Counterattack [PL] - Rozdział 142: Skopany tyłek

 

    Początkowo Wu Suo Wei chciał odwieźć Meng Tao bezpośrednio do Guo Chengyu, ale przypomniał sobie, w jakim stanie jest Jiang Xiao Shuai. Przez wzgląd na ich dawny związek mógłby go wypuścić, co nie byłoby żadną nauczką dla tego faceta. Z kolei, jeśli trafiłby w ręce Guo Chengyu, to ten pewnie pobije go na śmierć, przez co doktor nie będzie mógł się na nim zemścić.
    Po namyśle postanowił, że jednak zawiezie go do Guo Chengyu, ponieważ nie ma co z nim zrobić. Jednak musiał go najpierw gdzieś ukryć. Na pewno nie mógł to być dom, w którym mieszkali. Gdyby Chi Cheng zauważył, że ukrywa innego faceta, zabiłby go w sekundę. Przeszła mu przez myśl jego nowa fabryka, która była bardzo przestronna, ale zatrudniał w niej sporo osób i ktoś mógłby przypadkiem odkryć jego sekret. Najlepszym miejscem byłby podziemny magazyn w firmie. Chi Cheng rzadko tam zaglądał i znajdowało się tam archiwum, które było dość odosobnione i idealnie nadawało się, żeby kogoś tam ukryć. I właśnie tam pojechał. Wyciągnął Meng Tao z auta i ciągnął go w stronę archiwum.
    - Puść mnie, mogę sam iść - powiedział mężczyzna. - Nie dotykaj mnie. Mam mizofobię i nienawidzę, jak mnie ktoś dotyka, zwłaszcza facet ruchany przez innego faceta.
    Kurwa! Sugerujesz, że jestem brudasem? Wu Suo Wei szarpnął go i kopniakiem powalił na ziemię. Meng Tao był na niego wściekły, jednak nie miał szans na kontratak, bo został kopnięty po raz kolejny i ponownie zaległ na podłodze.
    - Skoro nie chcesz mieć ze mną żadnego kontaktu fizycznego, to będę cię kopał, dopóki nie znajdziesz się w pokoju, pieprzony skurwielu.
    Jak powiedział, tak zrobił. A gdy byli już w archiwum, Wu Suo Wei powiedział:
    - Możesz tu spać. Kupię ci jedzenie i coś do picia. A kiedy nadejdzie czas, wpadnę na herbatę.
    Po tych słowach zatrzasnął drzwi i zamknął je na klucz. W południe wyskoczył na lunch i wziął porcję dla Meng Tao. Poszedł do archiwum i kiedy otworzył drzwi, zobaczył, że mężczyzna siedzi na kanapie z wyjątkowo ponurą miną i kompletnie nie zwraca na niego uwagi.
    - Hej, zjedz coś.
    Wu Suo Wei podał mu bułkę, a Meng Tao rzucił nią o ziemię, po czym wytarł ręce, jakby przed chwilą dotknął czegoś brudnego.
    - Wolę umrzeć z głodu, niż zjeść coś, czego dotknąłeś.
    Chłopak spojrzał na niego podejrzliwie i powiedział:
    - Skoro już kupiłem ci jedzenie, szkoda, żeby się zmarnowało. Może jednak się skusisz?
    - Nie chcę się powtarzać.
    - Słynę z oszczędności i dobrego gospodarowania pieniędzmi. Nie pozwolę, żeby coś, na co wydałem pieniądze, poszło na marne. Skoro nie chcesz jeść, to ubierz się w to.
    Wu Suo Wei otworzył pojemnik z zupą i wylał na niego całą zawartość.
    Meng Tao miotał się ze złości, ale nic nie powiedział, tylko siedział wyprostowany i patrzył na chłopaka z pogardą. Jesteś tak nierozsądny i coś mi się wydaje, że twój mistrz nie ma na ciebie żadnego wpływu.
    Widząc jego wzrok chłopak się zagotował. No, no, masz jaja. Zachowałeś spokój. Za to ja straciłem do ciebie cierpliwość, najchętniej bym cię pobił. Im bardziej mi się przyglądasz, tym mocniej świerzbi mnie ręka. No i się doigrałeś. Skoro mnie sprowokowałeś, to teraz cierp.
    Wu Suo Wei walnął go z pięści i poprawił kilkoma kopniakami. I gdyby nie fakt, że mężczyzna był ranny, to pewnie biłby go, dopóki nie popłynęłaby krew.


    Gdy chłopak wrócił do domu, był wykończony, a do tego musiał jeszcze trochę popracować, siedział przez komputerem i ziewał.
    - Daj już spokój i idź spać - powiedział Chi Cheng.
    - Nie, muszę to dokończyć. Jutro mam to przekazać klientowi.
    - Skończę za ciebie, idź spać.
    Wu Suo Wei potrząsnął głową.
    - Nie, to nowy prototyp i ten projekt jest dość skomplikowany. Nie poradzisz sobie, sam mam problem z jego dokładnym sprawdzeniem.
    Chłopak wrócił do pracy, a Chi Cheng poszedł pod prysznic. Kiedy wyszedł z łazienki, zobaczył, jak Wu Suo Wei zalega na biurku. Podszedł do niego i sprawdził, że śpi jak zabity z lekko rozchylonymi ustami, z których przy każdym wydechu pojawiał się bąbel ze śliny.
    Pomyślał, że ostatnio Wu Suo Wei bardzo dużo pracował, a on na dodatek dość mocno go nadwyrężył zeszłej nocy i od razu poczuł, jak serce mu się ściska z żalu. Nie miał pojęcia, że Wu Suo Wei wypstrykał się z energii, bijąc na kwaśne jabłko swojego więźnia. Zaniósł go do łóżka, a sam usiadł przed komputerem i zaczął przeglądać rozrzucone na biurku dokumenty.
    Zazdrość wśliznął się do pokoju, kiedy zobaczył światło. Zwykle o tej porze światła były zgaszone, a wąż zaszywał się w swoich ulubionych miejscach i zasypiał. Jednak dzisiaj światło go zwabiło i pełzał prosto do Wu Suo Weia. Chi Cheng spojrzał na niego.
    - Twój brat śpi, nie przeszkadzaj mu. Chodź do mnie.
    Pyton zsunął się z łóżka i przypełzł do niego, oplatając jego ramiona. Chi Cheng nie zapoznał się jeszcze z produktami wytwarzanymi w ich fabryce. Zwykle zajmował się tylko sprawami formalnymi i teraz spędził całą noc nad tym, co Wu Suo Wei ogarnąłby w pół godziny. Zazdrość spał na jego ramionach przez całą noc.
    Kiedy słońce wzeszło i chłopak się obudził, od razu usiadł do komputera i zobaczył, że na biurku leżą starannie ułożone dokumenty. Od razu zaczął je sprawdzać, czy nie mają błędów. Po chwili poczuł ulgę i wrócił do łózka. Przytulił się mocno do Chi Chenga i ponownie zasnął.
    Rano mężczyzna jak zawsze posmarował maścią jego dziurkę. Wu Suo Wei spojrzał na niego i powiedział:
    - Może dzisiaj nałóż więcej maści.
    - Dlaczego? - zapytał zaskoczony mężczyzna.
    Wu Suo Wei nie miał odwagi mu tego wyjaśnić. Zakrył twarz prześcieradłem i już się nie odezwał. Chi Cheng dobrze wiedział, że ostatnio trochę przesadził i pewnie dlatego chłopak jest taki obolały.       Nałożył mu więcej maści i ze ściśniętym sercem bardzo delikatnie ją rozsmarował.


    Guo Chengyu nocował ostatnio w klinice. Jiang Xiao Shuai zwykle wracał do domu, ale teraz był niemalże siłą zatrzymywany na noc. Oczywiście doktor postawił twardy warunek. Pozwolił mu spać w klinice, ale nie w tym samym łóżku, co on. Podzielili się tak, że Jiang Xiao Shuai spał na łóżku w pokoju, a Guo Chengyu na sofie w poczekalni.
    Doktor budził się każdej nocy i szedł do toalety. Kiedy Guo Chengyu słyszał dźwięk strumienia płynącego z toalety, czuł dziwny świąt na sercu, którego nie mógł znieść. Za każdym razem patrzył na Jiang Xiao Shuaia, gdy wychodził na wpół śpiący z łazienki, z rozczochranymi włosami i szurając nogami, jak się zatrzymywał i na niego patrzył, a potem wracał do łóżka. Widząc go w takim stanie, nie miał ochoty wykonać żadnego ruchu. Jednak czuł, jak rośnie w nim napięcie i jak robił się twardy. Wstał z kanapy i wyszedł na balkon, żeby zapalić.
    Doktor zauważył, że mężczyzna gdzieś poszedł i zaczął panikować. Nie włączając światła, zaczął chodzić po ciemku po klinice, aż w końcu wyszedł na balkon i wpadł na Guo Chengyu, który właśnie zamierzał wejść do środka.
    Jiang Xiao Shuai patrzył na niego, a strach w jego oczach powoli znikał. Samo patrzenie na zmianę, jaka zachodziła w twarzy doktora, sprawiała, że mężczyzna czuł, jak ściska mu się serce. Nie mógł się oprzeć i mocno go do siebie przytulił.
    - Shuai, nie bój się. Jestem przy tobie.
    Doktor w życiu by nie pomyślał, że mając Guo Chengyu u swojego boku, poczuje się tak bezpiecznie. Mężczyzna musnął jego rozczochrane włosy i zauważył, że doktor jest cały oblany zimnym potem. W tym momencie zrozumiał, że cień, jaki pozostawił w nim Meng Tao, to na pewno nie jest zwykła zdrada czy oszustwo.


    Następnego ranka, kiedy doktor smacznie spał, Wu Suo Wei pojawił się pod kliniką. Guo Chengyu zaszedł mu drogę i nie chciał go wpuścić.
    - Co tu robisz? - zapytał.
    - Przywiozłem ci tego drania. Nie tylko przeszkadza mi w pracy, ale jak go widzę, to krew się we mnie gotuje. Ten facet to istny wrzód na dupie, nic na niego nie działa. Nie poradzę sobie z nim, dlatego ci go przywiozłem.
    - Gdzie on jest?
    - W bagażniku.
    Wu Suo Wei ruszył do auta z zamiarem otwarcia bagażnika, ale Guo Chengyu go zatrzymał.
    - Zostaw. Nie chcę go oglądać.
    - Ale i tak muszę go wyciągnąć z bagażnika - powiedział zaskoczony chłopak.
    - Po co chcesz go wyciągać?
    - A jak inaczej ci go przekażę?
    - A kiedy powiedziałem, że go chcę? - odpowiedział mężczyzna mrużąc oczy.
    Wu Suo Wei zmarszczył brwi i fuknął na niego wskazując palcem na jego nos.
    - Co masz na myśli?
    Guo Chengyu chwycił go za palec i odpowiedział, śmiejąc mu się w twarz.
    - Nie zrozumiałeś, co powiedziałem? Nie chcę go tutaj, zabierz go stąd.
    - Hej! - Chłopak podwinął rękawy. - Próbujesz zrobić ze mnie głupca? Wiesz, ile energii zmarnowałem, żeby go do ciebie przywieźć? A ty mówisz, że go nie chcesz! Nieważne, jeśli ty go nie chcesz, to idę do Shuaia. Bez względu na wszystko, nie zamierzam go u siebie trzymać. Nie obchodzi mnie, co się z nim stanie.
    Gdy już otwierał bagażnik, mężczyzna położył rękę na jego ramieniu.
    - Nie mów nic Shuaiowi.
    - Jesteś podłym draniem - burknął na niego Wu Suo Wei. - Okłamałeś Shuaia, żeby zaczął na tobie polegać. Nie, muszę mu o wszystkim opowiedzieć… Shuai! Shuai!
    Guo Chengyu zamknął mu usta dłonią, po czym odciągnął go w głąb uliczki.
    - Jeśli piśniesz mu o tym choć słówko, powiem Chi Chengowi o tobie i Yue Yue.
    Słysząc tę groźbę, chłopak zbladł.
    - Jesteś taki podły! - wycedził przez zaciśnięte żeby. - Dobra. Pozbędę się tego kutasa, ale jeśli będziesz chciał zdobyć Shuaia, stanę ci na drodze.
    - Najpierw uporaj się z własnymi problemami. Jeśli ich nie rozwiążesz, nie sądzę, że będziesz w stanie w czymkolwiek mi przeszkodzić.
    Krew zawrzała w żyłach chłopaka, ale nie odważył się na wybuch. Przełknął ślinę i zdusił w sobie gniew, po czym wrócił do domu.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

Prześlij komentarz