SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 91: Nocny mściciel

 


    Pewnego razu zaginął szczeniak. Starszy brat szedł ulicą, trzymając młodszego brata za rękę. Nagle zobaczyli poćwiartowane ciało szczeniaka. Młodszy brat klęknął i zaczął płakać. Starszy brat złapał przelatującą sikorkę i zapytał:
    - Kto zabił szczeniaka?
    - Nie wiem - powiedziała sikorka.
    Starszy brat zapytał przebiegającego nieopodal chomika.
    - Kto zabił szczeniaka?
    - Nie wiem - powiedział chomik.
    Starszy brat zapytał przechodzącej mrówki.
    - Kto zabił szczeniaka?
    - Zapytaj księżyca - powiedziała mrówka.
    Starszy brat spojrzał w górę i zapytał:
    - Widziałeś, kto zabił szczeniaka?
    Księżyc kiwnął głową.
    - Tak, to był twój młodszy brat.
    Starszy brat spojrzał na młodszego brata, który klęczał przy ciele szczeniaka. Jego ramiona drżały, ale on nie płakał, tylko się śmiał. Młodszy brat spojrzał na starszego brata i powiedział z uśmiechem:
    - Ten szczeniak, sam się zabił.


    W marcu wiosna rozkwitła w pełni, a wszyscy członkowie SCI, po rozwiązaniu ostatniej sprawy wzięli kilka dni wolnego.
    - Kocie, co robisz? - zapytał Bai Yutang widząc mnóstwo teczek, książek i gazet porozrzucanych po sypialni.
    - Szukam informacji.
    - Jakich informacji? Piszesz kolejną książkę, czy co?
    - Ech… - Zhan Zhao w końcu trafił na dokument, który podał dowódcy. - Yutang, zobacz, to była ostatnia sprawa, którą zajmowałeś się, zanim opuściłeś Wydział Kryminalny, prawda?
    - Zgadza się - odpowiedział dowódca przeglądając akta. - Przez jakiś czas się tym zajmowałem, ale potem przenieśli mnie do SCI i sprawę przejął Ai Hu. - Bai Yutang przejrzał dokumenty do końca. Sprawa nie została rozwiązana? Był tym szczerze zaskoczony. - Ta sprawa ciągnie się od pół roku i jeszcze nie została rozwiązana?
    Zhan Zhao przytaknął.
    - Ten morderca jest znany jako Nocny Mściciel.
    - Co takiego? - Dowódca aż zmarszczył brwi. - Jego ofiary to albo drobni złodzieje, albo zwykli chuligani. Żaden z nich nie zasłużył na karę śmierci.
    - Ta sprawa jest bardzo dziwna - powiedział doktor. - Nie ma wyraźnego motywu, ofiary nie są w żaden sposób ze sobą powiązane. I co ciekawe, Nocny Mściciel nagle zniknął.
    Bai Yutang usiadł obok niego i złapał go za nos.
    - Kocie, mało mamy okazji, żeby złapać oddech, dlatego przestań mówić o morderstwach, dobrze?
    Zhan Zhao odepchnął jego rękę i zapytał:
    - A ty co robiłeś?
    - Wyprałem wszystkie twoje ubrania - odpowiedział dowódca z uśmiechem.
    - Co takiego?
    Doktor wybiegł z pokoju i poszedł do sypialni otworzyć swoją szafę. Nie znalazł w niej żadnego ubrania.
    - Po co wyprałeś wszystkie moje ciuchy?
    - Ostatnio włożyłeś do kieszeni marynarki kawałek mumii - powiedział Bai Yutang bardzo poważnym tonem. - Kto wie, co tam jeszcze chowałeś po kieszeniach? Dzisiaj jest piękne słońce, dlatego je wyprałem.
    - Cholerna Mysz, twoja mizofobia jeszcze się pogłębiła - fuknął na niego Zhan Zhao. - I w co ja teraz ubiorę? Wieczorem idziemy na koncert Qi Le!


    Wieczorem przed stadionem w mieście S zaparkował samochód, z którego wysiedli ubrani na biało Bai Yutang i Zhan Zhao. Widząc przed wejściem morze fanów, dowódca ze zdziwienia otworzył szeroko oczy.
    - Skąd tu tyle ludzi? Ta dziewczyna jest aż tak sławna?
    Zhan Zhao zmierzył go wzrokiem.
    - To w końcu koncert na stadionie dla 10 tysięcy osób. - Po tych słowach doktor poprawił kołnierz białego wełnianego płaszcza, który miał na sobie. Cholera! Że też ubrania, które Yutang nosił na studiach, są na mnie dobre.
    - O ile kojarzę, to Qi Le jest zakochana w Zhao Hui’m - powiedział dowódca, a Zhan Zhao zamknął mu usta. - Rozejrzyj się, pełno tu reporterów, jak cię usłyszą, to koniec. - Kiedy skończył, pociągnął dowódcę do środka.
    - Kocie, robisz się brutalny - powiedział Bai Yutang, bo uważał, że sposób i energia, z jaką Zhan Zhao wpadł w tłum, były urocze.
    Wszyscy powoli wchodzili do środka, ale jedna osoba szła w drugą stronę, co zaburzało ruch. Mężczyzna miał spuszczony wzrok i dość szybko przeciskał się przez tłum. Nagle wpadł na kogoś i zobaczył przed sobą białą ścianę. Właśnie zderzył się z Bai Yutangiem.
    - Uważaj!
    Zhan Zhao odwrócił się, czując opór i po chwili znowu pociągnął za sobą dowódcę. Bai Yutang przyjrzał się mężczyźnie, który miał gęstą brodę i na pewno nie był młodzieńcem, dlatego uśmiechnął się i powiedział:
    - Przepraszam. - Po czym odwrócił się i podążył za Kotem i falą fanów prosto na stadion.
    Za to mężczyzna zatrzymał się, patrzył na oddalającą się postać w bieli i nie był w stanie się ruszyć. Wszyscy mijający go ludzie uznali go za wariata, bo mamrotał pod nosem, jak mantrę:
    - Biały wygląda dobrze. Biały naprawdę wygląda lepiej, niż czarny…


    Koncert trwał prawie cztery godziny. Bai Yutang miał zawroty głowy i dzwoniło mu w uszach, zdecydowanie wolał łapać złoczyńców, niż słuchać takiej muzyki, za to Zhan Zhao był szalenie podekscytowany. I tak, jak mawiają bracia Ding, nie ma co oceniać ludzi po wyglądzie. Na przykład Bai Yutang. Każdy, kto widzi go po raz pierwszy, może pomyśleć, że jest playboyem. Jednak wychowano go dość surowo. Picie alkoholu, farbowanie włosów, kolczyki, flirtowanie z dziewczynami, nie mówiąc o czymś więcej… nigdy nawet o tym nie pomyślał. Poza tym ma lekką mizofobię i ogólnie woli kameralne, ciche miejsca. I każdy, kto z góry założył, że jest z niego niezły Casanova, srogo się rozczarował. Podobnie jak ci, którzy byli pewni, że Zhan Zhao jest eleganckim, schludnym i dbającym o drobiazgi mężczyzną.
    Gdy wsiedli do auta, Bai Yutang westchnął.
    - Ale było głośno…
    - Yutang, to chyba ten facet, który na ciebie wpadł - powiedział Zhan Zhao i wskazał palcem na wyjście.
    - Co? - Dowódca spojrzał we wskazanym kierunku i faktycznie zobaczył tam mężczyznę, który na niego wpadł, i który cały czas stał w tym samym miejscu. Z koncertu wychodzili innym wyjściem, dlatego zauważyli go dopiero teraz.
    - To niemożliwe, że stał tam przez cały czas, prawda? - Bai Yutang otworzył drzwi samochodu i zamierzał wysiąść, gdy nagle doktor złapał go za ramię.
    - Co robisz?
    - Chcę zobaczyć, czy wszystko w porządku - odpowiedział dowódca patrząc na brodacza.
    - Pójdę z tobą, bo on zachowuje się dziwnie. - Zhan Zhao był bardzo zaniepokojony i również otworzył drzwi, by wysiąść.
    Nagle grupka roześmianych młodych ludzi, trzymająca w dłoniach świecące pałeczki, śpiewająca i tańcząca, otoczyła dziwnego mężczyznę, a gdy przeszli dalej, po mężczyźnie nie było śladu. Bai Yutang przetarł z niedowierzaniem oczy i spojrzał na doktora. Zobaczył, że jest równie zaskoczony, co on. Obaj podeszli do miejsca, gdzie stał mężczyzna i zaczęli się rozglądać. Jednak nie było po nim śladu, jakby rozpłynął się w powietrzu.
    - A niech to! - zawołał dowódca, kiedy ponownie wsiedli do auta. - Kocie, przyjrzałeś mu się dobrze?
    Doktor wzruszył ramionami.

- Tylko jego sylwetce, nie widziałem twarzy. A ty nie pamiętasz, jak wyglądał?

- Miał bujną brodę. Myślałem, że to jakiś facet w średnim wieku. - Bai Yutang odpalił silnik. - Ale teraz, jak tak o tym myślę, to z jego postura… chyba nie jest wcale taki stary.

- Może zwyczajnie kogoś ci przypominał? - zapytał Zhan Zhao. - Pewnie to jakiś fan, który nie kupił biletu i słuchał koncertu z zewnątrz.

Bai Yutang uznał, że to bardzo prawdopodobne, dlatego zostawił ten temat i odpalił silnik. Kiedy przejeżdżali obok wschodniej dzielnicy, zobaczyli radiowozy stojące na poboczu i rząd osób stojących pod ścianą z rękoma na głowie. Niektórzy mieli w rękach noże do arbuzów, inni krótkie pałki. Bai Yutang zatrzymał się i opuścił szybę, po czym zawołał jednego z policjantów.
    - Co się stało?
    Młody funkcjonariusz momentalnie zaczął się jąkać, kiedy zobaczył legitymację Bai Yutanga.
    - Och! Ka-kapitanie Bai… bójka między chuliganami ze wschodniej i zachodniej dzielnicy.
    Dowódca zmarszczył brwi.
    - Ostatnio panował między nimi względny pokój, co takiego się stało, że doszło do walki?
    Policjant spuścił wzrok i odpowiedział niemalże szeptem.
    - Kilka dni temu zmarł szef Zachodnich, Hei Yu. Jego ludzie uważają, że zabili go ci ze Wschodu. I teraz przyszli się zemścić. A co gorsza, wczoraj zmarł też szef Wschodnich, Lao Hong. Obaj zginęli w podobny sposób, dlatego Wschodni uważają, że został zabity w ramach zemsty. Dzisiaj doszło do starcia między nimi.
    Dowódca pokręcił głową ze zdumienia.
    - Hei Yu i Lao Hong nie żyją? Jak zginęli?
    - Podobno obaj zmarli w domu. - Policjant wykonał gest dłonią, jakby strzelał sobie w głowę. - Obaj zginęli od rany postrzałowej w głowę, a pistolet, z którego wyleciała kula, został przyczepiony do ściany.
    - Przyczepiony do ściany? - zainteresował się Zhan Zhao. - Gwoździem?
    - Tego nie jestem pewien - powiedział młody policjant. - Słyszałem o tym od kogoś.
    Nagle usłyszeli, że ktoś krzyczy.
    - Nie uciekaj!
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli gangstera, który korzystając z nieuwagi funkcjonariuszy, uciekł. Na ich oczach skręcił w boczną alejkę i zniknął.
    Dowódca podziękował młodemu policjantowi i odjechał.
    - Pistolet przybity do ściany, co to znaczy? - Doktor nadal był zdziwiony.
    Bai Yutang zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
    - A co dziwniejsze, ci dwaj nie żyją… Hei Yu i Stary Hong w swoich domach mieli zawsze mocną obstawę. Jakim cudem ktoś ich zastrzelił i nikt tego nie zauważył? To wygląda na robotę zawodowca.
    - Co? - Zhan Zhao wskazał palcem za okno. - To ten, który przed chwilą uciekł.
    Bai Yutang zwolnił i spojrzał na ulicę. Po drugiej stronie, tuż przed wejściem do jednej z alejek stał młody blondyn z papierosem w ustach.
    - Ech… - westchnął i pojechał dalej.
    - Nie aresztujesz go? - zapytał z uśmiechem doktor.
    - Ten dzieciak nie włóczy się i nie jest zły. Zarabia na edukację swojej siostry - odpowiedział dowódca. - Nic nie możemy z tym zrobić. Jego rodzice zmarli jakiś czas temu, a on nie chciał oddać siostry do domu dziecka.
    - Znasz go?
    - Gdzieś mi mignął przy którejś ze spraw. I myślę, że specjalnie pozwolili mu uciec. Ci z patrolu na pewno go znają i przymykają oko na niektóre jego wybryki.
    Nagle usłyszeli stłumiony huk. jakby ktoś przebił oponę. Jednak instynkt obu mężczyzn podpowiedział im, że to był wystrzał. Dowódca natychmiast się zatrzymał.
    - To z tyłu - powiedział Zhan Zhao i wysiadł z auta. Wskazał na ulicę, którą przed chwilą jechali.
    Nagle usłyszeli krzyki. Obaj zerwali się i pobiegli w tamtym kierunku. Zobaczyli kilka osób stojących przy alejce, a obok nich ktoś leżał. Dowódca i doktor mieli co do tego złe przeczucia.
    Bai Yutang wyprzedził Zhan Zhao i dobiegł na miejsce pierwszy. Zobaczył młodego blondyna, który leżał na chodniku z szeroko otwartymi oczami. Już nie żył, a na środku jego czoła była dziura od kuli, która wciąż krwawiła.
    - Skąd padł strzał? - zapytał dowódca przechodnia stojącego najbliżej.
    - Z alejki… tak myślę… to-to było… - mężczyzna był w szoku i ostrożnie wskazał w stronę alejki. Bai Yutang pobiegł tam bez słowa.
    Zhan Zhao zawiadomił policję i pochylił się nad ciałem. Chłopak był naprawdę bardzo młody, nie miał więcej niż 16 - 17 lat. Górna kieszeń jego koszuli była wybrzuszona. Doktor zajrzał do niej i wyciągnął plastikową torbę, w której znajdował się jedwabny szalik, nowy, zapewne chciał go dać siostrze. Zhan Zhao poczuł ogromny smutek i westchnął głęboko, a po chwili z alejki przybiegł Bai Yutang.
    - I co?
    - Nikogo tam nie ma - powiedział dowódca, po czym spojrzał na ciało chłopaka i westchnął równie głęboko, co doktor.
    Wkrótce podjechał radiowóz i opowiedzieli o zajściu funkcjonariuszom. Kiedy wsiedli do auta, Zhan Zhao powiedział:
    - Yutang, wiesz, jak to wygląda?
    - Jak? - zapytał dowódca wyrwany z zadumy. - Masz na myśli Nocnego Mściciela?
    Doktor przytaknął.
    - Dokładnie o północy, jeden strzał w głowę. Ot tak zabija drobnych przestępców, może być wszędzie…
    - Jutro pojedziemy na komisariat i zobaczmy akta sprawy, a jeśli na coś trafimy, przejmiemy ją - powiedział dowódca i ruszył w stronę domu.
    Samochód powoli odjechał, a przy wjeździe do alejki, przy której doszło do zdarzenia, rozciągnięto żółtą taśmę. Mieszkańcy okolicznych budynków otworzyli okna i wystawili przez nie głowy, żeby zobaczyć, co się stało. Jedno okno było otwarte, ale nie paliło się w nim światło. Stał w nim mężczyzna z lekko otwartymi ustami, który ciężko oddychał i śmiał się, bo był czymś bardzo podekscytowany.
    - Naprawdę… biały wygląda dobrze. Biały naprawdę wygląda lepiej, niż czarny… sam spójrz.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze