Counterattack [PL] - Rozdział 141: Idź do diabła!

 


    Po ciężkiej przeprawie w toalecie Wu Suo Wei z końcu z niej wyszedł i czuł się wspaniale. Meng Tao czekał na niego przy umywalkach. Kiedy zobaczył chłopaka, powiedział:
    - Ruchy!
    Kurwa, podwożę cię, a ty zachowujesz się jak buc. Gdyby nie to, że mu obiecał, wolałby umrzeć, niż podwieźć gdziekolwiek tego dupka.
    Gdy wyszli z toalety, Meng Tao wyczuł coś dziwnego, nerwowo rozejrzał się wokół i zatrzymał wzrok na mężczyźnie, który co dziwne, patrzył na jego nogi. Meng Tao zrozumiał, że płaszcz, jaki ma na sobie, nie zakrył jego łydek i stóp, a przecież miał na sobie szpitalną piżamę. Gdy wyszli przed szpital i Wu Suo Wei otworzył auto, mężczyzna szybko do niego wsiadł.
    - No dalej, jedź!
    - Skąd ten pośpiech? - zapytał leniwie Wu Suo Wei.
    Meng Tao patrzył przez okno i był coraz bardziej zdenerwowany, pokładał w chłopaku całą swoją nadzieję.
    - Pospiesz się, ruszaj, ktoś mnie goni.
    Wu Suo Wei spokojnie odpalił silnik i włączył się do ruchu, po czym postanowił się trochę podroczyć ze swoim autostopowiczem.
    - Po co to przedstawienie?
    Meng Tao nawet go nie słuchał, tylko patrzył w lusterko wsteczne. A widział w nim Li Wanga, który od razu go rozpoznał. A gdy zobaczył, że ten odjeżdża, zadzwonił do swoich ludzi i kazał im go śledzić.
    Wu Suo Wei nie miał pojęcia, że dupek, którego wiózł, wciągnął go w pościg samochodowy.
    - Skręć w prawo! - rozkazał Meng Tao.
    Chłopak posłusznie skręcił w prawo na najbliższym skrzyżowaniu, a jego pasażer zaczął się pieklić.
    - Przecież kazałem ci skręcić w prawo! Dlaczego pojechałeś w lewo?
    - Koleś, przecież to było w prawo.
    - Przepraszam, mój błąd - powiedział zirytowany mężczyzna.
    Nagle tuż przed nimi pojawił się samochód, który jechał prosto na nich. Wu Suo Wei w ostatniej chwili skręcił w boczną ulicę, a potem zaczął kluczyć, raz jadąc w lewo, raz w prawo.
    Li Wang skręcił zaraz za nim, ale niestety miał szerszy samochód i nie zmieścił się w uliczce, dlatego samochód Wu Suo Weia zniknął mu z oczu. Po chwili zadzwonił jeden z jego ludzi.
    - Li Wang, wydaje mi się, że śledzimy auto Chi Chenga. Zauważyłeś to?
    Li Wang patrzył na odjeżdżający samochód.
    - Racja, a niech to, wszędzie go rozpoznam! Kurwa, to znaczy, że śledzimy nie to auto.
    - Nie! Xiao Zhou i ja jedziemy za nim od początku. To na pewno ten samochód.
    - Podaj tablicę rejestracyjną.
    Kiedy Li Wang usłyszał rejestrację, zamyślił się nieco skonsternowany. To na pewno był samochód Chi Chenga, ale za kierownicą siedział Wu Suo Wei. Pomyślał, że ten podstępny koleś zbliżył się do Wu Suo Weia i wykorzystuje go, by wrócić do Jiang Xiao Shuaia.
    Li Wang od razu zadzwonił do Guo Chengyu i opowiedział mu o wszystkich swoich podejrzeniach.
    - Dobra, zrozumiałem.
    Guo Chengyu, jak tylko skończył rozmawiać z Li Wangiem, zadzwonił do Wu Suo Weia.
    - Co robisz? - zapytał.
    - Prowadzę auto i nie mogę rozmawiać. Oddzwonię później - odpowiedział chłopak.
    - Jesteś sam?
    - Wiozę autostopowicza - rzucił Wu Suo Wei, po czym się rozłączył i nadal jeździł w kółko wąskimi uliczkami.
    Meng Tao, który nie znał miasta, po kilku skrętach kompletnie nie wiedział, gdzie się znajdują.
    - Wiesz w ogóle, dokąd jedziesz? - zapytał chłopaka.
    Wu Suo Wei odpowiedział drwiącym tonem:
    - Nie chcę się chwalić, ale jestem świetnym kierowcą i znam tę dzielnicę, jak własną kieszeń, w końcu mieszkałem tu od urodzenia. Za dzieciaka bawiliśmy się w wyścigi po tych uliczkach. Wygrywał ten, który pierwszy pojawił się na mecie biegnąc tam i z powrotem tak, żeby dwa razy nie biec tą samą ulicą.
    Meng Tao obśmiał go w duchu, ta opowieść idealnie pasowała do obrazu naiwnego durnia, za którego go miał. Jak głupim trzeba być, żeby wozić nieznajomego? I pewnie jest dziany, skoro nie przejmuje się kosztami paliwa.


    Guo Chengyu zadzwonił do Li Wanga i powiedział:
    - Przestań ich gonić.
    - Jesteś pewien?
    - Tak.
    Gdy Li Wang się rozłączył, przekazał rozkaz szefa swoim ludziom. Kiedy Wu Suo Wei zauważył, że wszystkie ścigające go auta zniknęły, odetchnął z ulgą i wyjechał z labiryntu uliczek wprost na główną drogę.
    Meng Tao zaczął przyglądać się chłopakowi, zaczynając od czubka głowy, na butach kończąc. Nie pominął żadnego kawałka jego ciała, a największą uwagę skupił na jego kroczu.
    Wu Suo Wei cały czas czuł dyskomfort w lędźwiach i teraz w końcu mógł rozluźnić choć trochę napięte ciało i poruszać odrobinę zdrętwiałym tyłkiem. Po wykonaniu kilku okrężnych ruchów westchnął głęboko. Meng Tao uśmiechnął się szelmowsko.
    - Przesadziłeś wczoraj z aktywnością fizyczną, co?
    - Co-co masz na myśli?
    Mężczyzna nie odpowiedział, tylko nadal się uśmiechał. Zachowanie Wu Suo Weia przypominało mu Jiang Xiao Shuaia sprzed kilku lat. Chłopak spojrzał na niego i zobaczył bandaż na jego nadgarstku. Zerkał też na jego wygląd i w końcu zauważył, że pod płaszczem na szpitalną piżamę.
    - Uciekłeś ze szpitala?
    - Dopiero teraz się zorientowałeś? Jesteś strasznie opóźniony - parsknął Meng Tao.
    - Wszyscy mi to mówią - odpowiedział chłopak, jak gdyby nigdy nic. - Co to za rana na nadgarstku? Próba samobójcza?
    Meng Tao przytaknął skinieniem głowy, po czym dodał:
    - Tak, moje życie nie ma sensu, nie mam po co żyć.
    - Dlaczego nie ma sensu? Nie układa ci się w małżeństwie?
    Mężczyzna uśmiechnął się gorzko.
    - Nie było ani dobrze, ani źle.
    - Gonili cię ludzie ze szpitala? Może powinieneś tam zostać i poddać się jakiejś terapii? Chyba, że ponownie zamierzasz targnąć się na swoje życie?
    Meng Tao rozejrzał się i stwierdził, że są już wystarczająco daleko od szpitala, dlatego powiedział:
    - Dobra, zatrzymaj się tu, bo chyba nie chcesz, żebym umarł w twoim aucie.
    Wu Suo Wei nacisnął hamulec. Mężczyzna sięgnął do klamki zamierzając otworzyć drzwi, ale te ani drgnęły. I nagle poczuł, że ktoś go ścisnął za szyję.
    - Nie pozwolę ci wyjść - powiedział Wu Suo Wei. - Nie pozwolę ci się zabić. Pomyśl o swojej rodzinie i bliskich. Wiesz, jak strasznie będą cierpieć, jeśli umrzesz?
    - Aleś ty wkurzający - odpowiedział Meng Tao szturchając chłopaka łokciem w klatę. - Tylko żartowałem.
    Wu Suo Wei ścisnął go jeszcze mocniej, a w międzyczasie otworzył schowek i wyciągnął z niego sznurek.
    - Nie wierzę ci, odwiozę cię do szpitala, a tam odeślą cię do rodziny.
    - Oszalałeś? - fuknął Meng Tao.
    - Tak! - krzyknął Wu Suo Wei. - Odbiło mi, dlatego zamierzam cię związać!
    Jak powiedział, tak zrobił. Gdyby mężczyzna nie był ranny i nie stracił tyle krwi, na pewno by mu na to nie pozwolił. W sumie pomyślał, że chłopak tylko żartuje, dlatego na moment stracił czujność i dał się związać.
    Wu Suo Wei owinął go jak baleron i nagle ton głosu Meng Tao stał się bardzo łagodny.
    - Bracie, nie wygłupiaj się, naprawdę nie zamierzam się zabić, proszę, wypuść mnie.
    Chłopak roześmiał się i poklepał go w policzek.
    - Panie Tao, pewnie nie spodziewał się pan takiego obrotu sprawy?
    Widząc przebiegły wzrok Wu Suo Weia, mężczyzna się zagotował.
    - Kim ty właściwie jesteś?
    - Uczniem Jiang Xiao Shuaia - odpowiedział Wu Suo Wei z rozbrajającym uśmiechem.
    - Uczniem? - Meng Tao zmierzył go od stóp do głów. - Nigdy wcześniej cię nie widziałem. Jak mnie rozpoznałeś? Shuai pokazał ci moje zdjęcia? Znam go dobrze i jestem pewien, że wszystkie wyrzucił. Skąd wziąłeś moje zdjęcie?
    Wu Suo Wei naprawdę nienawidził tych, którym wydaje się, że znają innych naprawdę dobrze. A on właśnie sugerował, że zna wszystkie sekrety osoby, która była w nim zakochana. I jeszcze jest z tego dumny.
    - Nigdy się nie spotkaliśmy i nie widziałem ani jednego twojego zdjęcia. Zwyczajnie domyśliłem się, kim jesteś.
    Meng Tao zrobił wielkie oczy i zadrwił z niego: Z tym twoim ptasim móżdżkiem? Miałeś szczęście!
    Chłopak spojrzał na niego zadziornie i złapał go za włosy.
    - Wiesz, jak na to wpadłem?
    - Nie dotykaj moich włosów swoją brudną ręką!
    Wu Suo Wei nie zwolnił uścisku i zaczął go ciągnąć za włosy, po czym skierował jego głowę w kierunku okna, by spojrzał na budynek, przy którym się zatrzymali.
    - Wygląda znajomo? Byłeś już tu wcześniej?
    Twarz mężczyzny pociemniała, bo dobrze kojarzył to miejsce. Byli po drugiej stronie szpitala, którego kopuły nie dało się pomylić z żadnym innym budynkiem w mieście.
    - Brawo, dałeś się wozić po ulicach, chociaż nie masz za grosz orientacji w trenie. A ja zrobiłem aż siedem pętelek, ta jest ósma.
    Meng Tao milczał, za to chłopak zaczął się rozkręcać.
    - Masz silny szanghajski akcent i kompletnie nie znasz Pekinu, a to znaczy, że przyjechałeś tutaj niedawno. Kiedy wierciłem się na siedzeniu, każdy by pomyślał, że mam hemoroidy, a ty pomyślałeś o czymś zupełnie innym. A to oznacza, że jesteś gejem. Zapytałem cię o małżeństwo i odpowiedziałeś, że było nijakie, dając mi do zrozumienia, że się rozwiodłeś. Szanghajczyk, który jest w Pekinie od kilku dni, który ożenił się pomimo że jest gejem i ma tu kilku wrogów, którzy go ścigają. Nie miałem wątpliwości, kim jesteś.
    Meng Tao był zaskoczony jego tokiem myślenia, ale nie dał tego po sobie poznać. Za to Wu Suo Wei mówił dalej.
    - Oczywiście decydującym elementem, który pozwolił mi się upewnić, kim jesteś, było twoje gówniane zachowanie. Takie na wskroś wkurwiające. Muszę przyznać, że charakterek to ty masz…
    Kiedy skończył, ponownie odpalił auto i ruszył, a Meng Tao wycedził przez zaciśnięte zęby.
    - Idź do diabła!

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze