Advance Bravely [PL] - Rozdział 183: Głupi renifer.

 

    Yuan Zong już się nie odzywał, tylko patrzył na Xia Yao.
    Z kolei chłopakowi przeszła ochota na jedzenie, ale było ono tak pyszne, że nie był w stanie się od niego oderwać. Pochłonął wszystko w błyskawicznym tempie, ignorując wbite w niego płomienne spojrzenie. Yuan Zong patrząc na pełne usta chłopaka, zaczął gdzieś błądzić myślami. Ile czasu minęło, odkąd ostatni raz się całowaliśmy?
    W śnieżnej scenerii każdy, kto przechodził obok nich, zauważył, że jeden mężczyzna wpatruje się w drugiego z uwielbieniem w oczach i patrząc na nich, każdy by przysiągł, że są razem.
    Po chwili namysłu Xia Yao postanowił się odgryźć.
    - Na pewno jako pierwszy nie wyciągnę ręki na zgodę.
    Tymi słowami wyrwał Yuan Zonga z zadumy.
    - Co, co powiedziałeś?
    Xia Yao podszedł do niego, położył mu rękę na ramieniu i spojrzał na niego zalotnie.
    - Yan Qi poprosił mnie, żebym mu pomógł cię zdobyć.
    - I co z tego?
    - Zgodziłem się.
    Yuan Zong zabrał pudełko z jedzeniem i odpowiedział oschle.
    - Resztkami jedzenia nakarmię psy.
    I to było to, czego Xia Yao potrzebował do szczęścia. Poczuł się jak nowo narodzony, jakby pękła w nim ogromna kula, która go tłamsiła, dlatego radośnie ruszył za Yuan Zongiem.
    - Wielka kluseczko, nie odchodź jeszcze. Nie skończyłem z tobą rozmawiać.
    Chłopak zablokował drzwi jego auta, uniemożliwiając mu wejście do środka i napawał się jego wściekłym spojrzeniem.
    - Tylko pomyśl, nasz utalentowany Yan Qi, to taki dobry chłopak. Inteligenty, silny, pogodny i naprawdę zdolny.
    Yuan Zong patrzył na niego coraz zimniejszym wzrokiem i milczał.
    - Wiesz, jak mi marudził, że od tak dawna cię nie widział? Biedak tęskni za tobą, musisz go koniecznie odwiedzić.
    Mężczyzna odciągnął go na bok.
    - Zejdź mi z drogi.
    - Bo co? - powiedział chłopak prowokacyjnym tonem.
    - Podwiozę cię, a podczas drogi skorzystam z twoich dobrych rad.
    Mina chłopakowi momentalnie zrzedła. Zamiast się odsunąć, złapał za klamkę.
    - Yuan Zong, spójrz na siebie. Co chcesz przez to powiedzieć, co? Lepiej pomyśl o Yan Qi’im na poważnie i nie trać czasu na uganianie się za mną. Najlepiej zapomnij o mnie i daj temu biednemu chłopakowi szansę na szczęście.
    Yuan Zong uśmiechnął się szeroko i chwycił go za rękę. Jego duża doń oplotła dłoń chłopaka, dając jej ciepło, które dosięgnęło serca i je rozgrzało. I chociaż Xia Yao poczuł błogą przyjemność, udawał, że chce wyrwać rękę.
    - Przestań się tak zachowywać, bo tylko ranisz uczucia Tian Yan Qi'ego.
    Mężczyzna nie złapał go za rękę, by ją potrzymać, chciał go odsunąć, żeby otworzyć drzwi do auta. Oczywiście chłopak stawiał opór, dlatego wściekł się i złapał go za kołnierz.
    - Co ty robisz? - krzyknął Xia Yao.
    Yuan Zong uśmiechnął się do niego.
    - No dobra, skoro tak mnie namawiasz, to pojadę do niego z wizytą.
    Te słowa sprawiły, że chłopak nie był w stanie złapać oddechu.
    - Yuan Zong, przestań się wygłupiać.
    - Nie wygłupiam się, spełniam jedynie twoją prośbę.
    - Jesteś beznadziejny!
    Xia Yao widząc, że jego słowa nie zrobiły na nim wrażenia, ulepił ze śniegu śnieżkę i cisnął nią w Yuan Zonga, który nie zrobił uniku, tylko pozwolił śnieżce rozpaść się na jego szyi.
    - No co? - krzyczał chłopak. - Jeśli masz jaja to chodź i mnie uderz.
    Yuan Zong ignorował go i udawał, że zamierza wejść do auta. Widząc to, Xia Yao wpadł w szał, podniósł sporą śnieżną grudę i wycelował w jego głowę. Kula rozbiła się, obsypując śniegiem twarz i ramiona mężczyzny.
    - No, uderz mnie, jeśli masz jaja. - krzyczał Xia Yao. - No dalej, spróbuj mnie uderzyć.
    Chłopak rzucał się i szalał, a że niedawno był przeziębiony, to zaczęło mu cieknąć z nosa.
    Yuan Zong patrzył na jego czerwony nos ze stoickim spokojem.
    - Co za głupi renifer.
    Po tych słowach odepchnął na bok tego niesfornego renifera i usiadł za kierownicą. Zanim zdążył zamknąć drzwi, kolejna śnieżka uderzyła go w policzek.
    Xia Yao był szalenie z siebie zadowolony, kiedy zobaczył jego zmierzwione i mokre włosy. Nic na to nie mógł poradzić, ale uwielbiał mu dokuczać, a kiedy udawało mu się go rozzłościć, czuł się, jakby otrzymał nagrodę. A teraz, kiedy nie było szansy, żeby się pogodzili, postanowił wyprowadzać go z równowagi.
    Jednak kiedy wracał do biura, po głowie zaczęły krążyć mu niepokojące myśli. Naprawdę zamierza pojechać do Tian Yan Qi’ego?
    Wyciągnął telefon i po chwili zawahania wybrał numer.
    - Cześć Yan Qi.
    - Jestem teraz bardzo zajęty, coś się stało? - odezwał się chłopak, jednocześnie rozmawiając ze swoją sekretarką. - Zanieś to do biura prezesa, poczekaj, to też.
    - Faktycznie masz sporo pracy.
    Tian Yan Qi westchnął głęboko.
    - Sytuacja jest bardzo napięta, zaczekaj. Dzień dobry kierowniku Zhou...
    Wyglądało na to, że Tian Yan Qi ledwie wyrabiał, dzięki czemu Xia Yao poczuł się bardzo zadowolony.
    - Wiesz, rozmawiałem dzisiaj o tobie z Yuan Zongiem.
    - O mnie? - chłopakowi aż zakręciło się w głowie.
    - Przecież obiecałem, że ci pomogę.
    - Och... i co on na to? - zapytał Tian Yan Qi, śmiejąc się niezręcznie.
    - Powiedział, że dzisiaj cię odwiedzi.
    - Co? Przyjedzie? Kiedy?
    Xia Yao był szczerze z siebie zadowolony. Okazał się dobrym człowiekiem, który pocieszył potrzebującego.
    - Może jest w drodze. Poczekaj cierpliwie.
    Po tych słowach się rozłączył i z szerokim uśmiechem na ustach powiedział, patrząc na ekran telefonu.
    - Panie zajęty, nie trać czasu na czekanie, bo on nie przyjedzie.


    Przed Wigilią obok barów i knajpek w okolicach uniwersytetu było mnóstwo straganów ze świątecznymi gadżetami. Kiedy Li Zhenzhen usłyszał, że pracownicy Yuan Zonga nie dostaną wolnego na święta, postanowił kupić kilka jabłek w prezencie.
    Peng Ze zaparkował przed bramą uniwersytetu i przyciągnął uwagę wszystkich wokół. Bo jakby nie było, nieczęsto wypasiony Hummer pojawiał się na akademickim parkingu.
    Jedynie Li Zhenzhen nie patrzył w jego stronę i ruszył w stronę stacji metra. Peng Ze jechał za nim powoli.
    - Zhenzhen.
    - Czego chcesz?
    - Zerwałem z Liu Xuan.
    Chłopak szedł po śliskim chodniku i słysząc te słowa, stracił na chwilę równowagę. Naprawdę?
    Peng Ze zatrzymał samochód i wyciągnął przez okno rękę, żeby go złapać.
    - Tak i to ja zerwałem.
    Wyraz twarzy Li Zhenzhena zmienił się nieco, ale nic nie odpowiedział. Za to Peng Ze odsunął palcami jego szalik, by dotknąć wrażliwej szyi chłopaka. Jednak ten szybko złapał go za nadgarstek.
    - Co robisz?
    - Masz ładny szalik, gdzie go kupiłeś?
    - Jeśli masz mi coś do powiedzenia, to mów, jeśli nie, to pozwól mi odejść.
    - Jest już późno, dokąd się wybierasz?
    Li Zhenzhen pokazał mu torbę pełną jabłek.
    - Dostarczam jabłuszka.
    - Nie musisz być taki uroczy. - powiedział Peng Ze z nutą sarkazmu w głosie. - Skoro zerwałem z dziewczyną, też powinieneś zakończyć ten związek.
    - A co mnie obchodzi, że z kimś tam zerwałeś?
    Te słowa odrobinę zabolały Peng Ze’ego, zwłaszcza kiedy usłyszał drugą część wypowiedzi chłopaka.
    - Fakt, na początku tylko udawaliśmy, ale teraz naprawdę go kocham.
    - Pieprzyć to. - warknął Peng Ze. - On uważa, że jesteś irytujący.
    - A ty skąd niby o tym wiesz?
    - Bo to normalny facet, który jak tylko się zorientuje, że próbujesz go poderwać, weźmie cię za małą sukę. Jest dla ciebie miły tylko przez wzgląd na Xia Yao, ale na pewno zacznie się tobą brzydzić.
    - Jestem w nim zakochany, niezależnie od tego, jak bardzo go obrzydzam.
    Peng Ze się wściekł i zaczął go szarpać.
    - Jesteś zwykłym tchórzem!
    - Masz mi jeszcze coś do powiedzenia? Jeśli nie, to mnie puść.
    Peng Ze nie mając wyboru, musiał odpuścić.
    - W porządku, wsiadaj do auta, podwiozę cię.
    - Nie chcę nigdzie z tobą jechać.
    - W takim razie zapomnij, że gdziekolwiek pójdziesz. - powiedział, ściskając go za nadgarstek.
    Dwóch kolegów ze studiów Li Zhenzhena właśnie przechodziło obok i ta scena ich nieco zaniepokoiła.
    - Coś się stało?
    - Nie, nic. - powiedział Li Zhenzhen i wsiadł do auta, żeby nie robić większego zamieszania.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Motorollo

***









   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze