ITD [PL] - Rozdział 1.3: Koszmar

 


    Tao Jun spojrzał na Xie Lanshana i powiedział:    
    - Jeśli nie chcesz zostać przeniesiony do drogówki, to musisz zgłosić się na terapię.
    Xie Lanshan średnio był zainteresowany takim rozwiązaniem i odpowiedział jedynie:
    - Och.
    - Nie odrzucaj od razu tej propozycji. Twój dawny szef z Wydziału Antynarkotykowego stara się ci pomóc. - powiedział Tao Jun. - To on wystąpił z wnioskiem o skierowanie cię na terapię. A ja się z nim zgadzam. Ta trauma na pewno będzie miała wpływ na twoją przyszłą pracę. Potrzebujesz przestrzeni na rozładowanie stresu.
    - Chwila, chcesz powiedzieć, że mam iść na terapię dla osób z zespołem stresu pourazowego? - Xie Lanshan w życiu nie nazwałby zdarzenia sprzed miesiąca traumą i słysząc to, roześmiał się. - Nie żartuj, zajmujemy się głównie morderstwami i brutalnymi przestępstwami. Każdy z nas widział trupa, dlaczego tylko ja mam iść na terapię?
    Tao Jun poprawił swojego ucznia, a jego brwi nadal były zmarszczone.
    - To nie żaden trup, to życie, które odebrałeś. Według zeznań żony, jej mąż został zastrzelony, po tym, jak wypuścił z ręki nóż. Chcesz coś jeszcze dodać w tej sprawie?
    - Nic, został zastrzelony i umarł na miejscu, jestem pewien, że nie zdążył poczuć bólu. - powiedział Xie Lanshan. Uśmiech zdobiący jego przystojną twarz zniknął, a on kontynuował z rzadką sobie powagą w głosie, przez którą przebijała drwina. - Przecież wszystkich nas czeka spotkanie ze śmiercią. Jest tym, czego nie unikniemy. Przyjacielem, którego w końcu kiedyś poznamy.
    Przez jego źrenice przemknął mroczny błysk, był tak niepokojący, że Tao Jun na chwilę zamarł. Miał wrażenie, że nie zna osoby stojącej przed nim i nie podobało mu się to lekceważące podejście do życia i śmierci, dlatego podniósł głos.
    - O czym ty, do cholery, mówisz? Co to za brednie?! To było ludzkie życie, które miałeś w swoich rękach!
    - Te brednie nie są moimi słowami, pochodzą od Schopenhauera. - Xie Lanshan miał dość słuchania krzyków przełożonego. Wzruszył ramionami i się uśmiechnął. - Poczytaj więcej książek, staruszku.
    - Ty bezczelny bachorze! - Tao Jun podniósł swoją wielką dłoń i mocno uderzył go w plecy. Gdy kłócili się w najlepsze, do pokoju wszedł mężczyzna. Był wysoki i postawny, miał szerokie mocne ramiona i eleganckie rysy twarzy. Tuż przy kąciku oka miał bliznę o długości około sześciu centymetrów, która wyglądała jak łzawy ślad. Był to syn Tao Juna, kapitan jednostki ds. zabójstw i brutalnych przestępstw, Tao Longyue. Mówiono, że w tej jednostce było dwóch kapitanów Tao, ojciec — Tao Jun, który przewodził jednostce w przeszłości, i dowodzący obecnie, jego syn.
    Tao Longyue był wysokim mężczyzną, który jednak odziedziczył wygląd po matce, ale za to charakter miał po ojcu. Już od najmłodszych lat był bardzo sumienny i zaangażowany w to, co robił. Miał też za złe ojcu, że jest tak nieobiektywny względem swojego podopiecznego. Mówiąc wprost, Tao Longyue od dziecka nie lubił Xie Lanshana.
Xie Lanshan był od niego dużo bardziej powściągliwy i zamknięty w sobie, mało mówił i rzadko się uśmiechał. Stracił ojca, a potem matkę i zapewne to wszystko sprawiło, że był dzieckiem zamkniętym w sobie, wyróżniając się tym na tle rówieśników. Często nie reagował na słowa, jakie do niego mówiono, prawie nigdy nie odpowiadał. I właśnie przez takie zachowanie Tao Longyue próbował go prowokować, bo wiedział, że nie poskarży się jego ojcu.
    Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło. Tao Jun zostawił obu chłopców w domu i tam zastało ich trzęsienie ziemi. Dom zaczął się trząść, a po chwili się zawalił. Tylko oni byli w środku. Gdy tylko Xie Lanshan wydostał się z gruzów, bez namysłu rzucił się na ratunek Tao Longyue, ryzykując własne bezpieczeństwo. Blizna pod okiem Tao Longyue była pamiątką tamtego zdarzenia. Lekarz powiedział, że chłopak miał szczęście, że został uratowany na czas, gdyby pozostał dłużej pod gruzami zawalonego domu, jego nogi zostałyby zmiażdżone. Podczas tego trzęsienia ziemi Xie Lanshan uratował łącznie pięć osób. Po wszystkim jego dłonie były całe poranione od kopania w gruzie i ziemi. Dwa gwoździe wbiły mu się w dłoń i rozerwały skórę. Gdy ziemia przestała drżeć, powietrze wypełniło się odgłosami rozpaczy i bólu, a Xie Lanshan siedział sam i w milczeniu opatrywał swoje rany. Był wtedy jeszcze bardzo młody i drobny. A gdy tak siedział sam w zgliszczach, wydawał się jeszcze mniejszy, niż był w rzeczywistości. Promienie słońca oświetlały jego sylwetkę, a chłopiec zdawał się być nierealny i niedostępny. Zupełnie jakby oświecił go blask błogosławieństwa Buddy.
Tao Longyue czuł się winny, zwłaszcza że Xia Lanshan uratował mu życie, dlatego szczerze go przeprosił za wszystkie przykrości, jakie sprawił mu w przeszłości. A Xie Lanshan odwrócił się i spojrzał na niego zakłopotany, po czym zapytał cicho:
    - Dlaczego mnie przepraszasz?
    Tao Longyue odpowiedział przez łzy:
    - Bo zawsze ci dokuczałem. Pamiętasz, jak kiedyś wracałeś do domu z tym małym ptaszkiem, poprosiłem kolegów, żeby rzucali w ciebie kamieniami, dopóki się nie wywrócisz.
    To był bardzo bolesny upadek. Mały chłopiec obrzucony kamieniami upadł na plecy i przez chwilę nie był w stanie się podnieść. Jednak mały ptaszek, którego trzymał w dłoni, był bezpieczny i nie ucierpiał. Xie Lanshan zmrużył oczy, próbując przypomnieć sobie to zdarzenie, po czym spokojnie odpowiedział:
    - Już o tym zapomniałem.
    Prawdopodobnie mówił prawdę, a Tao Longyue musiał przyznać się do porażki.
    Prawdę mówiąc, Xie Lanshan był jak wulkan w stanie spoczynku, który choć cichy, krył w sobie potężną siłę. Ludzie tacy jak on mieli wielkie serca, których nic na tym świecie nie mogło złamać, nawet najmniejszy ślad egoizmu nie mógł splamić ich czystej duszy.
    Tao Longyue musiał zgodzić się ze swoim ojcem i przyznał w duchu, że Xie Lanshan się zmienił. To nie była nagła zmiana. To był powolny proces zachodzący gdzieś podskórnie. Tej zmiany nie dało się zauważyć, będąc z nim codziennie. Jednak po kilku miesiącach, rzucała się w oczy.
    Xie Lanshan patrzył w dół i słuchał reprymendy Tao Juna, to wtedy do pokoju wszedł Tao Longyue. Z pozoru wyglądało, jakby ten młody człowiek słuchał ostrych słów mentora, jednak jego spojrzenie z zaciekawieniem kierowało się w stronę dziewczyny siedzącej przy biurku. Tao Jun nie zauważył, że przyszedł jego syn i kontynuował wykład:
    - Czy ty sam siebie słyszysz? Według ciebie tak zachowuje się policjant...?
    Xie Lanshan uśmiechnął się do młodej kobiety i po chwili zwrócił się do niej:
    - Nie martw się o mnie. - mrugnął do niej i dodał. - Nosisz mundur, powinieneś zachować się odpowiedzialnie.
    Tao Jun nie krył złości i mówił dalej.
    - Przestań narzekać i nikogo nie obwiniaj, nosisz mundur, powinieneś zachować się odpowiedzialnie.
    Xie Lanshan nadal udawał, że słucha i ponownie się odezwał, przedrzeźniając mentora.
    - Jeśli chcesz tu dalej pracować, lepiej zmień podejście i rób, co do ciebie należy. A jeśli nie chcesz tego zrobić, to śmiało, możesz odejść.
    - Jeśli chcesz tu dalej pracować, lepiej zmień podejście i rób, co do ciebie należy. A jeśli nie chcesz tego zrobić, to śmiało, możesz odejść...
    Ostatnie zdanie wypowiedzieli równocześnie, a młoda policjantka nie wytrzymała i zaśmiała się cichutko. Xie Lanshana był tym szczerze rozbawiony i aż jej zasalutował, po czym powiedział.
    - Stawiam dzisiaj kolację.
    Tao Jun był tak pochłonięty swoją przemową, że nie zauważył nawet, że ta dwójka wymienia ze sobą znaczące spojrzenia. Za to Tao Longyue obserwował ich z boku. Dwa miesiące temu Xie Lanshan był powściągliwy, niemal obojętny, prawie do nikogo się nie odzywał. I chociaż był bardzo przystojny, to wydawał się nieosiągalny. Tymczasem Xie Lanshan, który wrócił z tajnej misji, stał się wygadany i nawet zmienił sposób, w jaki patrzył na innych. Zdobył coś, co można by nazwać „urokiem”, którego nigdy wcześniej nie miał. Pokazał się z zupełnie nieznanej strony, a jego zachowanie nie pasowało do wzorowego policjanta, było typowe dla rasowego kobieciarza. Nagle policjantka zauważyła, że w drzwiach stoi Tao Longyue i zawołała:
    - Kapitan Tao.
    Tao Longyue spojrzał na Xie Lanshana z poważnym wyrazem twarzy i powiedział:
    - W okolicy ulicy Zachodniej, w luksusowej dzielnicy mieszkaniowej doszło do morderstwa. Nie żyje sześć osób, pięcioosobowa rodzina i ich niania.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Bella

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Zaczyna się interesująco. Fajnie jest poznać myśli tych osób z ich punktu widzenia, patrząc i analizując charakter głównego bohatera tej novelki. Dziękuję Wam Antha i Bella 💗💗💗

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz