SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 105: Na końcu tunelu

 



    Luo Yang zaprowadził funkcjonariuszy SCI i szefa Interpolu do od dawna nieużywanego wejścia do kanału. Znajdowało się na rogu opuszczonej fabryki, na obrzeżach miasta S. Bai Yutang patrzył w ciemne jak smoła wejście do tunelu i zapytał chłopca:
    - Brodacz tu mieszka?
    Luo Yang zaprzeczył potrząsając głową.
    - To tylko wejście do kanału, on mieszka trochę dalej.
    - Mieszka w kanale? - Ouyang Chun podrapał się po głowie lekko zakłopotany i nie mógł ukryć zaskoczenia. Szczerze mówiąc nie do końca wiedział, nad jaką sprawą obecnie pracuje SCI, jednak czuł, że to ma związek ze sprawą zabójstwa szefów gangów. Postanowił nie zadawać więcej pytań i poczekać na rozwój zdarzeń.
    Chłopiec przesunął stertę kartonowych pudeł, które walały się przy wejściu i odsłonił maleńką szafkę, w której znajdowała się stara lampa oliwna i paczka zapałek. Zapalił lampę i zwrócił się do Bai Yutanga i Zhan Zhao:
    - Chodźmy. - Po czym wszedł do tunelu.
    Było to dziwne miejsce, jak na czyjś dom i wszyscy czuli tajemniczą i przerażającą aurę. Funkcjonariusze szli zakurzonym tunelem podążając za Luo Yangiem. Zhan Zhao był zaskoczony, że chłopiec się nie boi. Dzieci zwykle boją się ciemności, nawet dorośli się jej boją, czują respekt wchodząc do jaskiń i innych mrocznych miejsc, bo nie wiedzą, co ich tam czeka. A długie ciemne tunele są jednym z najgorszych sennych koszmarów, bo nigdy nie wiadomo, co jest na ich końcu.
    Słyszeli krople spadające na ziemię. Ten dźwięk wyjątkowo dobrze rezonował w okrągłym tunelu, towarzyszył im też dźwięk kroków, który odbijał się echem tworząc iluzję, że ktoś za nimi podąża.
    Dowódca zapytał Zhan Zhao:
    - Ten tunel łączy się z tym, w którym byliśmy?
    - Wszystkie są ze sobą połączone. Ten system kanałów ma strukturę pajęczej sieci i jest dość skomplikowany.
    Chłopiec odwrócił się do nich i powiedział:
    - Trzymajcie się blisko, po drodze będzie sporo rozwidleń. Będzie źle, jak się zgubicie.
    Doktor uśmiechnął się i odpowiedział:
    - Powiedz, przed nami znajduje się skrzyżowanie trójstronne, lewy i środkowy kanał są ślepe, a przejść można tylko prawym?
    Oczy Luo Yanga rozszerzyły się ze zdziwienia.
    - Skąd wiesz? Byłeś tu kiedyś?
    Zhan Zhao uśmiechnął się zamiast odpowiedzieć na zadane pytanie, sam o coś zapytał:
    - Yang Yang, zawsze przychodziłeś tu sam?
    - Tak. Wujek Brodacz i tata kilka razy szli tędy ze mną, a potem chodziłem już sam.
    - Luo Wen też tu przychodził? - zapytał dowódca.
    - Tak.
    Chwilę później skręcili za róg i wyszli na trójstronne skrzyżowanie, o którym chwilę wcześniej wspomniał Zhan Zhao, po czym skręcili w prawo. Ten tunel był o wiele szerszy i mogli iść obok siebie. Doktor szedł obok chłopca i zapytał:
    - Yang Yang, nie boisz się wchodzić sam do tego ciemnego kanału?
    Luo Yang spojrzał na niego ze zdziwieniem.
    - A czego mam się bać? Nikogo tu nie ma, co najwyżej jeden czy dwa szczury.
    Ouyang Chun, który szedł na końcu, nie mógł ukryć zaskoczenia.
    - W takim miejscu nawet najodważniejszy dorosły dwa razy pomyśli, zanim wejdzie do środka. Ten chłopiec jest bardzo odważny.
    Bai Yutang zauważył, że Zhan Zhao miał zasępioną minę, nachylił się i szepnął mu do ucha:
    - Kocie, co się dzieje?
    - Porozmawiamy o tym później - odparł doktor szeptem.
    Po chwili chłopiec odwrócił się do nich i powiedział:
    - Już prawie jesteśmy na miejscu.
    Zhan Zhao zamyślił się i zapytał:
    - Przed nami jest spory szyb prowadzący na powierzchnię, prawda? Jest tam całkiem dużo miejsca, zwłaszcza, że właz jest na stałe zamknięty.
    Luo Yang patrzył na niego oszołomiony.
    - Skąd to wszystko wiesz?
    Doktor wyciągnął rękę i pogłaskał go po głowie.
    - Wujek Brodacz jest tu zwykle o tej porze?
    Po chwili stanęli przed dużymi zardzewiałymi drzwiami, które zamiast klamki miały spory żelazny pierścień. Luo Yang podszedł bliżej, chwycił za pierścień i pociągnął go w dół. Nagle usłyszeli, jak zamek się obraca, a grube drzwi otwierają się ze zgrzytem. Chłopiec trzymając lampę wszedł do pokoju pierwszy. Pociągnął za linę zwisającą z sufitu i zapalił światło.
    - Jakim cudem jest tu prąd? - zapytał Ouyang Chun.
    - Nie tylko prąd, ale sieć elektryczna - odpowiedział dowódca wskazując na telewizor stojący w rogu.
    Wszyscy zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu. Pokój miał około 10 metrów kwadratowych i było tu bardzo schludnie. Bai Yutang uniósł brwi i odezwał się:
    - To były żołnierz?
    Zhan Zhao także zobaczył, że umeblowanie pokoju wyglądało tak, jakby było przeniesione z wojskowych koszar. Nagle spojrzał na dowódcę i zapytał:
    - Yutang, te numery 3-17-12 mogą mieć związek z którąś z jednostek wojskowych?
    Bai Yutang patrzył przez chwilę na łóżko stojące przy ścianie, a po chwili zaprzeczył potrząśnięciem głowy.
    - Być może przeszedł szkolenie wojskowe, ale niekoniecznie musiał być żołnierzem.
    - Skąd to wywnioskowałeś? - zapytał Ouyang Chun.
    - Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale czegoś mi tu brakuje.
    - To ma związek z wojskiem, prawda? - zapytał doktor patrząc na proste meble i puste ściany.
    - Ach, już wiem! - zawołał Bai Yutang. - Każdy, kto odchodzi z wojska, zabiera ze sobą kilka rzeczy, mundur, odznaczenia, menażki, nieśmiertelnik.
    - Mógł to wszystko wyrzucić - zasugerował Ouyang Chun.
    - Nie ma mowy - odezwał się Zhan Zhao i delikatnie dotknął ściany, przechadzając się po pokoju. - Zwykle z dwóch powodów człowiek utrzymuje nabyte nawyki. Pierwszy, bo to lubi, drugi oznacza ekstremalną adaptację. Na przykład Bai Yutang służył w siłach powietrznych i służba w wojsku sprawiała mu ogromną radość. Gdy odszedł, zachował część nabytych tam zachowań. Jego mundur i wszystkie rzeczy związane z wojskiem są umieszczone w widocznym miejscu, ponieważ jest z tego dumny. I odwrotnie, gdyby zdezerterował albo życie żołnierza go przerosło, zrobiłby co w jego mocy, by zatrzeć wszelki ślad po czasach spędzonych w koszarach. A jeśli zachowałby pewne wyuczone schematy zachowań, to by oznaczało, że robi to instynktownie.
    Ouyang Chun nadal nie do końca rozumiał.
    - Chodzi ci o to, że jest dezerterem?
    - Sądząc po jego zachowaniu, żołnierskie życie go zniszczyło. Być może już od najmłodszych lat. W końcu w dzisiejszych czasach do armii rekrutuje się małe dzieci. A gdy dorosną, to na pewno będą mieć mnóstwo nabytych w armii nawyków.
    - Dla wielu weteranów, którzy brali udział w wojnie w Wietnamie, mundur i broń są ważniejsze niż to, jak żyją - dodał Bai Yutang. - Jednak życie Brodacza jest o wiele surowsze, niż to w wojsku.
    - W takim razie, o co tu chodzi? - Ouyang Chun przypomniał sobie metody szkoleniowe grup antyterrorystycznych, ale nadal to, co słyszał, wydawało mu się nieprawdopodobne.
    Zhan Zhao uśmiechnął się do niego.
    - Mogę tylko powiedzieć, że dość długo żył w zmilitaryzowanym środowisku i całkowicie się do tego przystosował, zapewne dlatego nie jest w stanie tego zmienić. I chociaż tego nienawidzi, nie potrafi zmienić swoich przyzwyczajeń.
    Doktor okrążył pokój kilkukrotnie i dotknął delikatnie ściany, po czym w nią zapukał i wszyscy usłyszeli dudniący dźwięk.
    Pusta przestrzeń - pomyślał dowódca i aż mu oczy rozbłysły. Podszedł do ściany i zapukał w nią jeszcze kilka razy. Wyjął z kieszeni klucz od mieszkania i zaczął nim żłobić szczelinę. Po chwili mógł swobodnie wyciągnąć niewielkie pudełko. Ouyang Chun i Zhan Zhao podeszli bliżej, żeby zobaczyć, co w nim będzie. Również Luo Yang podszedł zaciekawiony.
    Kiedy dowódca uniósł wieko, wszyscy aż wstrzymali oddech, bo w środku znajdowała się czaszka. Jako funkcjonariusze policji od razu rozpoznali, że to prawdziwa ludzka czaszka. Doktor spojrzał na Luo Yanga i zobaczył, jak chłopiec wspina się na palcach i z zaciekawieniem zagląda do wnętrza pudełka. Bez strachu ani żadnej innej emocji. Zhan Zhao klepnął go w ramię dość gwałtownie. Dźwięk uderzenia przykuł uwagę dowódcy i Ouyang Chuna, którzy spojrzeli na chłopca i zobaczyli, jak przygląda się Zhan Zhao z szeroko otwartymi oczami.
    - Chciałeś coś ode mnie?
    Bai Yutang domyślił się, o co chodziło i pomyślał o ich wizycie w sierocińcu, kiedy po raz pierwszy spotkali Luo Yanga. Chłopiec miał taką samą obojętną minę jak wtedy, kiedy szczekał na niego rozjuszony szczeniak.
    - To naprawdę dziwne, żeby dziecko było tak odważne - mruknął pod nosem Ouyang Chun.
    Po chwili Zhan Zhao uszczypnął chłopca w ramię i zapytał:
    - Yang Yang, to cię zabolało?
    - Nic a nic.
    - Kocie, co robisz? - zapytał Bai Yutang nieco zdezorientowany zachowaniem doktora i już zamierzał coś dodać, ale zobaczył, jak Zhan Zhao podnosi rękę i szczypie go w ramię.
    - Auć! - syknął dowódca i już miał zamiar powiedzieć mu kilka miłych słów, ale ten go uprzedził.
    - Użyłem tej samej siły.
    Bai Yutang i Ouyang Chun byli w szoku. O co tu chodzi? Ten dzieciak niczego się nie boi i nie czuje bólu.
    Zhan Zhao przykucnął i spojrzał chłopcu prosto w oczy.
    - Yang Yang, jesteś bardzo silny?
    - Tak.
    Bai Yutang pamiętał, jak Luo Yang rozerwał szczeniaka na pół i dotkliwie pobił Yu Qingyana. A chwilę temu pociągnął ciężki pierścień, by otworzyć grube żelazne drzwi. Był pewien, że inny siedmiolatek nie byłby w stanie tego zrobić.
    Doktor wstał i spojrzał na dowódcę.
    - Kogo ci przypomina?
    Bai Yutang zamarł i odpowiedział dopiero po chwili.
    - Mojego brata…
    - Tak, siła twojego brata jest nadludzka - powiedział Zhan Zhao. - I on także niczego się nie boi i ma bardzo wysoki bróg bólu.
    Ouyang Chun przysłuchiwał się z boku, a po chwili zapytał niepewnym głosem:
    - To możliwe, że to syn twojego brata? To znaczy, że to twój siostrzeniec? Dlatego go adoptujesz?
    Zhan Zhao spojrzał na niego z politowaniem i pomyślał. On nie mówi tego na poważnie, prawda?
    Za to dowódca machnął ręką i odpowiedział stanowczym głosem:
    - Nie. Żaden Bai nie ma tak ciemnej karnacji. Jeśli próbujesz znaleźć jego krewnych, to poszukaj raczej w rodzinie Bao.
    Gdy skończył, Zhan Zhao ponownie go uszczypnął.
    - Ale pamiętasz, że twój brat nie był taki od zawsze, zmienił się po tym wypadku - powiedział doktor drapiąc się po brodzie. - I… jego stan nie jest tak poważny, jak Yang Yanga.
    Bai Yutang przytaknął, choć miał mętlik w głowie, a w piersi czuł dziwny ścisk. Jeszcze raz spojrzał na czaszkę w pudełku.
    - Myślę, że należała do mężczyzny.
    - Tak, do dorosłego mężczyzny - dodał doktor.
    - W pudełku jest coś jeszcze - powiedział Ouyang Chun wskazując palcem na kopertę.
    Bai Yutang wyciągnął ją i poczuł, że jest wypchana. Kiedy ją otworzył, wyciągnął z niej stos zdjęć.
    To były stare zdjęcia, czarno-białe i przedstawiały grupę dzieci, które wyglądały, jakby były na kempingu. Jednak było w tych dzieciakach coś dziwnego. Żadne się nie uśmiechało, wszystkie twarze były bez wyrazu.
    - Te zdjęcia były robione przez kilka kolejnych lat – odezwał się doktor oglądając zdjęcie za zdjęciem. - Na tym wyglądają na około sześć lat, a tu na siedem-osiem. A te dzieci mają około dziesięć lat.
    Ouyang Chun także wziął kilka zdjęć i przyjrzał im się uważnie.
    - Co to za okropne miny…
    Bai Yutang i Zhan Zhao zgodzili się z nim. Patrząc na te zdjęcia czuli, jakby te dzieci pozbawione były chęci do życia, a ich twarze były sparaliżowane, jakby martwe. Obaj spojrzeli na siebie znacząco, bo dobrze znali ten wyraz twarzy. Kiedy Bai Jintang wrócił do domu po wypadku, wyglądał dokładnie tak samo.
    Nagle usłyszeli głośny brzdęk, jakby coś uderzyło w żelazne drzwi. Wszyscy stanęli jak wryci, a Bai Yutang szybko wybiegł z pokoju i krzyknął:
    - Zatrzymaj się!
    Zhan Zhao zdenerwował się i zawołał za nim:
    - Yutang, nie goń go, bo się zgubisz!
    Ale dowódca już go nie słyszał, tylko ruszył za uciekającym mężczyzną.
    Zhan Zhao widząc, jak się oddalają, krzyknął:
    -3-17-12!
    Nagle mężczyzna się zatrzymał, a Bai Yutang momentalnie go unieruchomił i zakuł w kajdanki. Brodacz był w amoku, tak jakby ten ciąg cyfr go zamroczył. Nawet dowódca był tym zaskoczony.
    - Wujek Brodacz! - Luo Yang chciał do niego podbiec, ale Ouyang Chun go powstrzymał.
    - Mówiliście, że go nie aresztujecie! - krzyczał chłopiec patrząc z wyrzutem na doktora.
    Zhan Zhao pogłaskał go po głowie i szepnął:
    - Nie martw się, jeśli nie zrobił niczego złego, my też go nie skrzywdzimy. Chcemy mu zadać tylko kilka pytań.
    Chłopiec spojrzał mu w oczy i się uspokoił. Bai Yutang wprowadził zakutego w kajdanki mężczyznę z powrotem do pokoju. W świetle lampy po raz pierwszy mogli przyjrzeć się jego twarzy.
    Zhan Zhao był zaskoczony, że pod gęstą brodą kryje się dość młoda twarz. Miał już zadać pytanie, ale spojrzał na Bai Yutanga, który westchnął i powiedział marszcząc brwi:
    - Ech. Kocie, to nie on wpadł na mnie przed koncertem.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze