Counterattack [PL] - Rozdział 162: Chaotyczna noc

 


    Gdy Jiang Xiao Shuai w toalecie starał się napełnić butelkę po wodzie mineralnej, Wu Suo Wei zdążył przeszukać mu lodówkę. Znalazł dwie puszki piwa, jedną otworzył i zaczął pić. Chciał się napić nie dlatego, by napełnić pęcherz i pomóc przyjacielowi, a dlatego, że ewidentnie był przygnębiony.
    – Co się stało? – zapytał doktor.
    – O co ci chodzi? – burknął Wu Suo Wei.
    – Przecież widzę, że coś cię gryzie.
    – Mówiłem, że jedynym moim zmartwieniem jest napełnienie tej butelki.
    Jiang Xiao Shuai mu nie uwierzył i zapytał:
    – Wang Shuo wyjechał?
    – Nie jestem pewien – odpowiedział chłopak, którego wzrok na moment stał się pusty.
    – Pojechałeś do szpitala, żeby go odwiedzić? Jaki on jest? Jak wygląda?
    – Normalnie – odparł Wu Suo Wei po chwili milczenia.
    – Jeśli będziesz wszystko tak w sobie dusił, to wpłynie na twój popęd seksualny, spadnie ci liczba plemników, a to będzie miało znaczący wpływ na twoje przyszłe plany.
    – Dobra, powiem wszystko dla dobra mojego przyszłego syna.
    Jiang Xiao Shuai uśmiechnął się drwiąco pod nosem i wysłuchał opowieści o wizycie Wu Suo Weia w szpitalu. A także o tym, jak zobaczył tam samochód Chi Chenga, i o tym, jak dziwnie jego facet zachowywał się po powrocie do domu, i że przez pół nocy palił na balkonie.
    – Może to jakieś nieporozumienie?
    – Nieporozumienie? – parsknął Wu Suo Wei. – Dzwoniłem do jego pracy, nie było go cały dzień. A kiedy zobaczyłem jego samochód w szpitalu, to wydawało mi się, że mnie widział, tylko nie miał odwagi się do tego przyznać. Właśnie dlatego był wobec mnie taki delikatny.
    – To nie pasuje do Chi Chenga – powiedział doktor. – Jeśli zależy mu na Wang Shuo i chciał go odwiedzić, to by to zrobił. Nawet jeśli miałby potem wyrzuty sumienia, to by tego po sobie nie pokazał.
    Wu Suo Wei zastanowił się nad tym i wydało mu się to całkiem rozsądne.
    – Nie zapytałeś go? – kontynuował Jiang Xiao Shuai.
    – Dlaczego miałbym go pytać? Udawałem, że o niczym nie wiem.
    – Wiesz, że wiele nieporozumień zaczyna się właśnie w taki sposób? Jeśli tego nie wyjaśnicie, stracicie do siebie zaufanie. Powinieneś też sprawdzić, czy na pewno pojechał do swojego starego domu. Bo jeśli naprawdę jest coś na rzeczy, to pewnie wykorzystaliby taką okazję.
    Nagle serce Wu Suo Weia zabiło mocniej.
    – Mam tam jechać? A jeśli ich nakryję?
    – Wtedy wrócisz do domu i znajdziesz sobie żonę.
    Chłopak walnął pięścią w stół.
    – W sumie... byłoby dobrze, jakbym ich przyłapał w łóżku, wtedy mógłbym się ożenić, choćby jutro.
    Po tych słowach ruszył w stronę drzwi.
    – Hej, twój mocz! – krzyknął za nim doktor machając butelką.
    Wu Suo Wei uśmiechnął się do niego szelmowsko.
    – Skąd, ten jest twój.
    Wskoczył w samochód i ruszył na przedmieścia. Niestety skręcił w złą ulicę i musiał nadrobić drogi. Przez cały czas klął pod nosem.
    – Kurwa, jeśli ich nie nakryję, to tylko zmarnuję paliwo.
    Chociaż tak powiedział, to zdawał sobie sprawę, jak solidne miejsce w jego sercu zajmuje Chi Cheng. I nawet jeśli jest trochę szalony, to jest prawdziwym mężczyzną i na pewno nie zrobiłby niczego podejrzanego. Ta myśl nieco go uspokoiła. Dopiero kiedy wysiadł z auta, poczuł lekkie napięcie.
    Nie znał za dobrze okolicy, dlatego szedł w stronę stawu i co chwilę wchodził w jakąś kałużę, przez co jego kroki stawały się coraz cięższe. Nagle usłyszał znajomo brzmiący głos.
    – Twoje usta po latach smakują tak samo dobrze – powiedział Wang Shuo.
    Chi Cheng nie odpowiedział, tylko odpalił papierosa.
    Wu Suo Wei stał niedaleko i ich obserwował. Siedzieli nad stawem pełnym kwitnących lotosów, pod wierzbą płaczącą, a ich włosy smagał ciepły wietrzyk. Tak idealna atmosfera sprawiała, że cała scena zaparła mu dech w piersi.
    Cofnął się i wszedł w kałużę, w którą wpadł chwilę wcześniej. Zakpił sam z siebie. Nigdy się nie nauczysz, co? Dobrze ci tak.
    Wrócił do auta, odpalił silnik i odjechał. Jednak nie zmarnowałem paliwa. Na szczęście jeszcze nie jest za późno, nie wpadłem po uszy. Wystarczy, że zachowam jasność umysłu. Wiedziałem, że nie można mu ufać. Dobrze, że nie zakochałem się w nim na zabój.
    Gdy myśli szalały mu w głowie, z jego oczu popłynęły łzy, których za nic nie był w stanie powstrzymać. Nadepnął na hamulec, oparł się o kierownicę i się rozpłakał.
    Nawet nie zauważył, że już jakiś czas temu oddał temu mężczyźnie całego siebie i zrozumiał, że tym samym wpadł we własne sidła. Jednak wierzył, że będzie dobrze. Bo w końcu im bardziej jego serce było podeptane, tym on stawał się silniejszy. Po chwili otwarł łzy i pojechał dalej. Chi Cheng, pamiętaj… nie pozwolę ci tak łatwo odejść…
    

    Gang Zi zdał sobie sprawę, że zrobiło się późno i zadzwonił do Chi Chenga.
    – Czas wracać – powiedział.
    Mężczyzna milcząc odłożył telefon.
    – No idź już – odparł Wang Shuo.
    – Chodźmy. Wszystkie łóżka w pokojach zostały wyniesione, nie ma tu gdzie spać.
    – Jestem tu od kilku nocy i ani razu nie tknąłem łóżka, przez które przewinęła się niezliczona ilość tyłków.
    Chi Cheng nic nie odpowiedział, tylko odszedł, a Wang Shuo za nim zawołał:
    – Zapytałeś mnie, dlaczego odszedłem i nie odezwałem się przez te wszystkie lata, ale nigdy nie zapytałeś, dlaczego zrobiłem to z Guo Chengyu.
    Chi Cheng spojrzał w stronę stawu, w wodzie migotało odbicie samotnego szczupłego mężczyzny.


    O 2:40 w nocy Jiang Xiao Shuai usłyszał dzwonek do drzwi i zaspany ruszył w ich stronę. Kto tak dzwoni w środku nocy? – pomyślał. Może to Wei szuka pocieszenia? Wyjrzał przez wizjer i zobaczył znajomą twarz, ale nie pamiętał, skąd ją znał.
    – Kto tam? – zapytał.
    – Przyszedłem odwiedzić park – powiedział mężczyzna za drzwiami.
    Park? Jaki park? Chodzi o park węży Guo Chengyu? Przecież przeniósł wszystkie węże, po co zawracasz mi głowę? Jednak ciekawość wygrała i doktor otworzył drzwi.
    Gdy Wang Shuo przekroczył próg, położył dłoń na jego ramieniu.
    – Nie mam dokąd pójść, spędzę tu noc.
    Zanim Jiang Xiao Shuai zorientował się, kim jest jego gość, ten zdjął buty i położył się na łóżku.
    – Hej… o co tu chodzi? – zapytał zdezorientowany doktor. – Nie jesteśmy przyjaciółmi, a ty przyszedłeś do mnie w środku nocy, zdjąłeś buty i położyłeś się w moim łóżku bez słowa wyjaśnienia. Co tu się do cholery dzieje? Dlaczego śpisz w moim łóżku?
    – Lubię cię – powiedział Wang Shuo.
    Jiang Xiao Shuai zacisnął zęby. Też lubię Wu Yan Zhu (Daniel Wu – amerykański aktor pochodzący z Hongkongu), ale czy wskakuję mu do łóżka?
    – Kurwa, suń się, zrób mi miejsce do spania.


    Tej nocy Wu Suo Wei nie wrócił do domu, został na noc u Guo Chengyu, który słysząc w środku nocy dzwonek do drzwi, miał wielką nadzieję, że zobaczy w nich doktora, ale niestety stanął przed nim jego uczeń.
    – Co tam? Chcesz mi się oddać i poświęcić się dla twojego mistrza?
    – Coś w tym stylu – powiedział chłopak opierając głową o jego ramię.
    Hej, co się dzieje? Mężczyzna rozłożył ramiona i nawet go nie tknął, nie chciał ryzykować na wypadek, gdyby to była pułapka i Jiang Xiao Shuai próbował go przetestować.
    Wu Suo Wei kompletnie się nim nie przejmując poszedł prosto do jego ogromnego łóżka i od razu zasnął. We śnie zdjął ubrania i wypiął tyłek w stronę wyposzczonego Guo Chengyu.
    Mężczyzna od razu sobie przypomniał ten mały różowy punkcik, który widział swego czasu na nagraniu monitoringu i poczuł, jak płonie w nim ogień. Gdyby nie obraz nagiego ciała Jiang Xiao Shuaia, o którym marzył, mógłby nie być w stanie się opanować.
    Aby ugasić płonący w nim ogień, poszedł zaparzyć sobie herbaty. Gdy nalewał wrzątek do filiżanki, przypadkowo trącił buteleczkę z afrodyzjakiem, którą zabrał z gabinetu doktora. Buteleczka turlała się po stole i chociaż Guo Chengyu próbował ją złapać, nie zdążył i upadła na podłogę. Rozległ się trzask i olejek rozprysnął się po całej podłodze. Hałas obudził chłopaka.
    – Co się stało?
    – Nic, zajmij się sobą – powiedział mężczyzna i wyszedł z pokoju.
    (Guo Chengyu odpowiedział nieco dwuznacznie. Skoro aromat afrodyzjaku wypełnił pokój, Wu Suo Wei będzie musiał rozwiązać problem, który niebawem się pojawi).
    Jest czwarta w nocy… dokąd on idzie? – pomyślał Wu Suo Wei.
    Guo Chengyu mógł pojechać do domu Jiang Xiao Shuaia, ale to zajęłoby pół godziny, a było już po czwartej i znając rozkład dnia doktora, ten pewnie głęboko spał. A on nie chciał mu przeszkadzać przychodząc bez zapowiedzi. I chociaż bardzo chciał zobaczyć dwa niesforne loczki, które zawsze sterczą na głowie Jiang Xiao Shuaia podczas snu, ich wizję rozpraszał obraz jędrnego tyłka Wu Suo Weia. Guo Chengyu nie widząc lepszego rozwiązania wsiadł do samochodu i do rana jeździł po okolicy.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***

Możemy ocenić gust doktorka - Daniel Wu:








   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Mam nadzieję że Chi Cheng będzie się w stanie się wytłumaczyć i Wu Suo Wei nie będzie mieć długo złamanego serca 😒 Dziękuję za tłumaczenie 💕

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie się działo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja yebie co się dzieje... Shuo u doktora, Wei Wei u Guo czy ich wszystkich powaliło 🫣🤣🤣🤣 Nie lubię zagrywek których używa Shuo kręci się po okolicy i sieje zamęt i spustoszenie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz