SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 85: Szokująca mistyfikacja

 


    Noc. Gabinet medycyny sądowej tuż przy biurze SCI.
    Gongsun stał nad stołem sekcyjnym, gdzie przeprowadzał sekcję zwłok ze skrzyni przywiezionej z pracowni Tanaki. Właśnie zdejmował twardą skorupę naskórka, który utrzymywał zwłoki w jednym kawałku. Robiąc to, bacznie się mu przyglądał. Miał skład taki sam, jak muszle, jego powłoka była cienka i przezroczysta, o krystalicznym połysku. Był naprawdę ciekaw, co to było.
    Nagle ktoś zapukał do drzwi.
    - Wejść - odpowiedział doktor cicho.
    Jiang Ping zajrzał do środka i po chwili wszedł. Spojrzał na zwłoki leżące na stole, przełknął ślinę i odezwał się lekko drżącym głosem:
    - Gongsun, skończyliśmy na dziś, nie idziesz do domu?
    Doktor potrząsnął głową.
    - Chciałbym to skończyć.
    - Och… - Jiang Ping szybko się odwrócił, żeby wyjść, ale zatrzymał się i dodał. - Wszyscy już wyszli. Szef z chłopakami wrócą pewnie późno w nocy. Zostaniesz sam, poradzisz sobie?
    Gongsun był szczerze rozbawiony tym pytaniem.
    - A co może mi się stać?
    - Ajjj - jęknął Jiang Ping patrząc na zwłoki.
    Doktor pokiwał z politowaniem głową i machnął na niego ręką.
    - Przecież nie ożyje, idź już lepiej.
    Informatyk pomachał mu na do widzenia i zamknął za sobą drzwi. Kiedy ruszył w kierunku windy, nagle stanął i pobiegł do biurka, wykonał telefon, po czym spokojnym krokiem ruszył w stronę wyjścia.
    Gongsun skupił się na sekcji zwłok i z biegiem czasu był coraz bardziej zaniepokojony. Zmarszczył brwi, zdjął rękawiczki i zajrzał do teczki z wynikami sekcji ciała z poprzedniej skrzyni Tutsi. Porównał dane i ze zdziwienia otworzył szeroko oczy. Kiedy uświadomił sobie, co odkrył, poczuł dreszcz na całym ciele… I właśnie w tej chwili zorientował się, że ktoś za nim stoi. Gdy miał zamiar się odwrócić, został objęty w pasie.
    - Ach! - Doktor nadal myślami był przy swoim odkryciu, dlatego zaskoczony sytuacją, w jakiej się znalazł, wydał z siebie cichy okrzyk przerażenia. Usłyszał znajomy niski śmiech, a chwilę później poczuł na uchu i szyi wilgotne muśnięcie. Z wielką ulgą odwrócił się i spojrzał na obejmującego go mężczyznę.
    - Wiedziałeś, że można kogoś przestraszyć na śmierć? Słysza…
    Nie dokończył, bo jego usta zostały zamknięte intensywnym, namiętnym pocałunkiem. Po długiej chwili mężczyzna puścił ciężko oddychającego doktora i powiedział z uśmiechem na ustach:
    - Przestraszyłeś się, to było urocze.
    Gongsun spojrzał ostro na Bai Jintanga, który pojawił się znikąd i zapytał:
    - Co tu robisz?
    - Jiang Ping do mnie zadzwonił.
    - Po co miałby do ciebie dzwonić?
    - Prosiłem go, żeby dał mi znać, jeśli zostaniesz sam w biurze. - Bai Jintang przysunął się do niego. - Dotrzymam ci towarzystwa.
    - Jestem w pracy! - krzyknął cicho doktor i zaczął go od siebie odpychać. - Nie musisz tego robić.
    Mężczyzna nagle wziął go w ramiona, wyciągnął rękę, by zamknąć drzwi, a po chwili dał znak Gongsunowi, żeby był cicho. Doktor był zdezorientowany, ale zobaczył, że Bai Jintang jest bardzo poważny. Co się dzieje?
    - Haha! - Mężczyzna zaśmiał się szelmowsko. - Zdaje się, że będę musiał ładnie podziękować Jiang Pingowi.
    W tym momencie Gongsun usłyszał dziwne szmery na zewnątrz, jakby jakaś osoba powoli się zbliżała, a raczej kilka osób. Nerwowo zacisnął pięść na rękawie Bai Jintanga.
    Kiedy mężczyzna poczuł, że doktor się do niego zbliża, kąciki jego ust lekko się uniosły, spojrzał na niego i powiedział:
    - Zgadza się.
    Doktor nie miał pojęcia, o co chodzi i patrzył na niego wyczekująco. Bai Jintang pochylił się i ponownie go pocałował.
    - Jeśli kiedykolwiek będziesz przestraszony lub nieszczęśliwy, zawsze znajdziesz ukojenie w moich ramionach.
    Gongsun momentalnie spłonął rumieńcem i już miał zamiar wyrwać się z uścisku, ale mężczyzna jeszcze mocniej go do siebie przytulił i zapytał:
    - Masz broń?
    Doktor był tak oszołomiony, że nie potrafił wydusić z siebie choćby słowa, dlatego zaprzeczył kręcąc głową. Bai Jintang zmarszczył ze złości brwi.
    - Dlaczego Yutang nie dał ci broni?
    - Jestem pracownikiem biurowym. - Gongsun wycedził przez zęby, łypiąc na niego spod byka. - Gdybym miał broń, podziurawiłbym cię jak sito.
    Bai Jintang chwycił mały lśniący skalpel i zapytał z uśmiechem:
    - Mogę pożyczyć?
    Gdyby nie te dziwne dźwięki za drzwiami, Gongsun najchętniej dźgnąłby tym skalpelem tego drania, który stał przed nim i bezczelnie się szczerzył.
    Bai Jintang kazał mu ukryć się w kącie pokoju, a sam, uzbrojony w skalpel, podszedł w pobliże drzwi. Gdy już przy nich był, usłyszał szept Gongsuna:
    - Bądź ostrożny…
    Słysząc to Bai Jintang był oszołomiony. Uśmiechnął się i powiedział:
    - Gdyby nie te czające się za drzwiami łachudry… ciekawe, czy byłoby ekscytująco, gdybyśmy zrobili to tutaj?
    Doktor momentalnie się zezłościł. Idź do diabła! To nie czas, żeby myśleć o takich rzeczach!
    Bai Jintang rozpiął płaszcz i trzymając mocno skalpel podszedł jeszcze bliżej drzwi, kierując wzrok na klamkę. Gongsun patrzył na niego zaskoczony, gdy tak pewnie trzymał skalpel, zauważył delikatny, acz złowrogi uśmiech i wyraz jego oczu, który wyrażał podekscytowanie i krwiożerczy chłód.
    Gdy klamka się przekręciła, Bai Jintang uniósł uzbrojoną rękę. Drzwi się otworzyły i zajrzał przez nie mężczyzna trzymający pistolet. Bai Jintang kopnął drzwi, którymi uderzył napastnika z przeogromną siłą. Gongsun aż przełknął siłę, bo wiedział, że te zbrojone drzwi na pewno złamały właśnie kilka żeber. Bai Jintang nie czekał na reakcję przeciwnika, szybkim ruchem wbił skalpel w zagłębienie pod jego obojczykiem.
    - Uch… - Raniony mężczyzna otworzył szeroko usta, ale nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. W tym czasie Bai Jintang wyciągnął pistolet z jego dłoni i zwrócił się do Gongsuna:
    - Nie wychodź. - Po czym powalił napastnika potężnym kopniakiem i wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi sali sekcyjnej.
    Chwilę później Gongsun usłyszał kilka strzałów. Jednak gdzieś w głębi serca czuł się bardzo spokojny i nie martwił się, że Bai Jintang może zostać ranny. Co gorsza, podniecała go brutalność tego mężczyzny. Nie mógł się oprzeć i otworzył drzwi, żeby zobaczyć, co się za nimi dzieje.
    Na podłodze leżało kilku mężczyzn, wszyscy ranni w tym samym miejscu, poniżej obojczyka. Byli przytomni, ale przez ból, jaki odczuwali, nie byli w stanie się ruszyć. Bai Jintang był przy drzwiach wejściowych do biura SCI, a ostatni uzbrojony napastnik właśnie cofał się w kierunku windy, patrząc na niego, jakby właśnie zobaczył ducha.
    Nagle winda się otworzyła i ku zaskoczeniu Gongsuna, ktoś w niej był. Uzbrojony facet skierował lufę pistoletu w stronę windy, jednak po chwili zbladł i zadrżał. Nagle wszyscy usłyszeli przerażający ryk i biały cień wypadł z windy i rzucił się na uzbrojonego napastnika. Kiedy go powalił, zaryczał raz jeszcze. Przerażony mężczyzna zemdlał ze strachu i wypuścił broń na podłogę.
    Bai Jintang spojrzał na białego lwa, który wyskoczył z windy i gwizdnął. Lizbona natychmiast odwrócił się w jego stronę. Bai Jintang uśmiechnął się i wycelował. Lizbona patrzył na niego i ostrożnie się cofnął, najwyraźniej poczuł się niepewnie. Nagle ktoś w windzie się odezwał.
    - Lizbona, zobaczyłeś ducha, czy co? Czego się przestraszyłeś?
    Gongsun podbiegł do Bai Jintanga i złapał go za rękę.
    - Nie strzelaj, to jeden z naszych.
    Zhao Wei często przyprowadzał Lizbonę do biura SCI i wszyscy pracownicy znali dobrze tego pięknego białego lwa, ale oczywiście Bai Jintang o tym nie wiedział. Jednak widząc, że Gongsun zna tego kota, opuścił broń i podszedł, by pogłaskać Lizbonę. W końcu z windy wyszedł Zhao Wei z rękoma w kieszeniach.
    - Co tu się dzieje? - zapytał, mierząc Bai Jintanga od stóp do głów.
    - Co ty tu robisz? - odpowiedział pytaniem zaskoczony Gongsun.
    - Przyjechałem, żeby odebrać Bai Chi’ego - odparł magik obojętnym tonem. - I nagle usłyszałem strzały.
    Po chwili na piętrze zatrzymała się druga winda, z której wyszedł Bao Zheng z wyjątkowo ponurym wyrazem twarzy. Spojrzał na wszystkich wokół, aż w końcu zatrzymał wzrok na mężczyznach leżących na podłodze.
    - Kolejna strzelanina na Komisariacie…


    Bai Yutang nadal siedział w aucie przed willą, gdy zadzwonił jego telefon. Odebrał i po chwili spiął się i słuchał w milczeniu. Bai Chi widział, jak marszczy brwi po zakończeniu rozmowy, ogólnie ciężko było wyczuć, w jakim jest nastroju.
    - Coś się stało? - zapytał chłopak.
    Dowódca nie odpowiedział, za to szybko wybrał numer Zhan Zhao.


    Po odebraniu telefonu Zhan Zhao wstał z kanapy i powiedział:
    - Coś się stało na Komisariacie, muszę wracać. Bardzo dziękuję za dzisiaj.
    Xia Shangluo także wstał.
    - To aż tak pilne? O co chodzi?
    Doktor uśmiechnął się do niego i odrzekł:
    - Xia Shangluo, będzie pan musiał zatrudnić nowych ochroniarzy.
    - Co? Nie rozumiem. - Na twarzy mężczyzny malowało się zaskoczenie.
    - Ostatnio wiele osób próbuje zdobyć zwłoki ze skrzyni, właśnie ktoś próbował je wykraść z Komisariatu - powiedział Zhan Zhao z uśmiechem na ustach. - Na szczęście wszyscy zostali schwytani.
    Mówiąc te słowa, doktor obserwował Xia Shangluo. Zauważył, jak lekko sztywnieją mu mięśnie twarzy, jednak szybko nad sobą zapanował i odwrócił się, by odprowadzić doktora do drzwi. Oczywiście zaproponował, że odwiezie go na Komisariat, ale Zhan Zhao odmówił. Pożegnali się i wyszedł na ulicę.
    Bai Yutang podjechał samochodem na skrzyżowanie. Bai Chi wysiadł i pobiegł do auta, w którym byli Ma Han i Zhao Hu, żeby razem z nimi wrócić na Komisariat.
    Kiedy doktor dotarł na skrzyżowanie i wsiadł do czekającego na niego auta, dowódca opowiedział mu o tym, jak złapali Qiu Yu.
    - Ludzie, którzy włamali się na Komisariat, na pewno są powiązani z Xia Shangluo - powiedział doktor odpinając kamerkę z krawata.
    - Też tak myślę - rzekł Bai Yutang. - W sumie powiedziałem ci przez telefon, że uzbrojeni goście wtargnęli na Komisariat. Skąd wiedziałeś, że chcieli ukraść skrzynię ze zwłokami?
    Doktor uśmiechnął się delikatnie.
    - Dzisiejszy dzień był bardzo owocny, nie tylko złapaliśmy Qiu Yu, ale też odkryłem kolejną tajemnicę.
    - Ty podstępny Kocie, czego się dowiedziałeś?
    Zhan Zhao wyciągnął w jego kierunku rękę i pokazał mu jakąś fioletową rzecz owiniętą w serwetkę.
    - Muszę to koniecznie dać Gongsunowi, a on przekaże nam odpowiedź.
    Bai Yutang spoglądał na ten przedmiot uważnym i podejrzliwym wzrokiem.
    - Dlaczego wydaje mi się, że gdzieś to już widziałem?
    - To kawałek tego trupa, jego tkanka skórna.
    - Ty szalony Kocie! - wrzasnął dowódca. - Jak wrócimy do domu, umyjesz i zdezynfekujesz całe ciało. Jak mogłeś włożyć coś takiego do kieszeni? Musisz wyrzucić ten garnitur. A najlepiej go spalić.
    Doktor spojrzał na niego z politowaniem i zaśmiał się, a chwilę później chwycił za rękaw białej kurtki Bai Yutanga.
    - Cholera, Kocie, jesteś obrzydliwy! - krzyknął dowódca patrząc na swój rękaw.
    - Hehe, baw się dobrze - powiedział doktor i tak długo wycierał się o jego rękaw, aż pojawił się na nim czarny ślad.
    - Brudny Kocur!
    - Mysza czyścioszek!


    Gdy weszli do biura SCI, przywitała ich ponura twarz Komendanta.
    - Lepiej przekażcie mi jakieś dobre wieści - powiedział Bao Zheng mierząc ich wzrokiem, a po chwili dodał z szelmowskim uśmieszkiem na ustach. - Albo wszyscy będziecie czyścić kible.
    Dowódca aż się wzdrygnął i spojrzał na Zhan Zhao.
    - Kocie, wszystko w twoich rękach.
    Doktor uśmiechnął się i zaczął mówić.
    - Komendancie Bao, sprawa, którą właśnie rozwiązaliśmy, okazała się dość spora. Szykuj raczej pochwały.
    Wszyscy nieco zaskoczeni spojrzeli na niego. Doktor podał Gongsunowi zawinięty w serwetkę kawałek skóry.
    - To pochodzi ze zwłok z kolekcji Xia Shangluo.
    Gongsun przyjrzał się temu uważnie i poszedł po swoje raporty z sekcji. Kiedy wrócił, powiedział:
    - Jeśli chodzi o zwłoki ze skrzyń i te ususzone mumie, to technika balsamowania jest identyczna, a co ciekawe, niczym się nie różni od tej zastosowanej na świeżych zwłokach. I bynajmniej nie jest to technika antyczna, raczej bardzo współczesna.
    Wszyscy spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.
    - To znaczy, że stworzyli je ludzie nam współcześni? - zapytał zaskoczony Bai Chi. - To oznacza, że Tutsi…
    Zhan Zhao uśmiechnął się, po czym westchnął i powiedział:
    - Wszystko, począwszy od mitów o Tutsi, historia powstania ich cywilizacji, wszystkie książki, obrazy, totemy, to wszystko jest jedną wielką mistyfikacją.
    Bai Yutang potrząsnął z niedowierzania głową.
    - Światowej sławy pisarze, fotografowie, kolekcjonerzy umówili się, żeby stworzyć cywilizację Tutsi, robiąc z niej zagadkę z klątwą w tle tylko po to, żeby zwłoki w skrzyni i inne rękodzieła zyskały na wartości?
    - Tak A kiedy twórcy tej cywilizacji umrą, wtedy ona sama stanie się rzeczywistością - podsumował Zhan Zhao. - Dzięki opracowanej technologii mogli tworzyć niezliczoną ilość artefaktów z czasów Tutsi, bazując na tej niezwykłej historii, która miała zapewnić im wszystkim bogactwo.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze