SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 92: Sprawa dziwnego morderstwa

 


    Następnego ranka, po trzech dniach urlopu, do biura SCI wrócił cały zespół. Jak tylko funkcjonariusze pojawili się w biurze, zobaczyli Bai Yutanga i Zhan Zhao siedzących w sali narad. Przed nimi leżały teczki z aktami, które właśnie przeglądali. Gongsun wszedł przez drzwi trzymając ręce w kieszeni jasnego płaszcza, jakby od niechcenia wziął ze stołu dokument i przeczytał:
    - Postrzał w głowę? - zapytał zaskoczony. - Te sprawy są ze sobą powiązane?
    - Nie jestem pewien - odpowiedział Zhan Zhao. - Jedni zginęli od strzału, inni od pchnięcia nożem. Za to wszystkie ofiary to drobni przestępcy i każdy z nich został zabity o północy.
    - Co oznacza, że ofiary wybierane są losowo spośród określonej grupy. - Gongsun się zamyślił. - Dzięki temu, że morderca ma tak duży wybór wśród potencjalnych ofiar, ciężko je ze sobą powiązać.
    - Jeśli chodzi o Nocnego Mściciela - Zhan Zhao zapytał dowódcy - dlaczego uznano, że stoi za tym seryjny morderca?
    - Jest pewien powtarzający się schemat - odpowiedział Bai Yutang patrząc na teczkę. - Co drugi dzień, w tej samej okolicy, o tej samej porze. Nawet nie przyszło mi przez myśl, że te sprawy mogą nie być ze sobą powiązane.
    - Tylko szkoda, że to ciągnie się tak długo - powiedział doktor. - Jednak te sprawy nieco się od siebie różnią, głównie czasem i miejscem. Możliwe, że morderca zmienił metodę działania lub wcale nie ma związku pomiędzy tymi sprawami. - Kiedy odłożył akta na stół, poczuł przygnębienie. - Jest tak wiele pytań, pewnie dlatego nie można zamknąć żadnej z tych spraw.
- Gongsun? - zawołał dowódca. - Dlaczego zawsze kręcisz się po Komisariacie w białym fartuchu?
    Zhan Zhao spojrzał na Gongsuna i dodał:
    - W sumie sam zawsze chciałem cię o to zapytać.
    Patolog poprawił okulary na nosie i spojrzał na nich dziwnie się uśmiechając, po czym odpowiedział niemalże szeptem:
    - Podczas sekcji zwłok wszyscy powinni je nosić. - Po czym wyciągnął z kieszeni fartucha skalpel. - Dlatego zawsze go zakładam i dzięki temu wczuwam się w nastrój. - Uśmiechnął się do nich szeroko, a potem odwrócił się na pięcie i odszedł.
    - Kocie. - Bai Yutang zwrócił się do Zhan Zhao po chwili ciszy. - Wyjaśnij mi, o co mu chodzi z tym nastrojem?
    Doktor wzruszył ramionami. Miał wrażenie, że jakaś myśl przebiegła mu przez głowę, ale nie zdołał jej uchwycić. Poczuł się odrobinę zmieszany, zwłaszcza, że drzwi biura się otworzyły i wszedł przez nie Bao Zheng trzymając w ręku teczki z aktami. Obaj spojrzeli na niego w milczeniu, byli pewni, że coś się kroi.
    Komendant poszedł prosto do sali konferencyjnej, rzucił okiem na rozrzucone po stole dokumenty i zmarszczył brwi.
    - Tu macie sprawę. - Po tych słowach podał Bai Yutangowi teczki, które ze sobą przyniósł.
    Po chwili na salę weszli pozostali członkowie SCI.
    - Hei Yu, Lao Hong, Zheng Pei… - Dowódca spojrzał na dokumenty, które właśnie dostał. - Szefowie Okręgu Zachodniego, Wschodniego i Południowego zostali zabici.
    Wszyscy obecni na sali patrzyli na niego nieco zdezorientowani.
    - Ten morderca jest przestępcą, czy zbawcą ludu?
    - Metoda śmierci jest taka sama - powiedział doktor wyciągając zdjęcia. – Spójrzcie, jest broń na ścianie, ale nie jest przybita. Tak, jak mówił nam wczoraj ten policjant, jest raczej przyklejona.
    - Ten morderca niepostrzeżenie załatwił przywódców trzech gangów. - Bao Zheng powiedział to z wyjątkowo ponurym wyrazem twarzy. - Ostatnio i tak było ciężko, a teraz znowu zaczęli między sobą walczyć o wpływy.
    - Ale dziwne, że gangsterzy to zgłosili - zaśmiał się Ma Han. - Większość takich spraw załatwiają między sobą.
    - Zgłosili to, bo pewnie się boją - powiedział Zhan Zhao. - Każdy się boi, że będzie następny. Co więcej, jeśli morderca nie zostanie złapany, a ktoś przejmie władzę w gangu, to nie będzie w stanie jej długo utrzymać.
    W tym momencie do biura wszedł Lu Fang i krzyknął:
    - Kolejny nie żyje!
    - Co? - odpowiedzieli mu wszyscy zgromadzeni.
    - Wu Qiang, Szef Okręgu Północnego został zabity - doprecyzował Lu Fang. - Właśnie otrzymałem raport.
    Bai Yutang odłożył teczki i powiedział:
    - Zapewne miejsce zbrodni jeszcze nie zostało posprzątane?
    - Raczej nie.
    - Jedźmy je sprawdzić.
    Zhan Zhao wziął odłożone przez niego teczki i zaczął je przeglądać wychodząc razem ze wszystkimi z biura. Po chwili zapytał dowódcy, który szedł obok niego:
    - W trzech okręgach zabito szefów gangu, a tylko we Wschodnim ofiarą był zastępca szefa. Dlaczego?
    - Szef Wschodnich jest kobietą, to Chen Jie - powiedział Bai Yutang wchodząc do samochodu.
    - To oznacza, że morderca nie zabija kobiet - mruknął pod nosem doktor. - Jaki dżentelmen.
    Dowódca poprawił lusterko wsteczne i nagle coś w nim zobaczył, po czym krzyknął:
    - Ach! – Po czym odwrócił się szybko za siebie i czegoś wypatrywał.
    - Coś się stało? - Zhan Zhao zerknął na niego, a następnie odwrócił się, by spojrzeć przez tylną szybę. - Co takiego zobaczyłeś?
    - Raczej kogo… - Bai Yutang zmarszczył brwi. - To był ułamek sekundy. - Otworzył drzwi i wysiadł. Doktora tak zżerała ciekawość, że też wysiadł i razem ruszyli w głąb parkingu. Gdy dotarli do filaru na samym końcu, Bai Yutang wyciągnął rękę i zatrzymał Zhan Zhao. Sam obszedł filar, za którym nie było nikogo, za to na posadzce leżało zdjęcie. Pochylili się nad nim, po czym dowódca podniósł je i nagle obaj zamarli. To było zdjęcie zrobione w nocy, na ulicy i były na nim dwie osoby ubrane na biało, Zhan Zhao i Bai Yutang. Zdjęcie zostało zrobione przy wejściu do alejki, przy której został zabity młody blondyn.
    - Yutang? - zapytał doktor patrząc na dowódcę. - Kogo przed chwilą widziałeś?
    Bai Yutang był odrobinę zdezorientowany.
    - To był tylko ułamek sekundy… Kocie, pamiętasz tego dziwnego faceta, który na mnie wpadł przed wejściem na stadion?
    - To był on? - zapytał zaskoczony Zhan Zhao.
    - Nie jestem pewien, ale ubrania i posturę miał bardzo podobną. - Dowódca rozejrzał się wokół. Parking był ogrodzony i nie było za bardzo gdzie się schować. - Kocie, widziałem go za tą kolumną… ale go tu nie ma.
    Zhan Zhao również się rozejrzał.
    - Jak to go nie ma? Przecież to parking należący do komendy policji, przy wjeździe są strażnicy i jest monitoring. Jakim cudem dostał się do środka?
    Bai Yutang pokręcił głową z niedowierzania, podniósł zdjęcie i jeszcze raz mu się przyjrzał.
    - Może to jakiś żart?
    - Yutang, na odwrocie jest coś napisane. - Doktor wyciągnął rękę i odwrócił zdjęcie. Na odwrocie czerwonym markerem napisano dwa słowa „Nocny Mściciel”
    Obaj ze zdziwienia otworzyli usta, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
    - Szefie! - Zhao Hu otworzył szybę w samochodzie i krzyknął do dwóch mężczyzn stojących przy filarze. - Co się stało?
    Bai Yutang spojrzał na Zhan Zhao i zapytał:
    - Co o tym myślisz?
    Doktor próbował się uśmiechnąć.
    - Może faktycznie ktoś zrobił nam kawał. Nie przejmuj się tym, zajmijmy się sprawą.
    Dowódca przytaknął, włożył zdjęcie do kieszeni marynarki i razem z Zhan Zhao wrócił do auta. Odpalił silnik i pojechali na miejsce zbrodni.
    Kiedy odjechali, spomiędzy szeregu rur po drugiej stronie parkingu wysunęła się głowa, której oczy wpatrzone były w stronę bramy wjazdowej, przez którą chwile temu wyjechały policyjne auta.


    Radiowozy wjechały do północnej dzielnicy i zatrzymały się przed ogromną willą. Do drzwi wyszła elegancka kobieta, cała w czerni, w towarzystwie kilku osób.
    Kiedy Bai Yutang i Zhan Zhao wysiedli z auta, kobieta do nich podeszła i skinęła głową na powitanie, po czym się odezwała:
    - Nazywam się Qin Meng, zamordowany Wu Qiang był moim mężem.
    - Proszę nas zabrać na miejsce zdarzenia - powiedział dowódca i gestem poprosił, by poszła przodem. Gdy kobieta ruszyła, wszyscy członkowie SCI poszli za nią.
    Wu Qiang zginął w swoim gabinecie na 1. piętrze. Został zastrzelony, tak samo, jak pozostałe ofiary. Siedział na krześle z dziurą w głowie, a pistolet został przyklejony do ściany.
    Gongsun podszedł, by dokonać oględzin zwłok.
    - Zgon nastąpił w nocy lub najpóźniej o świcie. Przyczyną śmierci był strzał w głowę z bliskiej odległości. Skóra wokół rany jest lekko poparzona. Musiał mieć pistolet przyłożony do głowy.
    Bai Yutang podszedł do ściany, żeby spojrzeć na wiszącą na niej broń. Zobaczył, że pistolet został przyklejony za pomocą przezroczystej substancji przypominającej krystaliczny klej. Lufa była skierowana w dół pod kątem 60 stopni.
    Zhan Zhao stanął przy biurku denata i oglądał je nie kryjąc podziwu. Po chwili zapytał Qin Meng:
    - Ta lampa na biurku… zupełnie nie pasuje do wystroju.
    Kobieta spojrzała na lampę, o której mówił doktor i przytaknęła.
    - Nie należy do nas.
    - Chcesz powiedzieć, że wcześniej jej tam nie było? - zapytał dowódca odwracając się od ściany.
    - Tak. Mój mąż miał dobre wyczucie stylu i nigdy nie postawiłby na biurku plastikowej lampy, nawet w chwili śmierci.
    Zhan Zhao wpatrywał się przez chwilę w lampę, po czym wyjął zdjęcia z pozostałych miejsc zbrodni i zaczął się im przyglądać.
    Bai Chi podszedł do niego zaciekawiony.
    - Kojarzę, że wszędzie były takie lampy.
    - Zgadza się - powiedział Zhan Zhao. - Były nieco inne, ale wszystkie są bardzo tanie, zapewne pozostawił je morderca.
    - Co? Dziwne! - powiedział Gongsun, który oglądał ciało.
    - Co się dzieje? - zapytał Zhan Zhao podchodząc do niego.
    - Zobacz. - Gongsun wskazał na rękę ofiary zwisającą u jego boku. - Jego palce są jakieś dziwne… palec wskazujący jest wygięty w haczyk, a pozostałe palce są zaciśnięte… tak jakby…
    - Trzymał broń. - Bai Yutang dokończył jego wypowiedź.
    Po chwili milczenia Gongsun ponownie się odezwał.
    - Po śmierci palce sztywnieją, na pewno nie można było ich w ten sposób ułożyć, bo wróciłyby do pierwotnej formy. Zrobiono to przed śmiercią.
    - Innymi słowy, Wu Qiang sam pociągnął za spust? - zapytała Qin Meng potrząsając głową. - Na pewno nie popełnił samobójstwa. Najbardziej na świecie bał się śmierci. Nie mógł się zabić.
    - Trzymanie broni nie musi oznaczać, że się zabił - powiedział Zhan Zhao i rozejrzał się po pokoju, po czym wskazał na zasłonę w oknach. - Kiedy go znalazłaś, zasłony były zasłonięte, czy rozsunięte?
    - Zasłonięte - odpowiedziała kobieta.
    - Dlaczego te zasłony są takie grube? - zapytał dowódca podchodząc do okna.
    - Mój mąż rozmawiał tu o interesach, dlatego potrzebował grubych zasłon. - Qin Meng uśmiechnęła się gorzko. - Wu Qiang był bardzo nieśmiały, a każde pomieszczenie w domu zostało tak zaprojektowane, by zapewnić nam jak największe bezpieczeństwo i żeby nikt mu nie przeszkadzał. Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł się tu dostać niezauważony.
    - Możecie na chwilę wyjść? - powiedział Zhan Zhao.
    Wszyscy w pokoju spojrzeli na niego zaskoczeni. Dowódca skinął do nich i ruszył w stronę wyjścia.
    - Yutang, zasuń zasłony.
    Bai Yutang zamarł, ale posłusznie zrobił to, o co został poproszony. Po chwili wszyscy opuścili pokój i usłyszeli głos doktora.
    - Wyłączcie wszystkie światła. - Ma Han i Zhao Hu szybko wykonali polecenie i cały dom spowił się w mroku, a w gabinecie zrobiło się czarno.
    Zhan Zhao wyciągnął rękę, podłączył lampkę do gniazdka, po czym ją włączył… Kiedy wystrzelił z niej promień żółtego światła, wszyscy stojący w drzwiach krzyknęli z zaskoczenia i powoli weszli do środka. Promień światła utworzył na przeciwległej ścianie wielki krąg, a co dziwniejsze, zwłoki Wu Qianga oświetlone lampą utworzyły na ścianie cień człowieka, którego zwisająca ręka wyglądała, jakby trzymała pistolet przyklejony do ściany, a jego palce naciskały spust.
    Po chwili ciszy, która zmroziła wszystkim krew w żyłach, Qin Meng zaczęła się śmiać.
    - To niedorzeczne, zabił go jego własny cień!


    Bai Jintang siedział w swoim biurze i przeglądał raporty, kiedy nagle do jego gabinetu wpadli bliźniacy.
    - A może nauczycie się pukać, co? - skarcił ich na wstępie.
    Jednak wyraz twarzy bliźniaków był bardzo poważny i nie zmienił się po reprymendzie od szefa.
    - Bracie, nadchodzi!
    - Co nadchodzi? - zapytał zaskoczony mężczyzna.
    - Dzisiaj dostałem wiadomość - powiedział Ding. - Wczoraj do kraju przyjechał Eugene.
    Bai Jintang był odrobinę zaskoczony, odłożył dokumenty i zapytał:
    - Co on tu robi?
    - Szefie, czy chcesz…?
    - Zaczekajcie chwilę. - Bai Jintang machnął do nich i uśmiechnął się delikatnie. - To nie musi mieć żadnego związku z nami. Najlepiej nie zwracajcie na niego uwagi.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze