SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 99: Biały i czarny

 

    Gdy Eugene skończył mówić, większość osób na sali nie było przekonanych co do słuszności jego słów, a mięśniak zmierzył Bai Yutanga pogardliwym spojrzeniem.
    Dowódca był w doskonałej formie fizycznej, ale jego wygląd mógł zmylić. Zwykle ubierał się na biało i starał się wybierać eleganckie ciuchy. Wyglądał jak bogaty panicz, a nie maszyna do zabijania. Wszyscy zawodnicy walczący na ringu byli ogromnymi, silnymi facetami, nawet młodzi chłopcy, którzy walczyli w sparingach, wyglądali na cholernie silnych, dlatego nikt nie potraktował Bai Yutanga poważnie. Większość osób pomyślała, że szkoda będzie obić tak przystojną buźkę.
    Jakby nie było, słowa Eugena rozwścieczyły mięśniaka, który i tak był już odurzony tym dziwnym zapachem. Wziął zamach i cisnął obie rękawice na ziemię, po czym wycelował pięścią w dowódcę.
    Zhan Zhao patrzył, jak Bai Yutang spiął mięśnie, a gdy pięść agresora znalazła się przy jego głowie, zrobił delikatny unik. Obserwujący walkę tłum też to zauważył i salę wypełnił cichy szum uznania. Każdy wiedział, że ten szczupły przystojny mężczyzna wie, co robi.
    W boksie najważniejsza jest płynność ruchów, po wyprowadzonym ciosie czas na blok lub unik. Mięśniak był amatorem, który polegał wyłącznie na swojej sile, dlatego walił, ile pary w łapie. Kiedy zobaczył, że chybił, szybko próbował się wycofać, ale był wielkim, ciężkim facetem i czując, że nie da rady się cofnąć, postanowił rzucić się do przodu. Bai Yutang zrobił unik odskakując na bok i zanim wylądował stopami na podłodze, wyprowadził lewą ręką cios prosto w brzuch giganta.
    Uderzenie było ledwie słyszalne, ale wszyscy widzieli, jak ciało mięśniaka siłą ciosu oderwało się od ziemi. Mężczyzna otworzył usta, z których trysnęła krew i znieruchomiał. Bai Yutang odsunął się na bok, a ten wielki facet runął na ziemię prosto na twarz, tak jak poprzednio, z tą różnicą, że tym razem nie zdołał się podnieść.
    Zhan Zhao patrzył na niego i pomyślał: Całe szczęście, że Yutang użył lewej ręki, po ciosie prawą pewnie zostałby kaleką.
    Na sali zrobiło się cicho, po chwili Eugene zagwizdał z podziwem, a tłum od razu zawrzał wyrażając swój podziw.
    - Hej! - krzyknął wytatuowany mężczyzna stojący na ringu i rzucił w kierunku Bai Yutanga parę rękawic. Wyskoczył z ringu i stanął naprzeciw dowódcy. Kilka razy uderzył pięścią w dłoń i uniósł brodę, wyzywając go na pojedynek. Bai Yutang trzymał rękawice i patrzył na łysego wytatuowanego faceta, gdy nagle usłyszał głos z tłumu:
    - To nasz najlepszy bokser, chce walczyć! Uważaj ślicznotko!
    Zhan Zhao uniósł brew, bo dobrze wiedział że nawet, jeśli łysol jest dobry, to nie na tyle, żeby pokonać dowódcę.
    - Dawaj, Yutang! - zawołał.
    Bai Yutang spojrzał na niego, pokręcił głową i pomyślał: Ten Kot najwyraźniej lubi, gdy na świecie panuje chaos. Westchnął i odwrócił się do łysola przyjmując wyzwanie.
    Łysy cofnął się o kilka kroków i zadał prosty mocny cios celując w twarz Bai Yutanga. Tym razem dowódca zrobił unik całym ciałem. Łysol zmierzył go wzrokiem, bo właśnie się dowiedział, że jego przeciwnik jest zwinny. Ale zamierzał sprawdzić, czy naprawdę jest profesjonalistą. A gdy myślał, jak to zrobić, zobaczył uśmiech na twarzy dowódcy.
    - Hej, uważaj!
    Gdy podniósł wzrok, poczuł podmuch powietrza, gdy pięść Bai Yutanga leciała w kierunku jego twarzy. Łysol był tak zaskoczony, że aż się cofnął i odkrył, że ta szybka pieść zatrzymała się tuż przed jego oczami. Dowódca uniósł kącik ust i powiedział:
    - Mówiłem, żebyś uważał.
    Łysol poczuł się upokorzony, a przecież był tu najlepszym bokserem. Ryknął ze złości i spróbował ataku hakiem w szczękę. I choć jego cios był szybki, to unik Bai Yutanga był jeszcze szybszy. Dowódca podszedł krok do przodu, zablefował cios lewą ręką ściągając na nią uwagę łysola i robiąc sobie przestrzeń do zadania ciosu. Po chwili łysol dostał z pięści prosto w nos.
    Zhan Zhao zadrżał i pomyślał: Niech mu ziemia lekką będzie, całe szczęście, że Yutang ma rękawice, bez nich na pewno miałby wstrząs mózgu.
    Głowa łysego zachwiała się, a on wyglądał, jakby ten cios go zamroczył. I tak właśnie było, ponieważ po chwili osunął się na ziemię.
    Zhan Zhao w myślach liczył razem z tłumem. Raz, dwa, trzy… dziesięć! Wygrana!
    Wszyscy na sali patrzyli na siebie z niedowierzaniem. Nie wierzyli, że ten przystojniak pokona mistrza z taką łatwością. Eugene przyglądał się walce z wielkim zainteresowaniem, po czym krzyknął z góry:
    - Myślę, że on wcale nie jest najlepszy w boksie.
    Bai Yutang spojrzał na niego i odpowiedział z uśmiechem:
    - Zejdź i sam się przekonaj.
    Eugene uniósł brew i odwrócił się, żeby z kimś porozmawiać. Po chwili wzruszył ramionami i powiedział z pewnym żalem.
    - Chciałbym, ale szef mi nie pozwala. Nic na to nie poradzę.
    - Chętnie wymienię z tobą kilka ciosów. - Do rozmowy wtrącił się cudzoziemiec w skórzanych czarnych spodniach.
    Zhan Zhao spojrzał na jego klatę posmarowaną brązującym olejkiem, co jeszcze bardziej uwydatniło zarys mięśni i pomyślał: Muszę poprosić Yutanga, żeby też posmarował się takim olejkiem, jestem pewien, że widok będzie zniewalający.
    Kiedy dowódca zobaczył, że mężczyzna przyjął postawę do walki, podszedł do Zhan Zhao, który pomógł mu zdjąć rękawice i powiedział:
    - Myślę, że po tej walce pojawi się właściciel klubu.
    Dowódca skinął głową i rozgrzał mięśnie, po czym ustawił się naprzeciwko cudzoziemca. Zhan Zhao patrzył na nich i mruknął pod nosem:
    - Oj mój drogi, lepiej pozwiedzałbyś miasto, sam na siebie ściągasz pecha. Nie wygrasz z Yutangiem, bo on jest prawdziwym mistrzem.
    Cudzoziemiec dał znak dowódcy i od razu wyprowadził w jego kierunku kopnięcie. Bai Yutang zablokował je ręką i zanim mężczyzna zdążył cofnąć nogę, uderzył w nią łokciem. Cudzoziemiec zmarszczył się z bólu. Nie spodziewał się tego, a ból jaki czuł, był tak silny, że przeszły go dreszcze po całym ciele.
    Zhan Zhao dobrze wiedział, dlaczego Bai Yutang tak dobrze walczy. Był bezwzględny i specjalizował się w uderzeniach w punkty witalne. W normalnej walce trzeba trochę czasu, żeby zmęczyć przeciwnika. Dowódca lubił sparingi i często brał w nich udział. Głównie dlatego, by wyrobić w sobie dokładność i szybkość ciosów. Przestudiował położenie punków witalnych na ciele człowieka i dobrze wiedział, gdzie uderzyć, żeby jego przeciwnik od razu opadł z sił.
    I właśnie przed chwilą uderzył obcokrajowca łokciem w jeden z tych punków. Było to tak bolesne miejsce, że delikatny nacisk wywoływał dreszcze, a co dopiero mocny cios zadany łokciem. I chociaż nie użył zbyt dużej siły, mężczyzna upadł i wylądował pod nogami obserwujących walkę ludzi.
    Zhan Zhao spojrzał na niego ze współczuciem i pomyślał: Patrz na siebie, najlepsi faiterzy z komisariatu prosili Yutanga o sparing jeden na jednego, a on pokonał ich w trzech ciosach.
    Nagle na schodach rozległ się dźwięk szpilek. Schodząca z nich kobieta klasnęła w dłonie i powiedziała z uśmiechem:
    - Niesamowite, naprawdę zasługujesz na swoją reputację. Wejdź na górę i usiądź ze mną.
    Kobieta była ubrana w czarną krótką sukienkę, w której jej figura prezentowała się bardzo apetycznie. Była po trzydziestce, ale nie była klasyczną pięknością, raczej biła od niej aura chłodnej elegancji. Bai Yutang i Zhan Zhao byli zaskoczeni, ponieważ to była szefowa Okręgu Wschodniego, Chen Jie.
    Dowódca wymienił spojrzenie z doktorem i po chwili obaj poszli za nią na górę.


    - No, no… - powiedział Eugene patrząc, jak wchodzą po schodach. - Całe szczęście nie zszedłem na dół, bo jak nic zostałbym upokorzony. Skąd wiedziałeś, że nie jestem w stanie go pokonać?
    Mężczyzna siedzący wewnątrz loży zignorował go i złapał się za brodę, wyglądał, jakby o czymś myślał. Odpowiedział dopiero po chwili:
    - Bo nazywa się Bai.
    - I co z tego? - zapytał Eugene żywo zainteresowany. - Znasz więcej osób o tym nazwisku?
    Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, po czym spojrzał na Eugena.
    - Czerń i biel wykluczają się nawzajem. Jeśli jesteś czarny, nie zadzieraj z białym, bo czeka cię straszna śmierć.
    - Co masz na myśli? - Eugene uśmiechnął się nieśmiało i pochylił się bliżej swojego rozmówcy. Był tak blisko, że czuł zapach lilii, którą pachniały jego włosy.
    - Rodzisz się będąc czarnym lub białym i tego nie zmienisz – odparł z uśmiechem mężczyzna, a jego spojrzenie stało się intensywne i zimne. – Tam, gdzie jest biel, nie ma miejsca dla czerni, a tam, gdzie jest czerń, nie ma miejsca dla bieli. Każdy pragnie być biały i nie znosi czerni. Świat nie jest sprawiedliwy.


    Bai Yutang i Zhan Zhao weszli do pokoju na piętrze. Chen Jie poprosiła, by usiedli, po czym zapaliła papierosa i powiedziała:
    - Jeśli się nie mylę, mam przyjemność z kapitanem Bai’em i doktorem Zhanem.
    Obaj na siebie spojrzeli i przytaknęli, po czym doktor zabrał głos.
    - Od razu przejdźmy do sedna. Chcemy zobaczyć nagrania z monitoringu tego miejsca.
    Chen Jie była zaskoczona prośbą i aż się zaśmiała.
    - Doktorze Zhan, ma pan aż tak dobry wzrok? Skąd pan wie, że mamy tu monitoring? Używamy jedynie kamer zamontowanych w otworach ścian.
    Dowódca uśmiechnął się i odpowiedział:
    - Tam, gdzie w grę wchodzi hazard, jest też inwigilacja.
    - Och… - Chen Jie zgasiła papierosa i westchnęła. - Skoro przyszliście tu osobiście, nie mogę nie wyświadczyć wam tej przysługi. - Skinęła palcem na jednego ze swoich ludzi i w kilku słowach wydała mu polecenie.
    Mężczyzna podszedł do jednej ze ścian, odsunął kotarę, za którą krył się ogromny ekran podzielony na kilka mniejszych. Na każdym był obraz z innej kamery, a monitoringiem objęty był cały klub.
    - Przewiń nagranie - powiedziała kobieta, po czym zwróciła się do Bai Yutanga. - Słyszałam, że sprawa została przekazana Lan Chenglinowi. Skąd pana zainteresowanie?
    - Pracuję nad inną sprawą.
    - Och - westchnęła Chen Jie i nie zadała już ani jednego pytania więcej.
    Gdy obraz na ekranie został przewinięty, dowódca wskazał na Małego Loacha, którego zauważył na ekranie.
    - Skąd się tu wzięło to dziecko?
    - Hmm? - Chen Jie skinęła na swojego człowieka i rzekła - Przyprowadź tu Wei Yonga.
    Po chwili w pokoju pojawił się ubrany w garnitur mężczyzna w średnim wieku.
    - Szukała mnie pani?
    Kobieta przedstawiła mu swoich gości, po czym przeszła do prezentacji mężczyzny, który do niech dołączył.
    - To Wei Yong, można powiedzieć, że zarządza tym miejscem, możecie go pytać, o co chcecie.
    Mężczyzna przytaknął patrząc na dowódcę i doktora.
    - O co chcieliście zapytać?
    - Co to za dzieciak? - odezwał się Bai Yutang wskazując na ekran.
    - Och, on tu sprząta ze stołów - odpowiedział Wei Yong. - Nazywa się Luo Yang, wołamy na niego Yang Yang. Jest synem jednego z naszych braci, który zmarł, z kolei jego matka uciekła i dzieciakiem nie miał się kto zająć. A my dbamy o swoich, dlatego pomaga sprzątać ze stołów.
    Bai Yutang uśmiechnął się do mężczyzny i powiedział:
    - Chciałbym z nim porozmawiać.
    - Oczywiście. Mieszka niedaleko. Pierwszy dom, zaraz za klubem. Zabiorę was tam.
    - Zaczekaj chwilę - odezwał się Zhan Zhao i podszedł do ekranu pokazując coś dowódcy. - Yutang, nie sądzisz, że ten mężczyzna wygląda znajomo?
    Bai Yutang przyjrzał się i zamarł. Na ekranie widział scenę swojej walki, a wśród oglądających ją gapiów ukrył się mężczyzna, który wyróżniał się z tłumu. Wszyscy byli podekscytowani walką, a on stał ponury, ubrany na czarno, a długa broda zakrywała jego twarz. To był ten sam facet, który wpadł na Bai Yutanga przed koncertem.


    Kiedy Gongsun wrócił do domu, zauważył, że światło w salonie jest zgaszone, za to uchylone były drzwi do gabinetu. Zapalił światło w salonie i zdjął kurtkę. Zwykle Bai Jintang przybiegał, żeby go przywitać, ale nie dzisiaj. Dlatego zaczął się zastanawiać, co takiego się wydarzyło.
    Dostał od znajomego butelkę czerwonego wina, dlatego wyciągnął z szafki dwa kieliszki i poszedł w stronę gabinetu. Otworzył szerzej drzwi i kiedy podniósł wzrok, kieliszki i butelka wypadły mu z rąk i rozbiły się z trzaskiem o podłogę.
    Zobaczył Bai Jintanga odchylonego na krześle, na biurku paliła się lampka, której światło dawało na ścianie cień jego sylwetki.
    Kiedy mężczyzna usłyszał trzask tłuczonego szkła, odwrócił się i spojrzał na przerażonego Gongsuna. Zamierzał jedynie troszkę go nastraszyć, ale kiedy zobaczył jego minę, domyślił się, że posunął się ciut za daleko.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze