SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 118: Żartobliwy incydent w łaźni

 


    Bai Yutang i Zhan Zhao mieli zamiar wykorzystać wolny weekend i zabrać Luo Yanga do wesołego miasteczka. Już wychodzili z domu, kiedy Bai Yutang odebrał telefon.
    – Jeśli ostatnio był pan pod wpływem dużego stresu, to potrzebuje pan kąpieli w gorących źródłach, by się odprężyć.
    – Co? – Dowódca spojrzał na wyświetlacz, by zobaczyć, kto dzwoni, ale był to nieznany numer, dlatego ostrożnie słuchał dalej.
    – Proszę zabrać ze sobą rodzinę i przyjaciół, przyjedźcie wszyscy do gorących źródeł Tangjie znajdujących się na szczycie góry. – Po tych słowach tajemnicza rozmówczyni się rozłączyła.
    Bai Yutang zmarszczył brwi i zaczął się zastanawiać. Był pewien, że nigdy wcześniej nie słyszał głosu tej kobiety i mógł być to albo żart, albo reklama.
    – Co się stało? – zapytał Zhan Zhao.
    – Bo wiesz… – Zanim dowódca zdążył odpowiedzieć, zadzwonił telefon doktora.
    Zhan Zhao odebrał i słuchał odrobinę zaskoczony. Po chwili przełączył telefon na tryb głośnomówiący i obaj usłyszeli ostatnie zdanie.
    – Proszę zabrać ze sobą rodzinę i przyjaciół, przyjedźcie wszyscy do gorących źródeł Tangjie znajdujących się na szczycie góry.
    Bai Yutang od razu rozpoznał głos kobiety, która przed chwilą do niego zadzwoniła. Zhan Zhao spojrzał na jego zaskoczoną minę i zapytał:
    – Dostałeś przed chwilą taki sam telefon?
    – Tak, jota w jotę.
    Obaj patrzyli na siebie zdziwieni. Co za dziwny zbieg okoliczności.
    Nagle odezwał się Luo Yang:
    – Gorące źródła Tangjie są super fajne.
    – Fajne? – Obaj mężczyźni nie kryli zaskoczenia. – Byłeś tam?
    – Tak! – przytaknął chłopiec. – Tata mnie tam zabrał. Było tam bardzo przyjemnie i obiecał, że jeszcze kiedyś tam pojedziemy.
    – Gorące źródła Tangjie… – Zhan Zhao zaczął powtarzać pod nosem. – Yutang, gdzieś już słyszałem o tym miejscu.
    – Też o nim słyszałem. Gorące źródła znajdują się na szczycie góry – powiedział dowódca patrząc na doktora. – Kocie, co o tym myślisz?
    Zhan Zhao potarł delikatnie brodę i westchnął głęboko.
    – Gorące źródła, ach… dawno w żadnych nie byłem.
    – W takim razie jedźmy tam – odparł Bai Yutang wsiadając do auta. Był bardzo szczęśliwy z tak miłego zbiegu okoliczności, że obaj dostali telefon z propozycją wypoczynku. Gorące źródła były miejscem sprzyjającym zbliżeniom fizycznym, a na samą myśl o zaczerwienionej i parującej skórze Kota krew mu zawrzała. Wcisnął pedał gazu i w mgnieniu oka znaleźli się na szczycie góry z łaźniami Tangjie. Gdy wjechali na parking, zobaczyli zaparkowane dwa znajome samochody i zerknęli na siebie zaskoczeni. Z czarnego mercedesa wysiedli Bai Jintang i Gongsun, zaś z dużego Jeepa Zhao Wei, Bai Chi i Lizbona.
    Wszyscy patrzyli na siebie zaskoczeni i po chwili z ich ust padło pytanie:
    – Co wy tu robicie?
    Bai Yutang zmarszczył brwi i zapytał:
    – Dostaliście telefon z zaproszeniem?
    Wszyscy spojrzeli na niego i przytaknęli kiwnięciem głowy. Czuli się dziwnie, bo takie zbiegi okoliczności zdarzają się niezwykle rzadko.
    Gdy tak stali skonsternowani na parkingu, usłyszeli donośny głos:
    – Witajcie!
    Wszyscy obrócili się w stronę, z którego dobiegał i zobaczyli dziewczynę w fartuszku stojącą w progu i machającą do nich. Zhan Zhao podszedł do niej pierwszy i zapytał rozpoznając jej głos:
    – To ty do nas dzwoniłaś?
    – Tak, jestem właścicielką tej łaźni.
    – Jak zdobyłaś nasze numery telefonów? – pytał coraz bardziej zaskoczony doktor.
    – Od gości, którzy wczoraj tu byli – mówiła dziewczyna witając ich w progu.
    – Jakich gości? – zapytał Gongsun.
    – To byli bliźniacy – odpowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem.
    Brwi Bai Jintanga drgnęły i obiecał sobie w myślach, że jak wróci do domu, to wrzuci ich do Pacyfiku rekinom na pożarcie.
    – Dwieście juanów za osobę, sto za dziecko… – Nagle dziewczyna przerwała patrząc na Lizbonę. – Ten kot za czterysta.
    Bai Yutang i Zhan Zhao zamiast sięgnąć po portfele, spojrzeli na Bai Jintanga. Bliźniacy byli jego podwładnymi, dlatego zagryzł zęby i wyciągnął swoją złotą kartę kredytową, żeby zapłacić. Po dokonaniu formalności, dziewczyna zaprosiła ich do środka.
    – Tędy proszę.
    Gdy przeszli przez dużą bramę, znaleźli się na pięknym dziedzińcu, na którego tyłach stał okazały budynek, na którym namalowani byli Tom i Jerry.
    – Hahaha, wybaczcie, ale od dziecka kocham Toma i Jerry’ego – powiedziała dziewczyna, po czym ruszyła w stronę budynku. – W środku są gorące źródła, możecie śmiało z nich korzystać. Jesteście jedynymi gośćmi.
    Gdy wszyscy zniknęli w środku, dziewczyna pobiegła do holu, wyciągnęła telefon, wybrała numer i szepnęła:
    – Hej, już tu są. Tak. Ach, dobrze, wiem, wiem.


    Gdy weszli do przebieralni, zauważyli rząd kabin, każda miała zamek, a w środku były czyste ręczniki kąpielowe. Każdy wszedł do jednej kabiny, żeby się przebrać. Jako pierwsi owinięci w ręczniki wyszli Bai Yutang, Bai Jintang i Zhao Wei, czekając z niecierpliwością, aż otworzą się pozostałe drzwi kabin.
    W końcu dołączyli do nich Zhan Zhao, Gongsun i Bai Chi. Na końcu wyszedł Luo Yang, który próbował owinąć się ręcznikiem. Zhan Zhao podszedł do niego, uklęknął i pomógł mu zawiązać supeł. Gdy wstał, spojrzał na dowódcę, który pocierał nos.
    – Coś nie tak? – zapytał zaskoczony.
    – Nie, skąd – odpowiedział Bai Yutang, ale kiedy ten Kot przykucnął, zobaczył to i owo, a teraz swędział go nos i świerzbiły ręce.
    Gdy wyszli z przebieralni, zobaczyli mapę ośrodka. Spojrzeli na nią, potem na siebie. Co to ma być? Łaźnia czy labirynt?
    Mieli do wyboru trzy wejścia. Pierwsze prowadziło do basenu z bąbelkami, drugie do gorących źródeł z rybkami, a trzecie do sauny.
    Wszyscy zgodnie postanowili się rozdzielić, by przypadkiem nie zobaczyć czegoś dziwnego.
    Bai Chi i Zhao Wei chcieli iść do gorących źródeł z rybkami, ale Lizbona pobiegł prosto do basenu z bąbelkami i obaj musieli pobiec za lwem. Gongsun został siłą zaciągnięty przez Bai Jintanga do sauny, a dla Zhan Zhao, Bai Yutanga i Luo Yanga zostały gorące źródła z rybkami.
    Lizbona zatrzymał się tuż przy brzegu basenu z bąbelkami i bacznie się im przyglądał. Bai Chi ostrożnie wszedł do wody i zorientował się, że bąbelki wydostają się także z dna basenu. Mocny strumień powietrza masował jego ciało, a on poczuł błogość i przyjemność. Po chwili do basenu wszedł także Zhao Wei.
    – Jej, jak przyjemnie – odparł głęboko wzdychając i siadając obok Bai Chi’ego. – Chi Chi, może wymasować ci plecy?
    Chłopak był zaskoczony tym pytaniem.
    – Ty podstępny diable, czy aby na pewno znasz się na masażach?
    Zhao Wei patrzył, jak rumieniec oblewa policzki chłopaka, który był tak uroczy, że aż poczuł błogie łaskotanie w sercu. Po chwili poczuł też, że chłopak dotyka pod wodą jego nogi. Zhao Wei spojrzał na niego i zobaczył, jak bardzo jest zrelaksowany, dlatego uśmiechnął się do niego. Był naprawdę zaskoczony, bo nie spodziewał się, że Bai Chi jest aż tak śmiały… ale być może zadziałała magia gorących źródeł. Gdy tak o tym myślał poczuł, że chłopak ponownie dotknął jego nogi sunąc po niej już całkiem odważnie.
    – Chi Chi – powiedział i go pocałował.
    Chłopak zamarł i spojrzał na niego zaskoczony, a Zhao Wei przysunął się bliżej i jeszcze raz go pocałował i nagle…
    – Łaaaa! – krzyknął Bai Chi. – Gdzie mnie dotykasz?
    Zhao Wei był zaskoczony, bo on go jedynie pocałował i jeszcze nie położył na nim swoich rąk.
    – Ej! – krzyknął chłopak, po czym wstał gwałtownie i kopnął oszołomionego magika. Na szczęście Zhao Wei zrobił unik, a Bai Chi zachwiał się i wylądował w jego ramionach.
    – O co się tak złościsz? – zapytał magik. – Też mnie chwilę temu dotykałeś i nic nie mówiłem.
    – Niby kto cię dotykał? – fuknął wściekły Bai Chi.
    Zhao Wei zamarł, a gdy zaczął analizować sytuację, kątem oka zobaczył zbliżającą się w jego stronę pięść chłopaka.
    – Au! – krzyknął, bo tym razem nie zdążył zrobić uniku i wpadł cały do wody.
    Bai Chi był wściekły, wyszedł z basenu, wziął butelkę szamponu i zaczął szorować futro Lizbony mamrocząc pod nosem i rzucając ostre jak brzytwa spojrzenie w kierunku Zhao Weia, który powoli wynurzył się z wody.
    Magik złapał się za brodę, bo był pewien, że w chwili, kiedy wpadł do basenu i opadał na dno, coś zobaczył.
        

    W saunie było gorąco i parno, dlatego Gongsun usiadł jak najdalej od Bai Jintanga, którego wzrok był w nim utkwiony. Czuł, jak to palące spojrzenie omiata go od góry do dołu, aż dostał gęsiej skórki i nawet w tak ciepłym miejscu czuł zimny dreszcz na plecach. I musiał przyznać w duchu, że Bai Jintang był bardzo konsekwentny we wszystkim, co robił.
    Po chwili wpatrywania się w Gongsuna mężczyzna zaśmiał się i zapytał:
    – Dlaczego usiadłeś tak daleko? Chodź bliżej.
    – Tu jest mi chłodniej.
    – W sumie też jest mi chyba za gorąco – powiedział z szelmowskim uśmieszkiem Bai Jintang i podszedł do doktora.
    Gongsun już miał zamiar uciec, ale został złapany.
    – Dlaczego uciekasz? Przecież nic ci nie zrobię.
    Gongsun nie uwierzył, że ten facet niczego nie planował, dlatego siedział spięty i starał się zachować jak największy dystans od tej bestii. Bai Jintang zbliżył się do niego z uśmiechem i pocałował go w szyję, a Gongsun pomyślał: Wiedziałem, że tak będzie.
    Na początku Bai Jintang chciał go jedynie pocałować, ale ku jego zaskoczeniu poczuł, że doktor objął go ręką w pasie i zaczął go dotykać w dość dwuznaczny sposób. Oczywiście nie potrafił nad sobą zapanować, wyciągnął ręce i objął Gongsuna pytając go z uśmiechem:
    – Kochanie, co się stało, że jesteś dzisiaj tak aktywny?
    Zanim kompletnie zaskoczony doktor zdążył odpowiedzieć, został przyciśnięty do ławeczki i namiętnie pocałowany. Po chwili wymamrotał, że kręci mu się w głowie i to nieco ostudziło zapędy Bai Jintanga, który przypomniał sobie, że są w saunie. Wziął Gongsuna na ręce i wyniósł go do pomieszczenia z zimną wodą, by odrobinę się ochłodził.
    I gdy tak Gongsun leżał półprzytomny, a on go wachlował, zaczął analizować, co się przed chwilą stało. Kiedy pocałował go po raz pierwszy, obie ręce doktora znajdowały się na jego piersi, zatem czyje ręce tak lubieżnie macały go po talii?


    Bai Yutang, Zhan Zhao i Luo Yang najpierw poszli pod prysznic, żeby się opłukać, a potem weszli do małego basenu pełnego rybek. Kiedy chłopiec poczuł, jak te maleńkie rybki skubią jego skórę łaskocząc go, zaczął się śmiać. Z kolei obaj jego opiekunowie oparci o krawędź basenu cieszyli się uważną obsługą małych rybek. Basen, choć mały, był dość głęboki i Zhan Zhao z przyjemnością zaczął w nim pływać.
    – Kocie, tylko się nie utop – powiedział chichocząc dowódca.
    – Nie ma takiej opcji, w najgłębszym miejscu woda sięga mi do piersi.
    Bai Yutang podpłynął do niego, po chwili otoczyły ich małe rybki, a kiedy zaczęły ich skubać, oni śmiali się i rozmawiali, czując się coraz bardziej zrelaksowani.
    – Kocie, co to jest? – Dowódca sięgnął ręką w głąb basenu i coś z niego wyciągnął.
    Zhan Zhao spojrzał na przedmiot w jego dłoni i były to okulary do nurkowania. Obaj spojrzeli na siebie i poczuli dziwny niepokój. Bai Yutang poczuł tuż obok siebie prąd przepływającej wody, który był dość nienaturalny.
    W oddali Luo Yang spojrzał na dziwnie wyglądające skały, które były tuż za nimi. Bo było tu bardzo wiele skał, które dostarczały minerałów i składników odżywczych rybkom.
    Bai Yutang zachował spokój i udając, że żartuje z Zhan Zhao, powoli zbliżał się do małej rafy, przy której zgromadziło się sporo rybek. Gdy byli już tuż przy niej, zobaczyli rękę wystającą między skałami. Dowódca gwałtownie ją chwycił i pociągnął z impetem w swoją stronę.
    – Łaaaa! – krzyknął blondwłosy cudzoziemiec, który nagle został wyrzucony z basenu i właśnie ślizgiem sunął po kafelkach.
    Bai Yutang, Zhan Zhao i Luo Yang wyszli z wody i pobiegli do niego. Mężczyzna leżał na podłodze w korytarzu i zakrywał jedną ręką nos. Nie wiadomo było, czy zranił się podczas upadku, czy może wcześniej.
    Po chwili z sauny wyłonił się Bai Jintang niosąc lekko zamroczonego Gongsuna, pojawił się także wściekły Bai Chi i przygnębiony Zhao Wei. A kiedy zobaczyli blondyna leżącego w przejściu, nagle wszystko stało się jasne. Zhao Wei się zagotował, podszedł do niego i podniósł go z podłogi.
    – To byłeś ty?
    Cudzoziemiec płakał, bełkotał coś po angielsku i był coraz bardziej spanikowany.
    – Ach! W końcu go dorwałam! – krzyknęła młoda właścicielka łaźni, po czym spojrzała na piękne ciała otaczających ją mężczyzn, wprawiając ich w lekkie zakłopotanie. – Jakiś czas temu pojawił się w mojej łaźni zboczeniec, który przestraszył wszystkich stałych klientów. Od dawna starałam się go złapać i w końcu się udało.
    Gdy wypytali cudzoziemca, dowiedzieli się, że był nurkiem. Bardzo lubił tu przychodzić, bo mógł swobodnie popływać, ponieważ wszystkie pomieszczenia łaźni były ze sobą połączone. Po jakimś czasie odkrył jeszcze jedną zaletę tego miejsca, mógł się przyczaić i zmacać co przystojniejszych facetów. Bai Jintang i Zhao Wei zbledli, jak o tym usłyszeli i bez słowa sprzedali mu kilka ciosów.
    Pobitego zboczeńca odebrała policja i odwiozła na komisariat. Szczęśliwa właścicielka łaźni w dowód wdzięczności dała im dostęp do strefy VIP, gdzie wszyscy spędzili miło czas.
    W nocy Luo Yang spał w pokoju z Lizboną, a raczej na miękkim i pachnącym futrze lwa, który ocierał się o głowę chłopca, wtulając się w niego.
    Yang Yang we śnie zastanawiał się, dlaczego dziadek Bao chciał znaleźć sposób, żeby zwabić do gorących źródeł wujka Zhana, wujka Baia i pozostałych wujków.
    Zhao Wei patrzył na Bai Chi’ego, który spał na brzuchu i głęboko westchnął, bo jego dwaj kuzyni byli nie wiedzieć czemu dumni, że ten rozwścieczony Króliczek zdołał powalić go swoim ciosem. I to za nic, bo przecież nawet go nie dotknął. Pomyślał, że Bai Chi jest jeszcze bardzo naiwny i najwyższy czas się do tego przyzwyczaić. Za to w pokoju Bai Jintanga i Gongsuna panowała iście wiosenna atmosfera.
    Zanim Zhan Zhao położył się spać, zapytał Bai Yutanga:
    – Yutang, czy ta właścicielka kogoś ci nie przypomina?
    Dowódca zamyślił się na chwilę, po czym odpowiedział:
    – W biurze komendanta Bao stoi ramka ze zdjęciem.
    – Jest na nim on i jego siostrzenica – dodał doktor, a po chwili obaj zrozumieli, że dali się złapać w pułapkę zastawioną przez starego lisa.
    W holu młoda właścicielka witała klientów. Zboczeniec został złapany, a ona z uśmiechem liczyła wpływy, nawet podniosła stawki. Po chwili wzięła telefon, wykręciła numer i powiedziała:
    – Wujku, to było niesamowite. Złapali zboczeńca od razu, jak tylko weszli do basenów.
    Po drugiej stronie Bao Zheng uśmiechał się pod nosem szalenie z siebie zadowolony.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Oooo taaak, Kot, Mysia i reszta szalonej drużyny... spełnienie marzeń:)))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz