SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 101: Niesamowite odkrycie

 


    Gdy zobaczyli zwłoki na chodniku, zamarli. Bai Yutang schował broń i ustawił się bokiem do drzwi. A kiedy zorientował się, że ktoś za nimi stoi, rzucił się w tamtym kierunku.
    - Ach! - krzyknął mężczyzna stojący przy drzwiach. Miał na tyle dobry refleks, że zdążył zrobić unik i zablokował cios wyprowadzony przez Bai Yutanga. Dowódca natychmiast kopnął go z obrotu, a mężczyzna cofnął się, niestety zbyt wolno i dostał w pachwinę. Syknął z bólu i powiedział:
    - Chcesz mnie zabić, przystojniaku?
    Słysząc znajomy głos Bai Yutang i Zhan Zhao byli nieco zaskoczeni. Przyglądali się, jak mężczyzna przed nimi masuje bolący mięsień i jęczy przy tym z bólu. A był to nie kto inny, jak Eugene.
    - Co ty tu robisz? - zapytał dowódca mierząc go podejrzliwym wzrokiem.
    - Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza - wzruszył ramionami Eugene. - Powietrze w klubie mi nie służy.
    Bai Yutang rozejrzał się dookoła. W alejce było pusto i cicho, nie było tu nikogo. Po chwili ponownie spojrzał na Włocha.
    - Słyszałeś wystrzał?
    - Usłyszałem go na klatce schodowej. - Eugene się uśmiechnął. - Dlatego tu jestem, chciałem zobaczyć, co się stało.
    - Widziałeś, kto strzelał? - Dowódca zadał kolejne pytanie. - Odpowiedz.
    - Hehehe! - zaśmiał się Eugene i przysunął się do niego, po czym wyszeptał. - W ten sposób będzie nam się milej rozmawiało.
    Bai Yutang zmierzył go lodowatym spojrzeniem, a Włoch aż się cofnął i schował za ścianą.
    - Nie lubię cię w takim wydaniu - odparł.
    Ignorując go dowódca zajrzał do pokoju i zobaczył zszokowanych doktora i Luo Yanga, który pustym wzrokiem patrzył na ciało Wei Yonga leżące przed drzwiami. Po chwili usłyszeli kroki w alejce. Zhan Zhao skinął do Bai Yutanga i szybko włożył swoją wizytówkę do książki „Zbrodnia i psychologia”, odłożył książkę, po czym schylił się i szepnął Luo Yangowi na ucho:
    - Myślę, że twój tata zginał w dziwnych okolicznościach, tak jak wujek Wei Yong. Jeśli zgadzasz się ze mną, to znajdź mnie i do mnie przyjdź.
    Po chwili w alejce dało się słyszeć krzyk Chen Jie i jej ludzi. Zamarli, kiedy zobaczyli ciało jednego ze swoich i jak na zawołanie wyciągnęli broń i wycelowali w Bai Yutanga i Eugena.
    Chen Jie spojrzała na nich i krzyknęła:
    - Co robicie?! Odłóżcie broń!
    Posłuchali jej i odłożyli broń, ale przekrwionymi ze złości oczami gapili się na Bai Yutanga i Eugena. Byli wściekli z powodu śmierci ich towarzysza.
    - To nieporozumienie - powiedział Włoch i schował się za dowódcą. - Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza, nawet nie mam przy sobie broni.
    - Kapitanie Bai, co tu się dzieje? - zapytała Chen Jie.
    - Jego o to zapytajcie, jego słowa będą bardziej wiarygodne - odpowiedział Bai Yutang wskazując na Luo Yanga.
    - Yang Yang, powiedz, jak zginął brat Yong? - zapytał go jeden z bardziej niecierpliwych gangsterów.
    - Nie wiem, kto go zabił. Na pewno nie oni.
    Wszyscy spojrzeli po sobie zdezorientowani.
    - Szybko, przeszukajcie ulice! - zawołała Chen Jie, po czym dodała patrząc na Bai Yutanga i Zhan Zhao. - Yang Yang jest w szoku, nie będzie mógł odpowiedzieć na wasze pytania. Sama zbadam tę sprawę, a wy odejdźcie.
    Dowódca milcząc spojrzał na Zhan Zhao, który skinął głową i odezwał się:
    - W takim razie przyjdziemy innym razem. - Powiedziawszy to poklepał Luo Yanga po ramieniu i razem z Bai Yutangiem ruszyli przed siebie.
    Chen Jie weszła do pokoju chłopca i już zamierzała zamknąć za sobą drzwi, gdy usłyszała słowa dowódcy.
    - Pani Chen ma naprawdę dobry słuch. Choć w klubie jest tak głośno, usłyszała dźwięk wystrzału.
    Kobieta zamarła i spojrzała w ich kierunku napotykając wzrok doktora, który bacznie się jej przyglądał. I w tym ułamku sekundy nie udało jej się nad sobą zapanować, a Zhan Zhao zobaczył w jej oczach strach i zawstydzenie.
    Chwilę później obaj ruszyli wzdłuż wąskiej uliczki. Gdy zniknęli za zakrętem, Chen Jie odetchnęła z ulgą i weszła do pokoju, w którym Luo Yang stał dokładnie w tym samym miejscu, co chwilę temu. Kobieta westchnęła, podeszła do niego i delikatnie go objęła.
    - Yang Yang, pamiętaj, czerń i biel to dwie strony jednej monety, nie baw się czernią i nie ufaj bieli.
    Gdy chłopiec przytaknął, zaprowadziła go do łóżka i kazała mu się położyć. Nakryła go kołdrą, zgasiła światło i wyszła.
    Gdy na zewnątrz ucichł dźwięk kroków i odgłosy rozmów, Luo Yang ostrożnie wstał z łóżka i podbiegł do półki z książkami. Chwycił jedną z nich i wrócił z nią pod kołdrę. Wyciągnął wizytówkę Zhan Zhao i mocno ścisnął ją w dłoni.


    Gdy Bai Yutang i Zhan Zhao wsiedli do auta, dowódca westchnął, a wyraz twarzy miał naprawdę ponury, co nie było częstym widokiem.
    - Yutang, co się dzieje? - zapytał doktor. - Eugene tylko się z tobą droczył. O to się złościsz?
    Ten komentarz zaskoczył Bai Yutanga, który obdarzył doktora czułym spojrzeniem.
    - Kotek, nie mów, że byłeś zazdrosny?
    - I co z tego. Teraz nie miałem okazji, ale następnym razem go zniszczę - odpowiedział Zhan Zhao z bardzo bojową miną.
    - Hehehe! Myślałem o Chi Jie i Luo Yangu - powiedział dowódca. - Chłopak na pewno coś wie.
    Zhan Zhao zgodził się z nim.
    - Chen Jie wyraźnie nie chciała, żebyśmy o cokolwiek go zapytali. Wei Yong też został zabity w dość podejrzanych okolicznościach, a wszystko to wskazuje na…
    - Nie, tym razem było inaczej - przerwał dowódca. - To było jakieś dziwne.
    - Jak to dziwne? - zaśmiał się doktor. - Dziwne jak na Nocnego Mściciela?
    - Bazując na tym, co widzieliśmy wcześniej, odniosłem takie wrażenie - powiedział Bai Yutang. - Jedno jest pewne, Wei Yong dostał kulą w głowę, a to oznacza, że morderca strzelał stojąc w jednej z okolicznych uliczek.
    - Gdyby próbował go podejść, Wei Yong na pewno by go zauważył - odparł Zhan Zhao. - A to oznacza, że dobrze go znał.
    Dowódca przytaknął i rzekł:
    - Kocie, Luo Yang…
    - Nie martw się, to mądry dzieciak i sam do nas przyjdzie. - Po chwili westchnął i dodał. - Dobrze się stało. W tej sytuacji i tak nie moglibyśmy go przesłuchać, a jedynie ściągnęlibyśmy na niego zagrożenie.
    - Dobrze, że morderca go nie zabił, tylko wybrał Wei Yonga - dorzucił dowódca i odpalił silnik. - Kocie, co dalej?
    - Spróbujemy dowiedzieć się czegoś o Luo Wenie - odpowiedział Zhan Zhao. - Wychodzi na to, że jego śmierć nie była przypadkowa.
    Gdy wrócili do biura, poprosili Jiang Penga, żeby sprawdził informacje o Luo Wenie. Okazało się, że są to tajne i zaszyfrowane dane.
    - Co? - prychnął dowódca. - Niby zwykły gangster, a zaszyfrowali jego dane?
    - Plik należy do Jednostki do walki ze zorganizowaną przestępczością - odpowiedział informatyk, po czym wzruszył ramionami i spojrzał na swojego szefa. - To plik z policyjnej bazy danych, nie mogę go zhakować.
    Bai Yutang był wściekły, a Zhan Zhao skomentował głęboko wzdychając.
    - Mając do dyspozycji samolot i bomby, załatwili nas zwykłą wiatrówką.
    - Ach! - krzyknął dowódca. - W takim razie chodźmy do archiwum i tam poszukajmy. Wszystkie tajne akta tam są. Tylko będziemy potrzebowali podpisu komendanta, żeby się do nich dostać. Najlepiej pod zaświadczeniem, że akta należące do Jednostki do spraw zwalczania przestępczości zorganizowanej można udostępnić na zewnątrz.
    Zhan Zhao uniósł jedną brew.
    - Wystarczy jego podpis?
    - Kotek… chcesz go podrobić?
    - To wszystko jest jakieś dziwne - powiedział doktor chwytając Bai Yutanga za róg kurtki. - Cała ta sprawa jest coraz bardziej podejrzana.
    Dowódca przyznał mu rację i poprosił Jiang Pinga o wydrukowanie zaświadczenia umożliwiającego im dostęp do utajnionych danych. Zhan Zhao wyciągnął jeden z dokumentów podpisanych przez Bao Zhenga i zaczął przyglądać się podpisowi, a po chwili, po kilku pociągnięciach pióra, na zaświadczeniu widniał identyczny podpis. Bai Yutang spojrzał na niego.
    - Kocie, jeśli Bao Zheng się o tym dowie, będziemy czyścili kible przez najbliższe pół roku.
    Doktor spojrzał na niego i fuknął:
    - Ja podrobiłem podpis, a ty postarasz się, żeby to zaświadczenie zniknęło. Nie będzie żadnych dowodów. - Mówiąc to pociągnął dowódcę w stronę drzwi.


    Był bardzo wczesny ranek, Bai Yutang i Zhan Zhao szli korytarzem archiwum i żywo o czymś dyskutowali. Policjant na dyżurce otworzył zaspane oczy.
    - Kapitan Bai? Macie tyle roboty w SCI, że przychodzicie do biura o tak wczesnej porze?
    Zhan Zhao podał mu zaświadczenie i szepnął:
    - Działamy po przykrywką, nie mów nikomu, że nas widziałeś.
    - Dobra, dobra - prychnął funkcjonariusz i zeskanował podpis, by sprawdzić jego autentyczność. Gdy otrzymał pozytywny wynik, włożył zaświadczenie do szuflady, po czym wyjął jeden z kluczy i poszedł otworzyć drzwi. Wewnątrz archiwum nie było zasięgu, dlatego dowódca powiedział:
    - Kocie, wejdź pierwszy, ja za chwilę przyjdę.
    Gdy policjant otwierał drzwi, Bai Yutang otworzył szufladę, wyciągnął z niej zaświadczenie i po cichutku zamknął szufladę. Chwilę później był już obok Zhan Zhao udając, że właśnie skończył rozmowę. Schował telefon i razem weszli do archiwum.
    - I jak? - szepnął doktor.
    Bai Yutang wyjął z kieszeni kartkę i nią potrząsnął, po czym obaj uśmiechnęli się do siebie i zaczęli przeglądać regały. Po chwili znaleźli akta sprawy Luo Wena, a gdy je otworzyli, zamarli ze zdumienia.
    - Był policjantem – odezwał się Bai Yutang patrząc na doktora. - Pięć lat był tajniakiem.
    Zhan Zhao był równie zaskoczony.
    - Co to za sprawa, że trwała aż tyle lat?
    Zaczęli czytać akta i byli coraz bardziej zaskoczeni, zwłaszcza, gdy dowiedzieli się, nad jaką sprawą pracował Luo Wen.
    - Yutang, patrz na to - powiedział Zhan Zhao pokazując mu pieczęć z podpisem. - To Lan Chenglin zaszyfrował jego akta.
    - Tu nic nie ma o tym, że Luo Wen miał syna - rzekł Bai Yutang. - Luo Yang ma na oko sześć, może siedem lat, co oznacza, że urodził się, zanim jego ojciec został tajniakiem. Myślisz, że ktoś wmieszałby syna do takiej roboty?
    Zhan Zhao patrzył przez chwilę na zdjęcie Luo Wena.
    - Zauważyłeś, że oni wcale nie są do siebie podobni?
    Nagle obaj pomyśleli, że być może chłopak wcale nie jest jego synem. Zhan Zhao czuł się zdezorientowany.
    - Ale dlaczego…
    Zanim zdążył dokończyć zdanie, usłyszeli szczęk otwieranych drzwi. Spojrzeli na siebie zaskoczeni, że ktoś jeszcze o tej porze przyszedł do archiwum.
    Bai Yutang zamknął akta i odłożył je na półkę, po czym pociągnął doktora w głąb regałów. Usłyszeli, jak funkcjonariusz na dyżurce mówi:
    - Akta można zabrać dopiero po ich zarejestrowaniu.
    - Wiem, przecież dałem ci dokument - odpowiedział ktoś bardzo aroganckim tonem, po czym wszedł do archiwum.
    Sądząc po krokach, do środka weszły dwie osoby. Zhan Zhao i Bai Yutang bali się, że zostaną zdemaskowani, dlatego nie ośmielili się nawet szepnąć. Dowódca powoli wyciągnął z półki plik akt, by spojrzeć przez szczelinę i zobaczyć, co się dzieje. Było tam dwóch policjantów w cywilu, których doskonale kojarzył, bo pracowali w Jednostce do spraw zwalczania przestępczości zorganizowanej. Jeden z nich zaczął marudzić.
    - Kapitan przesadził, żeby dzwonić do nas w środku nocy tylko po to, żebyśmy przynieśli mu te dokumenty.
    Drugi ziewnął i dodał:
    - A czy to ważne? Bierz akta i spadamy, bo tu jest cholernie zimno.
    Poszperali po półkach i po chwili wyszli z archiwum.
    - Co za zbieg okoliczności. Byliśmy u Luo Yanga i nagle Lan Chenglin kazał sobie przynieść akta Luo Wena - szepnął Zhan Zhao patrząc na dowódcę. - Chyba ktoś go o tym poinformował.
    - A to oznacza, że Lan Chenglin nie chce, żebyśmy dowiedzieli się, że Luo Wen był tajnym policyjnym agentem. - Bai Yutang podrapał się po brodzie, a po chwili namysłu zapytał z troską w głosie. - Kocie, myślisz, że Luo Yang będzie w niebezpieczeństwie?
    Zhan Zhao nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się niemrawo.
    - I co ciekawe, dlaczego pojawił się tam Eugene?
    Dowódca spojrzał na niego zaskoczony, po czym roześmiał się i dodał:
    - Kocie, ty naprawdę byleś zazdrosny.    


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze