SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 98: Królestwo mrocznej nocy

 


        Bai Yutang czekał w samochodzie i obserwował kawiarnię. Nagle zobaczył wściekłego Kota, który podbiegł do auta, wsiadł i usiadł na fotelu. Wyglądał, jakby właśnie stoczył zwycięski bój i dotkliwie podrapał przeciwnika.
    - Kotek, co się stało? - roześmiał się dowódca. - Zwykle jesteś bardziej opanowany. Czyżbyś trafił na godnego rywala?
    Zhan Zhao obrzucił go gniewnym spojrzeniem.
    - Jak on śmiał sugerować, że jestem zły? To facet, który został w kawiarni, jest czarnym charakterem.
    - Jak poszło? - Bai Yutang odpalił silnik i ruszył w stronę komisariatu.
    - Mam numer telefonu i mogę na niego zadzwonić, jeśli będę potrzebował pomocy. Tak poszło! - doktor nadal był zły i odwrócił się w stronę okna. Nagle krzyknął. - Ach!
    - Co się stało?
    - Bo wiesz… - Zhan Zhao spojrzał przez okno raz jeszcze. - Chyba kogoś widziałem…
    - Kogo? - zapytał dowódca i zatrzymał samochód.
    - Małego Loacha - odpowiedział dość niepewnym głosem. - Jest już ciemno, widziałem tylko zarys sylwetki.
    Bai Yutang podążył wzrokiem w kierunku, który wskazał Zhan Zhao i zobaczył ulicę handlową, gdzie oprócz szyldów sklepów wyróżniał się jeden neon „Królestwo mrocznej nocy”. Był to niewątpliwie bar.
    Nagle ktoś zapukał w okno samochodu. Był to policjant z drogówki, który powiedział:
    - Tu nie wolno parkować.
    Bai Yutang pokazał mu swoją legitymację policyjną i powiedział, że jest na służbie. Obiecał odjechać, jak tylko się rozejrzy. Policjant z drogówki już miał odejść, ale dowódca go zatrzymał.
    - Co to za miejsce? - zapytał wskazując na neon.
    - Och… „Królestwo mrocznej nocy” to klub.
    - Co to za klub? - zapytał Zhan Zhao.
    - Cóż… coś tam o nim słyszałem - powiedział funkcjonariusz. - Wygląda na zwykły bar, ale tak naprawdę to klub, gdzie odbywają się walki za pieniądze.
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie i skinęli głowami, pożegnali się z policjantem i pojechali w stronę komisariatu.
    - Pewnie się pomyliłem. To nie jest miejsce, gdzie mogłoby przebywać dziecko.
    - Hmm… - Bai Yutang nie odpowiedział, patrzył na drogę, ale miał w głowie pewne podejrzenia.
    Gdy weszli do biura, zobaczyli, że wszyscy siedzą przy swoich biurkach.
    - Co się dzieje? - zapytał dowódca.
    - Szefie, właśnie sprawdzamy Bai Chi’ego - wyjaśnił Zhao Hu z uśmiechem na ustach. - Zapamiętał całą mapę Miasta S i muszę przyznać, że jest lepszy niż GPS.
    Bai Yutang roześmiał się, a Zhan Zhao zamarł w bezruchu i zaczął intensywnie o czymś myśleć.
    - Kocie? Co się stało?
    - Obszar, na którym znajduje się „Królestwo mrocznej nocy”, ma pod sobą stare podziemne tunele - odpowiedział Zhan Zhao.
    - „Królestwo mrocznej nocy”? - zapytał Ma Han marszcząc brwi. - Słyszałem, jak ludzie Wu Qianga mówili, że na chwilę przed swoją śmiercią był w „Mrocznej nocy”. Możliwe, że chodziło właśnie o to miejsce.
    - Też mam coś ciekawego - powiedział Wang Chao wyciągając coś z teczki. - Szefie, zobacz, co miał w kieszeni Hei Yu.
    Bai Yutang spojrzał na pudełko zapałek, które było czarne i widniał na nich czerwony napis „Królestwo mrocznej nocy”.
    - Szefie, klub znajduje się na terenie wpływów Chen Jie - odparł Jiang Ping. - Ten klub zapewne należy do niej.
    Wszyscy patrzyli na Bai Yutanga wymownym wzrokiem. Dowódca pokiwał głową i rzekł:
    - Przecież mieliśmy przekazać dowody Jednostce do walki z przestępczością zorganizowaną, dlaczego wciąż są u nas?
    Jiang Ping zaczął się śmiać i po chwili odpowiedział:
    - Wysłaliśmy im wszystko, co mamy. Kapitan Lan powiedział, że ich styl prowadzenia spraw różni się od naszego. Zajmują się główną sprawą i mieli gdzieś zebrane przez nas dowody i informacje dotyczące pobocznych wątków.
    Zhao Hu omal nie eksplodował, kiedy to usłyszał.
    - Co jest, do cholery! Pracowałem kiedyś z tym całym Lanem. W sumie dobry z niego gliniarz, ale kiedy prowadzi dochodzenie, zawsze się popisuje. Przez niego kilka razy omal nie straciłem życia. Ma facet tupet!
    - Nie przejmujmy się nim - powiedział Bai Yutang. - Skupmy się na naszej pracy. Pamiętajcie, żeby podczas prowadzenia śledztwa nie wdawać się w niepotrzebne konflikty.
    Gdy dowódca wydał swoim ludziom polecenia, mruknął do Zhan Zhao.
    - Kocie, chodźmy do tego klubu. Myślę, że warto spędzić tam trochę czasu.
    Gdy wyszli z biura, Zhang Long poklepał Zhao Hu po ramieniu i powiedział:
    - Nie złość się. Pewnie o tym nie wiesz, ale Lan Chenglin żywi urazę do naszego szefa.
    - Jaką urazę? - zapytali wszyscy obecni w biurze.
    - Zanim powstało SCI, za najbardziej prestiżowe stanowisko uważano kapitana działu kryminalnego - odpowiedział Zhang Long. - Pierwotnie miał je dostać Lan Chenglin, ale komendant Bao polecił naszego szefa. Szef dopiero wyszedł z wojska i Lan Chenglin zaczął mówić, że Komendant go faworyzuje ze względu na przyjaźń z jego ojcem. Po sześciu miesiącach pracy kapitan Bai przekonał do siebie cały wydział policji, zwłaszcza, gdy ocalił jednostkę policyjną podczas jednej z walk gangów.
    - Słyszałem o tym - powiedział Ma Han. - Było o tym głośno jeszcze, kiedy byłem w Latających Tygrysach. Sam wtedy mówiłem, że kapitan Lan, który dowodził akcją, popełnił błąd w ocenie sytuacji. Uparł się, żeby wysłać swoich ludzi do garaży na obrzeżach miasta, przez co nasz szef sam musiał ścigać gangsterów i ich aresztować. I jeszcze w ostatniej chwili kazał się wszystkim ewakuować z tego garażu. Pamiętam, że wtedy prawie pobił się z Lan Chenglinem. A chwilę później garaż wybuchł.
    - Zgadza się! - krzyknął Wang Chao. - Uratował ponad dwadzieścia osób z jednostki do spraw walki z przestępczością zorganizowaną.
    - W takim razie, dlaczego Lan Chenglin nie dostał za to nagany? - zapytał zaskoczony Jiang Ping. - Narobił niezłego bigosu.
    - Hehe - zaśmiał się Zhang Long. - Jeśli chcesz go ukarać, to musiałbyś pociągnąć do odpowiedzialności kilka policyjnych szych. Lan Chenglin nie napisał w raporcie, że szef ich uratował, a ci, którzy o tym wiedzieli, zatrzymali te informacje dla siebie.
    - Rozumiem, ten drań Lan wyszedł na głupka przy swoich ludziach, dlatego chowa do szefa urazę - odparł Zhao Hu i aż się zjeżył, po czym odwrócił się do oszołomionego tymi informacjami Bai Chi’ego. Widząc, w jakim jest stanie, poklepał go po ramieniu.
    - Co się dzieje? Przecież opowiadamy o bohaterskich czynach twojego idola.
    Bai Chi nagle odwrócił głowę w stronę map i wypowiedział na głos pytanie, które właśnie przyszło mu do głowy.
    - Skąd doktor wiedział, że pod „Królestwem mrocznej nocy” są podziemne tunele? Przecież tylko rzucił okiem na mapy.
    Wszyscy zaczęli się śmiać, a Ma Han podszedł do niego i poklepał go po ramieniu.
    - Nadal jesteś świeżakiem… ciężko pracuj.
    Wang Chao przesunął krzesło do siebie puste krzesło i zwrócił się do chłopaka.
    - Chodź, chodź, opowiem ci trochę o chwalebnych czynach doktora Zhana.


    Bai Yutang i Zhan Zhao pojechali do „Królestwa mrocznej nocy”. Kiedy weszli do środka, okazało się, że jest tam zupełnie inaczej, niż im się wydawało. Na piętrze znajdował się bardzo elegancki bar i ogólnie cały wystrój był gustowny.
    Nie podeszli do baru, za to zatrzymali się na środku i zaczęli rozglądać. Od razu przyciągnęli wzrok wszystkich obecnych w klubie, ponieważ dość znacząco się wyróżniali. Podszedł do nich mężczyzna wyglądający jak kelner.
    - Mogę w czymś panom pomóc?
    Dowódca spojrzał na niego, a potem odwrócił się do Zhan Zhao i powiedział:
    - Stary Hong musiał nas nabrać, mówił, że to miejsce nas zaintryguje. Niby czym?
    Doktor wzruszył tylko ramionami i zrobił znudzoną minę.
    - Pan Hong was tu zaprosił? - kelner uśmiechnął się i dodał. - W takim razie zapraszam na dół.
    Po chwili prowadził ich do podziemi. Gdy obeszli całą salę, kelner otworzył drzwi i weszli na ciasną klatkę schodową. Na dole usłyszeli ogłuszający dźwięk muzyki. Po chwili zobaczyli platformę, na której było mnóstwo młodych mężczyzn i kobiet, z których minimum połowa była pod wpływem narkotyków, co można było wywnioskować po ich zachowaniu. Bai Yutang zmarszczył się i zerknął na Zhan Zhao, który z kolei był podekscytowany, ponieważ po raz pierwszy w życiu był w takim miejscu. Rany! Ten facet, który tańczy na scenie, ma na sobie tylko stringi!
    Dowódca spojrzał na niego gniewnie. Nie patrz!
    Doktor odpowiedział mu spojrzeniem. Przecież nie patrzę.
    Kelner pokazał im parkiet i powiedział:
    - To tutaj.
    - Co? - prychnął Bai Yutang. - Masz mnie za dziecko?
    - Ach! - Zaskoczony kelner już chciał coś powiedzieć, ale zanim to zrobił, poczuł przy twarzy silny podmuch powietrza, jaki wywołała pięść dowódcy, która zatrzymała tuż przed czubkiem jego nosa. Mężczyzna przełknął ślinę i powiedział z uśmiechem. - Widzę, że panowie są prawdziwymi koneserami. W takim razie zejdźmy niżej.
    Wrócili na klatkę schodową i zeszli poziom niżej. Teraz szli wąskim korytarzem, w którym czuć było słodki zapach krwi. I co gorsza, ten zapach budził w człowieku najbardziej prymitywną rządzę przemocy. Zhan Zhao sięgnął do kieszeni po gumę do żucia i podał jedną dowódcy.
    Bai Yutang czuł, jak adrenalina zaczyna buzować mu w żyłach, wziął gumę i dopiero, kiedy poczuł w ustach kojący smak mięty, nieco się uspokoił. Zrozumiał, że to ten zapach, który tak dobrze znał, wywołał u niego taką reakcję. Na szczęście smak mięty przywrócił go do równowagi. Zhan Zhao żując gumę spojrzał na dowódcę, czuł, że coś było nie tak z tym zapachem.
    Gdy dotarli do żelaznych drzwi, kelner zapukał trzy razy, po czym je otworzył. Zapraszającym gestem wskazał im kierunek, a sam odwrócił się i odszedł.
    Bai Yutang i Zhan Zhao przeszli przez żelazne drzwi i zamarli widząc scenę, jaka się im ukazała. Przed sobą mieli sporą otwartą przestrzeń podzieloną na kilka obszarów i ring, gdzie odbywały się walki. A dokładniej była to duża żelazna klatka, w której walczyło dwóch mężczyzn. Byli to dwaj obcokrajowcy i ich walka przypominała zapasy. Nie mieli żadnych ochraniaczy i wyglądali na bardzo pobudzonych, zresztą tak samo, jak oglądająca ich publiczność.
    Doktor wspiął się na palce i szepnął Bai Yutangowi na ucho.
    - Ten zapach ma działanie halucynogenne i może wywołać w ludziach zachowania maniakalne i agresywne.
    Dowódca przytaknął i zaczął się rozglądać. Spojrzał w górę, był tam prywatny pokój, w którym siedziało sporo osób, bardzo dobrze ubranych. Oglądali walkę i patrzyli na tablicę wyników, a także na tę informującą o puli zakładów. Cała sytuacja przypominała walki gladiatorów w rzymskim Koloseum.
    - Yutang. - Doktor kiwnął głową przed siebie w kierunku chłopca niosącego tacę z herbatą, który przemykał tuż przy ścianie. I chociaż teraz miał schludne ubrania, obaj byli pewni, że to Mały Loach.
    Chłopiec też ich zobaczył i zamarł, a po chwili odwrócił się i uciekł. Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie i ruszyli za nim w pościg, niestety najpierw musieli przedrzeć się przez agresywny tłum. Nagle jeden mężczyzna odwrócił się i wpadł na dowódcę. Był ogromny i wielką ręką poklepał go po ramieniu, a kiedy chciał coś powiedzieć, Bai Yutang chwycił go za nadgarstek i płynnym ruchem rzucił nim przez ramię. Facet zrobił salto w powietrzu i runął na ziemię prosto na twarz.
    Doktor zagryzł wargi, bo wiedział, że reakcja Bai Yutanga była instynktowna. Już dawno zauważył, że był on szczególnie czujny i w pewnych sytuacjach działał jak automat. Być może dlatego, że przez lata trenował sztuki walki. Nawet gdy siedział lub stał, podświadomie ustawiał ciało w pozycji najdogodniejszej do wyprowadzenia ataku lub jego zablokowania. A teraz to klepnięcie w ramię było sygnałem, że musi się bronić. Doktor wiedział, że to skutek jego zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych.
    Powalony mężczyzna powoli zbierał się z podłogi. Splunął krwią i zmierzył Bai Yutanga od stóp do głów wściekłym wzrokiem, po czym przybrał pozycję jak do walki.
    Kiedy ludzie zauważyli zamieszanie, zebrali się wokół zaciekawieni. Mały Loach już dawno uciekł i dalsze jego ściganie nie miało sensu. Bai Yutang spojrzał na prowokującego go do walki mężczyznę i wpadł mu do głowy pewien pomysł. Zdjął kurtkę i podał ją doktorowi. Zhan Zhao od razu zrozumiał, że będzie próbował zwabić tu właściciela lokalu. A wtedy będą mieli szansę zapytać o Małego Loacha. Biorąc od niego kurtkę, zacisnął pięści i powiedział:
    - Dawaj, Yutang!
    Dowódca miał ochotę się uśmiechnąć, bo odkąd byli dziećmi, zawsze gdy walczył, Zhan Zhao trzymał jego ubrania i nigdy nie usłyszał od niego, żeby wycofał się z walki, zawsze słyszał słowa: Dawaj, Yutang! Myśląc o tym, jego oczy aż błysnęły z podniecenia.
    Bai Yutang był bardzo szczupłym mężczyzną, ale Zhan Zhao wiedział, że pod ubraniami kryły się mięśnie twarde jak skała. Za to jego przeciwnik był od niego dwa razy większy. Nagle napiął swe ogromne mięśnie i kark, po czym zaczął uderzać z trzaskiem pięścią o pięść. Doktor od razu zauważył, że to amator, słysząc jak zmusza się, by jego stawy strzeliły. Wiedział, że Bai Yutang nie musi stosować takich trików, bo jego stawy nie wymagały takich zabiegów, by nabrać giętkości.
    Dowódca przyjął postawę, a jego ruchy były ledwie widoczne, gdy zacisnął pieści, dało się słyszeć delikatne trzaśnięcie. Nagle ktoś z góry gwizdnął, a gdy podnieśli wzrok, zobaczyli cudzoziemca o długich rudych włosach w kwiecistej koszuli, który przyglądał się zajściu z wielkim zainteresowaniem. Bai Yutang i Zhan Zhao od razu go poznali. Był to Eugene, tylko co on tu robił?
    Eugene krzyknął do obsługi ringu.
    - Dajcie mu rękawice!
    Tłum zaczął się śmiać, gdy obsługa ringu wręczyła rękawice mięśniakowi. A gdy ten już miał zamiar je założyć, usłyszał kpiący głos Eugena.
    - To nie dla ciebie, to dla niego. - Po czym wskazał na Bai Yutanga. - Obawiam się, że gołymi rękoma mógłby cię zabić.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze