Counterattack [PL] - Rozdział 135: Jestem już martwy!

 


    Gdy uroczysta kolacja dobiegła końca, wszyscy goście wymienili się uprzejmościami i powoli ruszyli do wyjścia.
    Ojcowie Chi Chenga i Guo Chengyu trochę wypili i zaczęli wspominać lata młodości snując opowieści, którym nie było końca. Oczywiście synowie im towarzyszyli. Pan Guo poklepał Chi Chenga po ramieniu i powiedział:
    - Synu, zabierz swojego ojca chrzestnego na swoją farmę węży.
    Już za dzieciaka Chi Cheng traktował go jak drugiego ojca, za to słowo „wąż” było jedynym, którego nie znosił jego własny ojciec. Jednak słysząc tę prośbę skierowaną do syna, pan Chi nic nie powiedział, ponieważ nie chciał popsuć tej miłej atmosfery. Ale nie miał ochoty oglądać tych okropnych stworzeń.
    Gdy pojechali do miejsca, w którym Chi Cheng trzymał swoje węże, pan Guo był żywo zainteresowany gatunkami, jakie tam zobaczył i bez przerwy zadawał pytania. Z kolei jego syn wyglądał na znudzonego, chociaż sam też hodował węże. Prawdopodobnie było tak dlatego, że nie oddał temu serca i być może przez to, że jego ojciec nigdy nie wykazywał większego zainteresowania jego pupilami. Jednak kiedy pan Guo zobaczył kilka kolorowych węży, zrozumiał, jak piękne potrafią być te gady.
    - A może dasz mi jednego w prezencie? Jeśli się nie zaaklimatyzuje, przywiozę go z powrotem.
    Mięśnie twarzy Chi Yuana stężały, chociaż wiedział, że jego przyjaciel żartuje. Od lat kłócił się z synem o te węże i wiedział, że poza nimi świata nie widzi. Były dla niego ważniejsze, niż relacja z własnym ojcem, a każdy, kto zamierza pozbawić go jednego z tych gadów, prosi się o śmierć.
    Wiedząc to spojrzał na syna surowym wzrokiem, nakazując mu grzecznie odmówić. Również Guo Chengu był dzisiaj bardzo wyrozumiały, podszedł do ojca i powiedział:
    - Przez lata hodował te węże, a ty chcesz, żeby ot tak dał ci jednego? Jeśli podoba ci się któryś, możesz przyjść do mojego parku.
    - Nie lubię twoich węży, lubię te, które wyhodował mój chrześniak.
    Nagle atmosfera zrobiła się trochę niezręczna, zapanowała cisza, którą w końcu przerwał Chi Cheng.
    - Oprócz węża na mojej szyi, możesz wybrać każdego, który ci się podoba i go sobie wziąć.
    Słysząc te słowa Chi Yuan i Guo Chengyu byli równie mocno zaskoczeni. Zwłaszcza, że obaj wiedzieli, że Chi Cheng powiedział to na poważnie, bo od razu podszedł do przepięknego pytona królewskiego, o którego dbał od czterech lat, po czym podał go panu Guo.
    - Co powiesz na tego?
    Mężczyzna potrząsnął głową. Chi Cheng pokazał mu kilka innych węży, które miały piękne, żywe kolory i łagodny temperament. Każdego z nich niewątpliwie bardzo kochał. Kiedy Guo Chengyu patrzył, jak Chi Cheng wybiera jednego węża po drugim, poczuł w sercu dziwne uczucie, którego nie był w stanie opisać.
    Pan Guo nie wybrał żadnego z proponowanych gadów, za to coraz bardziej skupił się na wężu owiniętym wokół szyi Chi Chenga.
    - Och, ten na twojej szyi podoba mi się najbardziej.
    Po tych słowach w pokoju zapadła przerażająca cisza, a pan Guo jako jedyny był nieświadomy, w jak niebezpiecznej znalazł się sytuacji. Jak gdyby nigdy nic gładził Zazdrość po głowie, przez co wąż zrobił się nieco rozdrażniony, a jego spojrzenie stało się czujne i bystre. I w momencie, gdy atmosfera stawała się nie do zniesienia, mężczyzna zaśmiał się i powiedział:
    - Tylko żartuję. Nie mógłbym zmusić do czegoś takiego mojego chrześniaka.
    Chi Yuan odetchnął z ulgą, a pan Guo dodał:
    - Patrząc na twoje węże, muszę stwierdzić, że Chengyu u siebie ma dokładnie takie same gatunki, kupowaliście je w parach?
    Wzrok Guo Chengyu pociemniał, gdy posłał ojcu przeszywające spojrzenie, które nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.
    Gdy skończyli zwiedzanie, pan Chi i pan Guo poszli napić się herbaty, a ich synowie, którzy nie mieli zamiaru słuchać wspomnień ojców z czasów ich młodości, poszli usiąść i odpocząć. Guo Chengyu zauważył, że za budynkiem znajduje się spora szklarnia.
    - Kupiłeś coś takiego?
    - Nie, sam zbudowałem.
    - Co tam uprawiasz?
    - Pory.
    Guo Chengyu nie tyle był zdziwiony widokiem szklarni, bo Chi Cheng mieszkał na przedmieściach i w tej okolicy nie było to niczym dziwnym. Nawet nie był zdziwiony, że zainteresowały go prace ogrodnicze, których nigdy wcześniej nie wykonywał, za to zachodził w głowę, dlaczego wśród tylu warzyw wybrał akurat pora.
    - Myślałem, że nie przepadasz za porem.
    - Teraz lubię.
    Guo Chengyu zmrużył oczy i zaczął mu się przyglądać. Wyglądał jak zawsze, miał to samo spojrzenie, jego niebezpieczna aura nadal emanowała swoją mocą, a mimo to wydawał się inny, niż wcześniej.
    - Naprawdę się zmieniłeś.
    Po tych słowach pożegnał się, wsiadł do samochodu i pojechał do domu.


    Gang Zi nadal siedział w samochodzie i myślał o poście, który widział na Weibo. Nie mógł się powstrzymać, ponownie się zalogował i zobaczył, że Chi Cheng również udostępnił ten post na swoim profilu.
    Cholera, już się o tym dowiedział? Gang Zi był zaskoczony, ale po chwili się uspokoił. Ta sprawa nie ma ze mną nic wspólnego. Gdy tak o tym myślał, złowrogi cień pojawił się tuż obok niego. A gdy spojrzał w oczy swojego szefa, nie spodziewał się niczego dobrego.
    Chi Cheng wsiadł do auta na miejsce kierowcy i milczał, bawiąc się dwoma drewnianymi kulkami, które wirowały w jego dłoni. Niestety patrząc na niego nie można było odgadnąć jego myśli.
    - Już o tym wiesz? - zagadał Gang Zi.
    Chi Cheng pomimo, że dobrze wiedział, czego dotyczy pytanie, kompletnie je zignorował.
    - Przecież szukałeś okazji, żeby mieć na niego haka. Teraz masz szansę. Jak tylko poczuł wolność, od razu sobie kogoś znalazł, co oznacza, że sam sobie wykopał grób, teraz nie musisz się hamować.
    Chi Cheng spojrzał na podekscytowaną twarz Gang Ziego, gdy udzielał mu rady.
    - Zaplanowałeś to? - zapytał.
    - Co takiego?
    Chi Cheng tak mocno ścisnął kierownicę, że zachrzęściła pod jego palcami, a zadane przez niego pytanie, sprawiło, że w umyśle Gang Ziego zapanował chaos.
    - Stworzyłeś ku temu okazję? Wynająłeś dziewczynę i kazałeś jej lecieć tym samym lotem?
    Wielkie nieba! Gang Zi krzyczał w myślach. Przecież od razu opublikowałem tego posta. Jak możesz mnie podejrzewać?
    Chi Cheng nie zamierzał go oszczędzać.
    - Taki zbieg okoliczności jest wręcz niemożliwy. Nawet, gdybym chciał go sprowokować do zrobienia czegoś złego, to dlaczego zrobił akurat to, co sam mi zaproponowałeś? Muszę przyznać, że wyszło perfekcyjnie. A jeśli dowiem się, że za tym stoisz, to sam zostaniesz zmolestowany w łóżku.
    Oczy Gang Ziego omal nie wyszły z orbit, a jego zazwyczaj stoicka postawa rozsypała się w drobny mak.
    - To nie moja wina, nie zaplanowałem tego. To ja jako pierwszy opublikowałem to zdjęcie na swoim Weibo, nie próbuj mnie oczerniać, żeby chronić ukochanego. Aaała!
    Gang Zi dostał z pięści. Chi Cheng doskonale wiedział, że za wszystko odpowiada Wu Suo Wei, a Gang Zi jest niewinny. Jednak był tak wściekły, że musiał się wylądować, a dodatkowo słowa Gang Ziego cholernie go wkurzyły.
    Ty to nazywasz szansą? Uważasz, że to dobrze, że kogoś poderwał? Nieważne, co zrobiło moje kochanie, jak bardzo jest zły, to moja sprawa. Zrobię to, co uznam za słuszne, a ty przestań się cieszyć, że wyrwał laskę! Sam nie wiem, co jest gorsze, moja obsesja, czy jego pociąg do kobiet. Gdybym miał wybór, wolałbym odciąć sobie rękę, niż pozwolić mu na flirt.
    Jest jeszcze jeden powód, dla którego Chi Cheng wyładował złość na Gang Zim. Wiedział, że jak już się skonfrontuje z Wu Suo Weiem, za nic nie będzie w stanie zrobić mu krzywdy, nieważne, jak bardzo będzie na niego zły.


    Chi Cheng wynajął dla Wu Suo Weia luksusowy apartament. Chłopak stał na balkonie, a delikatna morska bryza smagała go po policzkach, czuł się bosko, a jednocześnie czuł się przerażająco samotny.
    W ciągu dnia przeżył emocjonalny rollercoaster, ale już się uspokoił. Wieczorem w końcu wyciągnął telefon i zobaczył, że nie ma ani jednego połączenia od Chi Chenga. Odkąd Chi Cheng skontaktował go ze swoim przyjacielem, kompletnie się od niego odciął.
    Przez cały następny dzień sprawdzał telefon czekając na wiadomość od nowej znajomej, ale podświadomie pragnął, by kto inny do niego zadzwonił, ktoś, przez kogo jego serce pogrążało się w coraz większej tęsknocie.
    W końcu usłyszał dzwonek telefonu, a jego tętno przyspieszyło. Kiedy zobaczył, że to wiadomość od dziewczyny poznanej w samolocie, nie miał pojęcia, dlaczego jest tym aż tak podekscytowany.
    W ciągu dnia bał się, że to właśnie Chi Cheng do niego zadzwoni, a w nocy martwił się, że nie ma od niego choćby wiadomości. W sumie powoli rozumiał, że czuł to dziwne podekscytowanie tylko dlatego, że próbuje kogoś poderwać, że znowu kogoś ściga.
    „Zaczęłam obserwować cię na Weibo”. Kiedy przeczytał wiadomość, postanowił się zalogować i z grzeczności także zaobserwował jej konto. I nagle zobaczył, że Chi Cheng opublikował czyjś post na swoim profilu.
    Jakiś czas temu Chi Cheng założył konto na Weibo, żeby promować firmę. Nie publikował tam niczego, co nie miało związku z działalnością firmy. Nigdy też nie siedział i nie przeglądał postów, dlatego chłopak był tak bardzo zaskoczony, że opublikował czyjś wpis. Oczywiście zżerała go ciekawość, co to było. Kliknął na jego profil, ale niestety w hotelu było słabe wifi i sporo czasu zajęło, zanim strona się załadowała. Wrzucone zdjęcie ładowało się kawałek po kawałku. Najpierw pokazały się włosy, potem brwi, lśniące oczy. I kiedy Wu Suo Wei spojrzał w te oczy, jego spokój i zdrowy rozsądek eksplodował.
    Kurwa! Jestem już martwy!


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze