SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 102: Warunek Luo Wena

 


    Gdy wyszli z archiwum, Bai Yutang zadzwonił do Xu Qinga i poprosił go, żeby skontaktował się ze swoimi kontaktami z półświatka i wypytał o Luo Weia.
    Była druga w nocy, ale wydarzyło się tak wiele, że ani jemu, ani doktorowi nie chciało się spać. Mnóstwo myśli kłębiło im się w głowie i nawet jakby chcieli, nie daliby rady zasnąć.
    - Kocie, jesteś głodny? - zapytał dowódca. - Bo ja umieram z głodu.
    - Zjadłbym coś - odpowiedział Zhan Zhao i razem wyszli z biura.
    Nie poszli na parking, postanowili się przejść.
    - Yutang, co zjemy? - zapytał doktor z przyzwyczajenia, bo zwykle Bai Yutang wybierał restauracje, gdzie jedli.
    - Może pójdziemy na nocny targ i kupimy coś na jednym ze straganów?
    - Och! Naprawdę chcesz tam iść? Przy okazji chcesz zdobyć trochę informacji, co? - Zhan Zhao przyspieszył i położył dłonie na jego ramionach. - Mów, o co chodzi?
    - Luo Wen mieszkał w tej dzielnicy przez kilka lat, na pewno miał jakichś przyjaciół.
    - Racja, a ostatnio zginęło kilku gangsterów i na pewno dużo się o tym mówi - odparł doktor i spojrzał na tętniący życiem nocny targ. Wyrwał do przodu, ale Bai Yutang go złapał. - Zaczekaj, nie możesz tam tak wejść.
    - Dlaczego nie?
    - Hehe! - zaśmiał się dowódca, po czym zdjął mu krawat i włożył do kieszeni. Następnie rozpiął dwa górne guziki jego koszuli, rozpiął też marynarkę, a na koniec poczochrał mu nieco włosy.
    - Teraz dobrze.
    Zhan Zhao spojrzał na siebie i z uśmiechem podniósł wzrok patrząc na włosy dowódcy.
    - O co chodzi? - zapytał Bai Yutang, bo aż zakręciło mu się w głowie od intensywności tego spojrzenia. - Ja wyglądam w porządku.
    - Włosy… - powiedział doktor i wyciągnął ręce próbując chwycić go za włosy. - Są za mało rozczochrane.
    Bai Yutang zrobił unik i szybko pobiegł przed siebie, doktor ruszył za nim, a po chwili byli już na nocnym targu.
    Było to miejsce, gdzie handel kwitł do samego świtu, ale oprócz zwykłych ludzi robiących tu zakupy kręciło się wielu gangsterów, a także sporo młodzieży. Bo młodzi, jak to młodzi, woleli włóczyć się po nocach, niż marnować czas na spanie.
    Gdy się rozejrzeli, zrozumieli, że mają marne szanse dowiedzieć się czegokolwiek o Luo Wenie. Było tu zbyt tłoczno i gwarnie.
    Zrobili zakupy i mieli dwie siatki pełne jedzenia kupionego głównie przez Zhan Zhao. Bai Yutang miał ogromne opory, żeby zjeść cokolwiek w takim miejscu. Gdy szli między straganami, pomyślał, że wolałby zostać postrzelony, niż coś tu zjeść. Za to Zhan Zhao jadł ze smakiem kolejną porcję takoyaków i nie omieszkał przypomnieć dowódcy, że zaburzenia obsesyjno-kompulsywne można wyleczyć hipnozą. Po chwili Bai Yutang zatrzymał się przy małym sklepiku, doktor podążył za jego wzrokiem i zrozumiał, co przykuło jego uwagę.
    Był to sklep z pluszakami, które były bardzo charakterystyczne i właśnie takiego miał w pokoju Luo Yang.
    - Mamy trop - rzekł doktor i już chciał wejść do środka, ale dowódca go zatrzymał.
    - Kocie, myślisz, że to on mu go kupił?
    Zhan Zhao uśmiechnął się i odpowiedział:
    - To nie są drogie zabawki, a jednak tylko ten pluszak leżał na jego łóżku, resztę zabawek miał na podłodze. Dzieci śpią ze swoimi ulubionymi zabawkami, tulą je do siebie. Zwykle są to zabawki, które zostały podarowane przez tych, których lubią najbardziej.
    Gdy weszli do sklepu, przywitała ich młoda dziewczyna.
    - Co chcecie kupić?
    Zhan Zhao nie odpowiedział, za to zdjął z półki jednego misia.
    - Takiego samego ma Yang Yang.
    Bai Yutang spojrzał na dziewczynę i zapytał:
    - Ile płacę? Zapakuj go na prezent dla dziecka.
    - Dobrze. - Dziewczyna wzięła misia i włożyła go w folię. - Wystarczy tak? Ile lat ma dziecko?
    - Około siedmiu, to chłopiec - odpowiedział Zhan Zhao patrząc na celofan, w który owinięty był miś. Miał nadrukowane kwiatki i postaci z kreskówek. Po chwili zwrócił się do dowódcy. - Pamiętasz, w co zapakowany był tamten miś?
    - Nie pamiętam.
    - Byliście już tu na zakupach? - zapytała dziewczyna dość nieśmiało.
    - Nasz przyjaciel… kupił tu pluszaka, ale odszedł – odparł doktor jakby od niechcenia. - A ten jest dla jego syna, bo zgubił poprzedniego.
    - Ach! Yang Yang, o którym mówiliście… macie na myśli Luo Yanga? - zapytała z entuzjazmem sprzedawczyni.
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie z nieukrywanym zdziwieniem.
    - Znasz go?
    Dziewczyna skinęła głową.
    - To możliwe, że oryginalny miś został tu kupiony? - zapytał dowódca.
    - Tak. Brat Wen kupił go dla swojego syna - powiedziała i posmutniała, po czym wyjęła celofan w kaczuszki i dodała. - W to był zapakowany.
    - Znasz Luo Wena? - zapytał doktor, a dziewczyna weszła mu w słowo.
    - Jesteście policjantami, prawda?
    Obaj zamarli, bo nie wiedzieli, jak powinni zareagować. Dziewczyna uśmiechnęła się do nich.
    - Brat Wen nauczył mnie, jak rozpoznać policjantów. - Mówiąc to patrzyła im w oczy. - Powiedział, że to ci, którzy obserwują twoją minę podczas rozmowy. Albo zaczynają cię gonić.
    Bai Yutang zakaszlał, powstrzymując się od śmiechu. Za to Zhan Zhao zaczerwienił się po uszy. On, genialny psycholog, został zdemaskowany przez tę na oko osiemnastolatkę. To było takie upokarzające.
    Widząc, że obaj poczuli się niezręcznie, dziewczyna skończyła pakować misia i powiedziała:
    - Nazywam się Xiao Xi i bardzo dobrze znam brata Wena. Szukacie go?
    - On… on nie żyje - odpowiedział dowódca. - Próbujemy odnaleźć tego, kto go zabił.
    Xiao Xi była w szoku.
    - Pytajcie, powiem wam wszystko, co wiem, jeśli to pomoże pomścić brata Wena.
    - Byliście przyjaciółmi? - zapytał Zhan Zhao.
    - Tak - odparła dziewczyna. - On kochał swojego syna i często przychodził coś mu kupić. Był inny, niż tutejsi ludzie.
    - Czym się różnił?
    - Na pierwszy rzut oka wydawał się inny - uśmiechnęła się Xiao Xi. - Trochę tak, jak wy. Jedno spojrzenie i widać, że się różnicie.
    - Znasz matkę Luo Yanga? - zapytał dowódca.
    - On nie jest jego prawdziwym synem. Brat Wen zabrał go z ulicy i wychował.
    Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
    - Co wiesz o śmierci Luo Wena?
    Xiao Xi przygryzła dolną wargę i na chwilę się zawahała.
    - Nie znam szczegółów. Brat Wen przyszedł do mnie, zanim został zabity i coś mi dał. Powiedział, że jak trafię na dobrego policjanta, powinnam mu to przekazać. Tylko ten policjant musi zgodzić się na jeden warunek.
    Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na nią zaskoczeni czując, że wyjście na nocny targ było strzałem w dziesiątkę.
    - Jaki warunek?
    - Musi adoptować Yang Yanga i dobrze go wychować.
    Słysząc te słowa Zhan Zhao i Bai Yutang zamarli i na siebie spojrzeli, nie za bardzo wiedząc, co mają teraz zrobić.
    - Kiedy brat Wen mi to przekazał, powiedział… - kontynuowała dziewczyna, nie czekając na odpowiedź z ich strony - że obawia się o swoje życie i że bardzo martwi się o Yang Yanga. A to, co jest na dysku, to wielka tajemnica, która może uratować Yang Yangowi życie.
    - Obiecuję - odpowiedział Zhan Zhao.
    - Kocie? - Bai Yutang pociągnął go za łokieć. - To nie są żarty.
    - Przecież wiem. Mamy duże mieszkanie, pieniądze, a wychowanie dziecka nie jest trudne. W sumie Yang Yang jest na tyle duży, że nie wymaga szczególnej opieki.
    Bai Yutang odciągnął go na bok.
    - To dziecko, a nie kot czy pies. Bądź odpowiedzialny… - Nagle zamarł i patrzył na doktora. - Co przed chwilą powiedziałeś?
    - Że jest już duży i nie wymaga opieki.
    - Nie to. - Dowódca machnął ręką. - Wcześniej.
    - Wychowanie dziecka nie wymaga wiele pracy - wyszeptał Zhan Zhao, a jego twarz zrobiła się purpurowa.
    Bai Yutang uniósł kącik ust w delikatnym uśmiechu.
    - A co powiedziałeś jeszcze wcześniej?
    Zawstydzony do granic Zhan Zhao wymamrotał przez zaciśnięte usta.
    - Mamy duże mieszkanie i pieniądze.
    - My? - powtórzył dowódca.
    - Tak - przytaknął Zhan Zhao. - My. - Po czym dodał. - Luo Yang to mądry chłopiec, ale ma pewne zaburzenia psychiczne, które należy leczyć. Kiedy będziemy zajęci, możemy zostawić go u dziadków, oni kochają dzieci.
    Bai Yutang przytaknął i uśmiechnął się do niego.
    - Dobrze, wychowamy go. - Po tych słowach wyciągnął swoją legitymację policyjną i pokazał ją Xiao Xi.
    - Obiecuję, że adoptujemy Yang Yanga i zajmiemy się jego wychowaniem.
    Dziewczyna spojrzała na legitymację i otworzyła drzwi na zaplecze, po czym poprosiła, by poszli za nią. Był tu mały pokoik, w którym spała. Był bardzo prosto umeblowany, łóżko, kilka szafek i stół, na którym stał komputer.
    Xiao Xi wyciągnęła z szafki pudełko i powiedziała:
    - To dał mi brat Wen. Są tu też dokumenty adopcyjne Yang Yanga, które sam przygotował.
    Dowódca otworzył pudełko i zobaczył, że w środku znajdowała się umowa i pendrive.
    - Otwierałaś to? - zapytał dowódca wskazując na USB.
    - Nie odważyłam się, ale chciałabym zobaczyć, co tam jest.
    - Dlaczego tak cię to interesuje? - zapytał Zhan Zhao uznając, że dziewczyna ma bardzo interesującą osobowość.
    - Nie chciałam tego otwierać, bo bałam się dowiedzieć, kto zabił brata Wena, bo przecież i tak nie dałabym rady się zemścić. - Mówiąc to spojrzała na nich. - Teraz wiem, że wy możecie go pomścić. Dlatego chcę zobaczyć, kim jest osoba, która odebrała mu życie.
    Dowódca i doktor uśmiechnęli się do niej. Byli pod wrażeniem jej postawy. Bai Yutang otworzył komputer i podłączył do niej pamięć USB. Na dysku było tylko jedno nagranie.
    Kliknął w nie i pojawił się widok słabo oświetlonej uliczki. Film był bez dźwięku. Po chwili na monitorze pojawił się mężczyzna, był młody i dobrze ubrany, choć stylem przypominał gangstera.
    Zobaczyli, jak próbuje zrobić unik, ale nagle się zatrzymał, jakby coś zobaczył. Widać było, że coś mówi, a na jego twarzy malowało się coraz większe przerażenie. Cofnął się o kilka kroków, po czym ktoś strzelił mu prosto w czoło, a on upadł bezwładnie na plecy. Zhan Zhao i Bai Yutang patrzyli na tę scenę wiedząc, że taki styl zabijania pasuje do Nocnego Mściciela.
    Po chwili w kadrze pojawiła się kolejna osoba. Mężczyzna miał w dłoni broń i podszedł do martwego gangstera. I był to ktoś, kogo obaj dobrze znali. Mężczyzna kopnął ciało, po czym uniósł głowę i zaczął się śmiać. I chociaż nie było nic słychać, to zniekształcona śmiechem twarz była dobrze widoczna na ekranie.
    Bai Yutang i Zhan Zhao patrząc na niego czuli zimne dreszcze na całym ciele. Dobrze znali tę idealną sylwetkę i nigdy nie pomyliliby tej twarzy z żadną inną. A był to Lan Chenglin.
    Gdy wyszli ze sklepu, ruszyli w stronę komisariatu, razem z misiem, którego ostatecznie Xiao Xi im podarowała. Bai Yutang zadzwonił do Bao Zhenga informując go, że odkryli coś ważnego i poprosił, żeby jak najszybciej przyjechał na komisariat.
    Gdy dotarli na miejsce, nie poszli do biura SCI, ale bezpośrednio do gabinetu Bao Zhenga. Komendant, który właśnie przyjechał, spojrzał na nich podejrzliwie, bo jeden trzymał misia, a drugi siatki z jedzeniem. Patrzył i nie wiedział, czy powinien się śmiać, czy płakać.
    - A wy co, byliście na randce?
    Obaj spojrzeli na siebie, odrobinę się rumieniąc. Bao Zheng zamknął za nimi drzwi do swojego biura i powiedział:
    - Ściągnęliście mnie tu, żeby prosić o urlop na wasz miesiąc miodowy?
    Dowódca chwilę wcześniej nalał sobie szklankę wody i właśnie nią parsknął, słysząc pytanie szefa. Zaczął kaszleć i się krztusić. Bao Zheng widział, że obaj palą raka ze wstydu, a ten widok znacząco złagodził jego złość. W końcu wyrwali go z łóżka o nieludzkiej porze i kazali mu przyjechać na komisariat.
    - Co się stało?
    Gdy dowódca skończył kaszleć, wyciągnął pendrive i podał komendantowi. Bao Zheng wziął go i włączył komputer. Podłączył pamięć USB i otworzył nagranie, a gdy je obejrzał, westchnął i zmarszczył brwi.
    Bai Yutang i Zhan Zhao myśleli, że po obejrzeniu filmu komendant będzie równie zaskoczony, co oni, ale nie był. Czyżby wiedział? To pytanie pojawiło się w ich głowach.
    Po chwili Bao Zheng potarł czoło i odezwał się:
    - Myślałem, że on jest tylko wmieszany w tę sprawę. Nie sądziłem, że jest drugie dno.
    Obaj byli oszołomieni.
    - Szefie - odparł Zhan Zhao. - Wiem, że zabronił nam pan wtrącać się w tę sprawę. To dlatego, że współpracuje pan z Interpolem w sprawie Lan Chenglina?
    Bao Zheng przytaknął skinieniem głowy, po czym delikatnie się uśmiechnął i podniósł palec do ust pokazując im gest, który aż ich zmroził. „Ciii”.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze