SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 110: Piosenka

 


    Luo Yang zasnął dość późno w nocy. Bai Yutang zaniósł go do pokoju gościnnego, położył do łóżka, przykrył kołdrą i po cichu wycofał się do drzwi.
    Poszedł wziąć prysznic, a kiedy wrócił do sypialni, zobaczył siedzącego na łóżku Kota wpatrującego się w pudełko, które trzymał w dłoniach. Dowódca omal nie prychnął, kiedy zauważył, że doktor patrzy na „miłosne pudełko”, które sprezentowali im bracia Ding.
    – Kocie, naszła cię ochota? – zapytał Bai Yutang, który – wycierając włosy – podszedł do łóżka. Wyszedł z kąpieli i miał na sobie jedynie ręcznik przewiązany w pasie. Zhan Zhao spojrzał na niego i aż przełknął ślinę.
    – Cholerna Mysz, dlaczego nie założyłeś piżamy?
    – Nie zabrałem jej do łazienki. Zaraz się ubiorę.
    – Teraz, kiedy Yang Yang z nami mieszka, musisz zachowywać się bardziej powściągliwie – dodał doktor, wskazując palcem na pudełko. – Gdzie powinniśmy to schować?
    – Dlaczego mamy to chować? – Dowódca się roześmiał.
    – Żeby nie leżało na widoku – burknął Zhan Zhao i po raz kolejny spojrzał na odsłonięty tors dowódcy. Bardzo mu się ten widok podobał i musiał przyznać w myślach, że ta Mysz ma piękne ciało. Długie nogi, wąska talia, ładnie zarysowane mięśnie… Jak ja go nienawidzę.
    – Szkoda by było wyrzucać zawartość pudełka – powiedział Bai Yutang, podchodząc bliżej. – Może lepiej to wykorzystajmy. – Mówiąc to, pocałował doktora w ucho.
    Zhan Zhao spojrzał na niego z wyrzutem, a po chwili się roześmiał.
    – Mamy to wykorzystać? A wiesz jak?
    Bai Yutang był zaskoczony nie samym pytaniem, ale przede wszystkim tym, że doktor patrzył na niego lekko przymrużonymi oczami, delikatnie się uśmiechając. Kilka górnych guzików jego piżamy było rozpiętych, odsłaniając jego obojczyk.
    – Kocie, nie żartuj – zamruczał dowódca i pochylił się, by pocałować go w szyję.
    – Myślisz, że żartuję? – wyszeptał Zhan Zhao, po czym uniósł brodę i potarł nią o jego policzek.
    Bai Yutang natychmiast przycisnął go do łóżka, a gdy już zamierzał go pożreć, usłyszał ciche pukanie, chwilę później drzwi się otworzyły i stanął w nich Yang Yang. Rozległ się donośny łomot, a gdy chłopiec spojrzał na łóżko, zobaczył siedzącego na nim doktora, który poprawiał piżamę.
    – Yang Yang, co się stało? Nie możesz zasnąć? – zapytał Zhan Zhao.
    Chłopiec rozejrzał się pokoju, nigdzie nie widząc Bai Yutanga, co go trochę zdziwiło.
    – Chciałem sprawdzić, czy tu jesteście.
    Doktor był zaskoczony, ale zrozumiał, że przecież Yang Yang zasnął w salonie, a potem został przeniesiony do pokoju. Gdy się przebudził, zobaczył, że jest sam. Dlatego chciał sprawdzić, czy w pokoju obok są doktor i dowódca.
    – Och… No to ja idę spać – powiedział i zamknął drzwi sypialni, po czym udał się do pokoju gościnnego.
    Zhan Zhao odetchnął z ulgą i spojrzał na Bai Yutanga leżącego na podłodze. Gdy Yang Yang wszedł niespodziewanie, doktor wykopał go z łóżka. A teraz spojrzał na niego. Dowódca leżał na plecach, a na jego piersi były porozrzucane różne akcesoria z miłosnego pudełka. Mężczyzna z przygnębieniem patrzył w sufit, jakby się nad czymś zastanawiał.
    – Yutang – powiedział Zhan Zhao, szturchając go delikatnie stopą w brzuch. – Zgaś światło.
    Po chwili zawinął się w kołdrę i zamierzał pogrążyć się we śnie. Dowódca wstał, poszedł zgasić światło, po czym wskoczył pod kołdrę. Po chwili dało się słyszeć cichy głos wściekłego Kota.
    – Aj, zboczona Myszo, co ty robisz?
    – Jak mogłeś wykopać mnie z łóżka. Zamierzam ci się za to odwdzięczyć.
    – Nie dotykaj mnie tam.
    – Jesteś pewien?
    – Aaach…
    – Ciszej, nie krzycz tak głośno, bo Yang Yang cię usłyszy.
    – Mmmm… Aaaaach…
    – Kotek…


    Następnego ranka Zhan Zhao leniwie zwlókł się z łóżka, był cały obolały.
    – Nie żyjesz, ty przebrzydła Myszo.
    Kiedy wyszedł z sypialni, zobaczył siedzącego przy stole Bai Yutanga, który pił kawę i czytał gazetę. Na stole stało śniadanie, słychać też było, że ktoś się krząta w kuchni.
    – Już wstałeś? Mogłeś pospać dłużej – powiedział dowódca z troską w głosie. Wczorajszej nocy nie miał litości dla tego Kota, dlatego dzisiaj pozwolił mu pospać dłużej.
    Zhan Zhao miał mu już odpowiedzieć, gdy nagle zobaczył Luo Yanga ubranego w fartuch Bai Yutanga, który właśnie wyszedł z kuchni z talerzem pełnym jedzenia. Kiedy chłopiec zobaczył doktora, uśmiechnął się i pobiegł do kuchni po kolejny talerz.
    – Yang Yang zrobił śniadanie – powiedział dowódca, po czym odłożył gazetę i mrugnął do Zhan Zhao. – Dzieciak jest o wiele zdolniejszy od ciebie. To dobrze, będzie w domu jeszcze jedna osoba, która zadba, żebyś miał co jeść.
    Doktor prychnął i odwrócił się, żeby pójść do łazienki. Po chwili wybiegł z niej ze szczoteczką do zębów w ustach.
    – Yutang, brodacz będzie miał dzisiaj operację?
    – Tak – odpowiedział dowódca. – Po śniadaniu pojedziemy do szpitala. Gongsun jest teraz z nim. Chciał zobaczyć, w jaki sposób wszczepiono mu modulator głosu.
    – Brodacz z wczoraj nie miał zmienionego głosu – powiedział Zhan Zhao, gdy wypłukał usta. Usiadł do stołu i napił się mleka sojowego, które właśnie podał mu Yang Yang. W końcu wgryzł się w kanapkę.
    – Pyszna! – powiedział i pogłaskał chłopca po głowie.
    – Myślę, że znalazł miejsce, gdzie mógł się poddać operacji – odpowiedział Bai Yutang. – Powinniśmy sprawdzić, czy przeszedł zabieg w szpitalu, czy może w prywatnej klinice.
    – Tak – przytaknął doktor. – I jeszcze ten brat, o którym mówił… Chciałbym zapytać o to brodacza.
    – Pojedziemy tam, jak zjemy – powiedział dowódca. – Operacja ma potrwać do 10:00.
    Wszyscy trzej zabrali się za jedzenie, a po chwili Luo Yang zapytał:
    – Było w nocy trzęsienie ziemi? Miałem wrażenie, że moje łóżko się trzęsie.
    – Pfff! – Bai Yutang parsknął kawą, rozbryzgując ją po całym stole, a Zhan Zhao omal się nie zakrztusił mlekiem.


    Bai Chi właśnie podjechał pod szpital, zaparkował auto, wziął dokumenty, o które prosił go Gongsun, i ruszył biegiem w kierunku szpitala. Po drodze zwrócił uwagę na zaparkowany przed wejściem, znajomo wyglądający czarny samochód. Podniósł wzrok i zobaczył mężczyznę, który opierał się o auto. Jedną rękę miał w kieszeni, w drugiej trzymał papierosa. To był Bai Jintang.
    Bai Chi zatrzymał się naprzeciwko niego, był oszołomiony idealnym profilem najstarszego z braci rodziny Bai. Bai Jintang i Bai Yutang byli do siebie bardzo podobni, ale wrażenie, jakie wywierali na innych, było zupełnie różne. Bai Yutang był piękny, a Bai Jintang klasycznie przystojny i miał w sobie… wdzięk dojrzałego mężczyzny. Gdy chłopak mu się przyglądał, Bai Jintang spojrzał na niego i uniósł kącik ust w uśmiechu.
    Bai Chi momentalnie się zarumienił. Został nakryty, gdy tak bezwstydnie się na niego gapił. Z bijącym sercem do niego podszedł. Bai Yutanga znał już całkiem dobrze i przestał się denerwować w jego obecności, ale z Bai Jintangiem widział się zaledwie kilka razy i nadal odrobinę bał się swojego najstarszego brata, który był tematem tabu podczas wszystkich rodzinnych spotkań. Nikt nigdy o nim nie wspominał.
    Podszedł bliżej, podniósł wzrok i wyszeptał:
    – Bracie.
    Mężczyzna w odpowiedzi tylko skinął głową, nic nie mówiąc. Poklepał chłopaka po plecach, jakby chciał mu powiedzieć, żeby trzymał głowę wysoko. Bai Chi momentalnie się wyprostował i zapytał ostrożnie:
    – Czekasz na Gongsuna?
    Bai Jintang ponownie skinął głową, wyjął z usta papierosa i zapytał:
    – Jak długo może trwać operacja?
    – Niebawem się skończy – powiedział chłopak i spojrzał na zegarek. – Miała potrwać do 10:00, a jest już 9:30. – Mówiąc to, obserwował mężczyznę i zauważył, jak na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia.
    Bai Chi od razu pomyślał, że jego starszy brat jest o coś na niego zły, dlatego szybko dodał:
    – To ja już pójdę… – Po czym odwrócił się i chciał ruszyć w stronę szpitala, ale niespodziewanie Bai Jintang chwycił go za kołnierz. Zanim chłopak zdążył krzyknąć, obaj schowali się za samochodem.
    Bai Chi był zdezorientowany do chwili, kiedy usłyszał dźwięk wystrzału i zobaczył, jak na ścianie za nimi pojawiła się dziura, z której unosił się dym. Gdyby Bai Jintang go nie pociągnął za samochód, obaj mogliby zostać zabici.
    – Co się dzieje? – Chłopak odwrócił się i zobaczył, jak Bai Jintang uważnie przysłuchuje się dźwiękom zza samochodu. Po chwili wyciągnął w jego kierunku rękę.
    – Broń.
    W policji jest żelazna zasada, że nie wolno oddawać broni byle komu, ale Bai Chi nawet przez chwilę się nie zawahał i podał mu swój pistolet.
    Bai Jintang chwycił broń, odbezpieczył ją i nasłuchiwał. Chłopak był zaskoczony, widząc, jak ten mężczyzna sprawnie posługiwał się bronią. Nie był policjantem, dlatego Bai Chi zaczął się zastanawiać, jak to się stało, że jest w tym tak dobry.
    Nagle usłyszeli ciche buczenie. Najpierw pomyślał, że coś brzęczy za samochodem, ale po chwili stwierdził, że ktoś śpiewa piosenkę. Była w obcym języku i nie był to angielski. Odwrócił się, by spojrzeć na Bai Jintanga, chciał zobaczyć jego reakcję, a gdy już ją zobaczył, to zamarł. Mężczyzna trzymał w dłoni pistolet, ale jego wzrok był nieobecny. Pobladł i wyglądał, jakby na chwilę przestał oddychać.
    Chłopak delikatnie poklepał go po ramieniu i dopiero wtedy Bai Jintang odzyskał świadomość. Od razu zmarszczył brwi, a jego wyraz twarzy stał się ponury. Wyjął telefon, wybrał numer, po czym podał go Bai Chiemu i poinstruował go, żeby się nie odzywał. Chłopak spojrzał na wyświetlacz i zobaczył numer Bai Yutanga.


    Bai Yutang prowadził auto i poczuł w kieszeni wibracje telefonu. Spojrzał na doktora siedzącego obok niego.
    – Kotek, zobacz, kto to.
    Zhan Zhao zwykle odbierał jego telefony, dlatego wyciągnął mu z kieszeni telefon i zobaczył połączenie od Bai Jintanga.
    – To brat – powiedział i odebrał. – Halo! Bracie?
    Przez chwilę nikt nie odpowiedział, za to słychać było, jak ktoś śpiewa piosenkę. Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na siebie zaskoczeni. Zaskoczony był też Luo Yang, który siedział na tylnym siedzeniu.
    – Co to za dźwięki? – zapytał dowódca.
    – To włoska rymowanka – odpowiedział doktor.
    – Chyba już ją gdzieś słyszałem – wtrącił Yang Yang.
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli po sobie, gdy nagle usłyszeli dźwięki wystrzałów dochodzące z telefonu.
    Po chwili usłyszeli sygnał przerwanego połączenia.
    – Yutang? – odezwał się doktor, kiedy usłyszał, jak dowódca mówi:
    – Trzymajcie się mocno!


    Bai Chi trzymał w dłoni telefon i słyszał, że ktoś, kto śpiewał piosenkę, jest coraz bliżej. Nagle Bai Jintang po raz kolejny go chwycił i przerzucił na tył samochodu. Po chwili kula trafiła w miejsce, gdzie przed chwilą byli. I właśnie teraz Bai Chi ujrzał strzelca. To był brodaty mężczyzna, ale różnił się od tego, który był w szpitalu.
    Bai Jintang nie oddał jeszcze ani jednego strzału. Poprosił chłopaka, żeby schował się za kamiennym filarem i zapytał:
    – Kto to jest?
    – Nie wiem – odpowiedział Bai Chi.
    – Nie wiesz? – Bai Jintang był zaskoczony.
    I właśnie wtedy usłyszeli głośny dźwięk hamulców, bo srebrny sportowy samochód zadriftował, wjeżdżając na szpitalny parking.

 Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 NastępnyNastępny 

 

Komentarze