SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 112: Zajawka z przeszłości

 

    Po wypadku Bai Jintang przebywał w bardzo sterylnych warunkach, a kiedy wyszedł, był zaskoczony widząc Bai Yutanga. Ten mały chłopiec był przeuroczy i słodkim głosikiem nazywał go bratem, przylgnął go niego i widać było, że bardzo go lubi.
    Później dowiedział się, że drugi uroczy maluch, Zhan Zhao, bardzo często ich odwiedzał i z przyjemnością patrzył, jak ta dwójka maluchów biega za nim i nazywa go bratem.
    Gdy opuścił rodzinny dom, zachował wspomnienia o swoim małym, pucułowatym, rozkosznym braciszku, a gdy po kilku latach wrócił, zauważył, jak ten maluch urósł.
    Relacje Bai Jintanga z rodziną Bai były kiepskie. Bao Zheng mawiał, że rodzina Bai to tygrysy, a Bai Jintang był wilkiem. Był w pewnym sensie złym chłopcem, dlatego starszyzna rodu Bai unikała go jak ognia. Jedynie Bai Yutang nigdy tego nie zrobił. Zawsze nazywał go bratem i słuchał tego, co miał do powiedzenia, robił mu też miłe niespodzianki, dlatego Bai Jintang tak bardzo go lubił.
    Kiedy Yutang był w gimnazjum, Jintang wrócił na chwilę do domu. Dowiedział się, że jego młodszy braciszek lubi trenować sztuki walki. Zatrudnił kilku najlepszych mistrzów, żeby go uczyli. Powiedział mu przy okazji, że dobrze jest ćwiczyć nie tylko po to, by czuć się bezpiecznie, ale też dlatego, by móc ochronić tych, których się kocha. Pół roku później Yutang był w stanie pokonać wszystkich mistrzów, dlatego poskarżył się bratu.
    – Bracie, ile im zapłaciłeś za to, żeby mnie uczyli? Byli tak słabi, że powinieneś zażądać zwrotu pieniędzy.
    W szkole średniej Yutang miał obsesję na punkcie strzelectwa, dlatego, jak tylko Jintang przyjechał go odwiedzić, od razu zapisał go na strzelnicę i kupił mu kilka rodzajów broni mówiąc:
    – Tylko nikomu nie mów. Dobrze jest od razu nauczyć się wszystkiego poprawnie, to ci się przyda w przyszłości, jak zostaniesz policjantem.
    Gdy Yutang nauczył się strzelać i poznał broń, oddał ją bratu.
    – Bracie, będę mieszkał w internacie, a nie chcę zostawiać broni w domu, bo jak nasz staruszek ją odkryje, to się wścieknie.
    Kiedy Yutang poszedł na studia, jego brat kupił mu pierwszy samochód, żeby po zajęciach mógł się trochę zabawić i zabrać Zhan Zhao w jakieś miłe miejsce. Yutang zajeździł to auto w trzy lata.
    – Bracie, ten samochód jest już dla mnie za wolny. Chcę polatać samolotem. – I po studiach wstąpił do wojska, gdzie został pilotem myśliwca. A gdy wrócił, jak gdyby nigdy nic wstąpił do policji, zgodnie z tradycją rodziny Bai.
    Bai Jintang zawsze się zastanawiał, dlaczego jego brat, który we wszystkim był dobry, czy to była literatura, czy sztuki walki, czego by się nie podjął, osiągał mistrzostwo, miał przed sobą tak wiele możliwości… został akurat policjantem. A to była praca niebezpieczna, problematyczna, a na dodatek nie wierzył, że zło można wyeliminować i przywrócić pokój na świecie. Wolałby, żeby jego jedyny młodszy brat wiódł szczęśliwe i spokojne życie. Kiedyś Bai Yutang odpowiedział mu w żartach:
    – Przecież to nieważne, czym się zajmuję.
    I wtedy Bai Jintang kupił mu najszybszy samochód sportowy, taki, który mógł sprostać oczekiwaniom Yutanga, bo nie mógł znieść myśli, że jego ukochany braciszek będzie się woził dusznym policyjnym radiowozem. Dopiero wiele lat później dowiedział się, że Bai Yutang wstąpił do policji nie przez wzgląd na rodzinną tradycję, a dla Zhan Zhao.
    Bai Jintang od zawsze wiedział o orientacji seksualnej swojego brata. Widział, jak mu było ciężko w okresie dorastania. Nie mógł nikomu o tym powiedzieć i nikt nie rozumiał, co się kryło w jego sercu, z wyjątkiem Zhan Zhao.
    A teraz jego młodszy brat stał naprzeciwko niego, dorównywał mu wzrostem i z poważnym wyrazem twarzy zapytał:
    – Co on miał na myśli mówiąc, że należysz do jego rodziny?
    Bai Jintang uśmiechnął się, bo wiedział, że natury nie da się oszukać, a jego młodszy brat był taki jak on. Był wilkiem w rodzinie tygrysów.
    – Może najpierw zakuj go w kajdanki, ledwo daję radę go utrzymać – powiedział Bai Jintang zerkając na brodacza, który próbował wyrwać się z jego uścisku.
    Dowódca ani drgnął, dlatego Zhan Zhao delikatnie pociągnął jego rękę.
    – Nie musimy się z tym spieszyć.
    Bai Yutang spojrzał na doktora pełnym niepokoju wzrokiem, ale całkowicie zdusił w sobie tę wrogą i drapieżną aurę, którą chwilę temu emanował. Sięgnął po kajdanki i skuł brodacza, po czym zadzwonił do Ma Hana, żeby razem z Zhao Hu po niego przyjechali.
    Bai Jintang patrzył, jak jego brat momentalnie się uspokoił. Nic nie powiedział, sięgnął po papierosa, a gdy go zapalił, mimowolnie spojrzał na Zhan Zhao, który przyglądał mu się tak intensywnie, jakby chciał przeszyć wzrokiem jego myśli.
    Bai Jintang polubił Zhan Zhao od pierwszego wejrzenia. Był uroczym i ślicznym dzieckiem o nieskazitelnych manierach, a co najważniejsze, jego serce było całkowicie oddane Yutangowi. I tylko on, jak nikt inny, potrafił uspokoić jego brata i dać mu wsparcie, czyniąc go pewnym siebie młodym mężczyzną.
    Jednak po raz kolejny się zastanawiał, jakim cudem tak inteligentny facet, który mógłby w życiu osiągnąć wszystko, zmarnował to dla pracy w tym niewielkim komisariacie. Z jego talentem mógł zawojować świat. Kiedyś usłyszał od niego odpowiedź na to pytanie i uznał, że była dużo zabawniejsza, niż ta, której udzielił mu Yutang.
    – Potężni ludzie nie potrzebują rozgłosu, bo rozgłos i sława są tam, gdzie się pojawią.
    I właśnie wtedy Bai Jintang po raz pierwszy spojrzał na niego inaczej. Imponowało mu, że on i Yutang postawili na siebie wiedząc, że mogą rozwijać swoje talenty wszędzie. Dało im to pewność siebie, optymizm i samozadowolenie, gdy widzieli swoje wzajemne sukcesy, co było dla nich ważniejsze, niż sukces osiągnięty na oczach świata.
    Gdy Ma Han i Zhao Hu odjechali z brodaczem na komisariat, ci trzej mężczyźni ponownie na siebie spojrzeli.
    Bai Yutang patrzył na brata nie kryjąc zdenerwowania, bał się, że może usłyszeć zaraz coś strasznego. Z kolei Bai Jintang był bardzo szczęśliwy widząc, że brat się o niego martwi. W jego spojrzeniu nie było oceny czy wyrzutu. Zawsze razem z Zhan Zhao żartowali, że jest członkiem mafii, ale nigdy go o to nie podejrzewali i wierzyli, że nie zrobił niczego złego.
    – Co mam powiedzieć? – zapytał Bai Jintang gasząc papierosa, po czym postanowił troszkę podokuczać bratu. – Nie zabierzesz mnie na komisariat do pokoju przesłuchań? Wiesz, że mam prawo nie odpowiadać na pytania?
    Bai Yutang zbladł, jednak zanim zdążył coś powiedzieć, doktor go uprzedził.
    – Dlaczego nagle stałeś się taki formalny? Jeśli nie chcesz o tym mówić, nic na to nie poradzimy, prawda?
    Bai Jintang pokiwał głową. Jeśli Bai Yutang był ostrym nożem, to Zhan Zhao był miękkim puchem i nie miał w sobie tak mocno zakorzenionego poczucia sprawiedliwości. A raczej miał na ten temat własne teorie. Jego celem nie były działania w imię sprawiedliwości, skupiał się na poznaniu natury ludzkiej i ochronie Bai Yutanga. Dlatego teraz mina doktora była dość nieprzyjemna.
    – To nie jest tak skomplikowane, jak wam się wydaje – odparł Bai Jintang i próbował zapalić kolejnego papierosa, ale brat wyrwał mu go z ust.
    Mężczyzna wzruszył ramionami i powiedział jakby od niechcenia:
    – Dołączyłem do rodziny Leonardów, nie mając o tym pojęcia.
    Zhan Zhao i Bai Yutang nie kryli zaskoczenia, najpierw spojrzeli na siebie, potem na Bai Jintanga czekając na dalsze wyjaśnienia.
    – To się stało, kiedy po raz pierwszy wyjechałem do Włoch – dodał mężczyzna opierając się o bok samochodu. – Miałem wtedy… jakoś 18 albo 19 lat. Pracowałem dorywczo i raz, kiedy wracałem do domu, zobaczyłem kłócących się ludzi. Grupa facetów atakowała młodego mężczyznę, którym był Leonard, ten, którego przed chwilą widzieliście.
    – Poszedłeś mu pomóc? – zapytał doktor.
    – Za młodu Leonard był chudy jak patyk. Miał czarne włosy i z daleka wyglądał jak Chińczyk. Widziałem, że kilu facetów próbuje zrobić mu krzywdę, dlatego ruszyłem mu na pomoc.
    Zhan Zhao spojrzał na Bai Yutanga i musiał przyznać w duchu, że pod tym względem obaj bracia są tacy sami. Zawsze dołączą do drużyny z mniejszą liczbą zawodników.
    – Co się stało później? – zapytał dowódca głośno wzdychając.
    – Wtedy jakoś się nad tym nie zastanawiałem. Uznałem, że Leonard jest studentem, a jak chwilę pogadaliśmy, stwierdziłem, że fajny z niego gość i zostaliśmy przyjaciółmi – odpowiedział Bai Jintang i zaczął bawić się zapalniczką, jak to miał w zwyczaju. – Potem poznałem bliźniaków i wspólnie otworzyliśmy biznes. Leonard był w tym z nami, a my nie mieliśmy pojęcia, kim on jest. Interes szedł nam świetnie i pewnego dnia Leonard powiedział, że jego ojciec chce się z nami spotkać. – Mężczyzna zaczął delikatnie kręcić głową. – Myślałem, że jego ojciec to zwykły urzędnik, ponieważ spotkaliśmy się w popularnej w mieście kawiarni. Powiedział, że ich rodzina jest bardzo stara i z radością mnie do niej przyjmie, czyniąc mnie bratem krwi Leonarda. Powiedział też, że doda do mojego nazwiska swoje.
    – Zgodziłeś się na to? – zapytał zdumiony Bai Yutang.
    – Nie. – Mężczyzna potrząsnął głową. – Odmówiłem nie podejrzewając niczego. Uznałem to za akt wdzięczności, ale zmieniłem zdanie, ponieważ później zrobiło się dziwnie.
    – Dziwnie? – zapytali jednocześnie dowódca i doktor.
    – Moja firma zaczęła mieć problemy, a interesy szły fatalnie. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że ktoś specjalnie mnie sabotował. Najgorsze, że dotknęło to także bliźniaków i kilku moich przyjaciół. A kiedy pojawił się Leonard, zrozumiałem, że wyjście z kryzysu nie będzie łatwe. Aby ocalić moich bliskich, dołączyłem do jego rodziny.
    Po tych słowach Bai Jintang zamilkł i spojrzał na Bai Yutanga i Zhan Zhao, którym najwyraźniej nie podobało się to, co właśnie usłyszeli.
    – To już koniec? – zapytał dowódca.
    – Tak, koniec.
    – A co z twoimi interesami we Włoszech i romansem z rodziną Leonardów? – powiedział Bai Yutang, bo nadal nie był przekonany.
    – Prowadzę legalny biznes. Jakby to ująć, jest to azyl dla byłych członków rodziny Leonardów.
    – Co masz na myśli? – zapytali obaj.
    – Każdy, kto spędził długie lata w podziemiu, w końcu będzie miał dość, a wiecie, że mafiosom nie przyznają emerytury. A kiedy masz dość, to nie ma alternatywy, można jedynie czekać na śmierć, dlatego ludzie, których zatrudniam, to byli członkowie podziemia.
    Bai Yutang i Zhan Zhao zaniemówili. Brat naprawdę zatrudnia… Nic dziwnego, że szef Interpolu Ouyang Chun tak o niego dba, pewnie dlatego, by zachować spokój na świecie.
    – Wąż z wyrwanymi zębami nadal jest wężem – odparł Bai Jintang z bezradnością w głosie. – Jeśli żyłeś w półświatku, to na zawsze otacza cię specyficzna aura. A ja wykorzystuję ją w moim biznesie.
    – Chciałbyś coś jeszcze dodać? – zapytał Bai Yutang, a w głowie szalały mu myśli.
    – Leonard i ja jesteśmy braćmi od 10 lat. W tym czasie kilka razy straciłem przytomność. Opowiedziałem mu o tym, co się wydarzyło w przeszłości, a on bardzo się tym zainteresował i zawsze mi powtarzał, że chciałby poznać prawdę.
    Zhan Zhao i Bai Yutang nagle już wszystko zrozumieli. Właśnie się dowiedzieli, że Leonard zaplanował to wszystko, żeby dowiedzieć się, w jaki sposób Bai Jintang stał się tak wybitny.

 Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

 

Komentarze