SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 100: Ciężko się przed nim ukryć

 

    - Co? - Bai Jintang był zaskoczony reakcją Gongsuna. Wstał z krzesła i do niego podbiegł. - Co się stało?
    Doktor stał i patrzył na niego przerażony.
    - Dla żartu udawałem, że śpię… Naprawdę aż tak się przestraszyłeś? - zapytał Bai Jintang, po czym objął Gongsuna i delikatnie pogładził go po plecach. - Co się dzieje?
    Po chwili doktor doszedł do siebie i spojrzał na niego ze zdziwieniem.
    - Nie wiesz? Prawda, skąd możesz o tym wiedzieć…
    - O czym? - zapytał mężczyzna lekko marszcząc brwi i próbując zaprowadzić Gongsuna do salonu, żeby usiadł i się uspokoił, ale on ani drgnął. Patrzył na krzesło przy biurku i na ścianę oświetloną przez lampkę lekko przerażonym i zdezorientowanym wzrokiem.
    - Niemożliwe… - Gongsun potrząsnął głową i ponownie mruknął pod nosem. - To niemożliwe…
    - Co jest niemożliwe? - zapytał Bai Jintang i pogładził go po ramieniu. - Źle się czujesz?
    Nagle Gongsun oprzytomniał i popchnął Bai Jintanga z powrotem na krzesło.
    - Usiądź.
    Mężczyzna posłusznie usiadł i patrzył na niego zdezorientowany.
    - Zrób pozę z wcześniej.
    Bai Jintang odchylił się do tyłu i ułożył się dokładnie w takiej pozycji, w jakiej był chwilę temu. Na ścianie od razu pojawił się zarys jego postaci.
    Gongsun wziął ołówek z biurka i narysował na ścianie linie w miejscach, gdzie znajdował się cień ręki, a następnie powiedział do Bai Jintanga:
    - Zostań w tej pozycji, ale rozluźnij nogi.
    Mężczyzna nie miał pojęcia, o co chodzi, ale zrobił, o co go poproszono. Rozluźnił nogi. W tym momencie krzesło odrobinę się przekręciło, bardzo delikatnie, ale Gongsun od razu zauważył zmianę kąta padania cienia. Wziął głęboki oddech i powiedział:
    - Rozumiem.
    Bai Jintang podrapał się po głowie, po czym wstał i zapalił światło. Wszystkie cienie zniknęły, a on podszedł do doktora i zapytał:
    - Co się dzieje?
    Gongsun odłożył ołówek i się odezwał:
    - W sprawie, którą się zajmowaliśmy, ofiara w podobny sposób leżała na krześle. Umarł w nocy, na stole stała lampka skierowana na ścianę, na której odbijał się cień, który trzymał w dłoni przyklejony do ściany pistolet… Ale byłem głupi! Wszyscy pomyśleliśmy, że morderca przygotował tę scenę, zanim wyszedł, ale wcale tak nie było.
    - Dlaczego?
    - Zwykle sądzimy, że martwe ciało jest cięższe od żywego człowieka, prawda?
    Bai Jintang przytaknął i powiedział:
    - Waga się nie zmienia, tylko po śmierci ciało staje się bezwładne, przez co wydaje się cięższe.
    - Zgadza się! - powiedział Gongsun. - Kiedy ktoś siedzi na krześle obrotowym, zwłaszcza osoba dorosła, aby w pełni utrzymać równowagę, podpiera się stopami. Po śmierci nie ma tego podparcia, zwłoki sztywnieją, krótko mówiąc, po śmierci następuje wiele subtelnych zmian, które mogą wpłynąć na położenie krzesła. Spowodować to może nawet niewielką zmianę w sile nacisku na krzesło.
    - Czyli scena została zainscenizowana już jakiś czas po śmierci, kiedy ciało stężało - skomentował Bai Jintang.
    - Właśnie! - przytaknął Gongsun. - Możliwe, że morderca czekał aż do chwili, kiedy dotarliśmy na miejsce zbrodni. Możliwe, że był tam, żeby upewnić się, że cień na ścianie będzie pod idealnym kątem.
    - Nie obchodzi mnie sprawa tego morderstwa. - Bai Jintang spojrzał na zachwyconego swoim odkryciem Gongsuna. - Wolałbym się dowiedzieć, dlaczego byłeś aż tak zdenerwowany.
    Doktor zamarł, spuścił wzrok nieco zawstydzony i spojrzał na rozbite szkło leżące na ziemi.
    - Ech, co za bałagan - westchnął i kucnął, żeby pozbierać co większe kawałki szkła.
    - Boisz się, że mogę zginąć? - zapytał mężczyzna chwytając jego dłoń. - Jeśli umrę… będziesz miał minę podobną do tej, którą zrobiłeś?
    Gongsun podniósł się i kopnął go w łydkę.
    - Przestań w ten sposób żartować! Ile ty masz lat?
    - Przecież powiedziałem, że tylko udawałem, że śpię. - Bai Jintang pochylił się i pocałował go w czoło. - Tak bardzo się o mnie martwisz, że aż tak cię to przeraziło? Przecież jesteś patologiem, a boisz się martwych ludzi?
    - Nie… Ach! - krzyknął Gongsun, bo właśnie Bai Jintang podniósł go i zaniósł do sypialni. - Co robisz? Jutro muszę iść do pracy!
    - Tylko zaniosłem cię do łóżka, jaki to ma związek z twoją jutrzejszą pracą? - odparł mężczyzna kładąc go delikatnie na materacu.
    Gongsun się zagotował i krzyknął na niego:
    - Z czego tak się cieszysz?
    - Hehehe! - zaśmiał się mężczyzna i położył się na nim. - Cieszę się i jestem szczęśliwy, bo przed chwilą miałem wrażenie, że okazałeś mi miłość.
    - Masz halucynacje, umów się na konsultacje z Zhan Zhao, niech cię zbada. - Gongsun odepchnął go od siebie. - Wstawaj, jesteś cholernie ciężki.
    - Nie bój się - powiedział Bai Jintang i pocałował go w usta. - Nie umrę, nie dopuszczę do tego, by na twojej twarzy pojawiła się ta mina.
    Gongsun nic nie powiedział, tylko pozwolił mu pogłębić pocałunek.
    - Nie będziesz się opierał? Zrobię, co tylko zechcesz - szepnął mężczyzna ściągając mu krawat.
    - Zostań przy mnie! – odezwał się Gongsun i uszczypnął go w szyję. - Bo inaczej sam cię zabiję.
    - Jak możesz? - zaśmiał się Bai Jintang i zaczął rozpinać jego koszulę. - Bądź miły, a na jutro załatwię ci urlop.
    

    Bai Yutang patrzył na brodatego mężczyznę na ekranie i od razu go rozpoznał.
    - On tutaj był?
    Zhan Zhao włączył odtwarzanie, bo chciał przyjrzeć się sytuacji, ale brodacz zniknął im z oczu w sekundę.
    - Co jest nie tak z tym kolesiem? - zapytał Wei Yong podchodząc do ekranu.
    - Kim on jest? - zapytali jednocześnie Bai Yutang i Zhan Zhao.
    - Dziwny z niego typ - powiedział Wei Yong. - Często przychodzi, ale stoi w rogu i tylko patrzy.
    - Przecież nie wpuszczacie tu byle kogo - odparł dowódca. - Czyli albo walczy, albo został przez kogoś polecony.
    Wei Yong spojrzał na Chen Jie pytającym wzrokiem.
    - Jeśli funkcjonariusz policji prosi cię o informację, to odpowiedz, nie mamy nic do ukrycia - odezwała się kobieta zapalając kolejnego papierosa.
    - Ech… można się tu dostać na trzy sposoby. Jako walczący, ale oni są głównie z polecenia. Stali bywalcy mają karty członkowskie. A nowi goście są zapraszani przez znajomych.
    - A jak było w jego przypadku? Nie walczy i nie sądzę, żeby miał kartę członkowską, a to znaczy, że jest tu z czyjegoś polecenia - odparł Zhan Zhao.
    - Wołamy na niego Brodacz - powiedział Wei Yong. - To przyjaciel Luo Wena.
    - Luo Wena? To jakiś krewny Luo Yanga? - zapytał dowódca.
    - Był jego ojcem. To nasz zmarły brat - odpowiedział Wei Yong. - Dobry człowiek.
    - Jak umarł? - zapytał Zhan Zhao.
    - Podczas wojny gangów - odpowiedziała obojętnym głosem Chen Jie. - Przypadkowo został dźgnięty nożem.
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie, ale nie skomentowali.
    - Adzieciak ma charakterek - dodała kobieta, unosząc w sarkastycznym uśmiechu kącik ust. - Jak dorośnie, będzie kimś.
    - Masz na myśli miejsce w gangu? - zapytał Bai Yutang drwiącym tonem.
    - Hmm… - Chen Jie uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy. - Lubię mężczyzn takich jak ty. - Gdy zgasiła papierosa, dodała - Yang Yang sam chciał z nami zostać. W ciągu dnia chodzi do szkoły, a my płacimy za jego edukację. Dopóki będzie chciał, będzie się uczył.
    Widząc, że dowódca i doktor są nieco zaskoczeni, Wei Yong się roześmiał.
    - To prawda. Wszyscy bracia pytają go tylko, czy już odrobił lekcje. A charakter ma, bo sam chce na siebie zapracować. Powiedział, że każdy powinien zarobić na swoje utrzymanie, bo nie można dostawać pieniędzy za nic.
    Bai Yutang skinął głową i zapytał:
    - Czyli Brodacz ma z nim kontakt?
    Wei Yong potrząsnął głową.
    - Tego nie wiem, ale nie sądzę, żeby znał Luo Wena zbyt dobrze.
    - Dość pytań, zabierz nas do chłopca - powiedział dowódca i razem z doktorem ruszyli za Wei Yongiem. Gdy Zhan Zhao był w drzwiach, odwrócił się do Chen Jie i rzekł:
    - Środki halucynogenne na dorosłych działają tylko przez chwilę, ale u dzieci mogą wywołać poważne uszkodzenia mózgu.
    Chen Jie zaskoczona spojrzała na niego i zobaczyła jego delikatny uśmiech.
    - Jego agresywne zachowanie możecie uznać za cechy dobrze zapowiadającego się gangstera. Jednak są oznaką choroby psychicznej, która nieleczona, może przekształcić się w manię lub poważne skłonności do przemocy, gdy chłopiec dorośnie. - Po tych słowach wyszedł.
    Chen Jie po chwili wezwała kilku swoich ludzi i powiedziała:
    - Nigdy więcej nie wpuszczajcie tu Yang Yanga. A jutro zabierzcie go do psychiatry.
    - Tak jest!


    Bai Yutang i Zhan Zhao poszli za Wei Yongiem do drzwi na tyłach klubu, przez które wyszli na małą alejkę. Nie było tu żadnej latarni, było ciemno i bardzo cicho, jedyny blask dawała woda w kałużach, która lśniła w świetle księżyca.
    Wei Yong podszedł do drzwi jednego z domów i zapukał.
    - Yang Yang? Yang Yang, śpisz?
    Po chwili w środku dały się słyszeć kroki, drzwi się otworzyły i stanął w nich Mały Loach. Kiedy zobaczył Wei Yonga, uśmiechnął się, ale szybko zgasił uśmiech, gdy zobaczył stojących za nim Bai Yutanga i Zhan Zhao.
    - Yang Yang, panowie zadadzą ci kilka pytań. Bądź grzeczny i odpowiedz na nie - powiedział Wei Yong bardzo miłym tonem głosu, pozbawionym charakterystycznej dla gangsterów zaciekłości. Słysząc to, Bai Yutang i Zhan Zhao omal nie wybuchli śmiechem.
    Luo Yang skinął głową i wpuścił ich do środka. Gdy tylko weszli do pokoju, wiedzieli, że ten chłopiec nie przetrwa w tym pozbawionym miłości środowisku, zwłaszcza, że w pokoju było pełno zabawek, książek, zapasów jedzenia i ogólnie było tu bardzo przytulnie.
    - To wy sobie pogadajcie, a ja idę zapalić - odparł Wei Yong i wyszedł na zewnątrz.
    Luo Yang podszedł do łóżka i na nim usiadł, patrząc na gości z pewną ostrożnością i niechęcią.
    - Nazywasz się Luo Yang? - zapytał dowódca.
    Chłopiec nie odpowiedział od razu, dopiero po chwili się odezwał:
    - Jesteście z policji.
    Zhan Zhao rozejrzał się po pokoju, podszedł do półki z książkami i jedną z nich wyciągnął.
    - Nie dotykaj moich rzeczy! - krzyknął Luo Yang.
    - Nie lubisz policji? - zapytał doktor.
    Chłopiec nie odpowiedział.
    - Ale twój ojciec lubił, prawda? - zapytał Zhan Zhao przeglądając książkę i ignorując zdumione spojrzenie Luo Yanga. - Twój tata chciał zrobić wszystko, żeby wyciągnąć cię z tego środowiska i zapewnić ci lepsze życie. Ale mu się nie udało i to naturalne, że żyjąc w podziemiu jesteś uprzedzony do policji. Ojciec próbował ci przekazać, że tak nie można, że w tym półświatku nie ma sprawiedliwości. Kupił ci tę książkę, by pokazać ci, jak można walczyć z przestępczością i bardzo ci się to spodobało. Nawet zacząłeś wierzyć w policję. A wtedy twój tata zginął podczas wojny gangów, a ciebie zabrano na komisariat, gdzie cię wyśmiano. Pewnie usłyszałeś, że twój ojciec zasłużył na śmierć… bo był gangsterem. Tak, w podziemnym światku nie ma miejsca dla policji. Wtedy pomyślałeś, że policjanci, którym zaufał twój tato, oszukali jego i ciebie. Dlatego tak nienawidzisz policji, prawda?
    Luo Yang patrzył na Zhan Zhao osłupiały.
    - Skąd wiesz? Kim jesteś?
    Zhan Zhao uśmiechnął się i wskazał na autora książki, którą trzymał w dłoni. Była to napisana przez niego „Zbrodnia i psychologia”.
    Usta Luo Yanga otworzyły się ze zdziwienia. Patrzył oszołomiony to na Zhan Zhao, to na Bai Yutanga. Doktor podszedł do łóżka i usiadł obok niego.
    - Nienawidzisz policji i wszystkiego, co ma z nią związek, ale nie wyrzuciłeś tej książki. Wiesz, co to oznacza?
    - Co? - zapytał zdezorientowany chłopiec.
    - Że osiągnąłeś wiek, w którym potrafisz odróżnić dobro od zła. - Zhan Zhao wstał i odłożył książkę na miejsce. - Dobrze wiesz, co jest dobre, a co złe, ale jesteś zbyt nieszczęśliwy, żeby stawić temu czoła.
    Luo Yang przez chwilę milczał, po czym spuścił głowę i powiedział cichutko:
    - Co chcecie wiedzieć? Pytajcie.
    Bai Yutang spojrzał na doktora z podziwem. Kocie, jesteś niesamowity. Z kolei doktor zmierzył go gniewnym wzrokiem. Szybko, zadaj pytanie.
    Dowódca spojrzał na Luo Yanga i zapytał:
    - Chcielibyśmy się czegoś dowiedzieć o Brodaczu.
    Gdy tylko padło to pytanie, usłyszeli strzał dochodzący zza drzwi. Wszyscy w trójkę aż podskoczyli z zaskoczenia. Bai Yutang wstał, wyciągnął broń i dał znak doktorowi, po czym podszedł do drzwi, a gdy je otworzył, zobaczył ciało Wei Yonga leżące przy drzwiach, z dziurą w głowie.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze