SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 89: Przyczajona wilga.

 


    Po krótkim odpoczynku wszyscy ponownie stawili się w biurze. Jeszcze wczoraj w tej sprawie było wiele pytań bez odpowiedzi, a 24 godziny później szykowali się, by ją zamknąć. Funkcjonariusze SCI zebrali się w sali i zaczęli spotkanie. Pierwszy odezwał się Lu Fang.
    - Zhan Zhao, miałeś rację.
    - Jak się sprawy mają? - zapytał doktor.
    - Tak jak powiedziałeś, Lu Yan, Qu Yanming, Zhou Lu i Qiu Yu zeznali, że to Xia Shangluo wydał im polecenia i to przez niego byli zdezorientowani. I chociaż wszyscy byli zaangażowani w sprawę, to jednak nie popełnili przestępstwa z wyjątkiem Qu Yanminga, który postrzelił Zhan Zhao. Dlatego wszyscy, poza nim, zostali zwolnieni za kaucją.
    - A co z policjantami w szpitalu? - zapytał Zhan Zhao.
    - Nie wiedzą, że Xia Shangluo nie żyje i tak jak kazałeś, od kilku dni są zamknięci w osobnych salach szpitalnych - mówił Lu Fang. - Co ciekawe, Akasza nie wiedziała, że cywilizacja Tutsi została wymyślona, dlatego została oskarżona o próbę oszustwa.
    - W takim razie nie musimy już ochraniać Feng Jie’go - powiedział dowódca. - Teraz, kiedy oszustwo wyszło na jaw, nic mu raczej nie grozi.
    Zhao Hu był zaskoczony i spojrzał na Zhan Zhao i Bai Yutanga.
    - Szefie, skoro wszyscy zostali zwolnieni, to gdzie jest ta ciemna linia?
    - Dowiemy się w nocy - powiedział doktor i uśmiechnął się tajemniczo.
    Dowódca wydał kilka poleceń, po czym wszyscy się rozeszli.


    Szpital miejski, godzina 21:30
    Ciemny cień przemknął przez zamknięty oddział szpitala. W dyżurce siedziała Ma Xin. Odłożyła gazetę i wstała, po czym zeszła na dół, weszła go gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.
    - To wszystko? - zapytała Zhan Zhao i Bai Yutanga, którzy czekali na nią w gabinecie.
    - Tak - powiedział doktor wpatrując się w monitor ustawiony na biurku. Jiang Ping wcześniej zainstalował na oddziale kamery i teraz mogli obserwować wszystkie korytarze.
    - Lekarstwo jest przygotowane? - zapytał dowódca.
    - Wszystko gotowe - odpowiedziała dziewczyna i pokazała na ekranie metalową tacę leżącą na dyżurce. - Tak jak mi mówiłeś, codziennie o tej porze schodziłam z dyżurki i przychodziłam tutaj, a pół godziny później szłam z lekarstwem do obu pacjentów udając, że im je podaję.
    - Świetnie. - Zhan Zhao przytaknął w aprobatą.
    Bai Chi przysłuchiwał się im zaciekawiony.
    - Bracie, o co w tym chodzi?
    Doktor poklepał go po głowie i wyjaśnił:
    - Po śmierci Xia Shangluo wszyscy, którzy byli zamieszani w tę sprawę, zostali wypuszczeni, z wyjątkiem ochroniarza, który mnie postrzelił i tych dwóch policjantów, ponieważ zastrzelili swojego przełożonego. Gdybyś był na ich miejscu tych dwóch, co byś zrobił?
    Chłopak zamyślił się, po czym odpowiedział nieśmiało:
    - Wydałbym wszystkich, żeby złagodzić swój wyrok.
    Doktor przytaknął.
    - Dlatego ich wspólnicy mają już plan, jak się ich pozbyć.
    - Pozbyć? - zapytał Bai Chi. - Ach, rozumiem. Obaj są pilnowani przez dwóch policjantów, dlatego nie jest łatwo się do nich dostać, nie wspominając już o ich zabiciu. Jednak morderca na pewno się pojawi i na pewno poczynił już pewne obserwacje. Dlatego właśnie Ma Xin codziennie o tej porze na chwilę opuszczała dyżurkę, a kiedy wracała, od razu szła podawać więźniom leki.
    - Tak i teraz mają najlepszy moment, żeby podmienić lekarstwo - powiedział Bai Yutang wskazując na ekran. - Już się pojawił.
    Wszyscy zebrali się wokół monitora i zobaczyli mężczyznę wchodzącego na dyżurkę, który szybko podmienił leki i wyszedł.
    - To naprawdę on? Jak to możliwe? - Bai Chi był kompletnie zaskoczony.
    - Ech… - dowódca westchnął i spojrzał na zegarek, po czym zwrócił się do Ma Xin. - Już czas.
    Dziewczyna wyszła z gabinetu i wróciła na dyżurkę. Po drodze nuciła pod nosem znaną melodię, po czym wzięła tacę z lekami i poszła w stronę pokoi, gdzie przebywali zatrzymani policjanci.
    Tajemniczy mężczyzna ukrył się na klatce schodowej i obserwował ją z lekkim uśmiechem na ustach. Po chwili odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
    - Cel poza naszym zasięgiem - powiedział Bai Yutang przez krótkofalówkę do funkcjonariuszy obstawiających wszystkie wejścia do szpitala. - Obserwujcie go i znajdźcie jego legowisko.
    Gdy Ma Xin weszła do pokoju, czekał tam na nią policjant z wydziału kryminalnego, który zabrał dowody i pojechał do SCI, by dostarczyć je do analizy. Jakiś czas później Gongsun zadzwonił do Bai Yutanga i powiedział, że lek zawierał wysokie stężenie metylortęci, która wpływa na komórki mózgowe i powoduje spore uszkodzenia w układzie nerwowym człowieka, czego skutkiem mogą być różne zaburzenia psychiczne, prowadzące ostatecznie do śmierci.
    Zhan Zhao włączył nagraną rozmowę Xu Yadongowi, żeby usłyszał wywód Gongsuna, po czym spojrzał na jego zaskoczoną minę i powiedział:
    - I jak? Nadal nie chcesz o tym pogadać?
    Xu Yadong chwilę wcześniej oglądał nagranie z podmiany leków na dyżurce, a po usłyszeniu składu trucizny westchnął i powiedział:
    - Pogadajmy…
    Kiedy Zhan Zhao wyszedł z pokoju, funkcjonariusz policji odprowadził Xu Yadonga do jego sali. W tym samym czasie z pokoju obok wyszedł Bai Yutang i wymienił się z doktorem informacjami. Okazało się, że Yu Yadong i Wu Kai złożyli identyczne zeznania, co oznaczało, że zeznali prawdę.
    - Byłem na to przygotowany, ale kiedy to usłyszałem, to wydaje mi się to nieprawdopodobne.
    - Jeśli wykluczymy niemożliwe, to wszystko, co nam pozostaje, jest prawdą, bez względu na to, jak nieprawdopodobną - powiedział doktor wkładając ręce do kieszeni. - Tak mawiał twój ulubieniec, Sherlock Holmes.
    Dowódca zmarszczył brwi i odpowiedział z przekąsem:
    - Kocie, coś ci się pomyliło, to nie Sherlock Holmes jest moim ulubieńcem.
    Zhan Zhao był szczerze zaskoczony tym wyznaniem.
    - Przecież wielbiłeś go od dzieciństwa. Kiedy ci się odmieniło?
    - Kotek, chyba pamięć ci szwankuje. - Dowódca zbliżył się do niego i szepnął mu do ucha. - Ty jesteś moim ulubieńcem.
    Zhan Zhao spalił raka i nie wiedział, co odpowiedzieć, dlatego spojrzał wściekły na Bai Yutanga.
    - Chodźmy, czas zacisnąć sieć.
    Gdy razem szli w stronę wyjścia, dogoniła ich Ma Xin.
    - Nie zapomnijcie, co mi obiecaliście.
    - O to się nie martw - odpowiedział dowódca. - Tydzień wystarczy? Jutro zamykamy sprawę i od razu wysyłam Ma Hana na urlop.
    - Dziękuję.
    Gdy wyszli ze szpitala, zadzwonił Zhao Hu i powiedział, że cel został namierzony. Wysłał im adres, po czym obaj wsiedli do auta i pojechali rozprawić się z mordercą.


    W jednym z apartamentów na schludnym osiedlu Miasta S, pod numerem 212 kilka osób właśnie świętowało. Słychać było brzęk kieliszków i radosne okrzyki. Nagle ktoś zapukał do drzwi i jedna z osób poszła otworzyć, a gdy zobaczyła, kto przyszedł, zamarła.
    - Co tu się dzieje? - zapytał Bai Yutang wchodząc do środka i po chwili zwrócił się do świętujących gości. - Co się stało, że jesteście tacy szczęśliwi?
    Za dowódcą do mieszkania weszli Zhan Zhao i pozostali członkowie SCI. Na stole stał szampan i jedzenie, chociaż w pokoju panował bałagan, a wywieszone na ścianach zdjęcia i plakaty przedstawiające Tutsi sprawiały wrażenie, że właśnie odbywa się tu zgromadzenie sekty.
    W pokoju było sześć osób: Feng Jie, Lu Yan, Qiu Yu, Zhao Lu i dwie uczennice Mering. Kiedy zobaczyli policjantów, zbledli z przerażenia, jednak chwilę później wszyscy się uspokoili. Lu Yan zapytała:
    - O co wam chodzi? Organizowanie imprezy nie jest przestępstwem.
    - To prawda - powiedział Zhan Zhao. - To nie przestępstwo, ale zaskakujące jest to, że się znacie.
    - Znamy się z pracy, co w tym dziwnego? - odpowiedział Qiu Yu.
    - A może świętujecie śmierć tych, którzy wiedzieli? - Do rozmowy wtrącił się Bai Yutang delikatnie się uśmiechając. - Nie cieszcie się tak, chciałbym, żebyście się z kimś przywitali. - Po tych słowach machnął na policjantów, którzy eskortowali Xu Yadonga i Wu Kaia.
    Na ich widok obecni w pokoju imprezowicze zamarli i zbledli.
    - W takim razie porozmawiajmy o faktach. - Uśmiechnął się doktor. - Zacznijmy od tego, że mordercą Carlosa jest Feng Jie.
    - Co ty za bzdury opowiadasz! - krzyknął Feng Jie.
    Stojący obok niego Zhao Hu spojrzał na niego gniewnie.
    - Co się tak drzesz?
    - Xu Yadong i Wu Kai byli policjantami z drogówki i zwykle monitorowali obszar w okolicy złomowiska - powiedział Bai Yutang, po czym kontynuował wątek, który zaczął Zhan Zhao. - Zapewne nakryli cię na morderstwie i skorzystali z okazji, żeby wyłudzić od ciebie trochę pieniędzy. Sprawdziliśmy to, obaj mieli na koncie spore kwoty przelane z twojego konta. A co ciekawsze, ich szef musiał to odkryć, dlatego go zastrzelili i stali się twoimi dłużnikami.
    - Gdyby Luo Peng został tak po prostu zastrzelony, mogłoby to wzbudzić pewne podejrzenia - rzekł doktor. - Dlatego udawali szaleńców, a ty obiecałeś, że ich z tego wyciągniesz. A tak naprawdę od początku chciałeś się ich pozbyć.
    Widząc, jak Feng Jie opuścił głowę, dowódca zwrócił się do niego stanowczym, zimny głosem.
    - Przeprowadziliśmy dochodzenie, nie jesteś zwykłym, szeregowym ochroniarzem w firmie Xia Shangluo, wręcz przeciwnie. Byłeś jedną z osób, którym najbardziej ufał. I chociaż po jego śmierci firma zostanie zamknięta, to wszystkie interesy, które prowadził w podziemiu, przejmiesz ty.
    - A co do pozostałych osób… - powiedział Zhan Zhao patrząc na obecnych. - Lu Yan, byłaś nie tylko sekretarką Carlosa, ale także jego kochanką. Pomogłaś mu przejąć kontrolę nad dużą ilością zagranicznych aktywów, które po jego śmierci przeszły na ciebie. Ty i Feng Jie zaplanowaliście, jak go zabić i tak oto stworzyliście historię zwłok ze skrzyni. Dzięki temu Xia Shangluo wpadł na pomysł, żeby to wykorzystać i stworzyć cywilizację Tutsi, stworzyć więcej skrzyń ze zwłokami, do czego zapewne bardzo go zachęcałeś, prawda Feng Jie?
    - Twoja sytuacja jest podobna - dodał Bai Yutang do Qiu Yu. - Planowałeś zabić Fu Yishana i zdefraudować jego majątek, jednak pokrzyżowaliśmy ci plany. Później zamierzałeś zabić Xia Shangluo tylko dlatego, że kierowany chciwością chciałeś przejąć jego firmę zajmującą się transportem zwłok w skrzyniach.
    - A wy, drogie panie - wtrącił się Zhan Zhao - byłyście uwiązane do Mering, która was kontrolowała. To wy malowałyście obrazy podpisując je jej nazwiskiem. I Zhou Lu, której na początku nie byliśmy w stanie powiązać ze sprawą. Tak naprawdę jesteś ghostwriterem, to ty napisałaś książkę Xiao Lu, która została wydana pod jego nazwiskiem, ponieważ był bardziej znany niż ty. - Doktor pokręcił głową. - Każdy z was miał chciwego i bezwzględnego szefa. Jednak nie zauważyliście, że przez to, co zrobiliście, staliście się gorsi od nich. Oni przyczynili się do stworzenia cywilizacji Tutsi, by na niej zarobić, a wy wykorzystaliście Tutsi, by ich kontrolować.
    - Morris zabił Tanakę z tego samego powodu, jednak nie działał z wami, dlatego próbowaliście go zabić, a potem spalić studio Tanaki - odezwał się Bai Yutang. - To wy jesteście Tutsi. Wystarczył płaszcz, maska, modulator głosu. Na zmianę udawaliście Tutsi, żeby oszukać Xia Shangluo. Graliście wyznaczone role, by legenda o klątwie Tutsi poszła w świat. A kiedy w końcu wam się to udało, plan był prosty. Zabić wszystkich, przejąć ich majątki i interesy i cieszyć się korzyściami. Sprytny plan.
    - Szkoda, że ludzkie plany nie zawsze są zgodne z planem niebios - uśmiechnął się doktor. - Ci dwaj gliniarze i Morris, którzy pojawili się przez przypadek, pokrzyżowali wam zamiary.
    Wszyscy przy stole pochylili głowy. Nikt nie miał już nic do powiedzenia. Ich plany i marzenia poszły w błoto, czekał ich sąd i więzienie.
    - Zabierzcie ich - rozkazał Bai Yutang. Przyszło kilku policjantów, zakuli ich w kajdanki i ponownie zawieźli na komisariat.
    I tak sprawy morderstw Carlosa, Mering i Xiao Lu zostały rozwiązane w jednej chwili, a wszystkie odpowiedzi były już jasne.


    Gdy ekipa SCI wróciła do biura, dowódca zwrócił się do swoich ludzi:
    - A teraz zajmijcie się papierkową robotą. Zmykajcie. Ma Han, ty zostań.
    - Szefie, coś się stało?
    - Cóż… - rzekł Bai Yutang zerkając na doktora.
    Zhan Zhao wręczył Ma Hanowi bilet i powiedział:
    - Lot jest jutro o 8 rano, na wyspę W. Jak będziesz w samolocie, masz ochraniać osobę siedzącą obok ciebie. Jej podróż będzie trwać tydzień. Ochraniaj ją i najlepiej nie spuszczaj z niej oczu. Nie zmarnuj szansy.
    Ma Han przyjął bilet skonsternowany.
    - Jakiej szansy?
    - Khe… khe… - Dowódca zakaszlał i poważnym tonem zwrócił się do Ma Hana. - Pamiętaj, że przez tydzień będziesz towarzyszem podróży tej osoby i nie możesz się zerwać. Jeśli dowiem się, że zwiałeś lub nie dopełniłeś obowiązków, wyrzucę cię z SCI.
    - Zrozumiałem - odpowiedział Ma Han przełykając ślinę.
    - Dobra, idź do domu i się spakuj.
    Kiedy wszyscy funkcjonariusze wyszli, Zhan Zhao i Bai Yutang zostali sami na sali. Uśmiech zniknął z ust dowódcy i zapytał:
    - Kocie, nadal chcesz tam jechać?
    - Tak, muszę coś sprawdzić.
    Wyszli z komisariatu i wsiedli do auta, po czym pojechali do więzienia w Mieście S i udali się do pokoju przesłuchań. Strażnicy więzienni wprowadzili Qu Yanminga, który tym razem był bardzo spokojny. Kiedy ich zobaczył, uśmiechnął się delikatnie i czekał na to, co mają do powiedzenia.
    - Wiedziałeś, kto za tym stoi, ale nic nie powiedziałeś. Pojechałeś do Akaszy, żeby przeszkodzić w jej zamordowaniu. Wszedłeś im w drogę, a nam dałeś wskazówki. - powiedział Zhan Zhao. - Dlaczego to zrobiłeś?
    Qu Yanming uniósł brwi i odpowiedział bardzo cicho:
    - Każdy musi mierzyć się z własnym życiem i wszystkim, co mu los przyniesie.
    Doktor patrzył na niego uważnie.
    - To twoja filozofia? Twoje motto? A może coś innego?
    - Takie jest prawo - uśmiechnął się Qu Yanming, po czym przyłożył palec do ust i szepnął. - Prawo, którego wszyscy powinniśmy przestrzegać.
    - Kocie, zaczekaj. - Po wyjściu z więzienia Bai Yutang biegł za doktorem. - Być może to ma związek z Zhao Jue.
    - To nie ma z nim nic wspólnego - fuknął Zhan Zhao tłumiąc emocje, jakie w nim buzowały. - Qu Yanming wzoruje się na nim. Zhao Jue wykorzystuje swoje teorie, żeby stworzyć kolejnych szaleńców.
    - Uspokój się, nie szalej. Zabiorę cię tam. - Dowódca wciągnął go do samochodu, odpalił silnik i ruszył w kierunku galerii Zhao Jue. Podczas jazdy doktor się uspokoił. Widząc to Bai Yutang zapytał:
    - Kocie, jesteś zły o to, że teorie Zhao Jue krzywdzą ludzi, czy o to, że kolejny raz cię sprowokował?
    Doktor nie odpowiedział, a jego twarz robiła się coraz czerwieńsza. Bai Yutang zaśmiał się i szturchnął go łokciem.
    - Uznajmy, że to rywalizacja pomiędzy geniuszami.
    Gdy chwilę później weszli do galerii, byli zaskoczeni wystrojem jej wnętrza, który całkowicie się zmienił. Za to ten sam chłopiec o imieniu Andy otworzył im drzwi.
    - Gdzie jest Zhao Jue? - zapytał dowódca.
    - Kim jest Zhao Jue?
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie czując, że coś jest nie tak. Dowódca wbiegł na drugie piętro galerii, gdzie stało mnóstwo gratów, tak jakby Zhao Jue nigdy nie korzystał z tej przestrzeni. Zhan Zhao stał na środku i rozglądał się dookoła. Andy spojrzał na niego, a doktor od razu to zauważył.
    - Masz mi coś do powiedzenia?
    Chłopak był nieco zdezorientowany.
    - Nigdy wcześniej was nie widziałem, ale kiedy cię zobaczyłem, poczułem, że muszę ci coś powiedzieć, tylko… nie pamiętam, co…
    - Śmiało - powiedział doktor.
    Wyraz twarzy Andy’ego stał się dziwny. Uśmiechnął się i wygłosił:
    - Wiesz, że nawet najpotężniejsza osoba oszaleje, jeśli odbierze się jej to, co dla niej najcenniejsze?
    Gdy Andy skończył mówić, doktor spojrzał na Bai Yutanga, który schodził z góry po schodach.
    - Co-co ja… - Chłopak zaczął drapać się po głowie i nieco zmieszany zapytał Zhan Zhao. - Co ja przed chwilą powiedziałem?
    Doktor poklepał go po ramieniu i szepnął mu coś na ucho. Wzrok chłopaka powoli odpłynął i wtedy Zhan Zhao dodał:
    - Powiedz mu, że jeśli odważy się tknąć tego, który jest dla mnie najcenniejszy, poniesie tego konsekwencje. Jestem taki sam jak on, a fakt, że przeżył do tej pory, oznacza że sam ma coś, co jest dla niego niezwykle cenne.
    Po tych słowach chwycił Bai Yutanga pod ramię i wyprowadził go z galerii. Przez chwilę stali na chodniku w centrum miasta. Doktor patrzył na wzburzoną falę ludzi, migające neony ulicy handlowej, wysokie budynki wznoszące się w oddali i krwisto czerwone światełka na ich szczycie, migoczące na tle ciemnego, rozgwieżdżonego nieba. Czuł się przytłoczony. Podświadomie chwycił Bai Yutanga za rękę, by poczuć ciepło jego dłoni. Dowódca wyczuł jego niepokój i delikatnie pogładził kciukiem wierzch jego dłoni, by go odrobinę pocieszyć. Dzięki temu Zhan Zhao się uspokoił. Głęboko westchnął i spojrzał na Bai Yutanga, który patrzył na niego z uśmiechem, a po chwili powiedział:
    - Kocie, to już koniec. Wracajmy do domu, jutro będzie nowy dzień.


    Następnego dnia w samo południe samochód eskortujący Tabera w tajemniczy sposób zniknął, a on sam zapadł się pod ziemię.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze