności Yutanga Xia Shangluo może zachować większą ostrożność.
    Zhan Zhao patrzył na zaproszenie ze stoickim spokojem.
    - Pójdę. Oczywiście, że pójdę.
    Dowódca przyglądał mu się przez chwilę, w końcu westchnął i powiedział:
    - Dobrze, ale będę w gotowości, a ty idziesz w kamizelce kuloodpornej i z pluskwą.
    Zhan Zhao już miał odpowiedzieć, ale zobaczył, że Bai Yutang, Bao Zheng i Gongsun patrzą na niego spod byka, jakby mówili: Nawet tego nie komentuj, tylko to zrób.
    Doktor westchnął, po czym przytaknął, zgadzając się na postawione mu warunki.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze