SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 109: Brat

 

    Bai Yutang cały czas stał naprzeciwko brodatego mężczyzny, z kolei siedzący w samochodzie Zhan Zhao próbował odgadnąć, kogo ten mężczyzna miał na myśli, nazywając bratem. Spojrzał na Luo Yanga, ale wiedział, że chłopiec jest za młody, by być jego bratem.
    Doktor patrzył uważnie na brodacza i zauważył, że jego mina jest niewinna jak u dziecka. Czuł, że coś jest z nim nie tak, a raczej wiedział, że ma poważne zaburzenia psychiczne.
    Bai Yutang podszedł bliżej i zapytał:
    - Który z nich jest twoim bratem?
    Mężczyzna wskazał palcem na miejsce w samochodzie, na którym siedział Yang Yang, a widząc to doktor aż się wzdrygnął i przysunął do chłopca. Dowódca też nie miał wątpliwości, o kogo chodziło brodaczowi.
    - Jak się nazywasz? - krzyknął Zhan Zhao uchylając drzwi auta, a po chwili wysiadł patrząc na brodacza.
    Mężczyzna przekrzywił głowę i na niego spojrzał. Widząc, że doktor był ubrany w ceglano czerwony sweter, zmarszczył się i powiedział:
    - Dlaczego nie ubrałeś się na biało? Dobrze ci w bieli, bardzo dobrze.
    Dowódca spojrzał na doktora pytająco. Co jest z nim nie tak?
    Zhan Zhao potrząsnął głową i zwrócił się do brodacza:
    - Czego chcesz od swojego brata?
    - Bracie, bracie! - krzyknął mężczyzna. - Zrobiłem ostatnio sporo rzeczy, które by ci się spodobały.
    - Co takiego zrobiłeś? - zapytał doktor.
    Brodacz udał, że go nie słyszy i nadal krzyczał w kierunku Yang Yanga.
    - Bracie, bracie… słyszysz mnie?
    Bai Yutang mrugnął do Zhan Zhao, który z lekkim wahaniem zajrzał do auta i zwrócił się do zaskoczonego Luo Yanga.
    - Yang, Yang… ty…
    - Widziałem go wcześniej - przerwał mu chłopiec.
    - A nam powiedziałeś, że nie widziałeś innego mężczyzny z brodą.
    - Co wieczór stoi u wejścia do alejki i mnie obserwuje - powiedział niepewnie Yang Yang, - Myślałem, że to wujek Brodacz, ale… chyba się myliłem.
    - Pomóż mi go wypytać - poprosił doktor.
    Chłopiec posłusznie skinął głową, a Zhan Zhao nacisnął przycisk otwierający dach. Po chwili Spyker C8 był już kabrioletem i Luo Yang wychylił głowę zza siedzenia patrząc na brodatego mężczyznę. Ten patrzył na srebrne auto z nieukrywanym zafascynowaniem i ciekawością, a po chwili podszedł do przodu.
    Zhan Zhao widząc jego reakcję stwierdził, że ten człowiek borykał się z zaburzeniami psychicznymi albo niepełnosprawnością intelektualną… lub jednym i drugim.
    - Zapytaj go, jak się nazywa i czego od ciebie chce - szepnął do ucha Yang Yangowi.
    - Hmm. - Chłopiec skinął głową i wychylił się, by spojrzeć na brodacza. - Bracie?
    - Bracie, bracie… już się na mnie nie gniewasz? - krzyknął mężczyzna, a jego twarz się rozjaśniła i zrobił kolejny krok w przód. - Nigdy nie będę miał litości dla tych ludzi, nie chcę cię więcej rozzłościć.
    Zhan Zhao i Bai Yutang byli zdezorientowani. O czym on mówi?
    - Bracie, dlaczego zmieniłeś imię? - zapytał chłopiec w sposób, który zaskoczył doktora i dowódcę. - Nigdy nie mówiłeś, że nie podoba ci się twoje imię.
    - Ja-ja… wcale nie… - wyjąkał zbity z tropu brodacz. - Jie Jie nie zmienił imienia. Ach, nadal nazywa się Jie Jie.
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie. Czuli, że Yang Yang jest genialnym dzieckiem. Luo Yang spojrzał na doktora czekając na pozwolenie, czy może zadać kolejne pytanie, a gdy je dostał, zapytał:
    - Dlaczego mnie szukasz? Przecież jesteś zajęty robieniem tego, co mnie uszczęśliwia.
    Bai Yutang uniósł brwi i spojrzał na doktora z miną mówiącą, że ten dzieciak w przyszłości daleko zajdzie. Zhan Zhao nie wiedział, czy też powinien się z tego cieszyć, czy jednak powinien się martwić. Luo Yang był zbyt dojrzały jak na swój wiek, co nie było normalne. A to wcale nie szło w parze z IQ.
    - No właśnie - wybełkotał mężczyzna z brodą. - Jestem zajęty i robię coś bardzo ważnego. A kiedy skończę, będę mógł cię odzyskać.
    Zdezorientowany Luo Yang patrzył na Zhan Zhao, jakby pytał, co ma teraz zrobić. Doktor uśmiechnął się i szepnął mu do ucha:
    - Zbierz informację o nim i o ludziach wokół niego, a także o tym, co robi.
    Chłopiec przytaknął i powiedział do brodacza:
    - Tylko nie daj się zwieść złym ludziom.
    - O nie, nie… - Mężczyzna potrząsnął głową i zaczął się śmiać. - To ja ich oszukałem… oni mnie nie nabiorą.
    - Musisz uważać. Słyszałem, że on… że on jest naprawdę zły - dodał dość niejasno Yang Yang. Zhan Zhao od razu zauważył, że tej przenikliwości chłopiec nauczył się z jego książki.
    - Masz na myśli Tabera? - zapytał mężczyzna i pokręcił głową. - Wiem, że to zły facet. Myślą, że mogą mnie oszukać i wykorzystać, ale tak naprawdę oni wszyscy pachną tak samo.
    Bai Yutang i Zhan Zhao byli zaskoczeni, słysząc nazwisko Taber, bo znaczyło to, że ten brodacz miał z nim coś wspólnego.
    - Powiedz, co kazał ci zrobić? - zapytał Luo Yang. - To będę wiedział, czy cię nie okłamał.
    - Nie mogę powiedzieć, nie mogę powiedzieć! - Brodacz zaczął machać rękoma i wskazał na Bai Yutanga. - To policjant! Nic nie mogę powiedzieć! Hahaha!
    Dowódca spojrzał na Zhan Zhao z politowaniem, jakby chciał powiedzieć: Ten facet naprawdę jest aż taki głupi?
    Doktor był bezradny, wiedział, że ten mężczyzna jest poważnie chory. Już po tej krótkiej rozmowie mógł stwierdzić, że jest zaburzony. Miał dobrze rozwinięty instynkt przetrwania, a także potrafił rozróżnić dobro od zła, ale całkowicie nie panował nad wspomnieniami, które mieszały mu się w głowie, myląc Yang Yanga ze swoim bratem.
    - Wiesz, Jie Jie, widziałem osobę wyglądającą jak ty - powiedział nagle Luo Yang.
    Brodacz zamarł, a na jego twarzy pojawił się wyraz panicznego strachu. Zaczął rozglądać się dookoła.
    - Gdzie on jest? Gdzie?
    - Dlaczego się go boisz? - zapytał chłopiec. - Co on ci zrobił?
    - Nie… on chce mnie zabić… nie! - krzyczał brodacz. - Jest czarny, najczarniejszy, taki straszny… - Mówiąc to zaczął się cofać i mamrotać pod nosem. - Idę stąd, idę. - Po chwili odwrócił się i zamierzał uciec. Jednak Bai Yutang mu na to nie pozwolił. Ponownie wziął go na muszkę i krzyknął:
    - Stój spokojnie!
    Mężczyzna odwrócił się w jego stronę i przez chwilę patrzył na pistolet w jego dłoni.
    - Tego… tego używa brat do walki ze złymi ludźmi… A ja nie jestem zły… nie jestem…
    - A gdzie zwykle celuje twój brat? - zapytał go dowódca lodowatym głosem.
    Brodacz patrzył na niego przez chwilę, po czym wyciągnął rękę i wskazał palcem na swoje czoło.
    Bai Yutang sięgnął po kajdanki i rzucił mu je.
    - Skuj się sam.
    Mężczyzna potrząsnął głową.
    - Nie! Nie…
    - Nienawidzę ludzi, którzy udają szaleńców i głupców - warknął dowódca. - Gdybyś był tak głupi, jak próbujesz nam to pokazać, nie nosiłbyś broni ukrytej w nogawce spodni.
    Brodacz patrzył z głupkowatą miną na dowódcę.
    - Nogawka spodni… nogawka spodni… - mówiąc to pochylił się i wyjął z nogawki staromodny rewolwer kaliber 38. Podniósł broń i zapytał - To masz na myśli?
    Bai Yutang od razu zauważył, że broń nie jest prawdziwa, jednak nadal zachował czujność. Z kolei Zhan Zhao był w szoku. Brodaty mężczyzna trzymał w dłoni mocno sfatygowany pistolet zabawkę, taki sam, jaki znaleźli na ścianach w pomieszczeniach, gdzie zamordowano szefów mafii.
    Bai Yutang nie spuszczając go z oczu podszedł bliżej, powoli opuszczając broń.
    - Jedź ze mną na komisariat.
    - Nie ma mowy! Jestem złym facetem. - Po tych słowach odwrócił się i uciekł.
    Bai Yutang ruszył za nim i chwycił go za ramię, ale nagle wydarzyło się coś dziwnego. Ręka brodacza wyśliznęła się z jego uścisku w taki sposób, jakby nie miała w sobie kości, była zimna i giętka jak ciało węża.
    Dowódca zamarł, a mężczyzna skorzystał z okazji i z zawrotną szybkością ruszył przed siebie. Dowódca strzelił z pistoletu, celując tuż pod jego stopy. Wystrzał przestraszył brodacza, który podskoczył krzycząc:
    - Nienawiść!
    Bai Yutang ponownie wycelował prosto w niego.
    - Nie żartuję. Nie ruszaj się, bo następnym razem przestrzelę ci nogę.
    Brodacz zamyślił się na chwilę, po czym zmarszczył brwi patrząc dowódcy w oczy i krzyknął:
    - Nie! - Chwilę później ruszył pędem przed siebie.
    Bai Yutang pomyślał, że ten facet jest cholernie dziwny, a przez to nie wiedział, co ma dalej zrobić. Był podejrzanym w sprawie, ale nie udowodnili mu jeszcze żadnej zbrodni, dlatego nie chciał robić mu krzywdy. Dowódca wymierzył i strzelił prosto w jego nogę. Kula drasnęła mięsień uda, a na jego skórze pojawiła się krwawa szrama. Z rany polała się krew, ale brodacz jakby tego nie zauważył i biegł dalej przed siebie, a po chwili wybiegł z budynku. Nawet na moment nie zwolnił, tak jakby w ogóle nie czuł bólu.
    Bai Yutang przypomniał siebie, że przeprowadzone na nim eksperymenty mogły doprowadzić do tego, że jego próg bólu był bardzo wysoki. Jednak nie byłby sobą, gdyby pozwolił mu ot tak uciec. Wycelował i trafił w jego łydkę, akurat w chwili, gdy ten już był na podjeździe parkingu i tym razem usłyszał głośny jęk, a po chwili mężczyzna upadł na ziemię. Dowódca podszedł do niego, a on wstał i dalej próbował uciekać. Zhan Zhao, który obserwował z daleka całe zajście, był pewien, że brodacz nie miał porażonych komórek nerwowych, ale z jakiegoś powodu utracił zdolność odczuwania bólu.
    Nagle przy wjeździe z piskiem zaparkowało czarne auto, do którego wskoczył mężczyzna. Samochód ruszył zaraz po tym i szybko zniknął dowódcy z oczu.
    Bai Yutang rzucił się w pogoń, ale nie był wstanie dojrzeć nawet tablic rejestracyjnych. Wściekły odłożył broń i pluł sobie w brodę, że od razu nie przestrzelił mu obu nóg.
    Zhan Zhao i Luo Yang wysiedli z auta.
    - Nic ci nie jest? - zapytał doktor. Bał się, że z czarnego samochodu mógł wysiąść ktoś z karabinem i zastrzelić Bai Yutanga.
    - Wszystko w porządku, ale jemu udało się uciec - odpowiedział zawiedzionym głosem dowódca. - A byliśmy tak blisko.
    - Nie martw się - powiedział Zhan Zhao uśmiechając się do niego. - Wiemy już całkiem sporo.
    - Kocie, niby czego się dowiedzieliśmy, co?
    - Zraniłeś go, czyli przez jakiś czas nie będzie w stanie zrobić niczego złego. Jest już późno, o szczegółach porozmawiamy jutro. - Po tych słowach wziął go za rękę, w drugą złapał Luo Yanga i poprowadził obu w stronę windy. Chwilę później otworzyli drzwi i weszli do mieszkania.
    Luo Yang był nieco zaskoczony przekraczając próg ich domu. Kiedy poznał Bai Yutanga, pomyślał, że musi mieszkać w ekskluzywnym mieszkaniu, bardzo nowocześnie wykończonym, stoły z metalu, ściany ze szkła i inne ekstrawagancje. Z kolei poznając Zhan Zhao pomyślał, że jego dom powinien być ciepłym i przytulnym miejscem, niepozbawionym elegancji, białe sofy, stonowane dodatki. A kiedy dowiedział się, że oni mieszkają razem, był kompletnie zdezorientowany i nie był w stanie wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało ich mieszkanie.
    Kiedy wszedł do pokoju, zaczął rozglądać się nieco zaskoczony tym, co widzi. Pierwsza w oczy rzuciła mu się sofa z printem zebry, puchaty dywan, pluszowy kaktus stojący w doniczce na stole i plakat kota robota wiszący na ścianie. Tak oto prezentował się salon.
    Widząc zdziwienie na twarzy Luo Yanga, Bai Yutang od razu wytłumaczył:
    - Za wystrój salonu odpowiada Bai Chi, a sofa to prezent od Zhao Wena.
    Chłopiec odetchnął i pokiwał głową ze zrozumieniem.
    Zhan Zhao poszedł do pokoju dla gości, żeby przygotować Yang Yangowi rzeczy na przebranie. Chłopiec z ciekawością poszedł za nim i znowu stanął jak wryty. Zobaczył białe ściany i duże czarne łóżko, elegancką i fikuśną lampę na suficie. W życiu jeszcze takiej nie widział. Była tam jeszcze niewielka komoda i nic więcej.
    Doktor pogłaskał go po głowie i wyjaśnił:
    - Ten pokój urządził Bai Jintang.
    Luo Yang ubrał kapcie i pobiegł zobaczyć kuchnię. I po raz kolejny był oszołomiony. Poczuł się, jakby znalazł się w szpitalu, bo kuchnia miała chłodny, ascetyczny wygląd. I chociaż była czysta, to wszystkie sprzęty i meble były ze stali nierdzewnej.
    Nie czekając, aż Bai Yutang powie cokolwiek, Yang Yang się odezwał:
    - A to dzieło wujka z prosektorium?
    Dowódca uśmiechnął się, klepiąc go po głowie.
    Po wejściu do łazienki chłopiec ze zdumieniem przyglądał się wszystkim sprzętom i musiał przyznać, że póki co łazienka była urządzona w najmniej dziwacznym stylu.
    Zhan Zhao z uśmiechem poinformował chłopca:
    - A to dzieło Yutanga. - Po czym pochylił się i szepnął mu na ucho. - Ma obsesję na punkcie czystości.
    Yang Yang przytaknął i poszedł za doktorem do gabinetu. Było tu prawie tak samo, jak w jego biurze w SCI, tylko książek było o wiele, wiele więcej. Yang Yang z zainteresowaniem patrzył na pełne regały, które zapełniały całe ściany.
    Doktor spojrzał na niego i powiedział:
    - Twój tata mówił ci coś o moich książkach?
    Luo Yang przytaknął i odpowiedział:
    - Tata mówił, że jesteś geniuszem.
    Zhan Zhao był zaskoczony, bo dobrze wiedział, że jego książki były popularne tylko w kręgach naukowych. Nie były to poczytne powieści. A Luo Wen dał radę zachęcić do nich tak małe dziecko… to było niesamowite.
    - Tam jest jeszcze jeden pokój, to sypialnia? - zapytał chłopiec, a zawstydzony doktor przytaknął.
    - Chcę zobaczyć - odparł Yang Yang i pobiegł w stronę drzwi. Zhan Zhao złapał się za głowę i spalił raka, bo sypialnię urządzili im bliźniacy.
    Kiedy chłopiec otworzył drzwi, ze zdziwienia otworzył szeroko usta, był zbyt zaskoczony, by cokolwiek powiedzieć. Pokój był bardzo ładnie urządzony, a w jego centralnym miejscu znajdowało się zdjęcie całującej się dwójki dzieci. Było też ogromne łóżko z baldachimem. Widział takie po raz pierwszy w życiu.
    - Co to jest? - Luo Yang podniósł z poduszki małe pudełko, patrząc w stronę doktora.
    - Ach! - Zhan Zhao zrobił się jeszcze bardziej czerwony, wyrwał mu je z ręki i wyrzucił do kosza. Ta cholerna Mysz! Jak mógł zostawić coś takiego na wierzchu?!
    - Co tam jest? - Yang Yang patrzył na wyrzucone do śmieci pudełko, lekko przekrzywiając głowę.
    Zhan Zhao odetchnął z ulgą, najwyraźniej Luo Wen nie wtajemniczył chłopca jeszcze w te sprawy.


    W nocy Zhan Zhao siedział w salonie i porządkował notatki do swojej nowej książki, a Luo Yang trenował z Bai Yutangiem, którego poprosił, żeby nauczył go, jak poprawnie uderzać. Widząc, jak obaj świetnie się bawią, doktor był w wyjątkowo dobrym nastroju, a jego myśli same przelewały się na papier.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Cudowny rozdział!
    Coraz bardziej uwielbiam relację tej trójki❤

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz