ITD [PL] - Rozdział 4.2: Pościg i ucieczka

 


    Gdy Xie Lanshan skończył rozmawiać przez telefon, rzucił się w stronę drzwi. Shen Liufei wstał i powiedział:
    - Jadę z tobą.
    Xie Lanshan odwrócił głowę i uśmiechnął się promiennie.
    - Jedziesz ze mną?
    Shen Liufei skinął delikatnie głową, a wyraz jego twarzy był lekko melancholijny.
    - Powiedz mi wszystko, co do tej pory wiemy o podejrzanym.
    Od momentu wydania nakazu aresztowania minęło zaledwie kilka godzin, a już ktoś zgłosił miejsce pobytu podejrzanego. W liście gończym oferowano 50 000 juanów w gotówce dla każdego, kto dostarczy istotne informacje, które pozwolą schwytać podejrzanego, a 100 000 juanów dla każdego, kto sam go złapie.
    Zhang Yuchun znalazł sobie kryjówkę, ale rozpoznała go pewna kobieta.
    Była bardzo zaangażowaną matką i chciała przenieść syna do lepszej szkoły, ale opłata za transfer wynosiła 100 000 juanów. Najpierw zgłosiła na policję miejsce pobytu Zhang Yuchuna, a potem zaczęła go szpiegować. Widząc, że jest to młody chłopak, chudy jak patyk, stwierdziła, że poradzi sobie z nim i go złapie. Oczywiście wiedziała, że to podejrzany w sprawie o masowe morderstwo, prawdopodobnie pozbawił życia sześć osób, dlatego nie chciała działać pochopnie. Jednak na samą myśl o tym, ile wysiłku wkłada w utrzymanie domu, jak codziennie musi walczyć o każdego juana, nagroda w wysokości 100 000 juanów jawiła jej się jako wybawienie i mogła zmienić przyszłość jej syna. Krew w niej zawrzała i pełna energii sięgnęła po ostry stalowy pręt. Niczym lampart gotowy upolować obiad dla swojego młodego, powoli zbliżała się do podejrzanego.


    Kiedy Xie Lanshan przybył na miejsce, Zhang Yuchun był już otoczony przez policję i miał zakładnika, któremu przyłożył ostry, stalowy pręt do szyi. Zakładnikiem była matka, która chciała zarobić pieniądze na edukację swojego syna.
    Na zewnątrz było już ciemno. Zhang Yuchun ukrywał się w opuszczonym zakładzie, przez co cała scena wyglądała dość upiornie. Tuż obok rosły wysokie drzewa, których gałęzie oplatały budynek. Światło księżyca prześwitywało przez szczeliny między gałęziami, rzucając na podłogę mroczną, migoczącą poświatę. Stary zakład był w ruinie, plastikowe torby i długie tkaniny zwisały z belek konstrukcyjnych i wyglądały jak duchy.
    Zhang Yuchun nie miał nawet 170 centymetrów wzrostu. Kobieta, która była jego zakładniczką była mniej więcej tego samego wzrostu i idealnie zasłaniała młodego mężczyznę, blokując każdą możliwość do oddania strzału.
    Tao Longyue próbował podejść młodego mężczyznę i przekonać go, żeby się poddał. Mówił uprzejmie, ale stanowczo, karząc podejrzanemu odłożyć broń. Jednak Zhang Yuchun był na skraju obłędu i załamania nerwowego. Bez względu na to, co Tao Longyue powiedział, on nie chciał uwolnić zakładniczki. Stalowy pręt w jego ręku zaczął wbijać się w szyję kobiety, zostawiając na niej delikatnie zaczerwienione ślady.
    Ta sytuacja była dokładnie tą, w której nie chciał się znaleźć żaden policjant. Podejrzany nie był oficjalnie skazany za przestępstwo, ale wziął zakładnika. Z kolei zakładnik czekał na ratunek.
    Ciężko było podjąć decyzję, jak wycelować i czy strzelić. Gdyby akcja ratunkowa się nie powiodła, ranny zakładnik z pewnością byłby kolejnym czarnym punktem w ich kartotece. Jeśli nawet akcja ratunkowa zakończyłaby się sukcesem, to znaleźliby się tacy, którzy zapytaliby, dlaczego policjanci nie próbowali tylko zranić podejrzanego, gdy mieli ku temu okazję.
    Ich mundur był jak kajdany, które często oznaczały stawianie życia zakładnika na szali. A nie można wykluczyć, że ranny podejrzany działałby irracjonalnie, dlatego w takich sytuacjach często bezpieczniej było zabić przestępcę.
    Mimo że Xie Lanshan wrócił do służby, jeszcze nie dostał swojej broni. Wyciągnął rękę w stronę Xiao Lianga, który właśnie mierzył w Zhang Yuchuna i powiedział:
    - Daj mi broń.
    Xiao Liang jednak nie chciał tego zrobić.
    - Xie Lanshan, niedawno zostałeś ukarany, nie bądź lekkomyślny.
    Każdy z policjantów, będąc na jego miejscu, zrobiłby wszystko, aby w tej właśnie chwili pozbyć się broni i właśnie dlatego Xiao Liangowi nie mieściło się w głowie, dlaczego Xie Lanshan sam zgłosił się, żeby być tym, który pociągnie za spust. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś dobrowolnie próbował popełnić ten sam błąd po raz drugi.
    - Możesz zagwarantować, że przy tak marnym oświetleniu zastrzelisz przestępcę, nie raniąc zakładnika? – Xia Liang patrzył w oczy swojego kolegi, który odpowiedział pewnie.
    - Mogę.
    - Ale... – Xiao Liang nadal się wahał. - Bezpieczeństwo zakładnika jest najważniejsze.
    Xie Lanshan wziął od niego broń i wycelował w Zhang Yuchuna, który stał niedaleko. Miał wyjątkowo poważny i surowy wyraz twarzy, gdy mówił.
    - Nie powinniśmy się teraz martwić o to, czy później zostanę pociągnięty do odpowiedzialności.
    Kropla potu spłynęła po jego czole, gdy zmrużył oczy, starając się znaleźć idealny kąt, by jednym strzałem zabić Zhang Yuchana.
    Ta sprawa budziła w nim sporo wątpliwości i osobiście nie wierzył, że Zhang Yuchun był prawdziwym sprawcą tej makabrycznej zbrodni. Jednak, ten młody chłopak nie słuchał tego, co się do niego mówi, stracił panowanie nad sobą i mógł skrzywdzić zakładnika. Xie Lanshan nie miał wyboru, musiał oddać strzał.
    Nagle poczuł, że ktoś łapie go za rękę, w której trzymał pistolet. Ciepło i siła uścisku od razu go uspokoiły, łagodząc napięcie jego ramion.
    Po chwili Shen Liufei powiedział do niego:
    - Pozwól mi się tym zająć.


    - Nie wiem, co się stało tamtego dnia, straciłem przytomność zaraz po wejściu... – krzyczał Zhang Yuchun. Dla niego wszystko, co się tutaj działo, było tak surrealistyczne, że sam nie wierzył, że znalazł się w takiej sytuacji. Patrzył, jak Shen Liufei wychodzi przed kordon policjantów, którzy go otoczyli, i nagle zawołał z przerażeniem:
    - I tak mi nikt nie uwierzy! Wy wszyscy myślicie, że skopiowałem obraz i zabiłem całą rodzinę Cong!
    - Ja ci wierzę. – Shen Liufei podniósł obie ręce, sygnalizując, że nie ma ze sobą broni i dodał: - Jestem autorem tego obrazu.
    - Ty nie jesteś policjantem, kogo obchodzi, czy mi wierzysz, czy nie.
    Ręce Zhang Yuchuna drżały, a kobieta, którą trzymał przed sobą, zaczęła płakać z bólu.
    - Jestem konsultantem zatrudnionym przez władze miasta.
    Shen Liufej zatrzymał się, żeby nie drażnić Zhang Yuchuna i nie narażać zakładniczki.
    - Wysłucham wszystkiego, co mi powiesz.
    - Nie wierzę ci, kurwa! – Zhang Yuchun nadal drżał z przerażenia. Miał dość tych, którzy patrząc na niego wywracali oczy, tych którzy na starcie go skreślali, wszystkich, którzy mu nie wierzyli, dlatego uważał, że nie ma ani jednego człowieka na świecie, któremu mógłby zaufać. A na pewno nie jest nim ten elegancki facet, który przed nim stoi, który wydawał się, być jego zupełnym przeciwieństwem.
    - Jak ktoś taki jak ty mógłby uwierzyć byłemu narkomanowi z przeszłością kryminalną?!
    Czuł się pokonany, pomyślał, że skoro został fałszywie oskarżony o zabójstwo sześcioosobowej rodziny, to zabicie zakładnika nie pogorszy jakoś specjalnie jego sytuacji.
    - Głupcze, nadal niczego nie rozumiesz, prawda?
    Krzyknął ten elegancki mężczyzna, rozpinając koszulę. Następnie, aby zbliżyć się do Zhang Yuchuna, powiedział:
    - My... Jesteśmy tacy sami. Jestem taki sam jak ty.
    Jeden z policjantów oświetlił Shen Liufeia latarką i Zhang Yuchun zobaczył tatuaże na jego piersi. Gdy przyjrzał się uważniej, zauważył, że one tylko przykrywały przerażające blizny. Na ciele miał rany od noża, rany postrzałowe, a nawet zgrubienia powstałe w wyniku eksplozji. Jakby na to nie patrzeć, te wszystkie blizny nie były czymś, co miewał na ciele przeciętny zjadacz ryżu.
    - Minęły dwa lata i dziesięć miesięcy, odkąd wyszedłeś z ośrodka odwykowego, a za każdym razem, gdy rejestrujesz swoje nazwisko w miejscach publicznych, policja zmusza cię do zbadania moczu. W twojej rodzinnej miejscowości twoi koledzy z dzieciństwa pozakładali własne rodziny i mają stabilną pracę. Czujesz zarówno zazdrość, jak i pragnienie, by żyć tak samo. Jednak nie potrafisz zmusić się, by wrócić do domu, żeby ich odwiedzić. Obawiasz się, że twoi rodzice wciąż będą w tobie widzieć narkomana. Także tutaj, w mieście, nie mogłeś znaleźć nikogo, kto chciałby być współlokatorem byłego przestępcy, ale też nie wróciłeś do kumpli narkomanów i nałogu. Samodzielne wynajęcie mieszkania było z pewnością droższe, ale i tak lepsze niż ciągła dyskryminacja i to denerwujące przewracanie oczami...
    Shen Liufei powoli zbliżył się do Zhang Yuchuna.
    - Byłeś sam przez cały ten czas, pomimo swoich starań, aby zbliżyć się do ludzi, którzy cię otaczali. A oni zawsze przy każdej sposobności cię podejrzewali, na przykład w sytuacjach, gdy ktoś zgubił portfel...
    Kiedy Zhang Yuchun dowiedział się o morderstwie rodziny Cong, miał zamiar porozmawiać o tym z kolegami z firmy dostawczej. Jednak usłyszał, jak rozmawiali o tym, że powinni go zgłosić, ponieważ nie zasługiwał nawet na spojrzenie takiej dziewczyny, jaką była Cong Ying. Bo narkoman na zawsze zostanie narkomanem.
    Szybko przeszedł od szoku do gniewu, a potem zrezygnował z pracy i zamierzał opuścić miasto. Nie sądził, że będzie podejrzanym o morderstwo, ani że nakaz aresztowania przyjdzie tak szybko.
    - Pomimo tych wszystkich krzywd, mimo że życie cię nie rozpieszczało, to konsekwentnie odmawiałeś sprzedaży papierosów nieletnim. Nawet jeśli było to dobrą szansą na biznes, nie ugiąłeś się i wierzyłeś, że te dzieciaki zasługują na inną przyszłość niż ta, której sam doświadczasz. Byłeś wdzięczny tej dziewczynie, bo podała ci ciepły ręcznik podczas burzy. Od niej otrzymałeś najwięcej dobroci i akceptację. Spotkanie z nią było najpiękniejszą rzeczą, która przydarzyła ci się w życiu. Byłbyś w stanie użyć tak strasznych metod, żeby odebrać jej życie...?
    Przypominając sobie o tej pięknej i dobrej młodej kobiecie, dłonie Zhang Yuchuna zadrżały, a łzy zaczęły kapać mu z oczu.
    - Tak samo jest z kobietą, którą trzymasz jako zakładniczkę. Tak naprawdę nie chcesz jej skrzywdzić, bo wiesz, że to jedynie matka, która pragnie lepszego życia dla swojego dziecka. Ona jest taka jak ty. Jest na dnie społecznej hierarchii i walczy, trzymając się marzeń o lepszym i piękniejszym życiu...
    Shen Liufei szybko wyrobił sobie zdanie o zakładniczce na podstawie jej wyglądu i ubioru. Mówiąc, zbliżał się do Zhang Yuchuna. Jego głos był spokojny, tak jak jego kroki, które były powolne, ostrożne. Starał się nie sprowokować go żadnym gestem i słowem.
    - W przeszłości też czułem się bezradny, zupełnie jak ty i doskonale znam twój ból. Władze nigdy nie odczepią się od żadnego przestępcy, ale nigdy też nie zrobią krzywdy dobremu człowiekowi, który pracuje na to, by mieć lepszą przyszłość i by nigdy nie wrócić do błędów, jakie popełniał w przeszłości.
    Łzy zrosiły policzki Zhang Yuchuna, a Shen Liufei w końcu przed nim stanął. Nawet gdyby podejrzany uwolnił zakładniczkę, to nadal miał liczne możliwości do ataku, dlatego Shen Liufei nie próbował aresztować go siłą. Zamiast tego wyciągnął do niego rękę, pochylił się lekko do przodu i spojrzał mu w oczy, mówiąc z powagą:
    - Proszę, zaufaj mi.
    Zhang Yuchun poddał się i pozwolił skuć się w kajdanki. Funkcjonariusze policji szybko ruszyli naprzód i zabrali milczącego chłopaka.
    - Ty... Ty powiedziałeś... – jąkał się Tao Longyue. Słowa Shen Liufeia były nasycone emocjami, jakby naprawdę przeżył w przeszłości coś przerażającego. Gdy mówił, zaskoczony był nie tylko Zhang Yuchun, ale również kapitan, który sam był gotów uwierzyć, że to wszystko było prawdą.
    - To technika używana w negocjacjach. – Shen Liufei uśmiechnął się uprzejmie, mówiąc słowa, które wcale uprzejme nie były. - Coś nie tak, kapitanie Tao? Chcesz mnie wysłać na badanie moczu?
    Tysiąc ton ciężaru spadło z ramion obecnych na akcji policjantów. Nawet Xie Lanshan cicho odetchnął z ulgą. Przekazał pistolet Xiao Liangowi i unosząc jedną brew, spojrzał w stronę Shen Liufeia.
    - Mogę w tym pomóc.    

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Bella


***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze