Noc. Gabinet medycyny sądowej tuż przy biurze SCI.
Gongsun stał nad stołem sekcyjnym, gdzie przeprowadzał sekcję zwłok ze skrzyni przywiezionej z pracowni Tanaki. Właśnie zdejmował twardą skorupę naskórka, który utrzymywał zwłoki w jednym kawałku. Robiąc to, bacznie się mu przyglądał. Miał skład taki sam, jak muszle, jego powłoka była cienka i przezroczysta, o krystalicznym połysku. Był naprawdę ciekaw, co to było.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Wejść - odpowiedział doktor cicho.
Jiang Ping zajrzał do środka i po chwili wszedł. Spojrzał na zwłoki leżące na stole, przełknął ślinę i odezwał się lekko drżącym głosem:
- Gongsun, skończyliśmy na dziś, nie idziesz do domu?
Doktor potrząsnął głową.
- Chciałbym to skończyć.
- Och… - Jiang Ping szybko się odwrócił, żeby wyjść, ale zatrzymał się i dodał. - Wszyscy już wyszli. Szef z chłopakami wrócą pewnie późno w nocy. Zostaniesz sam, poradzisz sobie?
Gongsun był szczerze rozbawiony tym pytaniem.
- A co może mi się stać?
- Ajjj - jęknął Jiang Ping patrząc na zwłoki.
Doktor pokiwał z politowaniem głową i machnął na niego ręką.
- Przecież nie ożyje, idź już lepiej.
Informatyk pomachał mu na do widzenia i zamknął za sobą drzwi. Kiedy ruszył w kierunku windy, nagle stanął i pobiegł do biurka, wykonał telefon, po czym spokojnym krokiem ruszył w stronę wyjścia.
Gongsun skupił się na sekcji zwłok i z biegiem czasu był coraz bardziej zaniepokojony. Zmarszczył brwi, zdjął rękawiczki i zajrzał do teczki z wynikami sekcji ciała z poprzedniej skrzyni Tutsi. Porównał dane i ze zdziwienia otworzył szeroko oczy. Kiedy uświadomił sobie, co odkrył, poczuł dreszcz na całym ciele… I właśnie w tej chwili zorientował się, że ktoś za nim stoi. Gdy miał zamiar się odwrócić, został objęty w pasie.
- Ach! - Doktor nadal myślami był przy swoim odkryciu, dlatego zaskoczony sytuacją, w jakiej się znalazł, wydał z siebie cichy okrzyk przerażenia. Usłyszał znajomy niski śmiech, a chwilę później poczuł na uchu i szyi wilgotne muśnięcie. Z wielką ulgą odwrócił się i spojrzał na obejmującego go mężczyznę.
- Wiedziałeś, że można kogoś przestraszyć na śmierć? Słysza…
Nie dokończył, bo jego usta zostały zamknięte intensywnym, namiętnym pocałunkiem. Po długiej chwili mężczyzna puścił ciężko oddychającego doktora i powiedział z uśmiechem na ustach:
- Przestraszyłeś się, to było urocze.
Gongsun spojrzał ostro na Bai Jintanga, który pojawił się znikąd i zapytał:
- Co tu robisz?
- Jiang Ping do mnie zadzwonił.
- Po co miałby do ciebie dzwonić?
- Prosiłem go, żeby dał mi znać, jeśli zostaniesz sam w biurze. - Bai Jintang przysunął się do niego. - Dotrzymam ci towarzystwa.
- Jestem w pracy! - krzyknął cicho doktor i zaczął go od siebie odpychać. - Nie musisz tego robić.
Mężczyzna nagle wziął go w ramiona, wyciągnął rękę, by zamknąć drzwi, a po chwili dał znak Gongsunowi, żeby był cicho. Doktor był zdezorientowany, ale zobaczył, że Bai Jintang jest bardzo poważny. Co się dzieje?
- Haha! - Mężczyzna zaśmiał się szelmowsko. - Zdaje się, że będę musiał ładnie podziękować Jiang Pingowi.
W tym momencie Gongsun usłyszał dziwne szmery na zewnątrz, jakby jakaś osoba powoli się zbliżała, a raczej kilka osób. Nerwowo zacisnął pięść na rękawie Bai Jintanga.
Kiedy mężczyzna poczuł, że doktor się do niego zbliża, kąciki jego ust lekko się uniosły, spojrzał na niego i powiedział:
- Zgadza się.
Doktor nie miał pojęcia, o co chodzi i patrzył na niego wyczekująco. Bai Jintang pochylił się i ponownie go pocałował.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz przestraszony lub nieszczęśliwy, zawsze znajdziesz ukojenie w moich ramionach.
Gongsun momentalnie spłonął rumieńcem i już miał zamiar wyrwać się z uścisku, ale mężczyzna jeszcze mocniej go do siebie przytulił i zapytał:
- Masz broń?
Doktor był tak oszołomiony, że nie potrafił wydusić z siebie choćby słowa, dlatego zaprzeczył kręcąc głową. Bai Jintang zmarszczył ze złości brwi.
- Dlaczego Yutang nie dał ci broni?
- Jestem pracownikiem biurowym. - Gongsun wycedził przez zęby, łypiąc na niego spod byka. - Gdybym miał broń, podziurawiłbym cię jak sito.
Bai Jintang chwycił mały lśniący skalpel i zapytał z uśmiechem:
- Mogę pożyczyć?
Gdyby nie te dziwne dźwięki za drzwiami, Gongsun najchętniej dźgnąłby tym skalpelem tego drania, który stał przed nim i bezczelnie się szczerzył.
Bai Jintang kazał mu ukryć się w kącie pokoju, a sam, uzbrojony w skalpel, podszedł w pobliże drzwi. Gdy już przy nich był, usłyszał szept Gongsuna:
- Bądź ostrożny…
Słysząc to Bai Jintang był oszołomiony. Uśmiechnął się i powiedział:
- Gdyby nie te czające się za drzwiami łachudry… ciekawe, czy byłoby ekscytująco, gdybyśmy zrobili to tutaj?
Doktor momentalnie się zezłościł. Idź do diabła! To nie czas, żeby myśleć o takich rzeczach!
Bai Jintang rozpiął płaszcz i trzymając mocno skalpel podszedł jeszcze bliżej drzwi, kierując wzrok na klamkę. Gongsun patrzył na niego zaskoczony, gdy tak pewnie trzymał skalpel, zauważył delikatny, acz złowrogi uśmiech i wyraz jego oczu, który wyrażał podekscytowanie i krwiożerczy chłód.
Gdy klamka się przekręciła, Bai Jintang uniósł uzbrojoną rękę. Drzwi się otworzyły i zajrzał przez nie mężczyzna trzymający pistolet. Bai Jintang kopnął drzwi, którymi uderzył napastnika z przeogromną siłą. Gongsun aż przełknął siłę, bo wiedział, że te zbrojone drzwi na pewno złamały właśnie kilka żeber. Bai Jintang nie czekał na reakcję przeciwnika, szybkim ruchem wbił skalpel w zagłębienie pod jego obojczykiem.
- Uch… - Raniony mężczyzna otworzył szeroko usta, ale nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. W tym czasie Bai Jintang wyciągnął pistolet z jego dłoni i zwrócił się do Gongsuna:
- Nie wychodź. - Po czym powalił napastnika potężnym kopniakiem i wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi sali sekcyjnej.
Chwilę później Gongsun usłyszał kilka strzałów. Jednak gdzieś w głębi serca czuł się bardzo spokojny i nie martwił się, że Bai Jintang może zostać ranny. Co gorsza, podniecała go brutalność tego mężczyzny. Nie mógł się oprzeć i otworzył drzwi, żeby zobaczyć, co się za nimi dzieje.
Na podłodze leżało kilku mężczyzn, wszyscy ranni w tym samym miejscu, poniżej obojczyka. Byli przytomni, ale przez ból, jaki odczuwali, nie byli w stanie się ruszyć. Bai Jintang był przy drzwiach wejściowych do biura SCI, a ostatni uzbrojony napastnik właśnie cofał się w kierunku windy, patrząc na niego, jakby właśnie zobaczył ducha.
Nagle winda się otworzyła i ku zaskoczeniu Gongsuna, ktoś w niej był. Uzbrojony facet skierował lufę pistoletu w stronę windy, jednak po chwili zbladł i zadrżał. Nagle wszyscy usłyszeli przerażający ryk i biały cień wypadł z windy i rzucił się na uzbrojonego napastnika. Kiedy go powalił, zaryczał raz jeszcze. Przerażony mężczyzna zemdlał ze strachu i wypuścił broń na podłogę.
Bai Jintang spojrzał na białego lwa, który wyskoczył z windy i gwizdnął. Lizbona natychmiast odwrócił się w jego stronę. Bai Jintang uśmiechnął się i wycelował. Lizbona patrzył na niego i ostrożnie się cofnął, najwyraźniej poczuł się niepewnie. Nagle ktoś w windzie się odezwał.
- Lizbona, zobaczyłeś ducha, czy co? Czego się przestraszyłeś?
Gongsun podbiegł do Bai Jintanga i złapał go za rękę.
- Nie strzelaj, to jeden z naszych.
Zhao Wei często przyprowadzał Lizbonę do biura SCI i wszyscy pracownicy znali dobrze tego pięknego białego lwa, ale oczywiście Bai Jintang o tym nie wiedział. Jednak widząc, że Gongsun zna tego kota, opuścił broń i podszedł, by pogłaskać Lizbonę. W końcu z windy wyszedł Zhao Wei z rękoma w kieszeniach.
- Co tu się dzieje? - zapytał, mierząc Bai Jintanga od stóp do głów.
- Co ty tu robisz? - odpowiedział pytaniem zaskoczony Gongsun.
- Przyjechałem, żeby odebrać Bai Chi’ego - odparł magik obojętnym tonem. - I nagle usłyszałem strzały.
Po chwili na piętrze zatrzymała się druga winda, z której wyszedł Bao Zheng z wyjątkowo ponurym wyrazem twarzy. Spojrzał na wszystkich wokół, aż w końcu zatrzymał wzrok na mężczyznach leżących na podłodze.
- Kolejna strzelanina na Komisariacie…
Bai Yutang nadal siedział w aucie przed willą, gdy zadzwonił jego telefon. Odebrał i po chwili spiął się i słuchał w milczeniu. Bai Chi widział, jak marszczy brwi po zakończeniu rozmowy, ogólnie ciężko było wyczuć, w jakim jest nastroju.
- Coś się stało? - zapytał chłopak.
Dowódca nie odpowiedział, za to szybko wybrał numer Zhan Zhao.
Po odebraniu telefonu Zhan Zhao wstał z kanapy i powiedział:
- Coś się stało na Komisariacie, muszę wracać. Bardzo dziękuję za dzisiaj.
Xia Shangluo także wstał.
- To aż tak pilne? O co chodzi?
Doktor uśmiechnął się do niego i odrzekł:
- Xia Shangluo, będzie pan musiał zatrudnić nowych ochroniarzy.
- Co? Nie rozumiem. - Na twarzy mężczyzny malowało się zaskoczenie.
- Ostatnio wiele osób próbuje zdobyć zwłoki ze skrzyni, właśnie ktoś próbował je wykraść z Komisariatu - powiedział Zhan Zhao z uśmiechem na ustach. - Na szczęście wszyscy zostali schwytani.
Mówiąc te słowa, doktor obserwował Xia Shangluo. Zauważył, jak lekko sztywnieją mu mięśnie twarzy, jednak szybko nad sobą zapanował i odwrócił się, by odprowadzić doktora do drzwi. Oczywiście zaproponował, że odwiezie go na Komisariat, ale Zhan Zhao odmówił. Pożegnali się i wyszedł na ulicę.
Bai Yutang podjechał samochodem na skrzyżowanie. Bai Chi wysiadł i pobiegł do auta, w którym byli Ma Han i Zhao Hu, żeby razem z nimi wrócić na Komisariat.
Kiedy doktor dotarł na skrzyżowanie i wsiadł do czekającego na niego auta, dowódca opowiedział mu o tym, jak złapali Qiu Yu.
- Ludzie, którzy włamali się na Komisariat, na pewno są powiązani z Xia Shangluo - powiedział doktor odpinając kamerkę z krawata.
- Też tak myślę - rzekł Bai Yutang. - W sumie powiedziałem ci przez telefon, że uzbrojeni goście wtargnęli na Komisariat. Skąd wiedziałeś, że chcieli ukraść skrzynię ze zwłokami?
Doktor uśmiechnął się delikatnie.
- Dzisiejszy dzień był bardzo owocny, nie tylko złapaliśmy Qiu Yu, ale też odkryłem kolejną tajemnicę.
- Ty podstępny Kocie, czego się dowiedziałeś?
Zhan Zhao wyciągnął w jego kierunku rękę i pokazał mu jakąś fioletową rzecz owiniętą w serwetkę.
- Muszę to koniecznie dać Gongsunowi, a on przekaże nam odpowiedź.
Bai Yutang spoglądał na ten przedmiot uważnym i podejrzliwym wzrokiem.
- Dlaczego wydaje mi się, że gdzieś to już widziałem?
- To kawałek tego trupa, jego tkanka skórna.
- Ty szalony Kocie! - wrzasnął dowódca. - Jak wrócimy do domu, umyjesz i zdezynfekujesz całe ciało. Jak mogłeś włożyć coś takiego do kieszeni? Musisz wyrzucić ten garnitur. A najlepiej go spalić.
Doktor spojrzał na niego z politowaniem i zaśmiał się, a chwilę później chwycił za rękaw białej kurtki Bai Yutanga.
- Cholera, Kocie, jesteś obrzydliwy! - krzyknął dowódca patrząc na swój rękaw.
- Hehe, baw się dobrze - powiedział doktor i tak długo wycierał się o jego rękaw, aż pojawił się na nim czarny ślad.
- Brudny Kocur!
- Mysza czyścioszek!
Gdy weszli do biura SCI, przywitała ich ponura twarz Komendanta.
- Lepiej przekażcie mi jakieś dobre wieści - powiedział Bao Zheng mierząc ich wzrokiem, a po chwili dodał z szelmowskim uśmieszkiem na ustach. - Albo wszyscy będziecie czyścić kible.
Dowódca aż się wzdrygnął i spojrzał na Zhan Zhao.
- Kocie, wszystko w twoich rękach.
Doktor uśmiechnął się i zaczął mówić.
- Komendancie Bao, sprawa, którą właśnie rozwiązaliśmy, okazała się dość spora. Szykuj raczej pochwały.
Wszyscy nieco zaskoczeni spojrzeli na niego. Doktor podał Gongsunowi zawinięty w serwetkę kawałek skóry.
- To pochodzi ze zwłok z kolekcji Xia Shangluo.
Gongsun przyjrzał się temu uważnie i poszedł po swoje raporty z sekcji. Kiedy wrócił, powiedział:
- Jeśli chodzi o zwłoki ze skrzyń i te ususzone mumie, to technika balsamowania jest identyczna, a co ciekawe, niczym się nie różni od tej zastosowanej na świeżych zwłokach. I bynajmniej nie jest to technika antyczna, raczej bardzo współczesna.
Wszyscy spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.
- To znaczy, że stworzyli je ludzie nam współcześni? - zapytał zaskoczony Bai Chi. - To oznacza, że Tutsi…
Zhan Zhao uśmiechnął się, po czym westchnął i powiedział:
- Wszystko, począwszy od mitów o Tutsi, historia powstania ich cywilizacji, wszystkie książki, obrazy, totemy, to wszystko jest jedną wielką mistyfikacją.
Bai Yutang potrząsnął z niedowierzania głową.
- Światowej sławy pisarze, fotografowie, kolekcjonerzy umówili się, żeby stworzyć cywilizację Tutsi, robiąc z niej zagadkę z klątwą w tle tylko po to, żeby zwłoki w skrzyni i inne rękodzieła zyskały na wartości?
- Tak A kiedy twórcy tej cywilizacji umrą, wtedy ona sama stanie się rzeczywistością - podsumował Zhan Zhao. - Dzięki opracowanej technologii mogli tworzyć niezliczoną ilość artefaktów z czasów Tutsi, bazując na tej niezwykłej historii, która miała zapewnić im wszystkim bogactwo.
Tłumaczenie: Antha
Korekta: Nikkolaine
No i jest mój Bai Jintang 🤣😁
OdpowiedzUsuńA tak serio, dziewne to biuro tam kuźwa każdy może wejść sobie jak chce 🤣🤣🤣🤣
Dokładnie, powinni tam zamontować drzwi obrotowe🤣
Usuń