SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 103: Bezwzględny

 


    Następnego ranka Bai Yutang i Zhan Zhao zostali brutalnie obudzeni przez Gongsuna. Obaj byli nieprzytomni i wyglądali jak siedem nieszczęść. Gongsun patrzył na nich i ledwie dał radę powstrzymać się od śmiechu.
    - Co robiliście wczoraj w nocy? Zobaczcie, jakie macie cienie pod oczami.
    - Ech… nawet nie pytaj - odpowiedział dowódca rozciągając kark, po czym odwrócił się, by spojrzeć na Kota, który wyglądał tak, jakby jeszcze się nie wybudził.
    Bai Yutang natychmiast się ożywił i uszczypnął doktora w nos. Jednak Zhan Zhao był tak zaspany, że nawet nie zareagował. Za to Gongsun bawił się doskonale i sam dotknął go palcem w policzek, na co nieprzytomny Kot również nie zareagował.
    - No proszę, Kot zamienił się w pandę - powiedział Gongsun, po czym zwrócił się do dowódcy. - Co mu się stało?
    - Jeszcze się nie obudził.
    Każdy człowiek ma inny temperament. Są ludzie tacy, jak Gongsun, którzy wyrwani ze snu chwilę pozrzędzą, ale od razu są gotowi do działania i ludzie tacy, jak doktor Zhan, którzy wolą łagodniejszy sposób pobudki. Jeśli Kot nie pośpi wystarczająco długo, to obudzony, jeszcze przez chwilę będzie kompletnie nieprzytomny i niezależnie od tego, co się będzie z nim działo, nie zareaguje. Bai Yutang zawsze budził go dużo wcześniej, żeby dać mu czas na oswojenie się z sytuacją.
    Jednak dzisiejszy dzień był wyjątkowy, ponieważ Bai Yutang również został wyrwany ze snu. Z każdą chwilą wzrok Zhan Zhao stawał się coraz bardziej przytomny, aż w końcu skupił go na dowódcy, który pogładził go po policzku.
    - Kocie, obudziłeś się?
    Doktor uśmiechnął się i bez ostrzeżenia ugryzł go w rękę.
    - Auć! - Dowódca cofnął bolący palec. - Oszalałeś? Wiesz, jak to boli?
    Widząc, jak rozwija się akcja, Gongsun momentalnie uciekł. Zhan Zhao ziewnął przeciągle i spojrzał niezadowolony na Bai Yutanga, który cały czas pocierał ugryzione miejsce.
    - Cholerna Mysz, zasłużyłeś sobie. Kto ci kazał mnie budzić?
    Po tych słowach wstał i poszedł do łazienki, umyć twarz i zęby. Bai Yutang westchnął i poszedł za nim.


    Bai Chi wysiadł z auta i ruszył w stronę budynku Komisariatu z torbami pełnymi jedzenia. W SCI niemalże cały czas ktoś zostawał na nockę i zawsze było sporo chętnych na śniadanie i właśnie dlatego chłopak codziennie przed pracą kupował coś do przekąszenia dla swoich kolegów. Odkąd Bai Chi dołączył do SCI, relacje z innymi wydziałami znacznie się polepszyły. W przeszłości policjanci trzymali się na dystans od chłopaków z SCI, ponieważ byli onieśmieleni opinią o nich i ich przynależnością do policyjnej elity. Począwszy od ich dowódcy, wszyscy w SCI nie byli zbyt rozmowni. Dla zwykłego funkcjonariusza byli tajemniczy, fajni i super silni, a także odrobinę oderwani od realiów pracy zwykłego gliniarza. Jednak Bai Chi był zupełnie inny. Biegał od działu do działu w poszukiwaniu informacji, czasem przynosił coś do jedzenia, był zawsze miły i przyjacielski, a przy tym odrobinę niezdarny. I to właśnie on ocieplił wizerunek SCI wśród policjantów. Nie uszło to uwadze komendanta, który pochwalił chłopaka. A nawet powiedział mu, że jest cudownym dzieckiem rodziny Bai, które pojawia się raz na sto lat i zapewne wszyscy przodkowie tego znakomitego rodu cieszą się, że w tym pokoleniu pojawił się na świecie właśnie on.
    Gdy Bai Chi był już przy drzwiach komisariatu, zobaczył małego chłopca kręcącego się w pobliżu, który patrzył na budynek, a w ręce trzymał wizytówkę.
    - Mały przyjacielu, szukasz kogoś? - zapytał Bai Chi.
    Chłopiec spojrzał na niego spokojnie i bez strachu, być może dlatego, że Bai Chi nie wyglądał jak typowy policjant. Kiwnął głową i podał mu wizytówkę.
    Bai Chi spojrzał na nazwisko Zhan Zhao, a potem zaczął przyglądać się chłopcu. Około siedmioletni, był szczupły i wyglądał zdrowo. Miał ładną postawę i nieco ciemną skórę oraz przystojną twarz, ale nie był ani trochę uroczy, co było bardzo rzadkie u dzieci w jego wieku. Miał też w sobie pewną dojrzałość, która kontrastowała z jego wyglądem.
    - Szukasz doktora Zhana? Pracuję z nim w jednym biurze, zabiorę cię do niego - powiedział Bai Chi bardzo miłym głosem, po czym uśmiechnął się do niego i dał mu bułkę. - Jadłeś już śniadanie?
    Luo Yang patrzył na niego zaskoczony i nie był w stanie powstrzymać się od zadania pytania.
    - T-ty jesteś policjantem?
    - Tak.
    - To… - chłopiec spojrzał na bułkę i powiedział - jadłem już śniadanie. Ty… ty jesteś dorosły?
    Bao Chi poczuł się, jakby właśnie wylano mu na głowę wiadro zimnej wody, aż mu serce zamarło.
    Luo Yang zauważył, że jego rozmówca wygląda, jakby ktoś go pobił. Od razu zrozumiał, że powiedział coś, czego mówić nie powinien. Wyciągnął rękę i poklepał go ramieniu.
    - Wy-wyglądasz bardzo młodo.
    - Naprawdę? - zapytał Bai Chi zerkając na niego.
    Luo Yang najchętniej pogłaskałby go po głowie, ale nie dosięgał, jednak widząc jak ten młody funkcjonariusz się uśmiecha, dodał:
    - Oj, niesamowite, że jest tylu różnych policjantów.
    - Dobrze, skoro szukasz Zhan Zhao, to chodź ze mną - odezwał się Bai Chi i wyciągnął rękę, by podać ją chłopcu. Nagle Luo Yang zadrżał, jakby coś zobaczył, po czym zerwał się i uciekł.
    - Hej! - Bai Chi pobiegł za nim. - Mały przyjacielu! Mały przyjacielu! - Ale po chłopcu nie było śladu.
    Dziwne, pomyślał i odwrócił się, by ruszyć w stronę drzwi, gdy nagle został uderzony przez osobę wybiegającą z komisariatu.
    - Ach! - Bai Chi potknął się i upuścił siatki. Masując obolałe ramię podniósł się i zaczął zbierać rzeczy, przy okazji myśląc, że dzisiejszy ranek jest naprawdę dziwny. Po chwili zorientował się, że zna osobę, która na niego wpadła. Widział go już, a był to zastępca kapitana jednostki do walki z przestępczością zorganizowaną. Nazywał się Yu.
    Kiedy wysiadł z windy, zobaczył Zhan Zhao wychodzącego z łazienki.
    - Bracie! - zawołał go i zobaczył, jak doktor biegnie w jego kierunku.
    - Chi Chi, chcę bułkę na parze.
    - Proszę, weź też mleko sojowe. - Chłopak podał mu śniadanie. - Bracie, na dole spotkałem dzieciaka, który cię szukał.
    - Naprawdę? Miał ciemną karnację? Gdzie on jest? - Jedząc doktor zadawał pytania.
    - Powiedziałem, że zabiorę go do ciebie, a on nagle uciekł… Bracie? Dokąd idziesz? - Zanim Bai Chi zdążył dokończyć zdanie, Zhan Zhao odłożył śniadanie i wybiegł z biura.
    - Co się stało? - zapytał Jiang Ping, który przyszedł po coś do jedzenia i zauważył wybiegającego doktora. - Zhan Zhao robi poranną gimnastykę?
    - Proszę, weź to - powiedział Bai Chi dając mu siatki z jedzeniem i ruszył za doktorem.
    - Ach! - Jiang Ping krzyknął patrząc na wręczone mu jedzenie. - Nie dam rady zjeść wszystkiego.
    W tym czasie z łazienki wyszedł Bai Yutang.
    - Co się dzieje?
    - Nie wiem. Doktor Zhan wybiegł z biura, a Bai Chi pobiegł za nim… - Nie zdążył dokończyć zdania, bo dowódca ruszył biegiem w kierunku klatki schodowej. Dopiero po chwili Jiang Ping wyciągnął bułkę z siatki i się w nią wgryzł. - Szef też gdzieś pobiegł. - Wzruszył ramionami i jedząc wrócił do biurka.


    Zhan Zhao wybieg z komisariatu i zaczął się rozglądać, a po chwili ruszył w stronę alejki po drugiej stronie ulicy. Gdy z komisariatu wybiegł Bai Chi, zobaczył biegnącego doktora i ruszył za nim.
    Zhan Zhao wbiegł w uliczkę i nagle zobaczył zwiniętą w rulon wizytówkę. Podszedł, żeby ją podnieść. To była jego wizytówka.
    Nagle usłyszał agresywny męski głos. Pobiegł w tamtym kierunku i zobaczył mężczyznę, który przygniatał dziecko do ziemi. A tym dzieckiem był Luo Yang. Zhan Zhao zauważył, że chłopiec ma poranione dłonie, krew sączyła się też z kącika jego ust. Ramię mężczyzny też było zakrwawione, zapewne od ugryzienia. Luo Yang był bardzo agresywnym dzieckiem i nie było łatwo go ujarzmić. Mężczyzna był rozwścieczony, w dłoni trzymał nóż, którym zamierzał dźgnąć chłopca.
    Zhan Zhao nie miał czasu, żeby wyciągnąć pistolet, dlatego krzyknął:
    - Co robisz?!
    Mężczyzna był wyraźnie zaskoczony, że ktoś się pojawił i zamarł w bezruchu, co wykorzystał doktor, który podbiegł do niego i powalił go na ziemię. Dopiero gdy upadł, doktor zobaczył jego twarz i od razu go rozpoznał. Był to Yu Qingyan z jednostki do walki z przestępczością zorganizowaną.
    Również Yu Qingyan widząc Zhan Zhao był zaskoczony, ale błyskawicznie wyciągnął broń z kabury.
    Doktor patrzył, jak lufa pistoletu kieruje się w jego stronę, na szczęście pojawił się Bai Chi i wytrącił mu pistolet z dłoni, rzucając się na niego, przez co obaj stracili równowagę i upadli na ziemię. Yu Qingyan próbował wstać, gdy nagle Luo Yang chwycił kawałek cegły i uderzył go w głowę.
    - Ach! - krzyknął z bólu policjant, gdy połowa jego twarzy pokryła się krwią. Luo Yang od razu kopnął go w kolano, a Yu Qingyan wydał z siebie kolejny krzyk. Chłopiec podniósł cegłę i jeszcze raz uderzył go w głowę, powalając tego wielkiego faceta na ziemię. Na koniec zaczął go dusić.
    - Och… och! - Yu Qingyan krzyczał, jednak był osłabiony i nie mógł się bronić, za to był szczerze zaskoczony, że dziecko może być tak silne. Chłopiec dusił go bezlitośnie, a jego mina nie wyrażała żadnych emocji. I nieważne, jak mocno policjant stawiał opór, on za nic nie chciał go puścić.
    Zarówno Zhan Zhao, jak i Bai Chi oniemieli z zaskoczenia. Mieli wrażenie, że patrzą na małą bestię, a nie na siedmioletniego chłopca. Doktor był pewien, że kiedy Yutang był mały, to nawet wyprowadzony z równowagi nigdy nie posunąłby się do czegoś takiego.
    Obaj stali i nie wiedzieli jak zareagować, dopiero głos z boku wyrwał ich z otępienia.
    - Nic dziwnego, że Chen Jie powiedziała, że dzieciak ma charakter. Jest naprawdę bezwzględny.
    Zhan Zhao odwrócił się i zobaczył Bai Yutanga, po czym spojrzał na niego wściekły.
    - Nie rozdzielisz ich? - zapytał pokazując palcem na tę mrożącą krew w żyłach scenę. Życie Yu Qingyana było naprawdę zagrożone.
    Dowódca uśmiechnął się i podszedł do nich. Chwycił Luo Yanga za kołnierz i podniósł go jedną ręką. Spojrzenie chłopca było dzikie, ale kiedy zobaczył, jak Bai Yutang mu się przygląda, z jakiegoś powodu od razu się uspokoił. Gdy dowódca odstawił go na ziemię, chłopiec spojrzał na leżącego obok niego zakrwawionego policjanta, a po chwili opuścił głowę i wyglądał, jakby żałował tego, co zrobił.
    Zhan Zhao wiedział, że chłopiec miał skłonność do przemocy, ale teraz upewnił się, że ją odziedziczył. Bo nawet gdyby ktoś próbował go wytrenować, to nie działałby tak spokojnie i metodycznie. A jego skrucha zapewne wynikała z tego, że Luo Wen zaszczepił w nim kodeks moralny i pewne normy, dzięki którym mógł go kontrolować. Jednak w momencie zagrożenia życia chłopiec działał instynktownie, pozwalając by wrodzona agresja wzięła nad nim górę.
    Zhan Zhao i Bai Chi spojrzeli na siebie czując zawstydzenie swoją bierną postawą. Luo Yang spojrzał na dowódcę z lekkim wahaniem i wyczekiwaniem.
    - Nie jest łatwo pokonać kogoś o wiele większego od siebie, a już na pewno nie można tego dokonać bez wrodzonej bezwzględności - powiedział Bai Yutang patrząc na zakrwawione cegły. - Następnym razem, jak będziesz chciał kogoś uderzyć cegłą, celuj w przód głowy, wtedy przeciwnik od razu straci przytomność. Celując w tył mogłeś go zabić. A gdyby dostał w twarz, jedynie bardzo by go zabolało.
    Luo Yang przemyślał uwagi i skinął głową.
    Zhan Zhao miał ochotę sięgnąć po cegłę i walnąć nią Bai Yutanga. Czego on uczy tego dzieciaka? Z kolei Bai Chi podrapał się po brodzi myśląc. Tak to działa? Muszę zapamiętać.
    - I jeszcze jedno - rzekł dowódca wskazując na chłopca. - Żeby kogoś pokonać, nie musisz go zabijać. A duszenie jest najgorszą i najmniej skuteczną metodą. Lepiej, jakbyś uderzył go w nos, w kolano lub żołądek. Nie zabiłbyś, a przeciwnik byłby całkowicie bezbronny. - Przerwał na chwilę i spojrzał chłopcu w oczy. - Pamiętaj, nie ma nic złego w byciu agresywnym. To naturalne, że czujemy potrzebę, żeby wyładować swój gniew. Najgorsze jest to, że nie potrafisz się kontrolować. Jeśli masz kontrolę nad swoim gniewem, wygrywasz, a jeśli gniew kontroluje ciebie, przegrywasz. - Po tych słowach uniósł brew. - Zrozumiałeś?
    Oczy Luo Yanga rozszerzyły się, gdy patrzył na dowódcę jak natchniony. Po chwili zaczął kiwać głową.
    - Tak.    

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze